Udając się na przyjęcie czy inną galę, nowojorscy milionerzy wkładają ciuchy i biżuterię, za które można wyżywić przez rok tysiąc mieszkańców Etiopii.

Przez kilka tygodni obserwowałem milionerów w ich środowisku naturalnym, czyli nowojorskich Hamptonach, ale były wakacje, więc widziałem tylko, jak się bawią. Nadzwyczajnych aberracji nie odkryłem. Pili i jedli niczym zwykły obywatel, choć niewątpliwie smaczniej oraz drożej, ale nosili się bez ostentacji.

W mieście, a konkretnie dzielnicy Upper East Side, krezusa czy krezuskę można rozpoznać po wyjątkowo nieefektownej, wręcz brzydkiej, odzieży. Nie to, że pochodzącej z sieciówek, ale szaroburej, nierzucającej się w oczy. Owszem, na przegubie błyśnie czasem Patek Philippe, jednak najdroższe zegarki świata też wyróżniają się głównie tym, że z wyglądu są nijakie.

Dziedziczki starych fortun czy małżonki takowych dziedziców łączy również podobieństwo fizjonomii. Zdają się należeć do jednej wielkiej rodziny, co wynika z operowania się u tych samych chirurgów. Niemal wszystkie bogaczki po sześćdziesiątce zamieszkałe na górnym Manhattanie mają identyczne małe noski i okrągłe wskutek naciągnięcia powiek oczy, co upodabnia je – przepraszam za porównanie, ale trafniejszego nie umiem znaleźć – do małpek gatunku rezus.

Oczywiście udając się na przyjęcie czy inną galę, nowojorscy milionerzy wkładają ciuchy i biżuterię, za które można wyżywić przez rok tysiąc mieszkańców Etiopii, ale wówczas ich nie widzimy. Wsiadają do swojego cadillaca, mercedesa, a ostatnio najczęściej SUV-a z przydymionymi szybami w garażu pod rezydencją bez wychodzenia na ulicę.

Nieżyjąca już Nan Kempner – jedna z najsłynniejszych arystokratek Park Avenue – zwierzała się kiedyś, że korzysta z ciemnozielonego cadillaca deville prowadzonego przez domowego kierowcę, Larry’ego. Gdy miała ochotę się przejść, Larry podążał za nią i czekał na skinięcie oznaczające, że panią rozbolały nogi. Pewnego razu Kempner musiała jechać przedłużoną limuzyną. Wspominała to doświadczenie jako „jeden z największych stresów w życiu”. Białego „jamnika” przysłali po nią producenci filmu „Fajerwerki próżności”, w którym grała samą siebie. Myślała, że „umrze ze wstydu”. Rozglądając się czy sąsiedzi nie patrzą, przemknęła ze spuszczoną głową do samochodu i wówczas nastąpiło nieszczęście. Na rogu pojawił się znajomy znajomego. Wskoczyła do środka „tak szybko, że aż boleśnie uderzyła się w kolano”!

Można rzec: po problemach ich poznacie. O ile upodobania zwykłych śmiertelników i bogaczy specjalnie się nie różnią – każdy z nas lubi dobre jedzenie, picie, seks, gadżety – to kłopoty tudzież dylematy owszem. Czym zaszpanować w towarzystwie, gdzie każdego stać na wszystko, a ostentacja stanowi przejaw złego smaku. Oczywiście działalnością charytatywną, choć dobro też można czynić mniej lub bardziej prestiżowo. Dla nowojorskich elit potwierdzeniem wypracowanej przez przodków pozycji, życiowego sukcesu bądź społecznego awansu, kluczem otwierającym drzwi salonów, gabinetów i buduarów jest stanowisko w radzie nadzorczej odpowiedniej instytucji kulturalnej.

Przybytek przybytkowi nierówny. Liczy się tradycja, wartość zbiorów i nazwiska osób, które są już w radzie. Największym wzięciem cieszą się fotele w Miejskim Muzeum Sztuki (Metropolitan Museum of Art, MET), Miejskiej Operze (Metropolitan Opera) i Nowojorskiej Bibliotece Publicznej (New York Public Library).

Wśród kuratorów MET znajdziemy: Candace Beinecke (kancelaria Hughes Hubbard & Reed), Annę Wintour, Henry’ego Kissingera, Richarda Chiltona (Chilton Investment Company), Alejandro Santo Domingo (drugi na świecie producent piwa Bavaria Brewery), Jonathana Landau (firma deweloperska Fortis Property Group), Helen O. Schwab (żona szefa funduszu The Charles Schwab Co), Alice L. Walton (główna udziałowczyni sieci Walmart, druga w rankingu najbogatszych pań planety), Johna Arnholda (fundusz Arnhold LLC) czy Hamiltona E. Jamesa (fundusz The Blackstone Group).

