Mniej zagranicznych studentów, redukcje etatów i ogromne dziury w budżecie — brytyjskie uczelnie stoją w obliczu jednego z największych kryzysów ostatnich dekad. – Uniwersytety wprowadziły wyższe czesne, co uderza boleśnie w studentów – mówi Malcolm Clark z działu finansowego West London University.

Wielu uważa, że sprawą brytyjskich uczeni powinien zająć się rząd, ale w świetle kryzysu w szkolnictwie podstawowym, problemów w służbie zdrowia czy więziennictwie, wyższe uczelnie nie są priorytetem polityków z Downing Street 10.

Szkolnictwo wyższe, które od lat uznawane było za jeden z najprężniej działających sektorów w Wielkiej Brytanii, jest pod ogromną presją finansową. Ponad jedna trzecia uczelni przynosi straty, kilka wymaga natychmiastowej pomocy, kilkanaście zwolniło wykładowców i zamknęło niektóre kierunki.

Kilka dni temu Urząd ds. Studentów (Office for Students), prognozował, że 72 proc. angielskich uniwersytetów zakończy ten rok kalendarzowy z dziurą w budżecie. W ostatnim roku akademickim w Anglii jedna trzecia uczelni miała wystarczająco funduszy, aby przetrwać zaledwie 100 dni, kilka z nich jest teraz na skraju bankructwa. To właśnie po tych doniesieniach minister edukacji Bridget Phillipson ogłosiła podwyżkę czesnego w Anglii po raz pierwszy od ośmiu lat – z 9 250 funtów rocznie do 9 535 funtów – aby, jak mówiła „przywrócić stabilność finansową uniwersytetom”.

— Uważam, że podwyżka czesnego niewiele zmieni, studenci musieliby płacić za rok studiów co najmniej 12 500 funtów, aby uchronić uczelnie od zapaści finansowej. W tej chwili budżet na edukację osób powyżej 18. roku życia wynosi skąpe 1,4 mld funtów. To stanowczo za mało, aby wesprzeć prawie milion studentów. Zamiast ustalać go według popytu na kierunki, budżet jest ustalany z góry. Powinien być nieograniczony, aby odzwierciedlać popyt, a stawka na studenta – która nie wzrosła od 14 lat – powinna być powiązana z inflacją – tłumaczy „Newsweekowi” Malcolm Clark, jeden z kierowników w dziale finansowym West London University.

Spora część wyższych uczelni nad Tamizą zarabia na znacznie wyższym czesnym od zagranicznych studentów. Opłaty międzynarodowe stanowią prawie 20 proc. dochodów tych szkół. Przez długi czas pieniądze te pomagały finansować badania, ale teraz łatają dziury budżetowe uczelni.

W tym roku na brytyjskie uniwersytety zapisało się ponad 25 proc. mniej zagranicznych studentów. – Dziwi mnie, że w całej tej dyskusji o brytyjskich uczelniach nie mówi się o Brexicie. Po rozwodzie Zjednoczonego Królestwa z Unią brytyjskie uczelnie straciły dostęp do strumieni finansowania z Brukseli, które były warte łącznie średnio 800 mln funtów rocznie. Poza tym Brexit odstraszył studentów z krajów unijnych – podkreśla Valerie Mulchony z wydziału inżynierii na Portsmouth University.

Brexit stał się jednym z powodów problemów finansowych Uniwersytetu Teesside w Yorkshire w Anglii. Placówka chce, aby 27 pracowników naukowych dobrowolnie odeszło z pracy. Spadła tam też liczba studentów na niektórych kierunkach studiów z powodu nowych zasad wizowych wprowadzonych na początku roku. Chodzi o przepisy, które uniemożliwiają członkom rodzin studentów przeprowadzkę do Wielkiej Brytanii.

Dr Terry Murphy z University and College Union (UCU) skrytykował decyzję władz uczelni, podkreślił, że Teesside powinno wykorzystać mniejsze klasy do poprawy jakości nauczania, a nie „maksymalizacji zysków”.

Wiele uniwersytetów w Wielkiej Brytanii szuka oszczędności, stara się obniżyć koszty zatrudnienia, czy to poprzez zamrożenie wakatów, programy dobrowolnych odpraw czy redukcje etatów.

Rejestr środków obniżających koszty wdrażanych przez uniwersytety — nadzorowany przez oddział Queen Mary University and College Union — wymienia około 70 instytucji, które redukują liczbę pracowników w celu obniżenia kosztów.

— Politycy traktują szkolnictwo wyższe po macoszemu, z zapominają, że sektor ten zapewnia około 315 000 miejsc pracy, w tym 150 000 w środowisku akademickim. Wniósł 265 miliardów funtów do gospodarki w roku akademickim 2021–2022 – około 8,6 procent PKB, co stanowi więcej niż górnictwo, rolnictwo, leśnictwo, rybołówstwo i obronność razem wzięte – tłumaczy Mary Williams z działu rekrutacji uniwersytetu w Leeds w Anglii.

