Na pewno już o tym słyszeliście i słyszałyście. OFF Radio Kraków – publiczna stacja – pod koniec sierpnia pożegnało się z dziennikarzami, którzy ją tworzyli. A w poniedziałek 21 października ogłosiło rewolucję. W nowej ramówce audycje „prowadzi” sztuczna inteligencja – to znaczy trzy avatary, którym nadano imiona i zmyślono osobowość. O zwolnieniach na początku nikt nie słyszał, w promocyjnym artykule na temat zmian w radiu jakoś o tym nie wspomniano. Sprawę nagłośnił we wtorek rano Mateusz Demski, dziennikarz i krytyk muzyczny, który sam wcześniej pracował w stacji. (Tu jest jego list otwarty.) Jak pisze Demski, za decyzję odpowiedzialny jest Marcin Pulit, „powołany na likwidatora Radia Kraków, który mianował się redaktorem naczelnym OFF Radia Kraków”. Kilka godzin później Pulit przedstawił swoje własne oświadczenie (które też tutaj linkuję). Jeśli ktoś chce poznać więcej kontekstu, zanim przejdzie dalej, to proszę, sprawę szerzej opisał mój redakcyjny kolega Eryk Kielak. 

Zobacz wideo Przyszłość AI stoi pod znakiem zapytania. Inwestorzy się wycofują

Nie będę się bawić w retoryczne zawijasy, napiszę wprost: w moim mniemaniu pomysł decydenta z Radia Kraków jest po pierwsze naprawdę niemądry, a po drugie naprawdę obraźliwy. I to dla wielu osób:

1. Dla pracowników, którzy zostali zwolnieni.

To znaczy, przepraszam, dla „współpracowników”, z którymi „rozwiązane zostały umowy o współpracę” (co oznacza tyle, że radio nie dawało im umów o pracę, tylko zlecenia albo dzieło). Kwestię tę doprecyzował Marcin Pulit, dodając, że przyczyną zwolnień (to znaczy rozwiązań) nie była wcale kwestia AI. Ta koncepcja przyszła później. „Większość programu anteny OFF Radia Kraków pokrywała się z drugim kanałem tematycznym Radiem Kraków Kultura oraz główną anteną Radia Kraków, a zasięgi słuchalności OFF Radia Kraków były bliskie zeru. To było podstawą do decyzji o dokonaniu zmiany” – napisał Pulit.

OFF Radio Kraków jest, jak sama nazwa wskazuje, offową odnogą lokalnej rozgłośni publicznego nadawcy. To raczej jasne, że zasięgi takiej stacji nie będą wysokie. Nie wiem też, skąd pomysł, że jak jest niska słuchalność, trzeba zwalniać – że co, jeśli hurtem wyrzuci się ludzi, to pojawią się słuchacze? Może za słabe wyniki odpowiada raczej fakt, że autorskie treści wypełniały mniejszość czasu, a stacja była „programowana głównie w sposób zautomatyzowany”? Może nowe, ciekawe tematy, audycje, podcasty przyciągnęłyby słuchaczy bardziej niż papka wygenerowana przy pomocy AI? Ale to tylko takie luźne pytania, ja jestem prostą dziennikarką, nie menedżerką, skąd mi wiedzieć takie rzeczy. W każdym razie: ta zmiana wygląda tak, jakby ktoś myślał, że AI będzie „robić” radio lepiej niż dziennikarze. Którzy widocznie sobie nie radzili czy coś, bo powinni mocą własnej charyzmy zrobić z offowej, lokalnej stacji hitowe radio. 

