Seks bez miłości jest gorszy od seksu z kimś, kogo się kocha? Seks bez miłości i seks uprawiany z miłością mają się nijak do dobrego seksu i kiepskiego seksu. Tak naprawdę to cztery różne jakości.

Ktoś może doświadczać dobrego seksu, szytego na swoją miarę, bez miłości, dla innego seks bez miłości będzie zły albo zły z tym partnerem, ale już nie z innym. Ktoś inny przeżywa dobry seks z miłością, a jeszcze inna osoba kiepski seks, mimo że z miłością.

Nauka nadal nie odnalazła do końca odpowiedzi na to pytanie. Naprawdę punkt G nie istnieje?! Na pewno nie taki, o jakim się popularnie mówi. I nie taki sam u wszystkich kobiet. W świetle współczesnej wiedzy trzeba go traktować orientacyjnie. Nazwa punktu G powstała od nazwiska Gräffenberga, ginekologa, a właściwie ukuła ją Beverly Whipple, która napisała książkę G Spot. Gräffenberg dużo wcześniej odkrył szczególną wrażliwość tego rejonu pochwy, powtarzalnie występującego u kobiet, zlokalizowanego na przedniej ścianie pochwy, gdzieś między 2,5 a 7,5 cm od wejścia. Opisywano niewielkie wybrzuszenie czy zwiększoną gęstość tkankową wyczuwalną w pochwie.

Niepotrzebnie. Bo bardziej pasuje określenie przestrzeni niż punktu. Wskazówką do jej wyczucia jest: włóż palec do pochwy i wykonaj ruch, jakbyś chciał przywołać do siebie partnerkę. Ale nie należy przeceniać tego znaleziska, to nie jest żaden Święty Graal doskonałego kochanka ani przepis na wielokrotne orgazmy u każdej kobiety. Mógłbym zatem wskazać przestrzeń, a nie guziczek do wciśnięcia. Za ścianą pochwy w tym miejscu przebiega też struktura wewnętrzna łechtaczki, a w bezpośredniej bliskości i styczności również cewka moczowa, która jest otoczona bogato unerwioną, gąbczastą tkanką.

Są to miejsca wrażliwe na stymulację, a ukrwienie tego obszaru znacznie wzrasta, kiedy kobieta jest podniecona – zależność jest więc dwukierunkowa. W okolicy łechtaczki, cewki moczowej, odbytu jest więcej miejsc wrażliwych na stymulację, identyfikowano je jako kolejne punkty na mapie miejsc erogennych kobiety, zatem alfabet tych punktów zaczął się rozszerzać. I choć słynny punkt G to miejsce pochwy, którego stymulacja u wielu kobiet daje szczególnie przyjemne doznania, trudno powiązać to jednoznacznie tylko i wyłącznie z określoną strukturą anatomiczną.

Dużo bardziej uniwersalnym, wrażliwym na stymulację miejscem jest widoczna na zewnątrz część łechtaczki, szczególnie jej żołądź, będąca anatomicznym odpowiednikiem męskiej żołędzi prącia.

Ale to nie tam znajduje się rozkosz. Najsilniejsze doznania kryją się bowiem w głowie. Cały seks zaczyna się i kończy w mózgu. Tam rodzi się pożądanie i tam kończy się wszystko doznawaniem przyjemności, satysfakcji czy rozkoszy seksualnej, której – podobnie jak pożądaniu, podnieceniu, orgazmowi – towarzyszą różne odczucia z reszty ciała. Ale one tylko akompaniują uczuciu przyjemności, które rozgrywa się w naszym mózgu. I jest tym silniejsze, im mniej próbujemy je kontrolować, im mniej usilnie staramy się dobrze wypaść w oczach partnera.

Dlatego raczej nie powinniśmy posługiwać się określeniem „kochanków doskonałych”. Do mojego gabinetu trafiają pacjenci, którzy skarżą się, że nie są kochankami doskonałymi.

Kiedyś pewna pacjentka wymieniała, że bardzo lubi seks, niezwykle łatwo się podnieca, nawilża, czuje przyjemność w trakcie stymulacji seksualnej, lubi pieścić partnera, ma dużą przyjemność z bycia pieszczoną, z penetracji, takiej czy innej, ale na koniec dodała, że czuje się niedoskonała, bo co jak co, ale orgazm to osiąga tylko przez stymulację łechtaczki. Większość osób nie wie, że penetracja pochwy także wiąże się ze stymulacją łechtaczki, tylko jej wewnętrznej części. Łechtaczka to jest taki nieprzeciętnie duży penis schowany w środku ciała kobiety, a to, co widać na zewnątrz, to tak, jakby mężczyzna miał widoczną samą żołądź.

