Trzeba być głuchym, ślepym i posiadać mocno ograniczone zdolności poznawcze, aby po ujawnieniu „taśm Obajtka” mieć jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do tego, jak bardzo zdegenerowany układ władzy stworzył Jarosław Kaczyński. Z jednej strony zawłaszczano państwo, „żeby nasi ludzie, kur…, zarabiali”, z drugiej – budowano system, w którym każdy na każdego zbierał haki, „by tych sk…ów w końcu na smycze pozawiązywać”.
Serial „Don Orleone”, który od kilku tygodni serwuje swoim użytkownikom Onet, nawet u osób, które nie mają złudzeń co do tego, jak działała kleptokracja PiS, może wywołać szok i niedowierzanie. Z ujawnianych nagrań wyłania się porażający obraz zepsucia państwa, które stało się łupem politycznych gangsterów. Państwa, w którym normy prawne i zasady moralne są jedynie dla „ciemnego ludu”. Kasta partyjnych aparatczyków i pupile władzy traktowali Polskę jak prywatny folwark i dojną krowę jednocześnie. I tylko głupiec mógł nie chcieć skorzystać na dobrej zmianie. „Problem polega na tym, że chłop jest za bardzo uczciwy, przeraźliwie uczciwy” – mówił w czerwcu 2018 r. o Kacprze Płażyńskim Daniel Obajtek, dziwiąc się, że ten zrezygnował z pracy, którą sam mu załatwił. „Głupi rzucił robotą, odsączył się od Energi kur… z racji tego, że będą mu wypominać, że skarb państwa. No to ten kur… nie skonsultował się ze mną debil, ino zrezygnował z roboty. Stracił narzędzia realnej pomocy kur…, realnej pomocy stracił na życie, na własne kur… życzenie”– tak w rozmowie z prawicowym „dziennikarzem” Piotrem Nisztorem prezes Orlenu recenzował ówczesnego kandydata PiS na prezydenta Gdańska.
Jednak to nie kampania samorządowa była głównym powodem wizyty Nisztora u Obajtka, tak na marginesie: w latach 2018-2024 były 72 takie spotkania w siedzibie Orlenu. Rozmowa ujawniona przez Onet pochodzi z końcówki czerwca 2018 r. Obajtek jeszcze wtedy nie wiedział o podsłuchu i z odwiedzającym go właśnie Piotrem Nisztorem rozmawiał bardzo swobodnie. „My przynajmniej nie kradniemy, staramy się zrobić, żeby nasi ludzie, kur…, zarabiali. Bo przyjdą chude lata, że będziemy musieli wszyscy przetrwać” – tłumaczy się chyba sam przed sobą Obajtek, który chwilę wcześniej zapewnił pracownika partyjnych mediów PiS, że bez problemu znajdzie pracę i dla jego żony, i dla ojca. „My się nią zaopiekujemy. Coś jej zaproponujemy, za trzy miesiące będzie miała upload, dostanie 30 procent więcej czy 40. My o nią zadbamy…” – zapewniał Obajtek i jednocześnie uspokajał Nisztora, że żona „będzie wśród swoich, przyjacielu, my jej nie zrobimy krzywdy”. Słysząc to, Nisztor zaznaczył tylko, iż „najważniejsze, żeby się rozwijała dziewczyna”. Na co Obajtek natychmiast przytaknął, że „będzie się rozwijać, nie bój się. Zadbamy o nią. Ja tu też będę robił reorganizację, będę tworzył pewne działy, zmieniał”. Niedługo po tej rozmowie żona Piotra Nisztora znalazła zatrudnienie w Orlenie, a ojciec został prokurentem w należącej do koncernu spółce Energa-Operator.
Daniel Obajtek, co zaskoczeniem nie jest, okazał się oburzony ujawnieniem nagrań z jego gabinetu. Na platformie X napisał, że nielegalne nagrywanie prezesa największej spółki w Polsce i regionie, w jego gabinecie, jest patologią samą w sobie. Ale przekazywanie tych nagrań „dziennikarzom to już skrajna patologia i zaprzeczenie wszelkich zasad funkcjonowania kraju, służb, instytucji”. Święcie oburzony Obajtek w pierwszej kolejności powinien podziękować swoim politycznym patronom. To „krystalicznie uczciwi”, zaufani ludzie Jarosława Kaczyńskiego stworzyli patologiczny system, w którym – jak wynika ze źródeł Onetu – podłożenie pluskwy w gabinecie prezesa Orlenu było elementem nieformalnej akcji CBA, które chciało zebrać operacyjne materiały na Obajtka. Zresztą sam Daniel Obajtek dobrze wie, jak się wojuje taśmami. Gdy Nisztor powiedział mu, że ma nagranie, które stanowi problem dla Kornela Morawieckiego, ojca urzędującego wówczas premiera, Obajtek natychmiast poprosił o kopię. „Ma służyć temu, by tych sk…ów w końcu na smycze pozawiązywać” – wyjaśniał swoją motywację prezes Orlenu, swego czasu pupil prezesa stawiany całej Polsce za wzór cnót wszelakich.
Dziś Jarosław Kaczyński nie pieje z zachwytów nad Danielem Obajtkiem i twierdzi, że nic nie wiedział o inwigilowaniu prezesa Orlenu przez specsłużby. Nie musiał, od brudnej roboty miał przecież swoich ludzi, którzy zbierali haki i trzymali na smyczy.