Prezes PiS stanął przed komisją śledczą z konkretnym spinem – afery wizowej nie było. Sęk w tym, że znalazły się dokumenty potwierdzające, że zarówno on, jak i Mariusz Kamiński, byli alarmowani o zagrożeniu. – Nie było żadnej kontroli nad polityką migracyjną – konkludował po przesłuchaniu przewodniczący Michał Szczerba.

W piątek 7 czerwca przed komisją śledczą ds. afery wizowej stanął w końcu prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jak przy każdym z dotychczasowych przesłuchań, prezes przyszedł na salę spóźniony. Ledwo usiadł, a już zgłosił kilka zastrzeżeń formalnych. Pierwsze dotyczyło braku posłów PiS w składzie komisji, drugie interwencji wizowej przewodniczącego Szczerby w Mińsku, co miałoby go formalnie eliminować z obrad. Kiedy wątpliwości prezesa, zostały rozwiane, Kaczyński przeszedł do swobodnej wypowiedzi, która przysługuje każdemu ze świadków.

I tak dowiedzieliśmy się, że afery wizowej – zdaniem prezesa Kaczyńskiego – nie było. Służby zadziałały, jak należy, a proceder korupcyjny w MSZ został wytropiony i napiętnowany. Ówczesna opozycja wykorzystała okazję i zrobiła sobie na niej kampanię wyborczą, zresztą z pomocą „niemieckich sojuszników”.

– Ta komisja i wszystko, co działo się przed jej powołaniem, wynikała z sugestii, że doszło do ogromnych nadużyć o charakterze korupcyjnym przy udzielaniu wiz i że te nadużycia doprowadziły do tego, że do Polski dostało się wielu cudzoziemców. Ta kampania była prowadzona w trakcie kampanii przedwyborczej i wywarła wpływ na jej przebieg. A ta kampania była jednym wielkim, gigantycznym kłamstwem – przekonywał Kaczyński.

– Taki proceder nie miał miejsca. Miało miejsce jedno przestępstwo o zakresie, który obejmował ułamek promila spraw wizowych. I państwo zareagowało w sposób właściwy. Sprawcy zostali wykryci, zatrzymani, aresztowani. Część została aresztowana i sprawa postępuje nadal. Zostały wyciągnięte wnioski polityczne. Osoba, której rola była jasna, została wycofana z rządu i listy wyborczej PiS – dodawał.

Problem w tym, że wersja prezesa jest jedynie ułamkiem całości i podczas sejmowego przesłuchania nie wytrzymała zderzenia z rzeczywistością. Członkowie komisji nie skupiali się bowiem na wątku Piotra Wawrzyka oraz Edgara Kobosa, ale na wątku programu Poland Business Harbour, w efekcie którego do Polski wydano blisko 100 tysięcy wiz (w tym Rosjanom). Jak się okazuje, Polska nie miała nad tym kontroli, a zapewniania (w tym Mariusza Kamińskiego złożone przed komisją), że program był bezpieczny, okazały się mrzonką.

Przykład? Kiedy Kaczyński zeznał, że o żadnym zagrożeniu nie wiedział i nie informował go o nim również Mariusz Kamiński, komisja sięgnęła po dokumenty. W jednym z nich, odpowiedzi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na zapytanie komisji śledczej, ABW zapewnia, że wielokrotnie informowała MSZ, MSWiA oraz Kaczyńskiego (!) o niebezpieczeństwach związanych z programem wizowym PBH. Czytamy w nim”

„[ABW] przekazała informacje dotyczące możliwej, wzmożonej migracji obywateli Federacji Rosyjskiej do Polski i wynikających z niej zagrożeń godzących w bezpieczeństwo państwa, w tym o charakterze wywiadowczym i terrorystycznym, a także możliwości przenikania do Polski wraz z napływem rosyjskich migrantów, osób powiązanych z grupami przestępczymi…”.

x.com

W zderzeniu z tą informacją Kaczyński zaczął lawirować, rozmów z Kamińskim na ten temat sobie nie przypominał. – O tych zagrożeniach, o ile sobie przypominam, żeśmy nie rozmawiali. Jeżeli pan pozwoli, to powiem dokładnie, czym się zajmowałem, bo to jednak warto, żeby komisja to wiedziała. Przede wszystkim armią, jej powiększeniem, uzyskaniem od sztabu dwóch alternatywnych planów stworzenia sił zbrojnych, sposobami sfinansowania tego programu, sprawami walki… – wyliczał prezes. Pouczony, że odchodzi od sedna sprawy, poprosił o szansę na dokończenie myśli. – Jeżeli pan pozwoli, to potrwa 20 sekund. Poza tym zajmowałem się sprawami granicy, aby była należycie chroniona. Kwestiami cyberbezpieczeństwa, które były przedmiotem sporów i tarć. To są główne problemy, które mnie zajmowały – mówił.

