Magdalenie zależało na wizerunku. Na zdjęciach opublikowanych przez nią w mediach społecznościowych widać młodą, atrakcyjną kobietę z przystojnym mężczyzną u boku. Zawsze w towarzystwie dzieci. Najpierw jednego, później dwóch chłopców, a latem 2022 roku z upragnioną córeczką. „Nasza Gwiazdeczka” – pisze, dodając zdjęcia noworodka na Facebooku. Magda chętnie chwali się wspomnieniami z podróży, rodzinnych uroczystości czy wspólnych zabaw z rodziną. Ślub na Seszelach w sukni od znanej projektantki, porody w prywatnej klinice. Pozazdrościć. O takiej, jak ona, myśli się od razu: „taka szczęśliwa”, „powodzi jej się”. Może nawet budzić zawiść, bo mimo trzech ciąż ma wspaniałą figurę, zadbane włosy i świeży manicure. W komentarzach pod zdjęciami przyjaciele raz po raz ślą gratulacje i pozdrowienia. O trudnym życiu, jakie skrywa za pięknym uśmiechem, wielu z nich przez lata nie ma pojęcia. 

Zobacz wideo 37-letnia Ewelina siedzi za „głowę”

Babciu, ratuj 

Jest sobota, 3 września 2022 roku. Maria i Adam spędzają weekend na działce nad Zalewem Zegrzyńskim. Kobieta późnym popołudniem odbiera kilka niepokojących wiadomości od synowej. Magdalena informuje, że jej mąż rano wrócił do domu pijany i doszło do awantury. Kobiety nie są sobie bliskie, więc teściowa odpowiada, że ma chore serce i nie powinna się denerwować. Magda milknie. Podsyła jeszcze zdjęcie malutkiej Sandry. „Cudna” – dostaje w odpowiedzi. Telefon Marii odzywa się znów o godz. 22:56. 

Olek: Babciu, ratuj! 

Babcia: Co się dzieje? Halo! 

Olek: Mama chciała mnie udusić. Halo babciu, ratuj! 

Maria natychmiast dzwoni do chłopca. Dziewięciolatek szepcze, że mama dźgnęła go nożem w szyję, znalazł ten nóż na poduszce. W domu było ciemno i cicho. Chłopczyk bał się, że coś jeszcze mu może zagrażać.

„Schowaj się, już jadę” – usłyszał. Dziadkowie natychmiast ruszają w kierunku Warszawy, syn z rodziną wynajmuje mieszkanie w Miasteczku Wilanów. Ani on, ani jego żona, nie odbierają telefonów. Oba są wyłączone.  

Zanim dziadkowie dotrą na miejsce, pod blokiem pojawi się wujek Piotr. Mieszka w pobliżu, został przez zaalarmowany przez Marię. Nie udaje mu się dostać do mieszkania. Uwięziony w lokalu chłopczyk nie potrafi odnaleźć kluczy. Szuka więc jego rodziców. Na pierwszy ogień – garaż. Auta Magdy i Łukasza stoją na swoich miejscach. Ktoś z krewnych przytomnie zauważa, że w jednym z pojazdów, na tylnym siedzeniu, leży mężczyzna. To Łukasz. Jest absolutnie zaskoczony widokiem rodziców i brata. Tłumaczy, że kilka godzin wcześniej pokłócił się z żoną i ona kazała mu się wynosić. Schował się w garażu, żeby „nie zaogniać”.  Nie wiedział, co wydarzyło się dwa piętra wyżej. W końcu dziewięcioletni Olek odnajduje klucze i rzuca je ojcu przez balkon. Krewni długo pamiętają ten widok. Dziecko jest całe we krwi, która sączy mu się z rany na szyi. Nie był tego świadomy, nie czuł bólu, nie do końca rozumiał, co się stało. Nie miał też pojęcia, gdzie jest jego rodzeństwo. 

Czerwona poduszka 

– Nie widzieliśmy Nikodema, wydawało nam się, że nie ma go w pokoju, bo łóżeczko było puste. Dopiero później zobaczyliśmy, że on leży na poduszce za łóżkiem. Poduszka była cała czerwona – zeznał wujek chłopca. To dziadek podnosi trzylatka z podłogi. Dziecko ma pociętą twarz. W milczeniu wtuliło się w bezpieczne ramiona. Milczy też miesięczna siostra chłopców, która leży w swoim łóżeczku. Krewnym zdawało się, że maleństwo śpi. Szybko odkryli, że przykryte kołderką maleństwo nie rusza się, jest sztywne. Wezwali pomoc. 

