Polacy z miesiąca na miesiąc coraz bardziej się zadłużają. Niektórzy biorą pożyczki nie tylko po to, by przeżyć, ale też, żeby zaimponować innym iluzją bogactwa.
Wystarczyło 15 minut i na konto Karoliny wpłynęło 10 tys. zł. Akurat była w trakcie szukania nowej pracy. Przez kilka miesięcy nie zarabiała, zaczęły się jej kończyć pieniądze. Wiedziała, że nie ma szans na kredyt w tradycyjnym banku. Zdecydowała się na pożyczkę w parabanku. – Byłam zaskoczona, jak prosty okazał się cały ten proces. Niestety, ta prostota mnie potem zgubiła – mówi.
Niedługo po wzięciu pierwszej pożyczki udało się jej znaleźć pracę. Weszła w środowisko reklamy – jej koledzy i koleżanki nosili designerskie ubrania. Dziewczyny zawsze wyglądały doskonale. Nie chciała odstawać. Brała więc kolejne pożyczki na ciuchy, kosmetyczkę, fryzjerkę. Zdarzało się, że kupowała rzeczy, których nawet potem nie używała. Jak drogi zegarek, który założyła może ze dwa razy.
– Niejednokrotnie zakupy robiłam, będąc pod wpływem metamfetaminy. Następnego dnia nie byłam nawet do końca świadoma, co zamówiłam. W końcu zaczęłam brać pożyczki także na narkotyki – mówi.
Naprawić błędy
Wpadła w spiralę, którą trudno było zatrzymać. Wstydziła się tego, co w zaledwie dwa lata zrobiła ze swoim życiem. Kiedy znów straciła pracę, uznała, że nie może dalej zostać z tym sama. – Opowiedziałam o długach kilku przyjaciółkom, które założyły dla mnie zrzutkę. Szybko okazało się jednak, że to nie będzie wystarczające. Mój dług wynosi ponad 100 tys. zł – wyjaśnia Karolina.
Uznała, że to czas, by opowiedzieć o kłopotach rodzicom. Byli rozczarowani – myśleli, że jako osoba wykształcona nie wkopie się w coś takiego. Mimo to wsparli ją w wychodzeniu na prostą. Zaproponowali, by znów z nimi zamieszkała.
Wszystkie wakacje 34-letniej Klaudii z ostatnich lat były na kredyt. Ale wolała o tym nie pamiętać, kiedy wrzucała na Instagram zdjęcia z włoskich i greckich plaż
– Poszłam na terapię uzależnień. Ogłosiłam też upadłość konsumencką i czekam na decyzję w sprawie planu spłaty. Mam do siebie żal, że w wieku 26 lat tak sobie namieszałam w życiu. Z drugiej strony dobrze, że tak szybko się ocknęłam. Mam jeszcze dużo czasu, by naprawić błędy – stwierdza.
Lawina pożyczek
Na korzystanie z pożyczek w parabankach i chwilówek decyduje się coraz więcej Polaków. Jak wynika z danych Biura Informacji Kredytowej, w pierwszym półroczu 2023 r. liczba udzielanych pożyczek pozabankowych wzrosła w stosunku do roku poprzedniego o 20,9 proc. – ich wartość wyniosła 5,3 mld zł.
Gotówkowych kredytów bankowych udzielono z kolei o ponad 10 proc. więcej. Widać też dynamiczny wzrost, jeśli chodzi o karty kredytowe i płatności ratalne – odpowiednio 35,7 oraz 16,9 proc.
Z każdym miesiącem liczba umów pozabankowych rośnie, jednocześnie Polacy pożyczają coraz mniejsze kwoty. Chociaż w lipcu tego roku odnotowano wzrost udzielanych pożyczek o 300 proc. w stosunku do roku poprzedniego, to średnia wysokość pożyczki była o 39,4 proc. niższa. Eksperci nie mają wątpliwości, że do tej sytuacji przyczynia się inflacja i to, że podwyżki pensji nie nadążają za wzrostem cen.
Nieudany biznes
44-letni Robert, który ma długi, mówi, że coraz trudniej mu je spłacać. Wylicza: w górę poszły opłaty za mieszkanie, dodatkowe zajęcia dzieci kosztują o 20 proc. więcej, a w sierpniu wpadł jeszcze niespodziewany wydatek w postaci pilnego remontu okien za 20 tys. zł.
