„Sorry, ale po brexicie to już nie jest ten sam kraj” — mówią mieszkający w Wielkiej Brytanii Polacy.
Wśród Polonii w Wielkiej Brytanii trwa ostatnio nieprzerwana dyskusja nad porównaniem życia w Polsce i na Wyspach. Debatę, która toczy się w polskich kawiarniach, sklepach i pod szkołami, gdzie uczą się polskie dzieci, wywołał szef brytyjskiej opozycji, lider Partii Pracy Keir Starmer.
Polityk, rozliczając brytyjski rząd ze wszystkich porażek z brexitem,pozwolił sobie na uwagę, że Polska w ciągu dziesięciu lat może być bogatsza od Wielkiej Brytanii. Labourzysta, chcąc zobrazować kondycję brytyjskiej ekonomii wśród brytyjskich wyborców, zapewne nie spodziewał się, jakie poruszenie wywoła wśród mieszkających nad Tamizą Polaków.
Foto: Newsweek
Żałują brexitu
— Podniosło mi się ciśnienie — stwierdził Roman Wycichowski, który w uniformie budowlańca i w kasku przyszedł po pączka do kawiarni „Cafe Maja” w Posk-u, Polskim Ośrodku Społeczno — Kulturalnym w zachodnim Londynie. – Ucieszyło mnie to, że Starmer mówił dobrze o Polsce, ale zdałem sobie sprawę, jak źle jest w Wielkiej Brytanii. Nie tak miało być, miałem nadzieję na inną rzeczywistość, kiedy przyjechałem tu w 2004 r. autokarem z Polski – wyjaśnia. – Na początku było genialnie, dobra praca, dobra stawka, ale po brexicie wszystko się zmieniło, życie nie jest tu usłane różami, więcej w nim cierni niż wonnych płatków – podkreśla Roman. – No jest dramat – wtóruje Romanowi Joanna Ostrowska. – Ludziom brakuje na czynsz, na jedzenie, praca jest niepewna, a do tego te puste półki w sklepach. Brakuje wszystkiego, najbardziej warzyw, owoców i jajek, jak widzę na regałach sam ocet, to pomyślę, że przeniosłam się do Polski w czasy komuny – mówi z przekąsem Beata.
– Słuchałem przemówienia lidera Partii Pracy, czytałem też te wypowiedzi ekspertów, oni naprawdę mówią o tym, że młodzi Brytyjczycy mogą wyjechać do Polski „za chlebem”, świat stanął na głowie. Ja przyjechałem to ze względów ekonomicznych. W Polsce prowadziłem firmę, „zjadł” ją ZUS. Zadłużyłem się i musiałem tu przyjechać, aby zarobić na odsetki od odsetek. Wszyscy Polacy, z którymi się przyjaźnię tu w Szkocji, mieli podobny problem. Po dwóch dekadach życia tutaj spłaciłem dług i kupiłem dom. Więc w sumie nie powinienem narzekać, ale żyje się tu coraz trudniej. Oglądam kilka razy funta, zanim go wydam. Poza tym zakupy to teraz prawdziwe polowanie, jak kiedyś w Polsce, są kolejki po warzywa, reglamentowanie produktów, no i nic nie jest pewne. Mnie najbardziej denerwuje pobrexitowa biurokracja. Sorry, ale po brexicie to już jest zupełnie inny świat – mówi Jakub Szczuka, który czeka na kończącego zajęcia syna w szkole w Bristolu.
— No łatwo nie jest, ludzie są przygaszeni, smutni, niepewni jutra — ocenia pracująca w magazynie z kosmetykami Magdalena Cyrus z Nottingham. – W Polsce skończyłam politologię, tutaj pracuję w magazynie. Płacę „frycowe”, ale nie kryje satysfakcji, że spełnił się czarny sen Brytyjczyków.
– Jak sobie przypomnę tę polityczną retorykę, która z ław poselskich przeniosła się na ulice, jak pełno było zjadliwości na temat imigrantów, w tym Polaków. Byliśmy obwiniani o zabieranie Brytyjczykom pracy i jednocześnie oskarżani o wyciągnie zasiłków. No i wyszło szydło z worka. Bez imigrantów gospodarka siada, pełno jest etatów, jakoś nikt nie garnie się do pracy. To, kto tu wyciągał zasiłki? Retoryka polityków się zmieniła, Polska teraz jest fajna, a Polacy „cacy”. No i dobrze. Mamy ten przywilej, że sami, jak będziemy mieli na to ochotę, to sobie pojedziemy do swojego kraju i to nie dlatego, że nam ktoś pokazuje palcem drzwi – kontynuuje Magda.
Z ziemi brytyjskiej do Polski?
Brytyjczycy zachwalają Polskę, a Polacy z Wysp boją się, że znaleźli się na tonącym statku. Przed powrotem Polaków powstrzymuje jednak wojna w Ukrainie, wszechobecna drożyzna, a wielu również brak wolności światopoglądowej.
