Od zarania dziejów człowiek poszukuje szczęścia i chce uniknąć cierpienia. Tymczasem natura życia to ciągłe zmiany. Po fali radosnych uniesień przychodzą gorsze dni. Czy mimo doświadczania przemijania i bólu możemy być szczęśliwi?

Nad naturą szczęścia filozofowie debatują od tysięcy lat, jednak w ostatnich dziesięcioleciach to psychologia przejęła od nich pałeczkę, próbując odkryć, czym jest szczęście. Jak być szczęśliwym? Czy szczęście to stan permanentny, czy może tylko chwilowa emocja? Co ono w ogóle daje człowiekowi? Odpowiedzi na te pytania zaciekle szuka zwłaszcza psychologia pozytywna. I chociaż powstało wiele rozmaitych definicji szczęścia, zazwyczaj uważane jest ono za stan emocjonalny charakteryzujący się uczuciem radości, satysfakcji, zadowolenia i spełnienia.

Naukowcy, mówiąc o szczęściu, używają terminu „subiektywny dobrostan” (SWB – ang. Social Well-Being), koncentrujący się na osobistych odczuciach jednostki względem życia. Martin Seligman, prekursor psychologii pozytywnej, zwrócił uwagę, że dobrostan psychiczny jest konstruktem złożonym z kilku wymiernych elementów, takich jak: pozytywne emocje (szczęście i zadowolenie z życia), zaangażowanie, znajdowanie sensu w życiu (poczucie przynależenia do czegoś, co uznajemy za większe od nas oraz gotowość do służby na rzecz tego czegoś), rozwijanie głębokich i znaczących relacji oraz osiąganie ważnych celów poprzez kultywowanie i wykorzystywanie swoich mocnych stron i talentów.

Wyniki badań pokazują, że wysoki poziom szczęścia przynosi szereg wymiernych, praktycznych korzyści. Szczęśliwi ludzie są zdrowsi i żyją dłużej, mają silniejsze systemy odpornościowe, większą rezyliencję, czyli zdolność do szybkiego powracania do równowagi psychicznej po bolesnych doświadczeniach. Częściej angażują się w zachowania prozdrowotne, są bardziej lubiani, towarzyscy i chętni do współpracy, a ich relacje bywają bardziej stabilne i trwałe. Szczęśliwi ludzie okazują innym życzliwość i wsparcie, a sami je otrzymują od innych. Są zdecydowanie bardziej produktywni w pracy niż ludzie chronicznie zestresowani i zarabiają więcej pieniędzy, a firmy, które ich zatrudniają, lepiej prosperują.

Wielu ludzi sądzi, że bogactwo przyniosłoby im dobrostan. Tymczasem wysokość dochodu nie jest silnie skorelowana ze szczęściem. Jak można się spodziewać, związek pieniędzy ze szczęściem jest najsilniejszy w grupie osób bardzo biednych. Jednak wraz ze wzrostem poziomu dochodów ma coraz mniejszy wpływ na przyrost poczucia szczęścia. Zaskakujące, że także zdrowie dość słabo koreluje z omawianym stanem. Chociaż osoby z poważnymi problemami zdrowotnymi są nieco mniej szczęśliwe niż osoby zdrowe, różnica nie jest aż tak duża, jak można by się spodziewać. Nawet u osób poważnie i przewlekle chorych subiektywny dobrostan znajduje się powyżej poziomu neutralnego.

Czynnik, który najściślej powiązany został z wysokim poziomem szczęścia, to… relacje społeczne. Najlepszym predyktorem szczęścia i dobrostanu jest wartościowy, pełen ciepła i życzliwości czas spędzany z rodziną, przyjaciółmi, bliskimi. Również bardzo istotne jest coś, co psycholog Tim Kasser nazwał dostatkiem czasu. To sytuacja, kiedy mamy możliwość, by usiąść i spędzić czas z drugą osobą – bez pośpiechu, bez poczucia presji, bez przytłoczenia przez zadania, obowiązki, pracę. Niestety, współczesny świat cierpi z powodu braku czasu na takie interakcje. Brakuje nam uważności, bliskości z innymi i poczucia więzi.

Dołącz do społeczności Newsweeka Psychologii! Obserwuj nasze profile na Facebooku i Instagramie!

Brakuje nam także czasu na… ruch, a badania jasno pokazują, że regularny ruch znacząco przyczynia się do poczucia szczęścia. 30 czy 40 minut ćwiczeń aerobowych – joggingu czy choćby spacerów – trzy razy w tygodniu pomaga w leczeniu depresji i lęku równie skutecznie co nowoczesne leki.