Robert zaczął się zadłużać już blisko 10 lat temu. Pierwszy kredyt wziął, żeby zainwestować w biznes kosmetyczny żony. Interes nie wypalił, a oni się rozwiedli. – Nie podpisywaliśmy umowy, wszystko było na gębę, więc nie mam nawet jak udowodnić, że te pieniądze brałem dla niej – wyjaśnia. Na początku nie miał problemów ze spłatą, dobrze zarabiał. To zmieniło się w trakcie pandemii.
– Moją firmę dotknęły problemy finansowe i zarządzono restrukturyzację, co sprowadzało się do tego, że zlikwidowano stanowiska wielu osób. W tym moje – mówi mężczyzna.
Nie miał oszczędności, więc wziął pozabankowe pożyczki, żeby mieć za co żyć i spłacać kredyt. Po kilku miesiącach bezrobocia jego zadłużenie zaczęło rosnąć. Teraz ma do spłacenia 140 tys.
Stara się nie dokładać kolejnych, chociaż przyznaje, że przez to, że w nowej pracy zarabia mniej niż kiedyś, a ceny galopują, zdarzyło mu się parę razy dobrać kilka tysięcy.
Pojawiała się pokusa, by odkładać spłatę w czasie. Za każdym razem przychodziła jednak refleksja, że jeśli będzie zwlekał, to tylko pogorszy sytuację – odsetki za spóźnienie w parabankach są bardzo wysokie.
– Mam wrażenie, że z tego nie wyjdę. Trudno mi dostrzec światełko w tunelu, bo nawet jak coś nadpłacę, to zaraz coś się dzieje i wracam do punktu wyjścia – wzdycha Robert.
Przepuszczanie pieniędzy
Poczucie beznadziei często trapi klientów Mateusza Warmuza. To psycholog i doradca finansowy współtworzący firmę TrzyPortfele i edukacyjny kanał na YouTubie Sztuka Myślenia o Pieniądzach.
Warmuz uważa, że jeśli w naszym życiu pojawi się problem z zadłużeniem i jego spłatą, to warto zacząć od zrobienia bilansu. Czyli wypisania wszystkich zobowiązań – ile i komu jesteśmy dłużni – oraz sumiennego rozpisania wszystkich dochodów i kosztów życia.
– Może się okazać, że część pieniędzy przepuszczamy. Jak mój klient, który wydawał 2,5 tys. miesięcznie na kawę na mieście. Jednorazowo to był wydatek 15 zł, więc w ogóle nie zwracał na to uwagi. Gdy zobaczymy to czarno na białym, to łatwiej będzie nam wygospodarować pieniądze na spłatę zobowiązań – opowiada.
Dodaje, że dobrze jest też przyjrzeć się posiadanym aktywom, bo może warto coś sprzedać. – Dajmy na to, że kupiliśmy iPhone’a, bo wszyscy dookoła go mają. A używamy go tylko do robienia zdjęć, pisania wiadomości i przeglądania internetu. Można to samo robić na tańszym telefonie, a nie takim za 6 tys. Jego sprzedaż może pomóc spłacić którąś z pożyczek, a potem zwiększyć przepływ gotówki i nadpłacić kolejne.
Doradza, by zaczynać spłatę od najmniejszych kredytów, bo je da się zamknąć najszybciej. To pozwala odzyskać sprawczość na poziomie psychologicznym i motywuje do dalszej walki o odzyskanie wolności finansowej.
– Jeśli mamy kilka pożyczek na podobne kwoty, to najlepiej wybrać tę, która ma najwyższe oprocentowanie, i nadpłacać raty, ale nie po to, by skrócić czas kredytowania, lecz wysokość rat. To pomaga zabezpieczyć się na wypadek, gdyby spadł nasz dochód czy stracilibyśmy pracę – podkreśla ekspert.
Rozmowa z wierzycielem
Warmuz mówi, że gdy tylko zaczynamy dostrzegać, że wyrobienie się z płatnościami w terminie staje się problemem, dobrze spróbować rozmowy z wierzycielami. Zwłaszcza jeśli jesteśmy zapożyczeni w bankach.