Z policyjnej notatki wynika, że funkcjonariusze pojawili się na miejscu kilkadziesiąt minut po północy. W mieszkaniu panował nieład, były ślady szamotaniny. W łazience, na kaloryferze wisiała pętla ukręcona z pomarańczowej liny. Obok w wannie leżała antypoślizgowa mata i zimna już woda, w której miały się wieczorem kąpać dzieci. Matka zniknęła. Nie zostawiła żadnego listu, ale było niemal pewne, że zrobiła lub planuje zrobić sobie krzywdę. Pies tropiący poprowadził policjantów do windy, później na zewnątrz budynku, pod bramę wjazdową. Na monitoringu nagrała się młoda kobieta w bluzie z zaciągniętym kapturem, która kilka godzin wcześniej kręciła się wokół bloku. Tam ślad się urwał.  

Wiecie, co ja zrobiłam? 

W niedzielę 4 września, młoda rowerzystka zatrzymała się przy cmentarzu wojennym w Starych Babicach. Tam spotkała kobietę w czarnej bluzie, która się do niej dosiadła. Była spokojna, opowiadała o problemach z mężem, o dzieciach. Poprosiła o wezwanie pogotowia, tłumaczyła, że potrzebuje pomocy psychiatrycznej. Na miejsce najpierw dotarła policja. „Znaleziono kobietę po próbie samobójczej, ubraną w bluzę” – odnotowali o 15:27 funkcjonariusze lokalnej policji.

Magdalena nie próbowała uciekać. – Wiecie, kim ja jestem? Wiecie, co ja zrobiłam? – pytała.

W radiowozie słowa zaczęły wylewać się z jej ust. Opowiedziała mundurowym, że zabiła trójkę swoich dzieci. Nie wiedziała jeszcze, że chłopcy przeżyli. – Nie chciałam, żeby miały takie życie, jakie miałam ja – wyznała. Zamiast na tzw. dołek na komendzie, trafiła na oddział psychiatryczny. Tam prokurator przedstawił jej zarzuty usiłowania zabójstwa synów i zabójstwa córki. Przyznała się. 

Magdalena opisała śledczemu ostatnich kilkanaście godzin przed zbrodnią. Piątek pamiętała jako towarzyski, spędzony w towarzystwie dzieci i znajomych. Jej dziewięcioletni syn umówił się wtedy na nocowankę u kolegi. Została tylko z Nikodemem i malutką Sandrą, która kończyła właśnie pierwszy miesiąc życia. Mąż wieczorem wrócił do domu. Wydawało jej się nawet, że razem zasnęli. – Obudziłam się w nocy na siku i zorientowałam się, że męża nie ma. Wiedziałam, że poszedł na imprezę. To był pierwszy raz, odkąd mała się urodziła. Obiecał, że już tak nie będzie robił, że nie będzie znikał – wyznała. Tej nocy nie zmrużyła już oka. Mąż milczał, nie było go do rana. Magdalena wściekła się, że mężczyzna miga się od domowych obowiązków i nie odbierze syna od znajomych. Ulżyło jej, gdy mama kolegi zaproponowała mu podwózkę. Chłopiec zdążył już wrócić, gdy w mieszkaniu pojawił się ojciec. Noc spędził w klubie Luzztro, słynnej warszawskiej imprezowni, kojarzonej z handlem narkotykami i przygodnym seksem. Podobno na widok rozjuszonej żony śmiał się i powtarzał, że „jak mężczyzna ma dużo na głowie, to musi mieć odskocznię”. 

„To mnie załamało. Pytałam, jaką ja mam odskocznię, jaką pomoc? Nie mam jak głowy umyć bez stresu, że dziecko zacznie płakać! Łukasz powiedział, że nie chce tego słuchać, że jestem nienormalna. Wcześniej raczej umiał mnie udobruchać, a ja mu wierzyłam, że już tak więcej nie zrobi. (…)  Wtedy zaczęłam go bić, naparzać, było we mnie tyle złości. Powiedziałam, żeby brał swoje rzeczy i się wyprowadzał. Krzyczałam” – tak opisała do protokołu sobotni poranek.

Przyznała, że nie był to pierwszy raz, kiedy straciła nad sobą panowanie, w odpowiedzi na zachowanie męża. – Często się kłóciliśmy. Ja nie wytrzymywałam psychicznie i zaczynałam go bić. Ale nie byłam w stanie od niego odejść, coś mnie przy nim trzymało – mówiła. 3 września ich pierworodny syn wtrącił się w kłótnię. Prosił matkę, żeby nie lała ojca, a ojca, żeby wyszedł z mieszkania.  

