Péter Magyar wszedł do polityki w lutym. W czerwcu zdobył mandat do Parlamentu Europejskiego. W październiku wyprzedził w sondażach Viktora Orbána. Czy odbierze mu władzę?

W mitologii starożytnych Greków Nemezis była skrzydlatą boginią zemsty i przeznaczenia. Nemezis węgierskiego premiera jest 43-letnim przystojniakiem z włosami modnie postawionymi na żel. Jeszcze w styczniu mało kto na Węgrzech słyszał o tym prawniku i biznesmenie wywodzącym się z kręgów Fideszu. Pod koniec roku stał się takim zagrożeniem dla Orbána, że rządowa machina propagandowa postanowiła go zniszczyć.

Na początku listopada do redakcji różnych mediów przyszedł e-mail z 90-sekundowym nagraniem z antyrządowego marszu na budapeszteńskim placu Bohaterów z 8 czerwca. Wiadomość wysłana z zaszyfrowanego adresu miała tytuł: „Prawda wychodzi na jaw”. Na nagraniu Magyar narzeka m.in. na to, że jest za gorąco i że ludzie za bardzo na niego napierają. W pewnym momencie rzuca: „Co ja, ku…, tu robię! Oni śmierdzą! Śmierdzi im z ust!”. Z e-maila wynika, że Magyara nagrywała dziś już jego była partnerka – Evelina Vogel.

Magyar od razu przeszedł do kontrataku i oskarżył Antala Rogána, szefa gabinetu premiera, o prowadzenie przeciw niemu kampanii oszczerstw za pomocą zmanipulowanych nagrań. – Robią to, bo po raz pierwszy partia opozycyjna ma szanse na obalenie mafijnego rządu – oświadczył.

Niebawem węgierskie media dostały kolejnego e-maila z prawie dwugodzinnym nagraniem, pokazującym kulisy tworzenia przez Magyara struktur partyjnych. Taśma ujawnia też mało romantyczną naturę jego związku z Vogel. Kobieta twierdzi, że na starcie bardzo pomogła partnerowi i jest on jej winien 30 mln forintów (równowartość 73 tys. euro). Magyar zaprzecza i przekonuje, że zerwał z Vogel i wyrzucił ją z partii, bo zażądała 30 mln forintów za nieujawnianie rzekomo kompromitujących go nagrań.

Szef opozycji oskarżył Rogána i jego ludzi, że wydali ponad 2 mln euro na oprogramowanie, które można wykorzystać do tworzenia fikcyjnych nagrań w oparciu o jego prawdziwe przemówienia. Porównał to do afery Watergate, w wyniku której pół wieku temu musiał ustąpić prezydent USA Richard Nixon. – Oficerowie wywiadu, którzy służą swojemu krajowi, a nie mafijnemu rządowi, zwierzyli mi się, że moje mieszkanie, nasze biura i pojazdy są od miesięcy na podsłuchu – mówił.

Eksperci i dziennikarze podeszli do tych rewelacji sceptycznie. Andrea Horváth z niezależnego portalu Telex pisała, że skandal przypomina operę mydlaną. – Fidesz ewidentnie chciał wykorzystać fakt, że Magyar ma problem z kobietami, ale ludzi mało obchodzi to, co robił z kochanką. Z nagrań wynika jednak, że ma poważne problemy kadrowe – mówi mi Endre Bojtár, redaktor naczelny „Magyar Narancs” („Węgierskiej Pomarańczy”) jednego z ostatnich niezależnych tygodników na Węgrzech.

Bojtár, który śledzi węgierską politykę od końca lat 80., przyznaje, że Magyar idzie jak burza i Orbán ma się czego obawiać. – Byłem niedawno w szpitalu, w sali leżeli ze mną emeryt z prowincji, inteligent z Budapesztu, drobny przedsiębiorca i rolnik, niemal cały przekrój społeczeństwa. Wszyscy byli wściekli na Orbána za to, że doprowadził do katastrofy służbę zdrowia i edukację. Narzekali na wysokie podatki i drożyznę. W szpitalu nie spotkałem nikogo, kto zagłosowałby na Fidesz – opowiada Bojtár.