– Wbrew pozorom im też często zależy na tym, byśmy byli w stanie spłacić swoje raty. Jeśli odpowiednio wcześnie zwrócimy się do tych instytucji i wykażemy wolę spłaty oraz przedstawimy swoją sytuację, jest spora szansa, że wynegocjujemy warunki, które na tę spłatę pozwolą. Jednak zanim to zrobimy, warto zwrócić się do eksperta, najlepiej prawnika, który pomoże nam ocenić, w jakim kierunku powinniśmy negocjować – podkreśla.
A jeśli chcemy głębiej przepracować swoje podejście do finansów, to rozwiązaniem może być udanie się na terapię. Pożyczki często nie wynikają z realnej potrzeby, a chęci nadrobienia braków z dzieciństwa.
– Czasem chcemy też przypodobać się otoczeniu, podnieść swój status w oczach innych. Ale warto się zastanowić, czym chcemy imponować innym? Czy warto kupować rzeczy tylko po to, żeby zrobić wrażenie na ludziach, których na dobrą sprawę nawet nie lubimy? – zastanawia się Warmuz.
Wycieczka do Stanów
W domu Klaudii zawsze żyło się „do pierwszego”. Nie było bardzo biednie, ale nie miała popularnych zabawek czy modnych ubrań. Zazdrościła ich koleżankom. – Gdy zaczęłam sama się utrzymywać i całkiem dobrze zarabiać, wpadłam w obsesję kupowania – mówi.
Na początku trzymała się w ryzach. Nic nie odkładała, ale też nie wydawała więcej, niż zarabiała. Do czasu pierwszej pożyczki, którą wzięła pięć lat temu, kiedy ciocia ze Stanów Zjednoczonych zaprosiła ją do siebie na wakacje. Nie miała pieniędzy na bilet, ale szkoda jej było odpuścić taką okazję – wiedziała, że nie będzie musiała płacić za nocleg.
– Poszłam do banku po kredyt. Chciałam tylko 8 tys., żeby mieć na bilety i jakieś wydatki na miejscu. Pani z banku mnie jakoś tak zakręciła, że w końcu wzięłam 16 tys. – opowiada 34-latka.
Widząc taką gotówkę na koncie, zaczęła częściej zamawiać jedzenie do domu, jeździć taksówkami. – Łatwo przyzwyczaić się do takiego życia. Kiedy wróciłam po trzech tygodniach ze Stanów, chciałam dalej utrzymać ten poziom, a w aplikacji bankowej wyskoczyła informacja o kredycie, który można wziąć bez wychodzenia z domu. Dobrałam kolejne 10 tys. – Klaudia ciężko wzdycha. Potem trudno jej już było się zatrzymać. Wszystkie jej wakacje z ostatnich lat były na kredyt. Wrzucała zdjęcia z włoskich i greckich plaż na Instagram i cieszyła się z lajków oraz słów zazdrości. O tym, że to wszystko za pożyczone, wolała nie pamiętać.
Jedna wielka ściema
Gwoździem do trumny było pojawienie się na rynku płatności odroczonych. Na początku uznała, że to dobre rozwiązanie: bez wydawania pieniędzy może coś kupić i zastanowić się, czy chce to zostawić, czy zwrócić. Nigdy niczego nie zwróciła.
– Teraz jestem w takiej sytuacji, że co miesiąc po spłaceniu płatności odroczonych, kredytów i opłaceniu mieszkania zostaje mi kilkaset złotych. Jestem więc zmuszona korzystać ze sklepów, które takie płatności oferują, bo inaczej nie mogłabym zrobić nawet podstawowych zakupów – mówi.
Świadomość, że sama wpędziła się w tę sytuację, ją dobija. Podjęła jednak próbę, by z niej wyjść. Przyznała się przyjaciółce, że to jej bogate życie to jedna wielka ściema. Opowiedziała o zadłużeniu i poprosiła o pożyczkę. – Na szczęście ona ma więcej oleju w głowie, odkłada pieniądze, odkąd tylko poszła do pracy. Zgodziła się pożyczyć mi 50 tys., a ja będę jej co miesiąc przelewać tysiąc – wyjaśnia Klaudia.
Nie pozwoli to na pozbycie się całego zadłużenia, które sięga 200 tys. zł, ale pozwoli jej radzić sobie bez płatności odroczonych. I może odłożyć coś na resztę kredytów. Na koniec stwierdza: – Może i przez chwilę żyło mi się dobrze, ale ta iluzja luksusu nie była warta stresu, jaki teraz przeżywam.