Marta nauczycielka 1-3 z Legionowa: — Wiedziałam, że nie dadzą tyle, ile obiecali. Niech już dadzą tyle, ile chcą, byle były jakieś podwyżki.
Nie będzie nauczycielskich protestów, związki zawodowe odpuszczają.alkę o większe podwyżki, niż te, które im obiecał MEN. Ministra edukacji Barbara Nowacka wygrała batalię ze związkami.
Nikt takich pieniędzy nie zobaczy
Jak to się stało, że nauczyciele, którzy strajkowali, kiedy poprzedni rząd nie dał im podwyżek, teraz odstąpili bez protestów? I to nie tylko Związek Nauczycielstwa Polskiego, który przed wyborami podpisywał z ugrupowaniami aktualnego rządu „Porozumienie na rzecz edukacji”. Dzisiejsze porozumienie z MEN zaakceptowała również opozycyjnie zorientowana Solidarność, WZZ „Forum-Oświata”.
Nie będzie więc 1500 zł dla każdego nauczyciela do zasadniczej pensji, tylko do średniej. Nie będzie też podniesienia pensji dla nauczycieli z większym doświadczeniem, którzy dostali tylko 149 zł podwyżki więcej, niż początkujący.
Będzie za to wypłata podwyżek już w marcu — tyle dzisiaj obiecało MEN na rozmowach z nauczycielskimi związkami zawodowymi.
— Wielomiesięczne starania związku na rzecz wzrostu wynagrodzeń w jakiejś mierze zostały zakończone powodzeniem — powiedział po wyjściu z MEN prezes ZNP Sławomir Broniarz. Zaznaczył, że są „uwagi dotyczące zapisów szczegółowych”. — Nie ulega jednak wątpliwości, że są to najwyższe podwyżki od 2009 r.— mówił.
Do rozmów ZNP jednak siadało z własnymi wyliczeniami i propozycjami. Stawką było dzisiaj już nie tyle zwiększenie podwyżek dla wszystkich, ile podniesienie pensji nauczycieli z większym doświadczeniem niż początkujący.
ZNP znalazło pieniądze na to wyrównanie w budżecie — nie trzeba by dosypywać pieniędzy, wystarczyłoby inaczej wyliczyć rządową subwencję, która jest przekazywana samorządom. Chodzi o obliczanie średniego wynagrodzenia nauczycieli.
Bo średnie wynagrodzenie nauczycieli to nie to samo, co średnia arytmetyczna wyciągnięta z nauczycielskich płac.
Konstrukcja płac w oświacie jest chyba bardziej skomplikowana niż cały nasz system podatkowy. Na pensję nauczyciela składa się wynagrodzenie zasadnicze określane w rozporządzeniu MEN oraz kilka dodatkowych składników. Są to dodatki: za wysługę lat (1 proc. za każdy rok, od 4. do 20. roku pracy), motywacyjny oraz służbowy (np. wychowawstwo). W miejscowościach do 5 tys. mieszkańców nauczycielom dolicza się też 10 proc.dodatku tzw. wiejskiego. To sprawia, że wysokość nauczycielskiego wynagrodzenia zasadniczego słabo odzwierciedla skalę realnych zarobków. Nie inaczej jednak jest z tzw. średnim wynagrodzeniem, bo jest to wyłącznie konstrukt teoretyczny, zbudowany na potrzeby budżetu. Na tej podstawie z budżetu państwa przekazywane są pieniądze na utrzymanie szkół do samorządów. Przy obliczaniu średniej bierze się pod uwagę wiele składowych: głównie nadgodziny, ale również nagrody jubileuszowe, a nawet odprawy emerytalne i rentowe.
Dlatego podawana wysokość średniej pensji nauczyciela dyplomowanego na poziomie 7327 zł dzisiaj, a 9524 zł po podwyżce może się wydawać satysfakcjonująca. Jednak w ogóle nie odpowiada wysokości zarobków w rzeczywistości. Podobnie jak wyliczenia MEN, które mówią, że po podwyżkach średnie wynagrodzenie nauczyciela początkującego wzrośnie o 1577 zł, mianowanego o 1720 zł, a dyplomowanego o 2198 zł. Bo nikt takich pieniędzy na swoim koncie nie zobaczy.