Uważa, że rosnąca popularność Pétera Magyara i jego formacji wynika przede wszystkim z frustracji sporej części społeczeństwa. – Ludzie zaczęli odczuwać na własnej skórze skutki fatalnej polityki ekonomicznej i zablokowania 19,2 mld euro funduszy europejskich. Magyar stał się dla wielu Węgrów jedyną nadzieją na zmianę systemu – tłumaczy. Podobnego zdania jest János Széky, pisarz i publicysta magazynu „Élet és Irodalom”. – Węgrzy zauważyli wreszcie, że systemowa korupcja dusi kraj. Gospodarka wpadła w recesję, płace realne są potwornie niskie. Magyar dobrze wypada na tle starzejącego się i grubego Orbána, ma energię i talent oratorski.

Podobne opinie słyszę od węgierskich znajomych od kilku miesięcy. Część z nich żartuje nawet, że Magyar to lepsza i nowsza wersja Orbána. W osiem miesięcy dokonał tego, co nie udało się przez 14 lat całej opozycji. Z sondażu opublikowanego w październiku przez ośrodek Median wynika, że cieszy się większą popularnością niż Orbán (51 proc. do 40 proc.), a jego partia ma przewagę nad Fideszem. (46 proc. do 39 proc.). Ten trend potwierdził sondaż instytutu IDEA. Z tego badania wynika, że na partię Magyara TISZA zagłosowałoby 30 proc. wyborców, a na rządzącą koalicję Fidesz-KNDP – 28 proc. Analitycy zastrzegli jednak, że z sondażu nie można wyciągać zbyt daleko idących wniosków, bo do wyborów zostało jeszcze półtora roku.

Karierę polityczną Magyar zaczął od wpisu na Facebooku. Zarzucił Orbánowi, że „schował się przed skandalem za spódnicami kobiet”. Chodziło o wymuszoną przez premiera dymisję prezydentki Katalin Novák i ministry sprawiedliwości Judit Vargi, zresztą jego byłej żony. Nie wiadomo, co skłoniło go do zmiany frontu – frustracja z powodu odrzucenia przez klikę Orbána czy niechęć do żony, która go zostawiła, a potem obróciła się przeciwko niemu. Niosła go wzbierająca fala oburzenia z powodu skandalu z kryciem przez władzę przypadków pedofilii. – Orbán przegrał kilka batalii wizerunkowych. Na to nałożyły się kłopoty gospodarcze i zwiększenie poczucia niepewności w społeczeństwie związane z przedłużającą się wojną w Ukrainie – tłumaczy mi prof. Endre Sik, socjolog z budapeszteńskiego Centrum Nauk Społecznych.

Wiosną Magyar zorganizował serię manifestacji, które zmobilizowały setki tysięcy Węgrów nie tylko w Budapeszcie, ale i na prowincji. Pierwszy wielki sukces polityczny odniósł na początku czerwca w wyborach do PE. Na naprędce znalezionych przez niego kandydatów zagłosowało ponad 29 proc. wyborców. Wystartowali z listy partii, która od ponad dwóch lat istniała tylko na papierze.

TISZA to skrót Tisztelet és Szabadság Pártja (Partia Szacunku i Wolności). Tak brzmi też węgierska nazwa rzeki Cisy, która płynie także przez Ukrainę, Rumunię, Słowację i Serbię. Magyar lubuje się w narodowej symbolice. Partyjne motto brzmi: „Budować nowy kraj, krok za krokiem, cegła po cegle, odzyskać i stworzyć nowe, europejskie, spokojne i nadające się do życia Węgry”. Analityczka Forum Ekonomicznego, Anna Lucia Nagy, pisze, że program Tiszy to „mieszanina różnych populistycznych ideologii i haseł antyelitarnych, rewolucyjnych, konserwatywnych, patriotycznych, liberalnych, prounijnych”.

Magyar uważa się za konserwatywnego liberała. Przed wyborami do PE zaklinał się, że nie wybiera się do Strasburga, ale po zwycięstwie wziął jeden z siedmiu zdobytych przez Tiszę mandatów. W lipcu pojechał z pomocą humanitarną do Kijowa, co było udaną zagrywką PR, bo poglądy na wojnę w Ukrainie ma takie same jak premier. Podobnie jak Orbán sprzeciwia się wysyłaniu Ukraińcom broni i uważa, że konflikt mogą zakończyć tylko negocjacje pokojowe z Rosją. – Ukraina ani nie wygra, ani nie przegra wojny z powodu stanowiska Węgier. Musimy zadbać o 100 tys. Węgrów mieszkających na Zakarpaciu – mówił w październiku brukselskiej korespondentce Euronews.