Z późniejszej relacji Łukasza wiadomo, że poszedł do sklepu, kupił papierosy i dwa piwa, z którymi schował się w garażu. Magdalena twierdziła, że pojawił się w połowie dnia w mieszkaniu, żeby skorzystać z toalety. Zwrócił uwagę na sznur przytwierdzony do grzejnika w łazience. Pytał, co to jest, ale ona fuknęła: „a co cię to obchodzi?”. Później, w wyjaśnieniach, wypominała mężowi, że gdyby ją naprawdę kochał, zachowałby się inaczej. 

Zabiję Was z miłości 

Czas płynął, a złe myśli Magdaleny się piętrzyły. Olek wyszedł przed blok na lody z koleżanką, Nikodem oglądał bajkę w telewizji, a ona z Sandrą na rękach wlepiała pusty wzrok w osiedlowy krajobraz. „Wiedziałam, że zaraz będzie wieczór, on wróci, znów mi coś obieca i będzie dalej to samo” – nakręcała się w myślach. Czuła, że musi „to zrobić”, że „to się wydarzy”. 

 – Sandra miała duże oczy, była przepiękna. Zawsze marzyłam, żeby mieć córkę, lubiłam na nią patrzeć jak spała, głaskałam, przytulałam. Nie chciałam, żeby wychowywała się z ojcem alkoholikiem, żeby miała takie życie, jakie miałam ja  – tłumaczyła prokuratorowi. – Mówiłam jej, że ją kocham. Że zrobię to dla nich. Próbowałam wtedy jeszcze dzwonić do męża, ale on nie odbierał. Myślałam, że może to, co usłyszę, pomoże mi podjąć decyzję – wyjaśniała.  

Córkę zabiła pierwszą. Próbowała dusić niemowlę, ale maleńka Sandra łapczywie łapała oddechy, gdy matce drżały dłonie. „Wiedziałam, że się nie dotleniła, że jak się wycofam, będzie kaleką w przyszłości. Spanikowałam i wzięłam nóż, przebiłam jej brzuch i szyję” – opisała. Podczas późniejszej sekcji zwłok biegli naliczą cztery ciosy zadane ostrym narzędziem. Każdy z nich był dla Sandry śmiertelny. Magdalena w szale dopadła Nikodema, który oglądał bajkę w salonie. Złapała chłopca za szyję, szalała z nożem. – Myślałam, że go udusiłam. Chciałam mieć pewność, że oni umrą – mówiła. 

Olek, który przebywał na patio, widział, że matka mu się przygląda. Zaskoczyło go, że w domu  są zaciągnięte zasłony i zgaszone światła, zwykle było tam jasno. – Jak pukałem do drzwi, mama na początku nie otwierała. Gdy w końcu wszedłem, powiedziała „wiesz, że Cię kocham?”, a ja odpowiedziałem, że wiem.  

Chłopczyk pamiętał, że matka kazała mu się położyć na łóżku w sypialni, a potem się na niego rzuciła, dusiła. – Jak mi to robiła, to krzyczała: „Przepraszam cię!”. Ja udawałem, że nie żyję. Potem straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem obok nóż. Bałem się. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do babci – zeznał w obecności psychologa.

Seryjna samobójczyni 

Magdalena po zatrzymaniu powiedziała: „żałuję, że tak krążyłam, mogłam od razu iść na policję”. Twierdziła, że uciekła z domu nie w obawie przed konsekwencjami, tylko po to, żeby się zabić. Wcześniej próbowała to zrobić w łazience, nieskutecznie. Wsiadła do taksówki, dojechała do Ożarowa Mazowieckiego. Próbowała dwa razy odebrać sobie życie, różnymi sposobami. W końcu się poddała. Doszła do cmentarza w Starych Babicach i wezwała pomoc. 

Łukasz wiedział, że jego żona ma myśli rezygnacyjne. Podjęła wcześniej kilka prób samobójczych, była dwukrotnie hospitalizowana. Ostatni epizod miał miejsce zaledwie pół roku wcześniej, gdy była w trzeciej ciąży. Stan nazywany przez wielu „błogosławionym”, był dla niej fizycznym i psychicznym przekleństwem. Wprost mówiła, że wychowanie trójki dzieci to dla niej ogromne wyzwanie. Nie znalazła wsparcia w mężu, który zlekceważył rosnący w niej, wraz z brzuchem, niepokój. Na kilka tygodni przed rozwiązaniem, uciekła z domu, wysłała mężowi spory przelew i wyłączyła telefon. Odnaleziono ją w hotelu. Przyjaciółkom powiedziała, że chciała się zabić. Miała dość. „Nie szukałem dla niej pomocy, nie interesowałem się” – przyznał mąż podczas śledztwa. To były jego jedyne zeznania. Przed sądem już nie wystąpił. 