Dawniej, by zasiąść z nimi pośladek w pośladek, wystarczyło wyłożyć milion czy dwa, ale cena przywileju rośnie. Jesienią 2021 r. Oscar i Agnes Tangowie (fundusz Reich & Tang) zapłacili 125 mln dol. Jeśli kandydatowi koszt wydaje się zaporowy lub na dźwięk jego nazwiska członkowie szacownego grona ze zdziwieniem unoszą brwi, pozostaje lista B.

Drugą kategorię prestiżu oferują: Muzeum Sztuki Współczesnej (Museum of Modern Art), Muzeum Sztuki Amerykańskiej im. Whitneya (Whitney Museum of American Art), Balet Nowojorski (New York City Ballet), Muzeum Historii Naturalnej (American Museum of Natural History, AMNH), Nowojorski Ogród Botaniczny (New York Botanical Garden), Sala Koncertowa im. Carnegie’ego (Carnegie Hall), Teatr Centrum Lincolna (Lincoln Center Theater), Rada Opieki nad Parkiem Centralnym (Central Park Conservancy), Biblioteka im. Morgana (Pierpont Morgan Library).

Za możliwość wypisania sobie na wizytówce „członek rady nadzorczej muzeum X”, a także uczestniczenia w charytatywnych balach oraz wyrafinowanych konwersacjach o sztuce, kulturze i nowej narzeczonej Elona Muska, płaci się nie tylko czekiem. Czasem trzeba przyjść na posiedzenie i przedyskutować kwestie przyziemne. Mężowie zaufania mają ponadto obowiązek zabiegania o dotacje u osób trzecich.

Niegdyś członków rad nadzorczych charakteryzowano „trzema W” – „wealth, wisdom or work” (pieniądze, intelekt lub praca), dziś definicja sprowadza się do „trzech G” – „give, get or get out” (zapłać, wyłudź albo won). Jeśli ktoś nie spełnia oczekiwań, rada daje mu to do zrozumienia bez ceregieli, choćby nazwisko dziedziczył po jednym z pasażerów statku Mayflower. W przypadku muzeów taryfa ulgowa przysługuje jedynie posiadaczom wartościowych kolekcji dzieł sztuki. Jeśli uczynią odpowiedni zapis w testamencie.

Nowy Jork zajmuje pierwsze miejsce w rankingu miast z największą liczbą milionerów. Jest ich 345 600, z czego 737 posiada więcej niż 100 mln dol., a 59 ponad miliard

Zmienił się również demograficzny przekrój strażników kultury i sztuki. Jeszcze 30 lat temu w radach nadzorczych zasiadali niemal wyłącznie biali anglosascy protestanci reprezentujący stare pieniądze. Obecnie, współzawodniczące o fundusze instytucje nie gardzą forsą nuworyszy. Mało tego, ponieważ zróżnicowanie etniczne rad jest warunkiem uzyskania dotacji od państwa i fundacji charytatywnych, zaczęto przychylniej patrzeć na przedstawicieli mniejszości rasowych. Konieczność dostosowania metod rządzenia do realiów rynku sprawiła, że spora część władzy, którą dysponowali mężowie zaufania, przeszła w ręce zawodowych menedżerów, pobierających pensje nie mniejsze niż ich koledzy po fachu zatrudnieni w wielkich korporacjach.

Profesjonalne zarządzanie i zmiana pokoleniowej warty zaowocowały rozkwitem między innymi podupadającego Ogrodu Botanicznego i kostycznego Muzeum Historii Naturalnej. Inny trend podkopujący bastiony nowojorskiego ancient regime’u to wzrost liczby mężów zaufania o proweniencji korporacyjnej. Obok prezesów takich stabilnych i godnych zaufania gigantów, jak Bank of America, Morgan Stanley, Bloomberg, w radach zasiadają szefowie firm technologicznych. Szczodrość młodych rekinów nie jest bezinteresowna. Wystawy, bankiety i sympozja organizowane za ich pieniądze, traktują jako okazję do wyeksponowania logo firmy oraz nawiązania znajomości z potencjalnymi klientami lub inwestorami.