Do tego zamętu przyczynił się trochę Freud, bo to on mówił o orgazmach niedojrzałych łechtaczkowych i dojrzałych pochwowych. Dorosła, dojrzała kobieta powinna mieć zgodnie z tą teorią orgazm nie zablokowany w łechtaczce, tylko doświadczany w czasie stosunku penetracyjnego, co zresztą bardzo dobrze odzwierciedla męskie pragnienia kontroli. Bo oczywiście orgazm powinien być w tym kontekście doświadczany tylko dzięki penisowi w środku kobiety – czyli kobieta w tym względzie nie może być samowystarczalna, bo bez penisa nigdzie nie dojdzie, a to, co osiągnie, będzie bardzo niedojrzałe. Ta męska fantazja zakorzeniła się także w umysłach wielu kobiet i nadal w gabinecie często słyszę od kobiet: „No tak, panie profesorze, orgazm niby osiągam, ale tylko ten łechtaczkowy”.

I tłumaczę, że orgazm to przede wszystkim to, co się dzieje w jej głowie, a czemu reszta ciała towarzyszy, i to u poszczególnych kobiet w różny sposób. A potem szukamy tego indywidualnego przepisu na zwiększenie satysfakcji z seksu.

Warto też uświadomić sobie kwestię istnienia części wewnętrznej łechtaczki oraz innych stref erogennych. Znajomość budowy i działania własnego ciała pomaga. Dla mężczyzny zwykle jest dość oczywiste, gdzie ma swojego penisa, wiedzą to też jego partnerki lub partnerzy. Natomiast i kobiety, i mężczyźni często nie rozumieją złożoności kobiecej anatomii. Drugim istotnym elementem jest umiejętność słuchania, uwzględniania potrzeb partnerki, odkrywania tej indywidualnej mapy ciała i podążania za jego potrzebami.

Tak, ale mężczyzna, który jest dobrym kochankiem dla jednej kobiety (czy mężczyzny), nie musi być wcale dobrym kochankiem dla innych. Jedna może pragnąć czułego, delikatnego kochanka, a inna zdecydowanego, szorstkiego.

Czasem pacjentki mówią mi, że uwielbiają czułość i delikatność, ale od czasu do czasu chciałyby być zdominowane przez partnera, bez pytania i na ostro. Jednak jemu o tym nie mówią, bo czują, że to nagłe, filmowe pożądanie będzie nieautentyczne – bo on taki nie jest. Ale może nie chcą go takim zobaczyć. Ta sama czuła i delikatna osoba może w innych sytuacjach okazać się twarda i zdecydowana, a pozornie twardzi, nieczuli mężczyźni typu macho potrafią się niespodziewanie rozklejać albo nie radzić sobie z powodu lęku i wycofywać się w różnych sytuacjach. W ogóle ludzka powierzchowność bywa myląca. Dotyczy to zarówno pojedynczych osób, jak i związku. Nieraz przychodzą do mnie pary, które mają istotne problemy w relacji i mówią: „Wszyscy postrzegają nas jako idealny związek, podają nas jako przykład. A my tacy nie jesteśmy, proszę nam pomóc”.

To pokazuje, że z zewnątrz nie widać wszystkiego. Partnerzy, którzy otwarcie potrafią się wściec czy obrazić jedno na drugie, to niekoniecznie jest para, która chyli się ku upadkowi. Łatwo możemy ulec złudzeniu.

„A jakiej kochanki pragnie partner czy partnerka?” – pytam. A potem mówię: „Proszę zacząć z nią rozmawiać. Dowiedzieć się, czego pragnie i czego potrzebuje”. Na czym mu/jej zależy. Bo jeżeli pragnie czułego, delikatnego kochanka i długich pieszczot, bliskości, poczucia długiego zespolenia, to bycie dobrym kochankiem nie będzie poległo na namawianiu na szybki numer w przedpokoju. Dla niektórych pragnieniem może być zmienność, ciągłe zaskakiwanie. W większości pragnień najczęściej jednak jesteśmy powtarzalni. Nawet jeśli czujemy potrzebę zmienności, to zwykle dotyczy ona niektórych sytuacji, wyłamania się poza pewną rutynę, ale nie musimy na każdy dzień mieć zaplanowanej innej pozycji z Kamasutry lub innego scenariusza w sypialni. Bycie dobrym kochankiem oznacza umiejętność podążania za pragnieniami partnera, bycia otwartym na różne doświadczenia seksualne, mniejszej koncentracji na sobie.

Fragment książki „Spełniona. Czego pragną kobiety” Michała Lwa-Starowicza i Beaty Biały wydanej przez wydanej przez Wydawnictwo Rebis. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version