Krystyna Romanowska: Moi znajomi psychiatrzy nazywają pana „tajnym agentem antypsychiatrii”. Za to psychologowie – odwrotnie – lubią pana. Kim pan właściwie jest?
Robert Whitaker: Dobre pytanie. Przez pewien czas byłem dziennikarzem medycznym i naukowym, potem zostałem dyrektorem wydawnictwa w Harvard Medical School. Świetnie wypełniałem swoje zadanie jako ktoś, kto komunikuje czytelnikom osiągnięcia naukowe. Wierzyłem w oficjalnie głoszoną naukę, także tę w dziedzinie leków stosowanych w psychiatrii. Dopóki nie zagłębiłem się w badania naukowe i nie dostrzegłem, że badania dotyczące skuteczności leków stosowanych w psychiatrii, są – mówiąc oględnie – nie do końca prawdziwe i rzetelne. A w wielu przypadkach są źle interpretowane. A więc – nie, nie jestem zwolennikiem antypsychiatrii, tylko dziennikarzem, który robi to, co do niego należy. Dąży do prawdy.
A jaka jest prawda?
Depresja nie wynika z niedoboru serotoniny, a psychoza – z nadmiaru dopaminy. Nie istnieje żadna nierównowaga biochemiczna w mózgu, którą wyrównują leki.
Choroby psychicznej nie leczy się jak cukrzycy, to jest o wiele bardziej skomplikowane.
Tymczasem leki psychiatryczne są nadmiarowo przepisywane przez lekarzy, a co za tym idzie niepotrzebnie przyjmowane przez pacjentów.