Jacek Kurski wywalczył miejsce do Parlamentu Europejskiego, na którym najbardziej mu zależało. W PiS-ie wywołało to kolejne wstrząsy, ale prezes Kaczyński na razie jest nieugięty. Uważa, że partia wiele mu zawdzięcza i że bez TVP wyniki wyborów mogłyby wyglądać inaczej. Oczywiście sam Kurski nieustannie utwierdza w tym Kaczyńskiego.

Środowe posiedzenie klubu Prawa i Sprawiedliwości obfitowało w emocje, zwroty akcji i propozycje nie do odrzucenia. Było jak u Hitchcocka, a według niektórych naszych rozmówców, nawet jeszcze trochę lepiej. Była wojna, odnowione sojusze i podkreślone dawne potyczki. Kampania do Parlamentu Europejskiego zaczyna się na ostro i z przytupem.

— Nagle się okazało, że wszyscy jesteśmy świetni, że mamy wspierać i dawać twarze, a jak musieliśmy się bić w październiku, to jakoś nikt się nie kwapił do pomocy — mówią politycy PiS, pytani o ultimatum prezesa Kaczyńskiego.

Jarosław Kaczyński miał bowiem powiedzieć w czasie spotkania z politykami PiS, że wielu parlamentarzystów w najbliższym czasie może dostać „powołanie” na listy do Parlamentu Europejskiego i nie jest to propozycja, a polecenie. Podobnie mówią rozmówcy Interii i WP. Z ich relacji wynika, że prezes Kaczyński miał powiedzieć, że każda rozmowa zostanie zapamiętana i odnotowana. Politycy, z którymi my rozmawiamy, mówią, że „spisane będą czyny i rozmowy”. PiS potrzebuje na listach 130 zawodników wagi ciężkiej, żeby zrobić jak najlepszy wynik. Wszyscy mają pracować na „jedynki”, a to właśnie one budzą największe emocje. Frustracja w PiS wywołana jest także tym, że przed wyborami październikowymi prezes osobiście prosił kilkoro europosłów o wsparcie list. Odmówili. Łącznie z Beatą Szydło.

— Wtedy jakoś odmowy były możliwe? Wtedy to nie były potrzebne duże nazwiska? — z goryczą retorycznie pytają nasi rozmówcy.

Jak pisaliśmy w „Newsweeku” 3 tygodnie temu, Jacek Kurski od początku chciał wystartować do PE z Warmii, Mazur i Podlasia (w tych wyborach to akurat jeden wielki okręg wyborczy). Kiedyś był już europosłem z Olsztyna i chciałby to powtórzyć. To był jego priorytet, z kilku powodów. Jacek Kurski wie, że im bardziej na wschód, tym lepiej. W poprzednich wyborach do PE PiS z tego okręgu miało dwa mandaty, ale co z politycznego punktu widzenia jest dla Kurskiego bardzo istotne, piastują je dość słabi w strukturach partii politycy: Karol Karski i Krzysztof Jurgiel. Karski jest co prawda szefem koleżeńskiego sądu dyscyplinarnego, ale nie stoi na czele żadnej poważnej frakcji. Krzysztof Jurgiel, kiedyś jeden z głównych rozgrywających na Podlasiu, teraz nie znaczy właściwie nic. Kurski, walcząc o jedynkę w tym okręgu, może poważnie myśleć o powrocie do Parlamentu Europejskiego, a jednocześnie nie wchodzi w spór z żadną z dużych partyjnych frakcji.

W Lublinie musiałby stanąć przeciwko Mariuszowi Kamińskiemu i Przemysławowi Czarnkowi. Obaj są politykami silnymi w strukturach partyjnych, a Czarnek ma ambicje, które mogą zaprowadzić go na szczyty partyjnej drabiny. W dodatku, jak słyszymy, prezes wciąż namawia go na start do PE, bo takich zawodników potrzebuje nie tylko do pociągnięcia list, ale także, a może i przede wszystkim, do bicia się z Tuskiem w Brukseli.