Obniżenia standardów dowodzi niedawna afera wokół „prania reputacji” rodziny Sacklerów – właścicieli firmy Purdue Pharma produkującej m.in. oksykodon. Przez lata Mortimer i Raymond Sacklerowie nakręcali z udziałem lekarzy kampanię marketingową, która minimalizowała ryzyko uzależnienia od środków przeciwbólowych i promowała rzekome korzyści. W rezultacie przyczynili się do epidemii uzależnienia od opioidów stanowiącej dziś jeden z głównych problemów zdrowotnych USA. MET i AMNH usunęły ich nazwiska z listy sponsorów dwa lata temu pod naciskiem organizacji P.A.I.N. i zobowiązały się więcej nie brać brudnych pieniędzy. Guggenheim Museum uległo, gdy aktywiści zorganizowali spektakularny protest rozsypując ze szczytu słynnych spiralnych schodów recepty na oksykodon i okupując gmach przez wiele godzin.

Nowy Jork zajmuje pierwsze miejsce w rankingu miast z największą liczbą milionerów. Jest ich 345 600, z czego 737 posiada więcej niż 100 mln dol., a 59 ponad miliard. Razem dysponują 3 bilionami, czyli mają więcej kasy niż najbogatsi mieszkańcy większości krajów należących do grupy G20. Ponad milion rocznie zarabia ok. 55 tys. nowojorczyków. A ponieważ najbardziej ekskluzywna dzielnica Manhattanu – wspomniane Upper East Side – to zaledwie trzydzieści kwartałów na cztery o powierzchni 4 km kw. ze 124 tys. stałych rezydentów, problemem staje się znalezienie odpowiednio szpanerskiego adresu.

Posiadacze starych pieniędzy zrzeszeni w spółdzielniach mieszkaniowych (co-ops) odmawiali wstępu do najbardziej prestiżowych kamienic m.in. Barbrze Streisand, Elizabeth Taylor, Cher, Madonnie, Diane Keaton, Mariah Carey, Barbarze Walters, Melanie Griffith, Richardowi Nixonowi, Calvinowi Kleinowi. Odrzucona została nawet spadkobierczyni jednej z najstarszych amerykańskich fortun, słynna projektantka mody, bohaterka „Śniadania u Tiffany’ego”, mama Andersona Coopera z CNN – Gloria Vanderbilt.

Miasto wprowadziło wyjątkowo ostre przepisy antydyskryminacyjne, lecz statut każdej wspólnoty stanowi, że kandydata wolno utrącić „z jakiejkolwiek przyczyny, której nie wyklucza prawo lub bez jej podania”. W praktyce dyskryminacji nie da się dowieść. Przedstawiciele pewnych sfer mogą z kamienną twarzą twierdzić, że chodziło o zbyt krzykliwe klamerki przy butach. Melanie Griffith nie zamieszkała w kamienicy Dakota, bo społeczność zdegustował sposób, w jaki kaleczył angielski jej ówczesny mąż Antonio Banderas. Co zabawne, przeciw głosowała także Yoko Ono, której wymowę naprawdę trudno zrozumieć.

Za przyjęciem Madonny do San Remo (145 Central Park West) opowiedziała się tylko Diane Keaton, która sama pocałowała kiedyś klamkę River House. Gwiazda kupiła zatem lokal w położonym nieopodal Harperley Hall, wtedy ceny pozostałych natychmiast skoczyły o 25 proc. Założyciel firmy WeWork miliarder Adam Neumann ma domy warte ponad 100 mln dol. Kupił trzy wille na plażach Hamptonów oraz kalifornijskiego kurortu Corte Madera, 25-hektarową posiadłość w najbogatszym powiecie Wschodniego Wybrzeża – Westchester, apartament o pow. 560 m kw. przy manhattańskim Gramercy Park. A jednak od lat nie może włączyć do kolekcji wymarzonego lokum przy Piątej Alei.

Sen z oczu spędzają bogaczom nie tylko problemy mieszkaniowe, lecz również troska o potomstwo. Dlatego w Nowym Jorku znakomicie funkcjonują eksperci od rozwiązywania problemów wychowawczych górnych 3 procent. Mecenas Hume Speyer tłumaczy, że latorośl trzeba chronić przed „wejściem w zasięg działania ciemnej strony bogactwa”. Rodzice muszą tłumaczyć, że sens życia to praca, nauka i troska o bliźniego, a nie chwalenie się ubraniami, samochodami, samolotami, pałacykami, letnimi willami, wycieczkami na prywatną wyspę.

