Kleszcze to brudasy. Nie dezynfekują się między żerowaniami. Przenoszą wirusy i bakterie, z których część jest dla nas groźna – mówi prof. Joanna Zajkowska, lekarz chorób zakaźnych.

Podejrzewano u niej zapalenie płuc. Podano jej antybiotyki, ale leki nie pomagały 70-letniej Japonce, mieszkance wyspy Honsiu. Kobieta trafiła do szpitala. W jej ciele lekarze znaleźli kleszcza, a we krwi przeciwciała przeciwko wirusowi Oz. Wirus doprowadził do zapalenia mięśnia sercowego, które spowodowało śmierć kobiety.

Wirus Oz został po raz pierwszy wykryty w 2018 r. i dotychczas nie znaleziono poza Japonią. Wiadomo o nim, że jest przenoszony przez kleszcze, a jego przeciwciała wykryto u dzikich zwierząt, takich jak makaki japońskie, dziki i jelenie, które żyją na wyspie Honsiu. Przebadano też krew 24 tamtejszych myśliwych. Dwóch z nich miało pozytywny wynik na obecność przeciwciał wirusa Oz, co wskazuje, że mężczyźni mogli zostać zarażeni w przeszłości, ale żaden z nich nie zachorował po kontakcie z kleszczem.

Do tej pory wirus Oz nie stanowił zagrożenia dla ludzi, ale nie wiadomo, czy to się nie zmieni. — Nie wiadomo, czy zakażenie i śmierć tej pacjentki to był przypadek — wirus trafił na osobę, która była predysponowana do zachorowania, czy wirus nabrał nowych właściwości i może być groźny dla człowieka. Służby epidemiologiczne, które poinformowały o tym zdarzeniu, zalecają monitorować sytuację — mówi prof. prof. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.

Wirus Oz należy do grupy paramyksowirusów, które wywołują przede wszystkim choroby układu oddechowego u zwierząt i ludzi. Mają tak zbudowaną powierzchnię, że mogą łatwo dostosowywać się do zmieniających warunków. Najbardziej znanym paramyksowirusem jest wirus odry, który jest najbardziej zaraźliwy. Jeden zakażony człowiek może zarazić od 12 do 18 innych osób.

Do rodziny paramyksowirusów należy też wirus świnki oraz nowe wirusy: hendra, który został odkryty w 1995 r., oraz nipah, o którym świat dowiedział się w 1999 r. Oba wywołują u ludzi ciężkie zapalenie mózgu. Przed świnką i odrą chronią szczepionki, ale przeciwko pozostałym paramyksowirusom nie mamy jak się bronić.

— Kleszcze mają w sobie bardzo dużo patogenów, które przenoszą między zwierzętami. Bo to są brudasy. Nie dezynfekują się między żerowaniem na jednym, a potem na drugim zwierzęciu. Nie wszystkie są groźne dla człowieka. W Polsce boimy się kleszczowego zapalenia mózgu, boreliozy oraz anaplazmozy – mówi prof. Zajkowska.

Anaplazmozę wywołuje bakteria Anaplasma phagocytophilum, która atakuje granulocyty, rodzaj białych krwinek. Choroba pojawia się ok. siedem dni po ugryzieniu przez kleszcza i przypomina grypę. Powoduje bóle mięśniowe, gorączkę. Zazwyczaj choroba przechodzi bez leczenia, ale gdy pacjent dostanie antybiotyk, dolegliwości szybciej mijają. Jest jednak niebezpieczna dla osób z chorobami współistniejącymi i z obniżoną odpornością może przebiegać poważniej. — W naszej klinice rozpoznajemy kilka-kilkanaście przypadków anaplazmozy rocznie, w Polsce liczba przypadków może być niedoszacowana ze względu na podobieństwo objawów do zakażenia wirusowego i brak dostępu do testów — mówi prof. Zajkowska.

Do tej samej grupy patogenów co Anaplasma phagocytophilum należy Candidatus Neoehrlichia mikurensis. Naukowcy jej się bacznie przyglądają, ale dotychczasowe wyniki badań, mimo obecności bakterii w badanych kleszczach, nie wskazują, aby stanowiła ona zagrożenie dla ludzi w Polsce.

Największym zagrożeniem w Polsce jest kleszczowe zapalenie mózgu, które może powodować porażenia i ciężkie powikłania. – Na naszym oddziale w sezonie letnim połowę łóżek zajmują właśnie pacjenci z tą chorobą – dodaje prof. Zajkowska. — Zakażeniu ulegają nie tylko mieszkańcy wschodniej Polski, gdzie zainfekowane kleszcze żyją od lat, ale coraz więcej chorych jest także w regionach, których nie uważaliśmy za zagrożone, jak choćby Śląsk.

