W Ameryce huczy od plotek na temat rzekomego romansu brytyjskiego następcy tronu. Podejrzliwość tabloidów, internautów, a nawet mediów głównego nurtu zwiększa fakt, że żonę zdradzał jego ojciec, król Karol III.

Szacowny „Washington Post” zamieścił rysunek, na którym książę William porusza marionetką żony ustawioną przy oknie Pałacu Kensington. – W królestwie zawrzało – mówił prowadzący wieczorny program sieci CBS Stephen Colbert. – Internetowi detektywi spekulują, że zniknięcie Kate Middleton to skutek romansu jej małżonka.

Przypomniał, że od dawna krążą plotki, jakoby następca tronu zdradzał 42-letnią księżną Walii z byłą modelką, a obecnie markizą Cholmondeley – Sarah Rose Hanbury.

– Ponoć Kate spytała go, czy to prawda, on zaś wybuchnął śmiechem i odparł, żeby się nie przejmowała – ciągnął komik. – Znakomita i zawsze skuteczna riposta, gdy żona zarzuca ci zdradę.

Wrzenie spotęgował poważny, brytyjski „The Independent” zamieszczając artykuł „Lady Rose Hanbury: kim jest markiza Chalmondeley?”. Dziennik chciał się wstrzelić we wzmożone zainteresowanie publiki ową postacią, ale dla miłośników teorii spiskowych tekst stanowił potwierdzenie, że coś jest na rzeczy.

Najnowsza burza w szklance wody zaczęła się od „afery” wokół rodzinnego zdjęcia, które księżna Walii przesłała mediom z okazji Dnia Matki obchodzonego przez Brytyjczyków w czwartą niedzielę wielkiego postu (10 marca). Mama siedziała na plecionym foteliku otoczona trójką dzieci, pstrykał tata. Poprzednim razem Kate dała się sfotografować w Boże Narodzenie, a 19 stycznia przeszła – wedle oficjalnego komunikatu – „planowaną wcześniej operację jamy brzusznej”. Wiernych poddanych jej teścia zaczęła niepokoić długa nieobecność potencjalnej królowej na niwie życia publicznego. Tymczasem wszystkie główne agencje, m.in. AP, AFP, Reuters, EPA, Getty Images, odmówiły publikacji zdjęcia, ponieważ zostało cyfrowo zmanipulowane.

Chodziło o wyretuszowane ramię, rozmazane kolano, oraz talię spódnicy księżniczki Charlotty zachodzącą kanciasto na sweter, nienaturalnie wykrzywione palce księcia Louisa, prawdopodobnie doklejoną prawą dłoń Kate, jej sztucznie sfalowaną fryzurę i urwany w połowie suwak swetra. Krawędź werandy nie zgadzała się z linią tarasu, podobnie jak elementy wzorów na wdziankach Louisa i George’a. Ponadto soczyście zielone liście oraz trawa sugerowały raczej początek maja niż marca, zaś mama nie miała zaręczynowego pierścionka ani obrączki, z którymi się nie rozstaje. – Jak wielu fotografów-amatorów eksperymentuję czasem z montażem – oświadczyła następnego dnia. – Przepraszam za zamieszanie.

Było jednak za późno. Choć przy bliższych oględzinach zdjęcie wygląda jak poligon nowicjusza, który zaczyna zabawę Photoshopem, i to z natury dość niechlujnego, gruchnęły plotki, że zostało wygenerowane przy użyciu sztucznej inteligencji bądź twarz Kate doklejono do korpusu pozującej w jej zastępstwie obcej kobiety. Ergo księżna nie chce lub nie może pokazywać się publicznie.

Co więcej, na zdawkowym oświadczeniu głównej bohaterki się skończyło. Pałac nie udostępnił mediom oryginalnego pliku zapisanego przez aparat czy choćby pierwotnie przerzuconego do programu w komputerze. „Obrabianie fotografii, która miała dowieść, że Kate Middleton czuje się dobrze po niesprecyzowanej operacji, było naprawdę kiepskim pomysłem” – komentowała Claire Leibowicz, szefowa nadzorującego etyczne stosowanie sztucznej inteligencji stowarzyszenia Partnership on AI.

Rodzina królewska nie pierwszy raz zaplątała się w sidła własnej polityki informacyjnej prowadzonej pod hasłem „nigdy nie lamentuj, nigdy nie komentuj” („never complain, never explain”). Może i sensownej w początkach panowania Elżbieta II, ale wykazującej nieskuteczność już trzy dekady temu, gdy obecny król rozwodził się z księżną Dianą, a totalnie skompromitowanej po jej śmierci (1997 r.).