Był to jeden z jego nielicznych wywiadów dla zagranicznych mediów. – Unika ich nie bez powodu. Wie, że dziennikarze pytaliby go o Ukrainę, a nie chce na ten temat mówić, żeby nie psuć dobrego wrażenia, jakie robi – mówi mi Gabor Miklos, publicysta lewicowej „Nepszavy”. – Zabronił też udzielania wywiadów europosłom swej partii.

W rozmowie z Maïą de La Baume z Euronews Magyar przyznał, że nie potrzebuje tradycyjnych mediów. – Media publiczne na Węgrzech docierają co najwyżej do 100 tys. osób. Staram się dotrzeć do ludzi osobiście albo za pośrednictwem mediów społecznościowych. Zacząłem ruch polityczny na moim prywatnym profilu na Facebooku, a dziś mam 400 tys. obserwujących – tłumaczył. Prof. Endre Sik uważa, że ruch Magyara to polityczny teatr jednego aktora. – Sam mobilizował ludzi, organizował antyrządowe demonstracje miasto po mieście. Kampania przed wyborami do PE była rzeczywiście tania i efektywna. Teraz musi jednak zbudować partię z prawdziwego zdarzenia, ze strukturami i z ludźmi, którzy w przyszłości mogliby wejść do rządu – mówi mi socjolog.

Ekspert z Centrum Nauk Społecznych zwraca uwagę, że Orbán tak zabetonował system, że nikt nie jest w stanie odebrać mu władzy w demokratyczny sposób. – System może być zmieniony tylko od wewnątrz, np. na skutek buntu części kadr partyjnych albo rozłamu w partii. Magyar wywodzi się z kręgów Fideszu. Nie myślałem jednak, że urośnie w siłę tak szybko – mówi prof. Sik. Jego zdaniem na Węgrzech nie brak bogatych ludzi, którzy mogliby wesprzeć lidera opozycji, by spróbował swych sił w wyborach 2026 r. – Niestety nikt na Węgrzech nie jest stanie konkurować pod względem zasobów finansowych z Orbánem. Rządowa machina propagandowa dysponuje ogromnymi środkami i będzie starała się zniszczyć Magyara – dodaje ekspert.

Nadzieją lidera opozycji są młodzi Węgrzy jak dotąd pogrążeni w politycznej apatii. W wyborach parlamentarnych w 2018 r. wzięło udział ledwie 17 proc. 18— i 19-latków. Według Petera Kreko, szefa instytutu Political Capital z Budapesztu, Fidesz stał się partią emerytów. 63 proc. elektoratu partii Orbána to ludzie powyżej 50. roku życia. Z kolei prawie połowa wyborców Tiszy jest przed czterdziestką. Magyar liczy na głosy młodszych, więc obiecuje im rządowy program budowy mieszkań, korzystny dla freelancerów system podatkowy oraz wsparcie dla małego i średniego biznesu.

Gabor Miklos nie wierzy w rewolucję Magyara. – Nie ma programu, struktur partyjnych, TISZA jest w zasadzie partią jednego człowieka. Magyar to prorok, który głosi tylko samego siebie – mówi publicysta. János Széky zaznacza, że do wyborów może wydarzyć się jeszcze wiele rzeczy, zaś szanse na to, by Magyar odebrał władzę Fideszowi, nie są wielkie. – Orbán ma całą władzę, pieniądze, media i większość dwóch trzecich głosów w parlamencie, co pozwala mu dowolnie zmienić ordynację wyborczą, co zresztą zaczął już po raz kolejny robić. Jego rodzina i otoczenie biznesowe zajęli wszystkie kluczowe stanowiska w gospodarce. Przejęli mój bank, mojego dostawcę usług telekomunikacyjnych, dostawców gazu i energii elektrycznej, publiczne służby sanitarne, największą budapeszteńską firmę taksówkarską itp. – tłumaczy Széky. – Samorządy miejskie są przedłużeniem rządu centralnego. Wszystkie najwyższe stanowiska w sądownictwie i administracji zajęli ludzie Orbána z mandatami na dziewięć lat lub dłużej. Nawet jeśli TISZA zdobędzie większość mandatów, niewiele będzie mogła zrobić.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version