Chorych tych mogłoby w ogóle nie być, bo przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu jest szczepionka. Szczepionka nie jest droga. Obecnie jedna dawka kosztuje niewiele ponad sto złotych. Pełne zabezpieczenie dają trzy dawki, które należy przyjąć w ciągu roku. – Mamy chorych z naszego rejonu. Mam wrażenie, że wiele osób lekceważy tę chorobę. Uważa, że skoro kleszcze ukłuł rodziców i dziadków i nic im nie było, to im też choroba nie grozi, a tak wcale być nie musi. To jest jak loteria – mówi prof. Zajkowska.

Drugim realnym zagrożeniem w Polsce jest borelioza, przeciwko której szczepionki nie ma. Jest ona dopiero w trzeciej fazie badań klinicznych, w ramach których jednak połowa ochotników dostaje placebo, a druga szczepionkę. W badaniu biorą udział ludzie, którzy są narażeni na częste ukłucia przez kleszcze. Szczepionka składa się z trzech dawek, a czas obserwacji wynosi dwa lata. — Dopiero po tym czasie będzie można powiedzieć, czy szczepionka zabezpiecza przed zachorowaniem, czy przed ciężkim przebiegiem choroby — wyjaśnia prof. Zajkowska. Badanie zostanie zakończone w 2025 r., a to oznacza, że jeśli wszystko będzie dobrze, szczepionka będzie dostępna w 2026 r. lub 2027 r.

Badanie jest prowadzone w Europie, w tym w Polsce, oraz w USA. — Szczepionka dla mieszkańców Europy jest nieco inaczej skonstruowana niż dla obywateli Stanów Zjednoczonych. W USA jest jeden rodzaj bakterii borelii, a w Europie jest ich co najmniej pięć, więc szczepionka „europejska” składa się z kilku elementów – mówi prof. Zajkowska i dodaje: — Na razie nie obserwujemy powikłań, tzw. NOP. Szczepionka jest dobrze tolerowana. Niektórzy pacjenci odczuwają bolesność w miejscu podania przez 1-3 dni lub odczuwają dyskomfort przez jeden dzień – mówi prof. Zajkowska, której klinika bierze udział w tych badaniach.

Badanie jest podwójnie zaślepione. – To oznacza, że nie wiemy, kto dostaje placebo, a kto szczepionkę. Nie wiemy, jak bardzo zabezpiecza ona przed zakażeniem. Na razie nikt się nie pojawił z rumieniem – mówi prof. Zajkowska, ale zaznacza, że zaczęli podawać pierwsze dawki szczepionki dopiero kilka miesięcy temu.

Z kolei Główny Inspektorat Sanitarny ostrzega podróżnych przed krymsko-kongijską gorączką krwotoczna (CCHF), która również jest przenoszona przez kleszcze. Wywołuje ją arbowirus z rodziny Buynaviridae), a do zakażenia może dojść nie tylko w wyniku ukłucia tego pajęczaka, ale także podczas kontaktu z zakażonymi zwierzętami lub skażonym mięsem, krwią czy skórą, czytamy na stronie GIS.

Osoba zakażona ma gorączkę, bóle mięśni, zawroty głowy, bóle brzucha i wymioty, z czasem dochodzi do zaburzeń orientacji i zmian nastroju, a następnie pojawiają się wybroczyny na skórze tułowia i kończyn. Śmiertelność wynosi około 50 proc.

Kleszcze, które przenoszą tego wirusa, stwierdzono w Afryce, Azji, na Bliskim Wschodzie i w środkowej i wschodniej Europie. Zachorowali mieszkańcy Albanii, Armenii, Bułgarii, Kazachstanu, Kosowa, Rosji, Serbii, Tadżykistanu, Turcji, Turkmenistanu, Ukrainy i Uzbekistanu. W czerwcu 2008 r. pierwszy przypadek potwierdzono w Grecji. Jak podaje amerykański „Newsweek” śmiertelny przypadek krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej zanotowano kilka lat temu w Hiszpanii.

Kleszcze wędrują po Europie z powodu zmian klimatycznych. Zdaniem cytowanego przez „Newsweek” Jamesa Wooda z wydziału medycyny weterynaryjnej University of Cambridge, „istnieje wysokie prawdopodobieństwo”, że przenoszona przez kleszcze krymsko-kongijska gorączka krwotoczna zacznie rozprzestrzeniać się w Wielkiej Brytanii. Od 2012 r. na wyspach brytyjskich zanotowano trzy przypadki tej choroby, ale były to zakażenia zawleczone z innych krajów.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version