Szczęśliwi ludzi to także ci, którzy doceniają to, co mają. Niestety, zazwyczaj dopiero tracąc coś, zaczynamy widzieć tego prawdziwą wartość. Gdy chorujemy, zaczynamy doceniać zdrowie, a gdy odchodzi ktoś bliski, dopiero dostrzegamy wartość wspólnie z nim spędzonego życia. A przecież wcale nie musimy czekać na stratę. Naukowcy dowiedli, że ćwiczenie się w odczuwaniu wdzięczności sprawia, iż poziom naszego poczucia dobrostanu rośnie. Osoby prowadzące „dzienniczek wdzięczności” – (co wieczór wypisujące w dzienniczku pięć rzeczy, drobnych i wielkich, za które są wdzięczne), stawały się bardziej optymistyczne, szczęśliwsze, odnosiły więcej sukcesów, osiągały założone sobie cele, a także były zdrowsze fizycznie i bardziej odporne. Były także bardziej hojne i życzliwsze wobec innych.

Różnimy się pod względem zdolności do przeżywania szczęścia. Z pewnością łatwiej być szczęśliwym, jeśli ma się wspierającą rodzinę i przyjaciół, satysfakcjonujące życie seksualne, kochającego partnera, dobre zdrowie, kiedy jest się „młodym, pięknym i bogatym”. Ale nawet tutaj są wyjątki – niektórzy ludzie, mimo że żyją w doskonałych warunkach materialnych, są przygnębieni i nieszczęśliwi. I odwrotnie, są także osoby, które potrafią cieszyć się życiem, mimo że ich codzienność obfituje w wiele stresu i zmartwień. To pokazuje, że na poziom subiektywnego dobrostanu wpływają zarówno czynniki wewnętrzne, takie jak wrodzony temperament czy osobowość, jak i czynniki zewnętrzne, jak środowisko, w którym żyjemy, jakość relacji społecznych czy możliwość zaspokojenia podstawowych potrzeb.

Jednak cechy temperamentne, podejście do życia, przekonania o sobie i świecie okazują się dużo ważniejsze dla subiektywnego odczuwania szczęścia niż okoliczności zewnętrzne. Osobowość ludzi szczęśliwych różni się od osobowości ludzi nieszczęśliwych. Jednostki szczęśliwe są mniej neurotyczne, bardziej ekstrawertywne, otwarte, ugodowe i sumienne. Ludzie, którzy są otwarci, asertywni i towarzyscy, mają tendencję do częstszego i intensywniejszego przeżywania pozytywnych emocji. A na nasz subiektywny dobrostan znacząco wpływa nasze nastawienie do rzeczywistości.

Sonja Lyubomirsky, profesor psychologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Riverside, badała szczęście przez ponad 20 lat. Jej podsumowanie badań sugeruje, że szczególnie ważne dla naszego dobrostanu i zdrowia są akty dobroci i współczucia wobec innych. Akty dobroci pobudzają pozytywne emocje, myśli i zachowania, co z kolei poprawia samopoczucie osoby oferującej życzliwość i wsparcie. Koncentracja na współczuciu jest podstawowym filarem szczęścia w buddyzmie. Dalajlama w książce „Sztuka szczęścia” stwierdza, że ​​szczęście można znaleźć poprzez miłość, przywiązanie, bliskość i współczucie. U podstaw wszystkich nauk, jakie przekazuje tybetański przywódca, leży wiara, iż każdy człowiek jest z gruntu łagodny i dobry, przekonanie o wielkiej wartości współczucia oraz poczucie wspólnoty ze wszystkimi żyjącymi istotami.

Każdy człowiek bez wyjątku z czymś się zmaga, doświadcza w życiu bólu i straty. Świadomość tego, że płyniemy tą samą łodzią, to coś, co badaczka współczucia, Kristin Neff, nazywa „wspólnym człowieczeństwem”. Wszyscy jesteśmy w jakiś sposób ze sobą połączeni. Wietnamski mnich buddyjski Thich Nhat Hanh o współistnieniu pisał m.in. w książce „Living Buddha, Living Christ”: „Patrzenie głęboko oznacza obserwowanie czegoś lub kogoś z taką koncentracją, że zaciera się różnica między obserwatorem a obserwowanym. Rezultatem jest wgląd w prawdziwą naturę obiektu. Kiedy patrzymy w serce kwiatu, widzimy w nim chmury, słońce, minerały, czas, ziemię i wszystko inne w kosmosie. Bez chmur nie byłoby deszczu i nie byłoby kwiatów. Bez czasu kwiat nie mógłby zakwitnąć. (…) Kiedy dostrzegamy naturę współistnienia, bariery między nami a innymi znikają, a pokój, miłość i zrozumienie stają się możliwe. A tam, gdzie jest zrozumienie, rodzi się współczucie”.

Zasadniczym elementem współczucia jest motywacja do tego, by zmniejszyć cierpienie. Jednak – jak wskazuje tradycja buddyzmu mahajany – paradoks polega na tym, że współczucie zostaje obudzone przez smutek. Według przekazów, kiedy Budda po raz pierwszy wyszedł ze swojego złotego pałacu, zobaczył cierpienie świata i poczuł głęboki smutek. To z kolei wzbudziło w nim pragnienie, by coś z owym cierpieniem zrobić. Towarzyszenie trudnym emocjom i doświadczeniom (swoim i innych) to aspekt współczucia, który wymaga od nas otwarcia serca i wrażliwości na ból życia, a więc i przeżywania smutku. Kiedy czujemy ból emocjonalny, zazwyczaj jest to ważny moment, w którym możemy uświadomić sobie swoje prawdziwe wartości, potrzeby i podjąć decyzję o konieczności wdrożenia zmian. Cierpienie to szansa na kultywowanie tego, co w buddyzmie nazywa się maitri, bezwarunkowej życzliwości wobec niedoskonałych aspektów siebie.