Wszystko dla dzieci 

Większość przesłuchiwanych w tej sprawie świadków mówi o Magdalenie w samych superlatywach. Przyjaciele i rodzina próbowali zrozumieć, czemu „cudowna matka” podniosła nóż na własne dzieci. – Znam ją i wiem, że Magda by świadomie czegoś takiego nie zrobiła – zeznała znajoma. – To była dziewczyna, która zrobiłaby dla dzieci wszystko – podkreślała ciotka. Bliscy wiedzieli, że Magda pragnęła dużej, pełnej rodziny, bo sama takiej nie miała. Jej matka zmarła na nowotwór, gdy była małą dziewczynką, a ojciec porzucił ją i zerwał kontakty. Magdalenę wychowywali dziadkowie. – Ona chciała, żeby jej dzieci miały lepsze warunki. Dlatego tyle wybaczała Łukaszowi – wyjaśniała ciotka.  

O tym, co trzeba było wybaczać mężowi, wiedzieli jednak nieliczni. Para poznała się w 2011 roku, i choć od tego czasu żyli razem, to jakby osobno. Mieli odrębne finanse, Magda pokrywała koszty prywatnych placówek, do których chodziły dzieci. To ona miała też finansować maluchom dodatkowe zajęcia. Przez wiele lat żyli bez ślubu, o co kobieta często się awanturowała. Nie chciała, żeby rodzice mieli inne nazwiska niż ich pociechy. Pobrali się dopiero w 2019 roku, zgodnie z marzeniem Magdy, na Seszelach. Była wtedy w drugiej ciąży, choć nie układało im się już po pierwszym porodzie. 

Przyjaciółek miała niewiele, ale stały za nią murem. Zawsze miała gdzie przenocować, komu się wyżalić.

– Magda zwierzała mi się ze swoich problemów, głównie z mężem. Łukasz tak często pił i tak dużo, że potrafił leżeć zasikany. Raz zasikał klimatyzator, bo pomylił balkon z łazienką – zeznała jedna z serdecznych koleżanek.

Pamiętała, że Łukasz był podchmielony, gdy zgłaszali zaginięcie ciężarnej Magdy w połowie 2022 roku. – Policja nie potraktowała nas poważnie, bo on śmierdział alkoholem. Potem, jak ją znaleźliśmy, to funkcjonariusze sugerowali, żeby zgłosiła się po pomoc, jeśli doświadcza przemocy domowej. Ale ona nie potrafiła zobaczyć świata poza nim – relacjonowała koleżanka Magdaleny. 

Maska kobiety z depresją 

Magdalena trzymała się też blisko z pewną psycholog, znaną z programów telewizyjnych. Ich dzieci przez trzy lata chodziły razem do przedszkola. Spędzali wspólnie dużo czasu. – Magda nie mówiła źle o Łukaszu, ale miałam wrażenie, że jest osamotniona, wiec z naszych rozmów musiało to wynikać. Była zadbana, ładna. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało idealnie. Ale widoczne było jej poczucie zagubienia, obniżony nastrój. Z perspektywy czasu uważam, że to już był czas, żeby Magda skorzystała ze wsparcia. Myślę, że mogła mieć depresję maskowaną. Można parę lat tak funkcjonować, zanim się człowiek wyłoży. Natomiast nigdy nie zaniepokoiło mnie jej zachowanie wobec dzieci. Raczej powiedziałabym, że była bardzo dobrą i troskliwą mamą – wspomniała psycholożka podczas przesłuchania w sądzie. 

Kobiety pamiętały, że oskarżona zajmowała się domem sama. Nie miała wsparcia, bo mąż był albo w pracy, albo balował. – Chciała, żeby się leczył, żeby podjął terapię alkoholową. Ciągle wierzyła, że wszystko wyjdzie na prostą. Nie wiem, co się wydarzyło tego dnia, ale musiała być w stanie, który wyłącza świadomość. To jest dla mnie szok.

Gdybym coś wcześniej zauważyła, to bym zainterweniowała. Ale ona była taka spokojna, pomocna, zawsze miała zaopiekowanie dzieci. Oczywiście często miała doły, a później wpadała w euforię. Raz mówiła, że się rozwodzi, a za chwilę, że idą razem nadać córce drugie imię w urzędzie. Myślałam, że im się teraz układa. Musiała doznać potężnego załamania – wnioskowała jedna z koleżanek podczas przesłuchania na komendzie. 

Inna przyjaciółka zwróciła uwagę, że najstarszy syn pary mocno cierpiał, obserwując relację rodziców. – Był nad wyraz dojrzały, poważny i smutny. Mówił, że jak będzie dorosły, to będzie leczył pijaków – zapamiętała kobieta. 