Podwyżki dla nauczycieli i trik Tuska
ZNP dowodziło, że gdyby urealnić wysokość średniego wynagrodzenia — udałoby się dołożyć nauczycielom mianowanym kilkadziesiąt złotych do zasadniczego, tak żeby jednak ich płace różniły się bardziej od płac nauczycieli początkowych. Po to, aby starania o awans zawodowy miały sens.
Sprawa jest poważna, ponieważ szkoły mierzą się z zapaścią kadrową – w grudniu brakowało co najmniej 60 tys. nauczycieli, według wyliczeń ZNP. Do szkoły nie garną się młodzi pedagodzy, ale odchodzą też z niej masowo także nauczyciele z większym doświadczeniem.
MEN dzisiaj nie przyjęło jednak wyliczeń ZNP. Chodzi o to, że budżet już został dogadany z samorządami. Gdyby MEN zaczęło teraz w nim grzebać, sprawa by się przeciągnęła w czasie. MEN kupiło więc spokój związkowców obietnicą przyspieszenia wypłat.
— Dołożymy wszelkich starań, aby podwyżki dotarły na konta nauczycieli jak najszybciej — mówi wiceministra edukacji Paulina Piechna-Więckiewicz.
Związkowcy przyznają, że tempo wypłat ma ogromne znaczenie. Bo nauczyciele bali się, że w ogóle nie zobaczą tych podwyżek. A nie da się ukryć, że tak dużych dotąd nie zaznali. Darują już więc rządowi różnice między obietnicą a realizacją, byle tylko dostać te pieniądze.
Oliwy do ognia dołożył też prezydent Duda, który długo nie podpisywał ustawy budżetowej. W środowisku był lęk, że Duda tej ustawy nie podpisze, będą wcześniejsze wybory i PiS nauczycielom znowu wszystko odbierze. I tak lęk przed powrotem rządów partii Jarosława Kaczyńskiego, który z nauczycielami się nie patyczkował i jak trzeba było — zastąpił ich nawet leśnikami podczas strajku — zjednoczył oświatowe związki i przypieczętował ich porozumienie z rządem Donalda Tuska.
To w zasadzie kredyt zaufania. Nauczyciele mówią mi o tym w ten sposób, jak Marta nauczycielka 1-3 z Legionowa: — Od początku wiedziałam, że nie dadzą tyle, ile obiecali. Niech już dadzą tyle, ile chcą, byle były jakieś podwyżki, bo dłużej się z takimi pensjami nie wyżyje.
Jeszcze jeden argument zdecydował o tym porozumieniu. Grzebanie w budżecie oświatowym mogłoby się nie spodobać samorządom. Bo teraz dostają subwencję na szkoły wyliczoną m.in. na podstawie stawki średniego wynagrodzenia nauczycieli. Gdy podnieść pensję zasadniczą, bez dosypywania do budżetu, to by uszczupliło dochody samorządów. Tego koalicja rządowa przed samorządowymi wyborami w kwietniu nie będzie przecież ryzykowała.
W sporze z nauczycielami zasadniczo chodziło o obietnicę Donalda Tuska, gdy przed wyborami mówił, że „w ciągu pierwszych stu dni nowej władzy każdy nauczyciel i każda nauczycielka dostaną podwyżkę do zasadniczego [wynagrodzenia] minimum 1500 zł, to znaczy 30 proc”. W „100 konkretach na pierwsze sto dni rządu” KO zapisała również „1500 zł brutto podwyżki dla każdego nauczyciela”.
W przygotowanym rozporządzeniu płacowym Ministerstwo Edukacji Narodowej sprawy mają się jednak inaczej. Wychodzi na to, że rozpoczynający pracę w szkole nauczyciel dostanie o 1218 zł podwyżki — zarobi więc 4908 zł, (zaledwie o 600 zł więcej niż krajowa płaca minimalna); nauczyciel na następnym stopniu awansu zawodowego, po co najmniej czterech latach pracy — mianowany otrzyma 1167 zł podwyżki, zarobi 5057 ; zł a nauczyciel z największym doświadczeniem — dyplomowany — otrzyma 1356 zł więcej niż dotąd — czyli 5915 zł brutto pensji zasadniczej. Żadna z tych grup nie dostanie więc dodatkowego 1500 zł do pensji zasadniczej.
Trik rządu polegał na tym, że — poza nauczycielami początkowymi — 1500 zł więcej wychodzi w obliczeniach ze średniego wynagrodzenia nauczycieli. A to wcale nie znaczy, że ktoś dostanie tyle na konto.