Jeszcze w pierwszej części poprzedniego roku można było narzekać na grę Huberta Hurkacza, który nie mógł ustabilizować się na wysokim poziomie. Później stopniowo było coraz lepiej. Polak radził sobie na tyle dobrze, że miał nawet szansę na występ w ATP Finals jako pełnoprawny uczestnik. Ostatecznie trafił tam jako rezerwowy, lecz zasygnalizował, że sezon 2024 może należeć do niego.
W Australian Open przegrał z finalistą
W pierwszym tegorocznym turnieju wielkoszlemowym – Australian Open – Hubert Hurkacz dotarł do ćwierćfinału. To jego życiowy rezultat w tej imprezie. W drodze do czołowej ósemki pokonał Omara Jasikę, Jakuba Mensika, Ugo Humberta oraz Arthura Cazaux. Zatrzymał go dopiero Daniił Miedwiediew.
Rosjanin pokonał naszego najlepszego tenisistę po pięciosetowej batalii. Później był w stanie dotrzeć do wielkiego finału, gdzie wygrał dwie pierwsze partie z Jannikiem Sinnerem. Włoch zdołał jednak odwrócić losy rywalizacji i to on zgarnął tytuł wielkoszlemowy.
Czy w przyszłości Hubert Hurkacz również ma na to szansę? Coraz więcej wskazuje na to, że tak. Polak w poniedziałkowym rankingu ATP zameldował się na 8. pozycji, co jest jego najlepszym wynikiem w karierze.
– Moim zdaniem czas Huberta dopiero nadejdzie. W wielu chwilach wychodził w Australii jego kunszt i dalej w tych rozgrywkach moim zdaniem będzie jeszcze lepiej. Finał w drużynówce, ćwierćfinał w szlemie i awans na najwyższą w karierze ósmą lokatę to bardzo obiecujący początek. Nie zdziwiłbym się, jeśli w najbliższych miesiącach zobaczylibyśmy go w TOP5 – powiedział Marcin Matkowski w rozmowie z „Przeglądem Sportowym Onet”.
Napięty terminarz Hurkacza
Po sukcesie w Australian Open Hurkacz nie ma czasu na odpoczynek. Pomoże teraz reprezentacji Polski w wyjazdowym spotkaniu Pucharu Davisa z Uzbekistanem (2-3 luty). Niedługo później, bo 5 lutego rozpocznie rywalizację w halowym turnieju ATP 250 w Marsylii, gdzie będzie bronił tytułu.