Kilometry rozmów o Łukaszu  

Historie opowiadane przez przyjaciółki Magdy, mają swoje pokrycie w setkach internetowych konwersacji. Pisała o zmęczeniu ratowaniem związku, o poczuciu wypalenia i nieszczęścia, które przynosi jej „utrzymywanie wizerunku idealnej rodziny”. „Czuję, że oszukuję sama siebie” – pisała do koleżanki. Ale w pudrowaniu rzeczywistości była tak dobra, że uśpiła czujność przyjaciółek. 

3 sierpnia, w dniu narodzin Sandry, przekazała radosną nowinę na Facebooku. „Czuję się bardzo dobrze, malutka też. Jestem przeszczęśliwa (…) Łukasz się uspokoił. Odpukać. Terapia mu chyba pomaga. (…) Oby tak już było. To dla mnie najważniejsze, żeby nie pił. Mam wrażenie, że interesuje się bardziej pracą. Myśli, co zrobić dla nas. Wcześniej po prostu był, bo był. Nie czuł domowych spraw. Wszystko było na mojej głowie, zero wsparcia. Zaczynam myśleć sobie po cichu, że Sandra nie pojawiła się bez powodu. Ona go poniekąd zmusiła do zmiany” – oznajmiła w prywatnej wiadomości.   

Miesiąc później ta sama koleżanka dostała wiadomość zaprzeczającą zapowiadanym zmianom. „Znowu zapił. Nie mam już siły do jego akcji. Kazałam mu wyjść z mieszkania… Łukasza średnio obchodzi nasza rodzina. Jestem sama z trójką. Martwię się przyszłość swoich dzieci, bo kompletnie tego nie widzę” – wiadomość o takiej treści wysłała o 12:40 w sobotę 3 września. W dniu, w którym odebrała życie własnemu dziecku. 

Wszystko, co wiadomo o relacji Magdy i Łukasza, wynika z ich własnych wypowiedzi albo relacji przyjaciółek. Gdzie była rodzina? Łukasz miał brata, z którym pracował w firmie deweloperskiej u rodziców. Żyli ze sobą ponoć blisko, ale nikt niczego nie widział, nie słyszał i nie dopytywał. Żona Łukasza nie miała u jego rodziców najlepszej noty. Uchodziła za roszczeniową, nieprzyjemną i kłótliwą. Teściowa już podczas pierwszych zeznań podkreślała, że syn nie zwierzał się jej z problemów małżeńskich. – Dzieci były zadbane, normalnie się zachowywały, nie żaliły na matkę. Ona też nie dawała oznak, że coś jest nie tak – mówiła pani Maria. Zapewniała też, że jej syn nie był alkoholikiem i nie mógł być pijany, gdy w nocy zastała go śpiącego w aucie, bo „coś by wyczuła”. On miał w sobie więcej krytycyzmu, przynajmniej w pierwszych godzinach poszukiwań Magdy. Jednej z koleżanek żony powiedział, że „w Magdę coś wstąpiło” i „jest w tym trochę jego winy”. Deklarował, że czeka na nią w domu i chciałby jej pomóc. 

Bez sentymentów 

Magdalena była badana przez biegłych psychiatrów i psychologa. Wiele tygodni przebywała na oddziale psychiatrycznym w areszcie w Łodzi. Eksperci mieli ocenić, czy była poczytalna, chwytając nóż, z którym rzuciła się na swoje dzieci we wrześniu 2022 roku. Opowiedziała im o swoim życiu, motywacji do zbrodni, o wcześniejszych próbach samobójczych.  Znali te historie także z akt sprawy. Nie zostawili na niej suchej nitki.  

„Badana tłumi złość, jest osobą bierną i zależną. Przeżywa intensywny, chroniczny gniew, bywa egoistyczna, nadmiernie skoncentrowana na sobie. Jest osobą niedojrzałą, ale robiącą pozytywne pierwsze wrażenie. Manipuluje otoczeniem w celu objęcia jej opieką lub pomocą. Ma ograniczony wgląd w przyczyny i konsekwencje swoich działań” – stwierdzili w opinii. Na niekorzyść Magdaleny świadczył nawet fakt, że porzuciła psychoterapię, żeby terapeuta zajął się jej mężem, którego pragnęła „uzdrowić” i ocalić rodzinę. Stwierdzono u niej „mieszane zaburzenia osobowości”. Została określona jako osoba chwiejna z tendencją do wchodzenia w burzliwe, nierokujące związki.  

