Nikt nie lubi być wciąż krytykowany i instruowany. Dlatego nie powinno nas dziwić, że powtarzanie przez nas tych samych poleceń i komentarzy budzi w naszych nastoletnich dzieciach jedynie frustrację i złość. One czują się niezauważane i nierozumiane, a my bezradni. I tak wyrasta między nami mur. Jak możemy go zburzyć?
Z rozmów nastoletnich osób można się dowiedzieć wiele o tym, co mówią do nich rodzice i w jakich sytuacjach regularnie pojawiają się te same rodzicielskie komunikaty: „To jest niesamowite, że mama zawsze zaczyna mnie cisnąć za bałagan w momencie, kiedy sama zaczynam sprzątać. Wychodzi potem na to, że zrobiłam, co mi kazała – oczywiście nie dość dobrze – a nie, że zrobiłam to z własnej inicjatywy”. „Ja siedzę i się uczę, a ojciec wpada mi do pokoju i mówi, że mam się uczyć, a nie siedzieć w tej komórce. Nie dociera do niego, że w internecie są źródła wiedzy i właśnie z nich korzystam”. „Od kilku lat biorę leki na swoją chorobę. Wiem jakie, znam dawkę, za dwa lata będę pełnoletnia – ogarniam. Ale za każdym razem, kiedy jadę na jakąś wycieczkę, muszę przejść instruktaż i wysłuchać tych samych informacji, jakie tabletki i kiedy. Traktują mnie jak małe dziecko”.
Nastolatki są upominane w kwestii ciepłego ubierania się, mycia zębów, korzystania z łazienki przed wyjściem z domu. To dla nich trudne do zaakceptowania. Tak, dbajmy o dobrostan i bezpieczeństwo dziecka. Jednak dostosujmy przekaz do jego wieku i zrezygnujmy z powtarzania w kółko tego samego, tymi samymi słowami.
Oceny i wymówki
Mateusz Ciawłowski stworzył „Piosenkę z tekstów mamy”. Słyszymy frazy obecne w wielu polskich domach, np.: „Tylko chodzę i po wszystkich sprzątam”, „Ja z tobą po lekarzach nie będę chodziła”, „Jak będziesz mieć własne dzieci, to zrozumiesz”, „Za dobrze ze mną masz”, „Bozia rączek nie dała?”, „O tej godzinie to się obiad je, nie śniadanie”. Śmieszne? Ale czy nam obce?
W wielu rodzicielskich odzywkach pobrzmiewają brak logiki, niekonsekwencja albo pryncypialność. Część tekstów ociera się o przemoc psychiczną, ma zawstydzić, upokorzyć. Niektóre uwagi nastolatki komentują z ironią, ale czasem można usłyszeć w ich słowach zniechęcenie, wycofanie z relacji, poczucie, że rodzic nie widzi zmagań dziecka, jego trudności, starań, potrzeb, a jedynie własne wyobrażenie o tym, jakie dziecko powinno być i jak się ma zachowywać. Czasem w rozmowie z kimś, kto jest gotów słuchać, mówi: „Dla nich liczą się tylko oceny, porządek, wykonywanie poleceń. Nie to, kim jestem i co czuję. Nie moje życie”.
Foto: Materiały wydawcy
Powtarzanie przez rodziców tych samych poleceń i komentarzy budzi w nastoletnich osobach frustrację, złość, poczucie bycia niezauważanym, niezrozumianym. Nikt nie lubi być wciąż krytykowany i instruowany; nikogo nie cieszy pochwała, za którą stoi dopowiedziane tonem pouczenia: „A nie możesz tak częściej?”. Nastolatek jest bardzo wrażliwy na krytykę, szczególnie ze strony rodziców (choć wydaje się, że ich opinia nie ma dla niego znaczenia). Ci zaś często starają się wykorzystywać każdą okazję do wtrącenia rozmaitych oceniających komunikatów. Jeśli dziecko popełni błąd, wytykają mu go, dodając, co można było zrobić lepiej.
Często pojawia się ocena – nie tylko samego zachowania – ale i dziecka. Ze słów rodzica wynika, że jest nieuważne, niestaranne, leniwe itp. Jeśli rodzic sam popełni błąd – wyjaśnia to wyjątkową sytuacją i jest dla siebie znacznie bardziej wyrozumiały. Psychologia zna to zjawisko pod nazwą podstawowego błędu atrybucji (przecenianie czynników wewnętrznych, a niedocenianie sytuacyjnych, w ocenie czyjegoś zachowania) i atrybucji w służbie ego (tłumaczenie własnych sukcesów swoimi wyjątkowymi cechami, a porażek – czynnikami sytuacyjnymi).
W krytykowanym młodym człowieku narasta napięcie. Trudno więc o miłą, swobodną rozmowę. Ale nie tylko dziecko cierpi. Rodzice często zmagają się z poczuciem bezradności („Muszę powtarzać bez końca, a i tak mam wrażenie, że rzucam grochem o ścianę”). Czują, że przestali być dla dziecka ważni, ich potrzeba bliskości jest niezaspokojona. To potęguje frustrację, która przeradza się w agresję lub bierną agresję. Pomiędzy najbliższymi osobami wyrasta mur. Jak go rozebrać?
Rozbieranie muru
Doceniajmy siebie. Choćby za to, że się nad tym zastanawiamy. Następnie rozważmy, dlaczego musimy dziecko pouczać przy każdej okazji i tak wysoko cenimy rolę poleceń, przestróg i ocen? Czy mamy zaufanie do dziecka – a jeśli nie, to jakie są tego przyczyny (czy dziecko nas zawiodło, czy nie ufamy jego kompetencjom)? Czy chcemy wzmacniać w nim poczucie własnej wartości i sprawstwa? Traktowanie nastolatka jak małe dziecko, które z niczym sobie nie radzi, nie pomoże.
Oto kilka kolejnych pytań, które także warto sobie zadać:
Czy wypowiadam te słowa świadomie, czy też powtarzam coś, co znam od innych osób – własnych rodziców, dziadków, znajomych, z przekazów kulturowych?
O co właściwie mi chodzi? Na czym mi zależy? Jakich moich potrzeb i wartości dotyka to, co robi (lub czego nie robi) moje dziecko?
Jakiego efektu spodziewam się, mówiąc do dziecka te słowa? Czy chcę przekonać je do działania i wypełniania moich oczekiwań? A może uważam, że dobry rodzic tak postępuje: zwraca dziecku uwagę?
Jakie emocje mi towarzyszą, gdy mówię to, co mówię? Czego chcę uniknąć, co chcę osiągnąć? Ile dowodów mojego uznania dla dziecka przypada na każde zdanie krytyki?
Joanna Szulc — absolwentka socjologii i psychologii klinicznej, dziennikarka i redaktorka. Zajmuje się psychoedukacją i wspieraniem rodziców. Autorka książek i tekstów o rozwoju dzieci, problemach nastolatków i wyzwaniach rodzicielstwa