— Nigdy w życiu — mówi Marek Zawadzki, murarz z Edynburga. – Nie wróciłbym do Polski. Ok, w UK nie jest teraz lekko, daleko od rodziny, kryzys, strajki, pobrexitowy bałagan. Za parę lat będę na emeryturze, mam ponad 50 lat. Tu jako emeryt nie będę musiał płacić za lekarstwa, są banki żywności, organizacje, które chronią starszych ludzi, przed czym się da, zimnem, samotnością itp. Jasne, że to wkurzające, że płaci się krocie za prąd, a w niektórych sklepach pozwalają na kupno dwóch pomidorów, ale tu w moim wieku jak stracę pracę, to znajdę inną, w Polsce po 50 już nic nie zdziałam. Moja partnerka pracowała w szkole, straciła pracę i dostała nową, jest recepcjonistką, a ma 57 lat. Gdzie w Polsce znalazłaby pracę w tym wieku? Nie ruszamy się stąd – tłumaczy.
Podobnego zdania wiele innych osób. Imigranci ostrożnie podchodzą do „jasnej” przyszłości Polski. – To pobożne życzenie, nie wyobrażam sobie życia w Polsce, gdzie kobiety nie mają dostępu do aborcji, gdzie Kościół zagląda do łóżka i lodówki obywateli, gdzie dyskryminowani są osoby LGBT – wyjaśnia Karolina Kucharczyk, ekonomistka z Londynu. – Pod tym względem życie w UK jest bardziej demokratyczne – podkreśla Karolina.
— A ja spokojnie się przyglądam, zaciskam zęby, bo jakość życia w Wielkiej Brytanii pogorszyła się, każdy to widzi — ocenia Wojciech Kusociński z Coventry. — Nie widzę się w już Polsce, moje życie jest tutaj. Podoba mi się za to fakt, że Brytyjczycy nie udają, że popełnili błąd, wychodząc z Unii. Bregret to jest teraz jedno z najbardziej popularnych słów. Brytyjczycy żałują tego rozwodu, widać to. Politycy jednego dnia tłumaczą brak warzyw i owoców niesprzyjająca pogodą w Hiszpanii i Maroku, a po kilku godzinach Hiszpanie i Marokańczycy zamieszczają w brytyjskich mediach społecznościowych zdjęcia uginających się pod świeżymi produktami kramów na targach i w sklepach. Ludzie dementują każde kłamstwo tuszujące skutki brexitu, wytrącają rządzącym argumenty z rąk. Rewelacja – uważa Wojciech. – Polacy i inni obywatele Wspólnoty nie są już oskarżani za każde niepowodzenie w Zjednoczonym Królestwie. Brytyjczycy wiedzą już, że to była ściema liderów kampanii Leave – dodaje.
— A ja ci powiem, jak zmieniło się życie w Zjednoczonym Królestwie na przykładzie zwierzaków — zaczyna Emilia Stasin z Londynu. – Brytyjczycy są jednymi z największych miłośników czworonogów na świecie. Standard życia tak im się obniżył, że wybierają między posiłkami dla psów czy kotów a dla siebie. To nie jest żart – twierdzi Emilia. – Ludzie masowo kupowali i adoptowali zwierzaki podczas lockdownu, bo im się nudziło, a teraz nie stać ich na karmę. Moja sąsiadka oddała foksteriera, bo nie miała za co kupować mu jedzenia. Za prąd, za gaz trzeba płacić, jeść trzeba, ciągle są jakieś podwyżki, a emerytury i pensje nie rosną. Pies czy kot stał się luksusem – uważa Emilia.
Ziemia obiecana
Czy w Polsce jest lepiej? Zdaniem brytyjskich ekspertów, np. Harrisona Griffithsa z Institute of Economic Affairs za kilka lat nie tylko Polacy będą chcieli wyjechać z WYsp nad Wisłę. Brytyjska prasa opisuje historię Brytyjczyków, którzy zdecydowali się na spędzenie emerytury w Polsce. Zainteresowanie Polską rzeczywiście rośnie wśród brytyjskich emerytów, ale głównie tych, którzy mają partnera albo partnerkę z Polski lub mają polskie pochodzenie. Gazety rozpisują się na temat walorów polskiej kuchni, pięknych pejzaży i relatywnie tanich nieruchomości na polskiej prowincji.
Z raportu brytyjskiego Departamentu Pracy i Emerytur, w wynika, że Polska po 31 stycznia 2020 r. urzekła 2 213 emerytów z UK. To o 75 proc. więcej niż przed referendum w sprawie brexitu. Jest to — jak napisano w raporcie — najwyższy wzrost w liczbach spośród wszystkich krajów.
— Nie przeczę, że dla Brytyjczyka emerytura w Polsce może być przyjemna, Polska jest piękna, ale myślę, że brytyjskim seniorom łatwiej żyje się w Hiszpanii czy we Francji. Żywność jest tańsza, a ceny domów poza dużymi miastami porównywalne do tych w Polsce – twierdzi Amanda Broadshow z organizacji Age UK. – Nasi emeryci interesują się bardziej Polską, bo poznali mieszkających tu Polaków, spędzali tam wakacje, a często są to względy rodzinne, mają synową albo zięcia z Polski, polskie wnuki – uważa Broadshow.
Brytyjscy komentatorzy są zdania, że narodowy spór o rzeczywistość po brexicie przeszedł z abstrakcji i obietnic do zimnej, twardej rzeczywistości. „Z nieznanych nam powodów politycy milczą teraz na ten temat. Ale rzeczywistość staje się coraz trudniejsza do zignorowania – widzą to nawet najbardziej zapaleni brexitowcy”.
Czytaj też: „Tu chodzi wyłącznie o kasę”. Harry stał się nadęty i arogancki