„Unika brania na siebie odpowiedzialności. Prezentuje tendencje do stawiania siebie w roli ofiary. Mówiła, ze gdyby mąż inaczej się zachowywał, to by nie doszło do zabójstwa. Przerzuca odpowiedzialność na innych. Nie próbowała w racjonalny sposób rozwiązać swojej sytuacji życiowej. Przecież zachowanie jej męża w dniu zdarzenia nie było niczym zaskakującym, robił tak często. Często zostawiał ją samą, nie mogła na niego liczyć” – napisali, jednocześnie zauważając, że „zachowanie męża na pewno było źródłem przewlekłego stresu dla opiniowanej” i „źródłem cierpienia psychicznego”.

„Ona mocno koncentrowała się na jego funkcjonowaniu, jego spożywaniu alkoholu lub nie. Natomiast w naszej ocenie posiadała dużo zasobów, pozwalających jej na rozwiązanie tej trudnej sytuacji inaczej. Posiadała zasoby finansowe, wsparcie koleżanek, jest zaradna i inteligentna” – podkreślali psychiatrzy. W dniu zabójstwa miała „dużo czasu, żeby się wyciszyć”, zamiast tego przeszła do realizacji planu rozszerzonego samobójstwa, które rozważała, będąc w trzeciej ciąży. Eksperci ocenili, że Magdalena nie przeżyła smutku po zamordowaniu córki. Była ponoć za mało smutna, ocierała niewidzialne łzy. 

W procesie przed Sądem Okręgowym w Warszawie prokuratura żądała dla Magdaleny dożywotniego pozbawienia wolności, a warunkowe przedterminowe zwolnienie miałoby nastąpić najwcześniej po trzydziestu latach odsiadki. Obrona próbowała przekonać sąd, że oskarżona działała w stanie ograniczonej poczytalności lub silnego wzburzenia emocjonalnego, była w połogu, nie myślała racjonalnie. – Nie można pominąć pozostawienia oskarżonej w skrajnej samotności w wykonywaniu obowiązków rodzicielskich, przemęczenia i przeciążenia, uczucia bezsilności i kolejnych zawodów  zachowaniem małżonka nadużywającego alkoholu i opuszczającego dom.  To właśnie zaprowadziło oskarżoną do rozwiązania jako „uwalniającego” ją od problemów – akcentowała mec. Magdalena Krawczak.  

Ale w styczniu 2024 roku zapadł wyrok 25 lat więzienia. Odwołały się od niego obie strony. Prokuraturze było mało, obronie zbyt wiele. 

Tykająca bomba 

Sąd Apelacyjny w Warszawie wezwał na przesłuchanie biegłych psychiatrów i psychologa. Skład orzekający miał mnóstwo pytań o stan psychiki oskarżonej. Sędzia Ewa Leszczyńska- Furtak dopytywała, czy akt zabójstwa dzieci był „grą na emocjach męża”. – Tak, choć sama w jakimś stopniu była osobą pokrzywdzoną, żyła w relacji z osobą uzależnioną. Rozwiązała swój problem w niedojrzały sposób, grając na emocjach, pokazując i podkreślając, że jest ofiarą – zaznaczył psychiatra.  

A jakie znaczenie miał fakt, że Magdalena była w połogu? Jaki wpływ miały rozhuśtane hormony, zmęczenie i stres, na podjęte działania? – Chwiejność emocjonalna może przybierać na sile w połogu, ale nikt tego nie badał u opiniowanej. Do zbrodni nie doszło w afekcie, choć faktycznie wyładowała się emocjonalnie. Autoagresją, a ostatecznie agresją wobec dzieci, próbowała wywrzeć presję na mężu, żeby zmienił postawę – konstatował biegły. 

Skąd wiadomo, że nie zabiła w stanie silnego wzburzenia? – To raczej był stan rozczarowania, mąż po raz kolejny ją zawiódł. Długo udawała, że wszystko jest w porządku, ale złość w niej narastała – padło w sali rozpraw. 

Czy to była zemsta? – pytał sąd.

– Jej czyn nie był wyrachowany, perfidny, wynikający z pobudek psychopatycznych, tylko z zaburzeń osobowości, podkreślenia, jaką jest ofiarą, jak mąż ją skrzywdził. Jej zachowanie było niewspółmierne do sytuacji. Opiniowana ma słabo wykształcone dojrzałe mechanizmy radzenia sobie w trudnych sytuacjach – oceniła psycholog.  

Eksperci byli zgodni: wiedziała, co robi, była poczytalna. Jedynie psychiatra, lek. Paweł Ziomka zauważył na koniec, że skomplikowana osobowość Magdaleny i „przewlekły stres, spowodowany rozpadem nieudanego związku” mogą być „elementem łagodzącym”. Obrona oskarżonej upatrywała w tych słowach nadziei na obniżenie wymiaru kary. 

