W rozmowie z LIGA.net ukraiński żołnierz przyznał, że obecnie większość ukraińskich jednostek znajduje się w defensywie. Jak podkreślił, sytuacja jest trudna, ale dowódcy zdają sobie sprawę, że nie mogą dopuścić do przełamania obrony.
– Oczywiście wszyscy są zmęczeni. Wróg także. W rzeczywistości toczy się wojna na wyniszczenie. Ludzie giną na skalę drugiej wojny światowej. Przez te 10 lat, nawet w czasie Awdijiwki, zginęło więcej ludzi niż podczas całej kampanii afgańskiej (…) Społeczeństwo musi zrozumieć, że potrzeba zająć miejsce rannych i zabitych. To będzie największy wyraz wdzięczności dla tych, którzy teraz walczą – stwierdził.
Sierhij Fillimonow, kontynuując temat zmęczenia żołnierzy podkreślił, że może się ono negatywnie przekładać na pojedyncze starcia z przeciwnikiem, jednak najważniejsze jest utrzymanie pewności siebie wśród obrońców.
– Nie mamy innych opcji (…) Jeśli nie będziemy walczyć, jutro dotrą (Rosjanie – red.) do Dniepru, później do Kijowa, Równa, Chmielnickiego i Lwowa – przekonywał.
Wojna w Ukrainie. Ukraiński dowódca: Nie walczymy dla Zełenskiego
Jednym z tematów rozmowy była kwestia problemów politycznych, które zapanowały m.in. na linii dowództwo wojskowe – Rada Najwyższa Ukrainy. Od miesięcy przygotowywane są przepisy dotyczące mobilizacji, w których stale wprowadzane są zmiany.
Zdaniem Fillimonowa, żołnierze mają świadomość trudności politycznych, ale nie mogą o tym myśleć w trakcie walk.
– Ja jestem zadowolony z prezydenta i jego pracy. Ale ja nie walczę dla prezydenta. Może czasem nie jestem zadowolony z dowodzenia Siłami Zbrojnymi, czy Ministerstwa Obrony Narodowej, dowódcy jakiejś brygady czy batalionu, ale nie walczę o nich. Ludzie o nich nie walczą – podkreślił.
– Uwierzcie mi na słowo, jeśli przegramy z Rosją będzie gorzej dla wszystkich. Zwłaszcza dla tych, którzy walczyli. Jeśli nie będziemy mieli kraju, wszyscy będą musieli się ratować sami lub w małych grupach – podsumował.
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!