2. Dla pracowników, którzy dalej pracują.

Za oprawę muzyczną (playlistę) nadal odpowiada dotychczasowy szef muzyczny OFF Radia Kraków Wojciech Barczyński, teraz jednak przy programowaniu muzycznym posiłkuje się również narzędziami AI. Za stronę techniczną dotyczącą wykorzystania narzędzi AI odpowiada Wojciech Wasiak, a za generowanie treści przy użyciu AI współpracowniczka Radia Kraków Patrycja Psuj

– czytamy w promocyjnym komunikacie radia. Jak widać, treści tworzone przy pomocy AI nie sprawiają, że znikają ludzie. Ale w takiej sytuacji jak w OFF Radiu Kraków następuje kuriozalne odwrócenie ról. Osoba, która wymyśla tematy, promptuje, sprawdza i poprawia treści, czyli de facto tworzy audycje, nie pracuje na własne nazwisko, tylko na „nazwisko” nieistniejącego Kuby, Emi czy Alex. AI w takim modelu nie jest narzędziem, które usprawnia mechaniczne czynności, zdejmuje z pracownika najbardziej żmudne zadania, zostawiając mu dzięki temu czas i energię na twórczą pracę. Nie, to pracownik czy pracownica ląduje – i pod względem obowiązków, i prestiżu – w roli podległej wobec wirtualnego Kuby.

3. Dla pokolenia Z.

No właśnie, Kuba, Emi i Alex, na stronie radia zaprezentowani jako „OFF ludzie”. Ich portrety są konwencjonalnie atrakcyjne w typowym dla AI stylu, Alex wygląda pięknie jak anioł, linia szczęki Kuby jest tak ostra, że można by nią ciąć szkło. Wszyscy dostali biogramy, w których zostali mocno uczłowieczeni. Emilia „Emi” Nowak „z pasją śledzi najnowsze trendy w świecie kina, muzyki i mody”, ma też „wnikliwe spostrzeżenia na temat kultury młodzieżowej”. Jakub „Kuba” (dziwna ksywka, ale ok) Zieliński „z ogromną pasją śledzi nowinki z zakresu produkcji dźwięku”, a w „wolnych chwilach” sam „tworzy własną muzykę”. Alex (jak rozumiem, osoba niebinarna) to natomiast „aktywist_ka na rzecz praw człowieka i równości” i „osoba pełna zaangażowania społecznego, która z pasją porusza tematy związane z tożsamością”.

AI-owe avatary oprócz pasji dostały też wiek. Alex ma 23 lata, Jakub – 22, Emi – 20. To oczywiście dlatego, że radio w nowej odsłonie ma być kierowane do młodych. „Kreowany przez AI program ma być adresowany do osób z tzw. pokolenia Z, odpowiadać na ich potrzeby i zainteresowania, poruszać kluczowe dla nich tematy, analizować, jak AI może wpływać na to, co myślą, jak konsumują informacje” – czytamy w komunikacie. Ja na szczęście jestem starą millenialką i nie muszę się przejmować, ale naprawdę ktoś właśnie bardzo stara się obrazić zetki, jeśli sądzi, że przyciągnie je do radia sztuczna Emi snująca gawędę o „kulturze młodzieżowej”. Albo sztuczny Alex analizujący, w jaki to sposób młodzi konsumują informacje.

Powiem może dwa słowa z własnego doświadczenia. Współprowadzę w Gazeta.pl podcast „Co to będzie” o tym, co się dzieje na świecie. Według statystyk trzy czwarte osób, które słuchają nas na Spotify czy Apple Podcasts, ma mniej niż 35 lat. Wyciągam z tego taki wniosek: żeby zainteresować młodych ludzi, podobnie jak wszystkich innych ludzi, nie trzeba dłubać w AI, tylko z zaangażowaniem i jaką taką wiedzą mówić o sprawach, które uważa się za ważne. A nie wiem, jaka dwudziestolatka (ani, szczerze mówiąc, trzydziesto-, czterdziesto- czy pięćdziesięciolatka) będzie pasjami słuchać, jak wygenerowany przez AI głos Emi rozmawia z wygenerowanym przez AI głosem Wisławy Szymborskiej. 

