Jak pożegnać umarłego, jeśli dziś się nie umiera, tylko odchodzi? Jak płakać w żałobie, jeśli dziś się nie płacze, tylko bierze trittico? Jak zanurzyć się w rytuale, jeśli wszystkie unieważniliśmy?

Anna Smolar w TR Warszawa wyreżyserowała poruszający i błyskotliwy spektakl „Orfeusz” o prawie do żałoby, które sami sobie odebraliśmy.

Eurydykę w modnym warszawskim klubie ukąsił jadowity wąż. Czy może być coś bardziej absurdalnego, niż umrzeć od jadu węża, sącząc drinka przy Mazowieckiej? Ale dla większości z nas śmierć jest bezczelnym absurdem. Stąpamy po otchłani, udając, że jesteśmy od niej szczelnie odgrodzeni. U Smolar i Tomasza Śpiewaka, dramaturga, współautora scenariusza, Orfeusz jest dziewczyną, która ma twarz kapitalnej Justyny Wasilewskiej. Kiedy Orfeusz dowiaduje się, że Eurydyka zmarła, zaczyna obdzwaniać znajomych. Zmienia śmierć w informację do przekazania. Scena trwa długo, jakby bohaterka bała się odłożyć słuchawkę i zrozumieć, że to koniec. Kiedy umarła moja mama, nie byłam w stanie z nikim o tym rozmawiać. Póki o tym nie mówiłam, śmierć mamy istniała tylko między mną a nią. Mama ciągle jeszcze była otwartą księgą, do której musiałam dopisać zakończenie.

Orfeusz nie ma tyle szczęścia. Zakończenie dla Eurydyki chce napisać jej rodzina. Pogrzeb ma się odbyć w Radomiu, ceremonia w kościele, pochówek w eleganckiej trumnie na cmentarzu, na którym leżą dziadkowie i pradziadkowie. Nieważne, że Eurydyka chciała być spopielona, że mieszkała w Warszawie z kobietą, że jej życie poszło innym torem niż ten wyznaczony przez rodzinne koleiny. Osoby LGBT+ nie mają do siebie oficjalnie prawa za życia, więc tym bardziej po śmierci. Wątek polityczny autorzy subtelnie wplatają w osnowę dramatu. Tak jak i współczesność, w której mity, są pożywką dla popkultury. Kilka tygodni temu na Netflixie miał premierę rewelacyjny serial „Chaos”, w którym mity przepisano na język serialu „Sukcesja”. Filarem emocjonalnym „Chaosu” z Jeffem Goldblumem w roli Zeusa był mit orficki. Orfeusz ruszył do Hadesu, by wyprowadzić Eurydykę. Tyle tylko że za życia Eurydyka chciała odejść od egotycznego męża. Po śmierci chciała tego samego. No i on oczywiście musiał się obejrzeć, żeby sobie potwierdzić, że mu się udało wyrwać ją z podziemi. Eurydyka zniknęła. Ten motyw powraca w spektaklu. Czy któremuś Orfeuszowi uda się uratować ukochaną osobę?

Dla większości z nas śmierć jest bezczelnym absurdem. Stąpamy po otchłani, udając, że jesteśmy od niej szczelnie odgrodzeni

U Smolar postaci, nie po raz pierwszy zresztą, wędrują między aktorami niezależnie od płci. Jacek Beler jest wraz z Janem Dravnelem (Persefona, Braciszek) i Mateuszem Górskim (syn, kolega,) trójgłowym Cerberem połączonym czerwonym swetrem, ale i nerdem, który na prośbę syna, za pomocą AI, jest w stanie odtworzyć głos zmarłej matki. Chłopak nie może się pogodzić z jej odejściem. Wirtualna rzeczywistość staje się realną obietnicą nieśmiertelności, a informatyk współczesnym Cerberem.

Orfeuszem jest też matka (Natalia Kalita), która straciła w wypadku córkę. Zamroziła pokój córki swoim bólem. Tęskniąc za zmarłą, traci z pola widzenia żywych.

Najbardziej poruszył mnie moment, kiedy babcia dziewczynki, kapitalna w kilku wcieleniach Julia Wyszyńska, zaprasza jej duszę do domu. Mówi z czułością, jak do dziecka, jak do kogoś, kto istnieje, ale w innej postaci. Wie, że zmarłej należy się przytulenie, miłość. I tym właśnie jest żałoba: czuwaniem nad odejściem, czasem bólu, płaczu, pożegnania i powrotu do życia. Jeśli się tego nie przejdzie, płachta rozpaczy może spaść na nas w każdej chwili i pogrążyć nas i tych, którzy trwają, dzięki naszej pamięci.

Spektaklowi towarzyszą plakaty autorstwa Patryka Różyckiego nasączone jego osobistą historią. Namalował ojca i szwagra jadących po ciało zmarłego brata. Nagły telefon, ktoś, kto jeszcze parę godzin temu żył, jest już martwy. Ta wiadomość jest jak cięcie brzytwą, po którym blizna zostaje na całe życie.

Wieczorem w Teatrze Polonia oglądam spektakl „Sztuka wywiadu” w reż. Błażeja Peszka z Janem Peszkiem w roli głównej. Autorem tekstu jest Jarosław Mikołajewski. Do starego aktora przychodzi zafascynowana nim dziennikarka (Maria Seweryn), żeby autoryzować wywiad. Sprawa jest ważna, bo aktor zapowiada, że nie porozmawia już nigdy z żadnym dziennikarzem. Mikołajewski napisał tekst o sztuce wywiadu i sztuce aktorskiej. Peszkowie rozgałęzili prostą historię o żegnaniu się z życiem, z wielkością, z czasem świetności. Dodali piosenki, wiersze, fragmenty z Szekspira, zmieniając spektakl w benefis Jana Peszka. I choć jestem zwolenniczką formy oszczędnej, przed Janem Peszkiem i jego rozrzutną formą, także fizyczną, padam na kolana.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version