Dyrektor AFP ds. informacji Phil Chetwynd powiedział, że agencja – zgodnie z wewnętrznymi standardami rzetelności – przestaje traktować pałac Kensingtin jako wiarygodne źródło informacji, bo tzw. „kill notice” (dosłownie „nakaz zabicia”) redakcje wydają zwykle wobec materiałów pochodzących z agencji prasowych Korei Północnej czy Iranu.

Internet zalały memy i dowcipy, np. świadomie nieudolne fotomontaże zdjęć celebrytów podpisane „stażystka społecznościowa Kate”. Użytkownicy X pisali, że księżna owszem przeszła operację, ale nie jamy brzusznej. Zrobiła sobie brazylijskie pośladki, chirurg przesadził, więc teraz je zmniejsza i długo nie pokaże się ludziom. Albo że występuje w „Zamaskowanym śpiewaku” czy próbuje rozbić rodzinę królewską od środka. Pojawiły się także mniej zabawne czy wręcz ponure teorie spiskowe: ma raka, umarła, znalazła niezbite dowody zdrady męża, który w związku z tym ją uwięził. Tik-tokowiec prezentujący równie „niezbite dowody”, że inkryminowaną fotkę zrobiono w listopadzie, zaliczył 2 mln odsłon.

Według CNBC od początku roku do połowy marca prasa zamieściła 276 tys. artykułów o księżnej Katarzynie, czyli trzy razy więcej niż poświęconych Joe Bidenowi i Donaldowi Trumpowi razem. Skandal przez małe „s” odbił się tak głośnym echem po zachodniej stronie Atlantyku, że sekretarz prasowa prezydenta USA Karine Jean-Pierre musiała odpowiadać na pytania, czy Biały Dom retuszuje fotografie szefa. Cena akcji przedsiębiorstwa Adobe Inc. rozprowadzającego Photoshop wzrosła o 3 proc.

Zdaniem medioznawców temat chwycił, bo ludzie mają po dziurki w nosie coraz brutalniejszej polityki, wojen, ideologicznych podziałów, katastroficznych wieści o zmianach klimatu. Wizerunkowo Kate to chodzący ideał w porównaniu z innymi członkami rodziny królewskiej. Opanowana, gustownie ubrana, powściągliwa, sympatyczna. Zdaniem profesorki komunikacji Shany MacDonald nawet drobne zaburzenie „informacyjnego ładu” cechującego wizerunek księżnej może spowodować daleko idące konsekwencje. A w tym wypadku wywołało efekt śnieżnej kuli, do której przylepiły się po drodze różne inne teoryjki, także pogłoski o romansie Williama.

Książe Walii zarówno wyglądem jak charakterem bardziej niż jego brat Harry przypomina ojca. A Karol, choć przejął tron, nigdy nie pozbędzie się odium zdrady małżeńskiej, rozwodu i poślubienia kochanki, która nosi obecnie tytuł królowej. W 1992 r. Wielką Brytanią wstrząsnęła książka Andrew Mortona „Diana: prawdziwa historia”. Reporter ujawnił, że małżeństwo księżnej od początku stanowiło fikcję. Następca tronu wybrał spośród panien na wydaniu 19-letnią Spencer, by rodziła królewskie potomstwo, bo była młodą, ładną, zdrową, certyfikowaną ginekologicznie dziewicą wyznania anglikańskiego. Od początku zdradzał ją z wieloletnią kochanką Kamilą Parker-Bowles. Zdjęcia rywalki zobaczyła u męża już podczas miodowego miesiąca.

Lady Di spełniła obowiązek – wydała na świat dwóch synów. Cztery lata po ślubie małżonkowie przestali ze sobą sypiać, a Karol bez żenady zabrał Kamilę na 37-dniowe wakacje w szkockiej rezydencji Balmoral. Odtąd małżonkowie nie ukrywali wzajemnej wrogości. Diana zaczęła romansować z innymi mężczyznami, m.in. Jamesem Hewittem i Jamesem Gilbeyem. Do śmierci twierdziła, że nie wie, skąd Morton zaczerpnął drastyczne szczegóły. Kiedy zginęła w wypadku samochodowym, biograf opublikował taśmy dowodzące, że była głównym źródłem informacji, zmienił tytuł na „Diana własnymi słowami” i zarobił drugie tyle.

28 lat później ukazał się bestseller „Finding Freedom” o ucieczce syna Diany i jego amerykańskiej małżonki z dworu królewskiego. Autorzy Carolyn Durand i Omid Scobie zastosowali tę samą metodę twórczą, co Morton. Bezgrzesznej bohaterce, czyli Meghan Markle przeciwstawili czarny charakter w spódnicy. O ile jednak Kamila zwana „Rottweilerem” od biedy mogła uchodzić za wampa, Kate Middleton nie bardzo.