W praktyce należy panicza nakłaniać np. do wykonywania drobnych prac domowych: zmywania naczyń, odkurzania, porządkowania szafy, dając po kryjomu wychodne służącej. Od 5. roku życia trzeba wyjaśniać małemu, że nie wszyscy mają tak dużo pieniążków, jak tatuś i mamusia, a ci, którzy mają, muszą dzielić się z tymi, co nie mają. Suma kieszonkowego powinna być „nieco niższa niż ta, o którą dziecko prosi”, a część pieniędzy ma odkładać na cele charytatywne.

Pociechy w wieku szkolnym często oglądają się na rówieśników („Winthorpowi ojciec kupił 20-metrowy jacht, a nie zwykłą motorówkę”), zatem trzeba konsultować strategię wychowawczą z innymi rodzicami: wspólnie ustalać wysokość kieszonkowego, podejmować decyzje dotyczące kart kredytowych, określać sumy, jakie panicze mogą wydawać na siebie wzajemnie. Psycholożka Diana Russel Deacon nie poleca wyrabiania kart, które dają nielimitowany kredyt, na przykład jakże popularnego platynowego bądź czarnego American Express. Proponuje karty debetowe, które po wyczerpaniu limitu stają się bezużyteczne, aż do następnego zasilenia konta.

Za naprawy samochodu dziecko powinno płacić z kieszonkowego. Psychiatra Peter Welsh podaje przykład 19-latki, której, zaraz po zrobieniu matury, rodzice kupili sportowe BMW. Dziewczyna rozbiła prezent dwa tygodnie później i dostała mercedesa. Kiedy rozwaliła mercedesa, otrzymała terenowego lexusa.

— Rodzice wybierają rozwiązanie najszybsze i najprostsze, ale nie jest najlepszym z możliwych – tłumaczy Welsh. – Zamiast ocierać łzy kolejną, droższą zabawką, winni nauczyć córkę prowadzenia auta. I wstrzymywać się na jakiś czas, choćby miesiąc, z kupnem nowego samochodu, aż zrozumie, że nieodpowiedzialność może mieć przykre konsekwencje.

By złagodzić szok związany z wejściem dziecka w świat, gdzie nie wszyscy są bogaci, warto jak najwcześniej rozpoczynać edukację finansową. — Szczerze rozmawiajcie o stanie majątkowym rodziny — zaleca mecenas Speyer. – Im dziecko starsze, tym więcej można podawać szczegółów, posługując się wykazami bankowymi, rachunkami od maklerów, raportami funduszów inwestycyjnych. Są jednak granice szczerości. Dziedzic musi wiedzieć, że opowiadanie o rodzinnych bogactwach rówieśnikom jest w złym tonie.

— Jeśli nie zachowujesz się jak bogacz, nie jesteś traktowany jak bogacz, a to zawsze wychodzi na dobre — podkreśla prawnik. Ale i wówczas zewsząd czyhają niebezpieczeństwa. Młody posiadacz fortuny, obracający się w niższych sferach, może pokochać ubogą dziewczynę. Wówczas należy bez ogródek wyjaśnić, że interes rodziny wymaga zabezpieczenia majątku, czyli spisania intercyzy. Według Speyera, dla narzeczonej rozmowa może być nieprzyjemna, lecz nie ma innego wyjścia. Przykrość należy zrekompensować upominkiem w postaci dużej sumy pieniędzy.

Czy zapisywać dziecku wszystko? — Jeśli do 21. roku życia obcowało wyłącznie z luksusem, nie jest przygotowane do zderzenia z szarzyzną i niewygodami przeciętności — ostrzega George Davidson, były dyrektor Grace Church School. – Było grzeczne i posłuszne, a tu nagle cały świat wali mu się na głowę. Oczywiście, że nie będzie rozumiało decyzji o wydziedziczeniu. Oczywiście, że będzie wściekłe.

Przekazanie całego majątku na cele charytatywne, nawet gdy potomek jest niewdzięcznym i marnotrawnym rozpustnikiem, to według Welsha „opcja nie do przyjęcia z humanitarnego punktu widzenia”.

Nie warto również zakładać funduszów, które wydzielają dziedzicowi określone sumy zależnie od tego, jak się sprawuje: więcej, jeśli zostanie naukowcem, mniej, gdy okaże się międzynarodowym playboyem. Fundusze spadkowe wymagają skomplikowanego nadzoru, za który trzeba słono płacić, zresztą trudno przewidzieć przyszłość, więc dziecko może zostać wydziedziczone nie z własnej winy, lecz przez zbieg okoliczności, którego rodzic nie uwzględnił. — Najlepiej zapisać dużą sumę w papierach wartościowych i gotówce, zapewniającą komfort do końca życia — radzi Speyer.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version