Wykładowcy obawiają się o swoją pracę niemal na każdej uczelni. Np. na Goldsmiths University połowa kadry wydziału historii i socjologii oraz jedna trzecia wszystkich pracowników naukowych z zakresu języka angielskiego i twórczego pisania jest zagrożona zwolnieniem. Pod znakiem zapytania była również praca utytułowanego Michaela Rosena, profesora literatury dziecięcej. Wykładowca nadal będzie pracował na Goldmisths University, ale nie krył, że sytuacja na uniwersytecie jest bardzo trudna. „To, co dzieje się na Goldsmiths, to katastrofa. Cięcia oznaczają zamykanie całych kierunków, a istota tego, co uczelnia oferowała pod względem różnorodności, zostaje zniszczona. To rozdziera serce” – komentował.

W tym miesiącu władze uniwersytetu Sheffield w Anglii uruchomiły program dobrowolnych zwolnień, po którym nastąpią przymusowe zwolnienia wiosną przyszłego roku. Termin składania wniosków o zwolnienia upływa 8 stycznia.

Uniwersytet, który zatrudnia ponad 8 600 wykładowców i kadry niższego szczebla, wdraża cięcia wydatków i dokonuje przeglądu projektów infrastrukturalnych, aby uporać się z dziurą budżetową.

Władze placówki tłumaczą, że nie miały wyjścia. Liczba studentów w tym roku spadła o 7 proc., wpędziła instytucję w opłakaną sytuację finansową i spowodowała deficyt w jej kasie w wysokości 50 milionów funtów. Podobnie jak wszystkie brytyjskie uniwersytety, Sheffield jest uzależniony od wysokich czesnych.

Będzie to miało drastyczny wpływ nie tylko na kadrę, ale również na ponad 30 000 osób studiujących w tej instytucji: zarówno studentów krajowych, jak i zagranicznych. Ponad 10 000 studentów zagranicznych, z których wielu pochodzi z Chin, zostało w dużej mierze przyciągniętych przez pozycję uniwersytetu pierwszej setce w światowym rankingu wyższych uczelni QS World University. W tym roku uniwersytet spadł poza pierwszą setkę i plasuje się na 105. miejscu. Miało to wpływ na mniejsze zainteresowanie uczelnią studentów spoza Wielkiej Brytanii.

Kadra kierownicza uniwersytetu planuje więc zwolnienia, bierze na celownik pracowników i kierunki: dziennikarski, architekturę, matematyczny, anglistykę i informatykę. – Podczas zebrania pracowników w zeszłym miesiącu przegłosowaliśmy wotum nieufności dla władz uczelni. Uczelnia miała się doskonale, ale już w 2021 r. kierownictwo postanowiło zamknąć światowej klasy wydział archeologii, teraz zagrożone jest Centrum Badawcze Zaawansowanej Produkcji Jądrowej Uniwersytetu. Uważamy to za skandal – mówi „Newsweekowi” Peter Berret ze związków UCU (University and College Union). – Zła sytuacja uczelni nie przeszkodziła wicekanclerzowi Koenowi Lambertsowi, który zarabia ponad 300 000 funtów rocznie – dodaje Berret.

Podobny scenariusz kryzysowy ma miejsce w innej dużej uczelni wyższej w Sheffield Hallam University (SHU), gdzie od dawna trwa spór o masowe zwolnienia i cięcia budżetów dydaktycznych, wynagrodzeń i warunków pracy. Wykładowcy SHU protestowali w zeszłym miesiącu przeciwko opóźnieniu podwyżki, którą mieli dostać w lipcu zeszłego roku.

Zarząd uniwersytetu niedawno zlikwidował 225 stanowisk akademickich, z czego 80 w ramach przymusowych zwolnień. W czerwcu uniwersytet ogłosił kolejny program dobrowolnych odpraw, aby pozbyć się 400 pracowników.

Poza dwoma uniwersytetami z Yorkshire w długach tonie też Uniwersytet Kent, który także zapowiedział program dobrowolnych zwolnień, tam zagrożonych jest 60 miejsc pracy i kilka kierunków.

Inne uczelnie też dokonujące cięć, np. Cardiff, Middlesex, Lincoln, Kingston czy London South Bank University.

Kilka uniwersytetów w Szkocji, gdzie czesne jest niższe, również boryka się z problemami. Roczne sprawozdania finansowe Uniwersytetu Aberdeen stawia tę uczelnię w szeregu zadłużonych placówek. Rzecznik Aberdeen University wyjaśnił, że władze podjęły „szybkie, wysoce skuteczne działania”, co pozwoliło na obniżenie kosztów o 18,5 miliona funtów.