25 lat

Pod koniec ubiegłego roku sąd odwoławczy wyrok zmienił, ale de facto na surowszy. Magdalena będzie mogła skorzystać z warunkowego, przedterminowego zwolnienia dopiero po odbyciu 20 lat kary – jesienią 2042 roku. 

– Nie było podstaw do obniżenia kary, ale nie było także podstaw do wymierzenia kary eliminacyjnej. Jest to kara zarezerwowana dla sprawców wyjątkowo okrutnych, dla psychopatów, dla zbrodniarzy tak niebezpiecznych i zdemoralizowanych, że nie powinni wracać do społeczeństwa. Kara 25 lat pozbawienia wolności jest sprawiedliwa i współmierna. Sąd prawidłowo ocenił materiał dowodowy, uwzględnił wszystkie kwestie, również te dotyczące tła rodzinnego, sytuacji życiowej oskarżonej i jej stanu psychicznego po narodzinach trzeciego dziecka, stanu relacji pomiędzy małżonkami i fakt nadużycia alkoholu przez męża, a nawet zaniedbywania obowiązków rodzicielskich i małżeńskich przez męża – wyliczał sędzia Rafał Kaniok, uzasadniając prawomocny wyrok. Wyjaśniał, że te okoliczności nie mogły „w żadnym wypadku wpływać na ocenę stopnia zawinienia oskarżonej i zamiaru, z jakim działała”.  

Obrończyni w apelacji pytała, dlaczego oskarżona, która do tej pory była przykładną matką, dbała o dom, dopuściła się tak okrutnej zbrodni? Dysonans pomiędzy stylem życia a dokonanym zabójstwem, miał świadczyć o zakłóceniach psychicznych, może nawet o chorobie. – Opinia biegłych jest w kwestii poczytalności wiarygodna, jasna i pełna. Oskarżona od kilku miesięcy nosiła się z zamiarem samobójstwa połączonego z zabójstwem dzieci. Jej motywacja była absurdalna, wręcz prymitywna. Chciała ukarać męża i jego rodzinę za – jej zdaniem – niewłaściwe zachowanie wobec niej, odrzucenie, pozostawienie bez wsparcia. Oskarżona przedmiotowo wykorzystała swoje dzieci. Na niespełna godzinę przed planowanym zabójstwem wysyłała wśród znajomych zdjęcie uśmiechniętej córeczki, w celu wywołania określonej reakcji po jej śmierci – zauważył sędzia Kaniok. 

– Godziła w życie bezbronnego człowieka, miała moralny i prawny obowiązek zajmowania się dziećmi. Jej pobudki były bardzo niskie, nieusprawiedliwiające w żadnym stopniu przestępstwa. Chciała na siebie zwrócić uwagę. Zabiła bezbronną córkę, synów pozostawiła w traumie. Zabrakło skruchy, zabrakło choćby zwykłego „przepraszam”. Może terapia i izolacja pomogą jej zrozumieć, że do popełnienia czynu doszło z jej własnej winy. Może będzie mogła przeżyć żałobę po córce i budować perspektywy na przyszłość?- zastanawiał się przewodniczący składu. 

Rozwód i rozłąka 

O przyszłości Magdalena w zakładzie karnym nie myśli. Nie wiadomo jeszcze, gdzie będzie odbywała karę. Osoby skazane na tak długie odsiadki przechodzą wewnętrzną selekcję, dobierana jest im jednostka mogąca w największym stopniu przyczynić się do procesu resocjalizacji czy terapii. Kobieta ostatni raz widziała się z dziećmi w dniu, w którym odebrała córce życie. Przez dwa i pół roku ma z nimi kontakt za pośrednictwem męża, pisali do siebie listy. „Proszę o widzenie z mężem Łukaszem i dziećmi. Bardzo za nimi tęsknię. Zawsze ich kochałam i będę ich kochała do końca życia. Zdaję sobie sprawę, o jaki czyn jestem oskarżona. Muszę każdego dnia budzić się i żyć ze świadomością tego, co zrobiłam. Nigdy sobie tego nie wybaczę” – podkreślała. Olek, który był mocno zżyty z matką, zadzwonił do jej adwokatki, pytał, kiedy wróci mama. „W listach do mnie mąż pisze, że syn ciągle mnie wspomina, ciężko mu zaakceptować moją nieobecność. Myślę, że widzenia mogłyby mu pomóc się oswoić i zrozumieć tę sytuację” – podkreślała Magdalena w listach do sądu.  