4. Dla całej reszty słuchaczy.

Że niby wszystko im jedno, czego słuchają: autorskich treści, audycji, rozmów z gośćmi, które faktycznie są rozmowami, czy też papki wygenerowanej przez AI. Oczywiście pod postami opisującymi sprawę widziałam już komentarze w stylu „No i? Nie ma co ronić łez, tylko znaleźć sobie pracę, której nie zastąpi AI”. Jestem ciekawa, czy ludzie, którzy to piszą, sami łykają jak pelikany „dziennikarskie” treści tworzone przez czaty GPT tego świata. Czy ślepo ufają odpowiedziom AI w Google (które potrafią poradzić, żeby przyklejać ser do pizzy klejem). Czy czerpią informacje o świecie z farm kontentu (to coś takiego jak kurze fermy, tylko zamiast przerośniętych kurczaków są newsy). A może jednak sami o sobie myślą, że są na to zbyt inteligentni? Może jednak dziwnym trafem sami wolą tworzone przez ludzi artykuły, poradniki i programy? Ja tam nie wiem. Zostawiam to pytanie w powietrzu, niech wisi.

Generatywna AI nie jest w stanie zastąpić pracy dziennikarki prowadzącej autorską audycję z tego prostego powodu, że nie tworzy nic autorskiego. Cała ta panika (albo schadenfreude), że uciekajcie z tej branży, bo przyjdzie Chat GPT i was zje, że różne zawody zaraz całkiem zastąpi AI, w ogóle jest dość na wyrost. Nawet gdybyśmy żyli w świecie, w którym technologii nie da się regulować, nie ma ustaw, sejmu, związków zawodowych, jedynym panem jest wolny rynek, to – jak wynika z tegorocznego raportu MIT na ten temat – zastępowanie ludzi generatywną AI bardzo często po prostu się nie opłaca. Jeśli prezesi czy zarządy pozbywają się pracowników w nadziei, że zamiast nich wystarczy avatar Alex, to znaczy, że średnio rozumieją, czym generatywna AI jest, czym nie jest, co umie, a czego nie. Nie byłaby to pierwsza w historii świata sytuacja, w której prezesi czy zarządy robią rewolucję na zakładzie, bo porwała ich nowinka, o której mają średnie pojęcie. Ale to już nie kwestia sztucznej inteligencji.

5. I w sumie też dla samego siebie.

Generatywna AI to dzisiaj już taka stara-nowa rzecz. Jeśli ktoś jesienią 2024 roku ekscytuje się nią do tego stopnia, że zmienia działanie stacji radiowej, tworzy nowych „dziennikarzy” i tak dalej, to dowodzi głównie tego, że nie za dobrze zna się na tym zjawisku i nie śledzi debaty na jego temat. Dziś raczej odchodzi się od hurraoptymizmu czy wizji, w których generatywna AI urządza nam nowe życie. Coraz więcej i częściej mówi się za to o jej negatywnych stronach. O tym, jak potworne ilości wody i energii zużywa i jak to w rezultacie wpływa na klimat. O kwestii praw do autorstwa treści, z których AI kompiluje swoje wytwory. O tym, że jest stronnicza w zależności od tego, czym się ją nakarmi. O tym, że nie rozszerza ludziom oglądu świata, tylko go zawęża, operując najprostszymi stereotypami. O tym, że wciąż czekamy na jakościowy przełom w jej działaniu, a na razie przełomu ani widu, ani słychu. Za to koszty są ogromne. Suchej nitki na generatywnej AI nie pozostawia choćby niedawny raport Goldman Sachs – instytucji, której trudno zarzucić, że kieruje się naiwnością, a nie dolarami. Już wiemy: technologia, którą niedawno tak zachłysnął się świat, nie zmieni tego świata na lepsze. I publicznego radia też nie.

Więcej o generatywnej AI oraz o wpływie big tech na media mówiliśmy w odcinku „Co to będzie”, który widzicie powyżej. Jeżeli ktoś – z dowolnego pokolenia! – jest ciekaw, najserdeczniej zapraszam.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version