To jednak nie wszystko. Podobny dokument jak ABW, wystosowała do komisji śledczej również Agencja Wywiadu. Jak poinformował jej szef, „AW w latach 2020–2023 przekazywała na bieżąco informacje do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego odnoszące się do powyższej kwestii, w tym związku z uzyskiwaniem wiz w programie Poland Business Harbour przez obywateli Federacji Rosyjskiej”. Również i na to Kaczyński nie znalazł satysfakcjonującej odpowiedzi.

x.com

Wiceprzewodniczący Sowa skonfrontował też Kaczyńskiego ze sprawą wiceministra rolnictwa Lecha Kołakowskiego oraz jego asystenta Macieja Lisowskiego, który w biurze poselskim ministra prowadził agencję pracy tymczasowej. Sprawę obszernie opisywaliśmy w „Newsweeku” – tutaj warto tylko wspomnieć, że Lisowski wynajmował Kołakowskiemu lokal w centrum Warszawy za 50 zł miesięcznie i w imieniu wiceministra naciskał zagraniczne placówki dyplomatyczne w celu szybszego wystawiania wiz osobom będącym w ich zainteresowaniu. Kaczyński zapewniał, że sprawy nie zna, ale takie postępowanie „uważa za naganne”.

W tym momencie na komisji dokonał się też zwrot akcji. Członkowie komisji wrócili do wypowiedzi, której przed kilkoma dniami prezes Kaczyński udzielił podczas spotkania z wyborcami w Nidzicy. Zapytany tam o aferę wizową nazwał ją „niewielkim przestępczym przedsięwzięciem, które wpadło przez przypadek”. Szczerba zaczął dopytywać, o jaki to niby przypadek miałoby chodzić.

Kaczyński i tutaj kluczył, ale ostatecznie potwierdził, że przypadek miał polegać na tym, że propozycję korupcyjną czy też informację o propozycji korupcyjnej miała otrzymać współmałżonka polityka wysoko postawionego w kierownictwie PiS. Prezes nie chciał jednak powiedzieć nic więcej, zapewnił tylko, że nazwisko może wyjawić dopiero w części niejawnej posiedzenia. Komisja przychyliła się do tego pomysłu, po godz. 12.30 przygotowano specjalne pomieszczenie, w którym przesłuchano Kaczyńskiego.,

– Dlaczego nie zdymisjonował pan Wawrzyka, kiedy dowiedział się pan o jego roli? – dopytywali jeszcze Kaczyńskiego członkowie komisji.

– Mariusz Kamiński poinformował mniej, że trwają już działania zmierzające do ustalenia wszystkich szczegółów tej sprawy. Podejmowanie wtedy jakichkolwiek działań byłoby, proszę wybaczyć kolokwializm, płoszeniem przestępców – odpowiadał prezes.

Podczas piątkowego przesłuchania pisowska narracja dotycząca afery wizowej nie wytrzymała zderzenia z rzeczywistością. Jak wynika z dokumentów, wszystkie najważniejsze osoby z kierownictwa PiS wiedziały nie tylko o sprawie korupcji w MSZ, ale też o niebezpieczeństwach wynikających z programu Poland Business Harbour. Kaczyński może zapewniać, że „intencje programu były słuszne”, ale to między innymi on ponosi polityczną odpowiedzialność za nieprawidłowości.

Trudno też oprzeć się wrażeniu, że Kaczyński spróbował wykorzystać piątkowe przesłuchanie do zaakcentowania finiszu kampanii wyborczej. Przesłuchanie było szeroko transmitowane w mediach społecznościowych PiS, a prezes co rusz próbował wracać do tematu wojska, niepokojów na granicy, wieloletniej walki o bezpieczeństwo Polski czy krytyki polityki migracyjnej. Jednym z najbardziej aktywnych pomocników w tym działaniu był wiceprzewodniczący Daniel Milewski startujący do europarlamentu z 10. miejsca na Mazowszu.

Komisja śledcza zwróciła się dziś z wnioskiem do prokuratury o informację, czy osoby zaangażowane w podpalenia i sabotaże na terenie Polski (w tym podpalenie Centrum Marywilska) wjechały do naszego kraju na wizach w ramach programu Poland Business Harbour.

HtmlCode

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version