W miarę jak uniwersytety ograniczają wydatki, istnieje ryzyko, że spadnie jakość nauczania. W tym roku największe coroczne badanie studentów w Anglii wykazało, że tylko 36 proc. z nich oceniło dobrze kierunek, na którym studiują pod względem nauczania.

Sytuacja na uczelniach martwi też samych studentów. – Oczywiście, że nie czuje się komfortowo w sytuacji, kiedy widzę moich wykładowców protestujących przed bramą uczelni – mówi „Newsweekowi” Theo Morris, student matematyki na Hallam University. – Nie chciałby, aby zlikwidowano mój kierunek lub zwolniono profesorów. Atmosfera w kampusie nie jest najlepsza, płacimy mnóstwo pieniędzy za naukę tutaj, a nie wiemy, co stanie się w przyszłym roku. Mamy to szczęście, że koszty utrzymania tutaj są niższe niż w Londynie, ale chciałbym skończyć uniwersytet, który się liczy, a nie któremu grozi bankructwo – podkreśla Theo.

Liczba studentów pierwszego roku chemii na University of Hull spadła ze 160 w 2012 r. do mniej niż 20 w zeszłym roku. Wydział zostanie zamknięty w tym roku. Jeśli cały uniwersytet również zostanie zamknięty, może to kosztować jedną z biedniejszych części Wielkiej Brytanii 9 000 miejsc pracy i 694 mln funtów rocznie.

— Politycy nie doceniają wagi uczelni wyższych, przez lata nasze uniwersytety były w światowej czołówce, mamy prestiżowe uczelnie, nie tylko Oksford i Cambridge. Były senator USA Daniel Patrick Moynihan powiedział kiedyś: „Jeśli chcesz zbudować wielkie miasto, stwórz uniwersytet i poczekaj 200 lat”. Proces ten działa również w odwrotną stronę. Jeśli Kingston upon Hull nie będzie miało uczelni, przestanie istnieć – mówi „Newsweekowi” John Barry z wydziału edukacji w Kingston upon Hull.

Ponieważ szkolnictwo wyższe jest zdecentralizowane, różne administracje w Wielkiej Brytanii mają różne modele finansowania. W Szkocji czesne studentów krajowych jest opłacane bezpośrednio przez rząd, co oznacza, że ​​liczba studentów w Szkocji jest ograniczona, w przeciwieństwie do Anglii; wszyscy studenci studiów licencjackich w Walii otrzymują minimalne stypendium na utrzymanie w wysokości 1 000 funtów; a w Irlandii Północnej opłaty są ograniczone do 4 750 funtów.

— Uniwersytety są ważnymi miejscami do inwestowania w młodych ludzi, są przestrzenią, w której z dala od domu następne pokolenie uczy się niezależności. Uniwersytety — poprzez badania, innowacje i swoją rolę jako pracodawcy — są również niezbędne do wzrostu gospodarczego, który Partia Pracy zobowiązała się wspierać. Jednak sukces rynkowy nie może być jedynym miernikiem. Przyszłość musi obejmować również długoterminowe, stabilne inwestycje publiczne w uniwersytety – zaznacza Andrew Baird, jeden z szefów wydziału edukacji w szkockim urzędzie miasta Aberdeenshire Council.

Podbramkowa sytuacja, w której znalazło się wiele brytyjskich uczelni, wpływa na życie studentów, którzy ponoszą koszt wzrostu czesnego i utrzymania. Krajowe Biuro Statystyczne ONS (Office for National Statistics) podaje, że w pierwszej połowie tego roku akademickiego wielu studentów miało problem z opłacaniem rachunków lub kupnem żywności. Staranne planowanie budżetu nie wystarczyło, aby utrzymać wydatki w ryzach. Młodzi ludzie zaciągali pożyczki lub polegali na wsparciu rodziny. Kłopoty finansowe miały wpływ na ich wyniki w nauce, rozwój umiejętności, zdrowie i dobre samopoczucie.

— Rządy i władze uczelni narobiły bałaganu, a my za to płacimy — żali się Małgorzata Lis, urodzona w Londynie studentka prawa na London South Bank University. – Przez Brexit jest mniej zagranicznych studentów, bo młodzi ludzie obawiają się, że poza tym, że muszą zapłacić ogromne pieniądze za naukę, to nie znajdą pracy ze studencką wizą, a koszty utrzymania w Londynie są astronomiczne. Do tego dochodzą koszty wynajmu pokoju, opłaty za media, przejazdy. Odczuwamy też brak dofinansowania z Brukseli na niektóre programy, choćby na studencką wymianę – zaznacza polska studentka.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version