Możliwe, że Olek będzie chciał spotkać się z mamą. Jego młodszy brat już jej ponoć nie pamięta, nie wraca też do wydarzeń z września 2022 roku. Rodzina Magdaleny nie przetrwała tej tragedii. Łukasz złożył w sądzie pozew rozwodowy, spotkają się w maju na telekonferencji, podczas której ich związek formalnie dobiegnie końca. 

Pobocha: Ten wyrok to akt zemsty 

Czy sąd słusznie potraktował Magdalenę jak bezwzględną zabójczynię? Na 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo dziecka została przecież skazana Katarzyna W., która w 2014 roku w Sosnowcu udusiła półroczną córkę Madzię, a zwłoki ukryła. Cały kraj był zaangażowany w poszukiwania rzekomo porwanego dziecka. Katarzyna W. mamiła śledczych i opinię publiczną, kilkukrotnie zmieniając wersję wydarzeń. Gdy okazało się, że dziewczyna nie żyje, kłamała, że niemowlę wypadło z kocyka.  

Dlaczego w sprawie zabójstwa dzieci z Wilanowa nie znalazły się żadne okoliczności, które mogły wpłynąć na złagodzenie wymiaru kary?  – Ta sprawa budzi współczucie, ale twarde reguły prawne mówią, że nadzwyczajne złagodzenie kary może nastąpić w szczególnych sytuacjach. Jeśli zachowanie oskarżonego byłoby uzasadnione okolicznościami.  Ale tu takich wyjątkowych okoliczności nie było, tak jak zauważył sąd odwoławczy. Pijany mąż był dla tej kobiety widokiem powszechnym.

Jednak kara 25 lat pozbawienia wolności, to nie jest kara, która tę konkretną osobę może czegoś nauczyć. To już jest akt zemsty – twierdzi w rozmowie z Gazeta.pl dr Jerzy Pobocha, psychiatra, biegły sądowy. 

Rozmawialiśmy o motywacji do zbrodni, o której mówiła oskarżona. Czy samobójstwo rozszerzone może być aktem tak wyrachowanym, jak ocenił to sąd? – Badałem osoby, które mówiły, że zabijały dzieci, będąc przekonane, że w innym przypadku czeka je samo zło, głód, poniewierka, przemoc. W ten sposób „ratowały” swoje potomstwo przed tego typu konsekwencjami, bo nie były w stanie tego znieść. To nie są historie, które się wymyśla na poczekaniu. To jest typowa motywacja depresyjna i takie osoby często są łagodniej traktowane przez sądy – zauważa psychiatra sądowy. Zapytałam doktora Pobochę, czego on chciałby się dowiedzieć o osobie oskarżonej, gdyby wydawał opinię. – Ważny byłby dla mnie proces przechodzenia połogu, wykluczenie ewentualnej depresji czy depresji poporodowej, bo to nie jest przypadek, że ta oskarżona mówi dokładnie to, co mówią inne kobiety w depresji, dokonujące podobnych zbrodni. Nie jest naturalną rzeczą, że kobieta zabija własne dzieci. Biegli powinni uwypuklić wszystkie okoliczności, które mogą zaważyć o losie podsądnej – zaznaczył dr Pobocha.  

**************************

Proces Magdaleny toczył się z wyłączoną jawnością. Ten reportaż powstał na podstawie udostępnionych przez Sąd Apelacyjny w Warszawie akt sprawy karnej, a także na bazie relacji z rozprawy odwoławczej i ogłoszenia prawomocnego wyroku, które odbyło się jawnie w dniu 29 listopada 2024 roku. Mąż oskarżonej odmówił rozmowy z Gazeta.pl, nie życzył sobie tej publikacji. W celu zapewnienia anonimowości świadkom, w tym małoletnim dzieciom oskarżonej, ich imiona zostały zmienione.  

**************************

Potrzebujesz pomocy? 

Jeśli przeżywasz trudności i myślisz o odebraniu sobie życia lub chcesz pomóc osobie zagrożonej samobójstwem, pamiętaj, że możesz skorzystać z bezpłatnych numerów pomocowych: 

Centrum wsparcia dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym: 800 70 2222 

Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111 

Telefon wsparcia emocjonalnego dla dorosłych: 116 123 

Pod tym linkiem znajdziesz więcej informacji, jak pomóc sobie lub innym, oraz kontakty do organizacji pomagających osobom w kryzysie i ich bliskim. 

Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji, zadzwoń pod numer 112 lub udaj się do miejscowego szpitala psychiatrycznego. 

OSKARŻAM – cykl kryminalny Gazeta.pl Grafika: Marta Kondrusik
Udział

Leave A Reply

Exit mobile version