W roku 2018 była już panią, by nie rzec matroną, równie pikantną i kontrowersyjną jak herbatka o piątej po południu. Morton to spec od prania brudów, weteran londyńskich brukowców „Daily Star” oraz „News of the World”. Twórcy „Finding Freedom” pracowali jako korespondenci prestiżowych „Harper’s Bazaar” i „Elle” przy dworze, zatem nie chcieli urazić nikogo ważnego, nawet rzeczonej negatywnej bohaterki. „Relacje między księżnymi nigdy nie wyszły poza zdystanowaną uprzejmość pierwszego spotkania” – demaskowali taktownie.

Zdaniem Durand i Scobiego konflikt szwagierek „stanowił pochodną innego problemu: niechęci Harry’ego wobec monarchii”. Ale Sussexowie mieszkają w Kalifornii bynajmniej nie z powodu księżnej Walii, tylko mazgajstwa młodszego syna Diany.

Karol I przed wejściem na szafot prosił o drugą koszulę. Było zimno i nie chciał dać pretekstu do szyderstw, że drży ze strachu. Harry porzucił dwór urażony wścibstwem tabloidów. Po części można go zrozumieć. Matka zginęła, uciekając przed paparazzi. Syn był za mały, żeby ją ratować, więc próbował przynajmniej chronić żonę.

Tyle że dla Meghan publiczna krytyka to chleb powszedni – całe życie pracowała w show-biznesie. A skandalicznych wieści dostarczała brukowcom z własnej i nieprzymuszonej woli jej szemrana rodzinka – tata udzielający płatnych wywiadów, przyrodnia siostra Samantha, która orzekła, że Markle „zawsze była karierowiczką i oportunistką marzącą o społecznym awansie”, brat Tom, alkoholik wielokrotnie zatrzymywany przez policję za awantury i pobicia.

Rodzina królewska wykończyła Dianę, bo odmówiła patrzenia przez palce na romans Karola z Kamilą. Zbuntowała się, ujawniła, że małżeństwo jest fasadą – mąż szuka seksu gdzie indziej, a z nią jedynie płodzi rasowych następców tronu, wymagając, by pokornie znosiła upokorzenia. Gdy zginęła, 12-letni Harry nie wybaczył ojcu oraz reszcie familii bezduszności. Nieco starszy William owszem. Pomijając przejętą od ojca – jak mawiali nasi dziadkowie – „angielską flegmę”, wiedział, że kiedyś zasiądzie na tronie, rozumiał związaną z tym odpowiedzialność.

Harry był następcą zapasowym, praktycznie bez szans koronacji. Obowiązki go przerosły, wolał dołączyć do ekipy hollywoodzkich pozerów. Pamiętajmy, że w cień usunął się również brat króla Andrzej skompromitowany przyjaźnią z Jeffreyem Epsteinem i sam też podejrzany o seksualne wykorzystywanie nastolatek. Elżbieta II bardziej kochała młodszego syna, a jednak przed śmiercią bez wahania odebrała faworytowi wszystkie oficjalne funkcje, pensję w wysokości ćwierć miliona funtów rocznie, biuro przy królewskiej rezydencji.

W tej sytuacji William i Kate są ostatnią nadzieją monarchii na odświeżenie archaicznego tudzież mocno zbrukanego wizerunku. „Stanowią największy atut pałacu” – pisała w amerykańskim „Newsweeku” brytyjska dziennikarka Diane Clehane. „Szczęśliwi, sympatyczni, mili. Nie utyskują, mają słodkie dzieciaki. Ludzie nie chcą odzierać dworu z magii. Potrzebują solidnych fundamentów tradycji, ale także empatii i optymizmu”.

Była korespondentka BuzzFeed w Pałacu Buckingham Ellie Hall uważa, że zamieszanie wokół zdjęcia nie zaszkodzi małżonkom. Przeciwnie: wskazuje, że poddani traktują ich jak osoby bliskie, z krwi i kości, a przy tym reprezentujące instytucję, która nie jest reliktem przeszłości, lecz wciąż stanowi przedmiot troski oraz dumy.

– Widzę autentyczne emocjonalne zaangażowanie internautów, szczery niepokój o zdrowie Kate – powiada Hall. – Zagotowało się, ale raczej pozytywnie.

Może trochę przesadza, choć trzeba przyznać, że w tym szumie informacyjnym czy raczej dezinformacyjnym nie ma nienawiści, którą kipią spory polityczne oraz ideologiczne. – Znów jest ciekawie, wesoło i po ludzku – dodaje dziennikarka.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version