Podkarpacie to niby dobry region dla kandydata PiS, ale mówiąc wprost: Jacek Kurski nie ma Rzeszowa w sercu. Sam jest z Gdańska, mieszka w Warszawie i jakoś mu do tych Mazur serce bije mocniej niż do Bieszczad. Banalnie proste. Jednak oczywiście przyjąłby miejsce wszędzie tam, na które uparłby się prezes. Jednak Jarosław Kaczyński właściwie widział Kurskiego ostatnio tylko na Mazowszu albo na Podlasiu.

Mazowsza jednak jak niepodległości broni Adam Bielan. Już start z drugiego miejsca Macieja Wąsika obudził w szefie Republikanów spore pokłady złości. Jarosław Kaczyński obiecał co prawda Bielanowi jedynkę z Mazowsza, bo to jego okręg od lat, ale nie obiecywał, że nie wrzuci mu na liście mocnej konkurencji. I wrzucił. W PiS-ie słyszymy, że start Bielana po prostu wcale nie jest na rękę prezesowi, bo sprawa NCBiR nie została do tej pory wyjaśniona i można się spodziewać, że prokuratorzy niebawem się nią zainteresują. Tak czy inaczej, o ile Bielan zniósł jakoś Wąsika, to już Kurskiego w tym samym okręgu by nie zdzierżył. PiS na Mazowszu miało ostatnio dwa mandaty i co prawda chciałoby utrzymać ten stan posiadania, ale w partii nie ma przekonania, że się uda.

— Teraz to jednak wychodzi na to, że będzie 1/1/1 — mówi nasz rozmówca z warszawskiego PiS-u. —Jeden dla nas, jeden tradycyjnie dla PSL i jeden dla Tuska.

Trzy mandaty na Mazowszu na pewno nie są do zrobienia dla PiS-u. W rozgrywkach wewnątrz partii Jacek Kurski dostał nagle wsparcie od Mariusza Błaszczaka i Jacka Sasina. Stara gwardia w powrocie Jacka Kurskiego też widzi szanse dla siebie. Jego wojna z Morawieckim na pewno będzie widowiskowa, ale osłabi byłego premiera, a na tym zależy bardzo wielu politykom Prawa i Sprawiedliwości.

Jednak Jacek Kurski ma po latach wciąż swoich ludzi na Warmii i Mazurach. Nagle okazało się, że uśpieni działacze stają po stronie byłego szefa TVP. Część dlatego, że Kurski zapewnił im parę fajnych posad i wstawiał się za nimi w czasie, gdy był już szefem TVP. Część dlatego, że jak był europosłem z regionu, to też nie zapominał o swoich. Miał 7 biur i wielu asystentów, a to zawsze wywołuje poczucie wdzięczności.

Kamila Baranowska z Interii przytacza opowieść o tym, co wydarzyło się na Nowogrodzkiej po decyzji prezesa, że to Kurski ma być jedynką. Prezes kazał Jackowi Kurskiemu osobiście poinformować o decyzji Karola Karskiego.

— W efekcie obaj, Karski i Kurski, udali się potem do prezesa i siedzieli pod jego gabinetem. Karski, bo chciał wyjaśnień, a Kurski, bo pilnował, by Karski nic nie wskórał — relacjonuje nam jeden z polityków z Nowogrodzkiej.

Nasi rozmówcy z kolei śmieją się, że przez ostatnie lata paru kolegów zapomniało, jak brawurowy w zabieganiu o swoje jest Kurski i jakie miał zawsze miejsce w sercu prezesa. W dodatku Jarosław Kaczyński naprawdę uważa, że partia Kurskiemu wiele zawdzięcza i że bez TVP wyniki wyborów przez ostatnie lata mogłyby wyglądać inaczej. Oczywiście Jacek Kurski prezesa Kaczyńskiego w tym nieustannie utwierdza.

To, co w tej chwili dzieje się w Prawie i Sprawiedliwości, to najlepsze zobrazowanie powiedzenia sprzed lat, że największym wrogiem polityka jest jego kolega z listy wyborczej. Politycy z Wiejskiej, którzy mają wesprzeć start jedynek do Brukseli, też chcą coś z tego mieć i zaczynają się szarpać z Nowogrodzką. Przecież do następnych wyborów parlamentarnych są jeszcze trzy lata, a do tego czasu prezes może zapomnieć, że odmówili mu startu albo starali się coś ugrać.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version