Rosjanie nadal starają się wyczerpać ukraińskie siły punktowymi atakami na kluczowych kierunkach. Nadal jednak nie są w stanie odzyskać obwodu kurskiego, a ukraińskie ataki na sztaby mocno utrudniły kierowanie operacjami. Dlatego na pierwszy plan wysunęła się kremlowska propaganda.
Rosjanie nie zmienili taktyki działań na froncie od początku jesieni ubiegłego roku. Co kilkanaście dni przenoszą ciężar uderzeń pomiędzy odcinkami frontu, zupełnie jak robili to Alianci podczas bitwy nad Sommą, czy Sowieci podczas walk z Niemcami o linię Dniepru. Warto się przyjrzeć tym ostatnim, ponieważ działania wojenne toczą się niemal na tym samym terenie, co latem i jesienią 1943 r.
Wówczas wojska 3. i 4. Frontu Ukraińskiego również rozmiękczały obronę w Donbasie, zmieniając miejsca i kierunki uderzenia, aż kiedy wyprowadzili właściwe uderzenie, przemęczone niemieckie oddziały nie były w stanie powstrzymać naporu radzieckich czołgów. Kreml wciąż wykorzystuje podobne rozwiązanie, co pozwala im zdobywać kolejne kilometry ziemi. Nie jest to tak spektakularne, jak przed 82. laty, ale pozwala się posuwać naprzód i sprawiać wrażenie sukcesu.
Tymczasem walki toczą się na odcinku ok. 60 km, podczas gdy front ma długość ponad 1,5 tys. km, a sukcesy Rosjanie mogą odnotować w pasie ok. 20 km. W ostatnim tygodniu średnia kontaktów bojowych spadła o ok. 60 proc., co wynika ze zmęczenia walczących oddziałów i koniecznej rotacji. Zapewne spory wpływ na zahamowanie ofensywy miały też ataki na sztaby dowodzące operacjami na najważniejszych kierunkach.
Paraliżowanie dowodzenia
Ukraińcy powrócili do taktyki znanej z pierwszego roku wojny, kiedy likwidowanie centrów dowodzenia i sztabów, spowodowało spore zamieszanie w rosyjskim systemie dowodzenia, przez co między innymi udało się im odciąć od dowództwa oddziały walczące pod Izjum podczas odzyskiwania obwodu charkowskiego.
Ukraiński Sztab Generalny poinformował, że w dniach 8 i 10 stycznia doszło do ataków na stanowiska dowodzenia 8. Armii Ogólnowojskowej w okupowanym Charcysku w obwodzie donieckim i podległego mu 3. Korpusu Armii okupowanym Swietłodarsku w obwodzie donieckim. Z kolei 12 stycznia pociski miały spaść na stanowisko dowodzenia 2. Armii Ogólnowojskowej.
Trzy ostatnie dowództwa są zaangażowane w działania wojenne na najistotniejszych w ostatnich miesiącach odcinkach frontu, gdzie ma miejsce ok. 70 proc. wszystkich kontaktów bojowych na całej linii frontu. Dowództwo 2. Armii kieruje obecnie operacjami rosyjskimi na południe od Pokrowska, 3. Korpus działa w pobliżu Czasiw Jaru, a 8. Armia jest zaangażowana w pobliżu Kurachowego.
Po uderzeniach na punkty dowodzenia na wszystkich tych kierunkach częstotliwość ataków wyraźnie spadła. Dotyczy to zwłaszcza kierunku pokrowskiego, gdzie w pierwszych dniach po ataku, skala kontaktów bojowych spadła aż o 60 proc. Jedynym kierunkiem, na którym zrobili postępy był Czasiw Jar.
Rosyjskie dowództwo zrezygnowało także całkowicie z bezpośrednich uderzeń na Pokrowsk, próbując obejść miasto szerokim łukiem przez okoliczne wsie. Ma to pozwolić na oszczędzenie ludzi, którzy mogliby być straceni w walkach miejskich.
Zmiana taktyki
Jest to widoczna zmiana, której po Rosjanach raczej nie można było się spodziewać. Dotychczas nie wykazywali zbyt wielkiego kunsztu taktycznego, atakując frontem umocnione pozycje. Teraz starają się je obejść i odciąć Ukraińców od zaplecza logistycznego.
Tak się dzieje nie tylko pod Pokrowskiem, ale także Welikiej Nowosiłki, gdzie przeniósł się ciężar największych walk. Rosjanie prowadzą działania w kierunku Nowopawłowska, na którym był względny spokój od połowy grudnia. Atakują ten rejon mniej więcej co miesiąc. Wcześniejsze walki miały miejsce na początku listopada.
