Porzućcie wszelką nadzieję, nie wyjdziemy z kampanii prezydenckiej bez szwanku. To, że jej ofiarą będzie zdrowy rozsądek, jest niejako wpisane w koszty demokracji. W tym roku zapłacimy jednak zdecydowanie więcej.
Niebywałe, że wciąż tak niewiele trzeba, by zasłużyć na poparcie milionów. Jeszcze przed chwilą Sławomir Mentzen był memem, którego w debacie rozjechał nawet Ryszard Petru. Dziś w sondażach zbliża się do 20 proc. i ma szansę na drugą turę.
Powiecie, że to nie jest opowieść o wybitności Mentzena, tylko o słabości Karola Nawrockiego, i po części będziecie mieli rację. Wszystko zaczyna wyglądać tak, jakby PiS wybory prezydenckie oddało walkowerem. Nawrocki – przypomnijmy: kandydat ponoć obywatelski – startuje nie po to, by wygrać, ani nawet nie po to, by nisko przegrać, lecz po to, by Jarosław Kaczyński utrzymał władzę w partii (nawet z kilkoma milionami głosów nie zagraża prezesowskiej wszechwładzy).
Sławomir Mentzen i wybory prezydenckie 2025
Mentzen natomiast wykorzystuje sytuację. Zostawmy to, czy ma szansę pokonać Rafała Trzaskowskiego. Nawet jeśli nie wejdzie do drugiej tury, to i tak wykręci znakomity wynik, który wyniesie Konfederację w zupełnie inne miejsce. Mowa przecież o formacji, która długo miała wizerunek zlepku radykalnych, obskuranckich i obciachowych partyjek. Kogo tam nie było! Antyszczepionkowcy, antysemici, denialiści klimatyczni, nacjonaliści, propagandyści Kremla. Gdyby głębiej poszukać, znaleźlibyśmy zapewne przekonanych, że Ziemia jest płaska i leży na skorupie gigantycznego żółwia.
Konfederacja pozbyła się największych oszołomów (Grzegorz Braun, Janusz Korwin-Mikke), troszkę przypudrowała resztę i zaczęła marsz na Warszawę. Szła przez TikToka, czyli tam, gdzie długo nie było polityków głównego nurtu, gdzie jest u siebie i gdzie można było zebrać zainteresowanie publiczności, która nie korzysta z tzw. tradycyjnych mediów.
Efekt jest taki, że dziś to, co mówi lider – jeden z liderów, tam wciąż chętnych do kierowania nie brakuje – tej formacji, jest mainstreamem. I jego słowa nie rozpływają się w próżni. Nie żeby nasz dyskurs publiczny był w świetnym stanie, ale lada chwila podczas debat, wyborczego czasu w telewizji publicznej będzie dodatkowo zatruwany wyssanymi z palca opowieściami o Ukraińcach uprawiających „turystykę medyczną za nasze pieniądze”, „przymusie szczepień” i „ideologii LGBT”. Karanie więzieniem za aborcję zostanie przedstawione jako racjonalna propozycja, nad którą warto dyskutować.
Mentzen zbiera owoce
To nie są strachy na Lachy, czego dowodem jest kampania prezydencka. Konfederacja po wybuchu wojny ani przez chwilę nie zachowała się przyzwoicie, dla niej zawsze większym problemem byli broniący się Ukraińcy niż mordujący ich Putin. Dziś, gdy stosunek opinii publicznej do Ukraińców znacząco się pogorszył, Mentzen i jego koledzy zbierają owoce, bo wyglądają na najbardziej wiarygodnych. A inni kandydaci – wliczając Trzaskowskiego – muszą się w nowej rzeczywistości odnaleźć. Stąd pomysł odebrania 800 plus Ukraińcom i podkreślanie walki ze zorganizowaną przestępczością o niepolskim rodowodzie.
Piszę to wszystko, bo Konfederacja rośnie od sześciu lat, mimo to wciąż mało kto traktuje ją poważnie. Zupełnie jakby zjawiska, z którymi zmagają się demokracje pod każdą szerokością geograficzną, nas nie dotyczyły. Alternatywa dla Niemiec też nie od razu uzyskiwała w wyborach do Bundestagu 20 proc. W 2013 r. zagłosowało na nią ledwie 1,9 proc. ludzi. Nawiasem mówiąc, troje konfederackich przedstawicieli zasiada w Parlamencie Europejskim we frakcji Europa Suwerennych Narodów, do której należą także wysłannicy AfD. W tym ci oskarżani o szpiegostwo na rzecz Chin i relatywizujący zbrodnie nazistowskich Niemiec.
Mentzen sam w sobie nie musi być groźny. Nie ma w nim charyzmatycznego mówcy, retorycznie jest pewnie słabszy nawet od Nawrockiego, nie przedstawi idei porywającej tłumy. Jego pomysły rozmontuje nie najwyższych lotów uczeń liceum.
Kampania prezydencka pokazuje jednak trend: przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi Konfederacja może obiecywać udział w koalicji rządzącej, niewykluczone, że jej przedstawiciele będą przymierzani do posad ministerialnych. „Niemożliwe nie istnieje” – kampanijne hasło Mentzena jest bardzo nieoryginalne i bardzo prawdziwe. Dla niego to szansa, dla całej reszty – ostrzeżenie.