Na razie Rosjanie atakują bez większych sukcesów. Można jednak zauważyć już prawidłowość i nowy schemat działania przed planowanym uderzeniem. Najpierw wysyłają bezzałogowce rozpoznawcze na większą skalę, a potem próbują uderzeń przy użyciu dronów FPV, głównie kierowanych światłowodowo. Kiedy te się pojawiają, wiadomo już, że niedługo nastąpi atak.
Rosjanie na co dzień nie używają zbyt wielu dronów uderzeniowych, a ograniczają się do użycia rozpoznawczych bezzałogowców. Wynika to z niewielkiej liczby operatorów, którzy byliby w stanie obsłużyć dany kierunek operacyjny. Aby utrzymać zapotrzebowanie na operatorów, Rosjanie są zmuszeni przerzucać pojedynczych żołnierzy pomiędzy oddziałami.
Mało czasu w Sudży
Rosjanom pozostały zaledwie trzy dni do ostatecznego terminu odzyskania okupowanego fragmentu obwodu kurskiego. W tej chwili nie wygląda na to, aby udało się im nawet zbliżyć do wymagań prezydenta Władimira Putina, nie mówiąc już o wypchnięciu Ukraińców poza granice Federacji.
Trwają walki o Nikołajewkę, leżącą na północny zachód od Sudży, i Mochowkę, będącą na południe od miasta. Ukraińcy z kolei przeprowadzili kontratak w pobliżu Nikołajewa-Darino i Pogrebek oraz na południe od miasta w pobliżu Machnowki. W obu przypadkach udało się im odzyskać utracony teren.
Na froncie w obwodzie kurskim pojawili się żołnierze 106. Dywizji Powietrznodesantowej Gwardii i 83. Samodzielnej Brygady Desantowo-Szturmowej, którzy zapewne mają zrotować walczące tam oddziały Piechoty Morskiej.
Przede wszystkim ma to dotyczyć 155. i 810. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej Gwardii, które po intensywnych walkach w listopadzie i grudniu straciły ponad połowę załogi i sprzętu. Ich wycofywanie zaczęło się na początku stycznia.
Propaganda
Ponieważ na froncie nie do końca idzie po myśli Kremla, do działania przystąpiła propaganda, która ma pokazać, że w obwodzie kurskim armia wygrywa, a Ukraińcy to bandyci. Kremlowskie media zaczęły oskarżać Ukraińców o porywanie północnych Koreańczyków i, wedle jednej wersji, przekazują ich Korei Południowej, wedle innej sprzedają pobrane im organy na czarnym rynku.
Z kolei po serii ataków na rosyjskie centra dowodzenia, pojawiła się informacja, że „w wyniku ataku rakietowego 15 stycznia zniszczeniu uległa kwatera główna Ukraińskich Sił Zbrojnych w Sumach, skąd kontrolowano grupę działającą w naszym obwodzie kurskim”.
Rosjanie twierdzą, że „łączne straty mogły wynieść kilkadziesiąt zabitych i rannych”. Dodają przy tym, że „najważniejsze jednak, że kontrola nad oddziałami Ukraińskich Sił Zbrojnych, które starają się utrzymać w obwodzie sudżańskim obwodu kurskiego, może zostać zakłócona”.
Jednak w przeciwieństwie do Ukraińców nie pokazują dowodów na skuteczny atak, choć miał być koordynowany przez rozpoznawcze drony. Ograniczono się, jak w przypadku serwisu Lenta.ru, do stwierdzenia, że w „Sumach słyszano wybuch”.
Faktycznie tego dnia na Sumy spadł pocisk balistyczny. Uderzył jednak w blok mieszkalny. Jak poinformowały władze miejskie, w ataku zginęło 10 cywilów, a ponad 50 zostało rannych. Żaden z nich nie był ukraińskim oficerem sztabowym.
Jedną z ciekawszych informacji, jaka się ostatnio pojawiła w rosyjskich mediach, dotyczy pożarów w Los Angeles, w którym rzekomo spłonęło osiem domów należących do ukraińskich generałów o łącznej wartości 90 mln dol.
Skala fałszywek serwowanych przez kremlowskie media znacznie wzrosła w porównaniu do zeszłego roku i przypomina tę, jaka miała miejsce po odwrocie spod Kijowa i Chersonia. Pokazuje to, że włodarze Rosji są świadomi tego, że sytuacja nie jest najlepsza i trzeba zaspokoić społeczeństwo, że wbrew pozorom i kolejnym przywożonym cynowym trumnom, wszystko idzie zgodnie z planem.
Na razie bowiem na tyłach panuje niestabilność i rośnie niezadowolenie z wojny. Znacznie wzrosły ceny podstawowych produktów, a niewydolność państwa zaczyna być coraz bardziej odczuwalna. Dlatego też Kreml chce ponownie zjednoczyć obywateli wokół wspólnego wroga. A wygodnym jest pokazanie wroga, który rzekomo wszystkim zagraża. Czy to tyczy uchodźców, przeciwników politycznych, czy też Ukraińców.