W „Prawdziwym szczęściu” Pemy Chödrön, serii nagrań wykładów wygłoszonych przez nią podczas siedmiotygodniowego odosobnienia w opactwie Gampo w Nowej Szkocji, autorka naucza, by zamiast zadawać sobie pytanie: „Jak mogę znaleźć bezpieczeństwo i szczęście?”, raczej zadać sobie pytanie: „Czy mogę dotknąć centrum swojego bólu? Czy mogę siedzieć z cierpieniem, zarówno moim, jak i twoim, nie próbując sprawić, by odeszło? Czy mogę temu towarzyszyć? Czy mogę pozostać obecny wobec bólu, straty lub hańby – rozczarowania we wszystkich jego formach – i pozwolić, by te mnie otworzyły?”. Jeśli odpowiedzi na te pytania są twierdzące, zyskujemy przepustkę do szczęśliwego życia. Pema sugeruje, że powinniśmy być wdzięczni, gdy napotkamy trudności, ponieważ sposób, w jaki się do nich odnosimy, zadecyduje o tym, jak szczęśliwe będzie nasze życie. Potrzebujemy trenować się w pełnym otwieraniu na wszystko, co przeżywamy: „To, co podsyca nieszczęście, to fakt, że nigdy nie dotykamy bólu ani przyjemności bezpośrednio, z ciekawością”. Ale kiedy dotkniemy ich bezpośrednio, zarówno ból, jak i przyjemność, radość i szczęście będą wyraźniejsze.

To, co może uczynić nas szczęśliwszymi, to zaakceptowanie trudnych emocji. Zaakceptowanie ich jako części naszego życia. Jak zauważył Tal Ben-Shahar, wykładowca psychologii na Uniwersytecie Harvarda: „Są dwa rodzaje osób, które nie doświadczają takich emocji jak lęk, rozczarowanie, smutek czy zazdrość – to psychopaci i nieboszczycy. Zatem jeśli odczuwamy w ogóle te emocje, to dobry znak!”. Miłująca dobroć wobec samego siebie to odwaga, aby zobaczyć wszystko, każde swoje uczucie, myśl, emocję, doznanie fizyczne i nadal kultywować szacunek oraz miłość własną. W takim stopniu, w jakim możemy pracować z całością swojego jestestwa – swoimi uprzedzeniami, poczuciem porażki, użalaniem się nad sobą, depresją, wściekłością, uzależnieniami – będziemy łączyć się z innymi ludźmi w poczuciu wspólnego człowieczeństwa. A to z kolei otworzy nam drogę do tworzenia szczęśliwszych związków i relacji z innymi opartych na współpracy oraz życzliwości. Zatem, aby wzbudzić w sobie prawdziwe współczucie wobec innych, musimy najpierw rozwinąć prawdziwe współczucie dla siebie. A drogą do tego jest otwarcie się na własne cierpienie, bo ścieżka do radości i szczęścia wiedzie przez ból.

Poza tym, jak zauważa prof. Paul Gilbert, twórca nurtu psychoterapii skoncentrowanego na współczuciu (CFT), w swojej książce „Uważne współczucie”, we współczuciu nie chodzi o to, by dać się przytłoczyć cierpieniem ani by się w nim pogrążyć. Współczucie inspiruje do działania, angażuje nas na rzecz poprawy sytuacji, szukania najlepszych rozwiązań. Matthieu Ricard, francuski pisarz i mnich buddyjski, podkreśla, że choć wydaje się ważne, by otworzyć umysł na cierpienie i nie chować się przed nim w złotej bańce osobistego zadowolenia, to jednak równie istotne jest wzbudzanie pozytywnych uczuć połączonych z miłującą życzliwością.

Już samo doświadczanie większej ilości emocji pozytywnych niż negatywnych prowadzi do poczucia dobrostanu. Szczęście bowiem nie jest stanem ciągłej euforii. Szczęśliwi ludzie nadal odczuwają całą gamę zwykłych ludzkich emocji – złość, lęk, smutek, wstyd, osamotnienie. Ale nawet w obliczu bólu nie opuszcza ich optymizm i wiara, że poradzą sobie ze wszystkimi życiowymi trudnościami. A nawet jeśli sobie nie poradzą, to też pozostaną szczęśliwi. Bo wtedy okażą sobie współczucie i miłującą dobroć. Będą dla siebie wspierający bez względu na wszystko.

Anna Czarnecka — psychoterapeuta, psycholog. Pracuje w nurcie integracyjnej psychoterapii doświadczeniowej, głównie w oparciu o terapię schematów oraz terapię skoncentrowaną na emocjach L. Greenberga (EFT). Jest także terapeutą CFT(Compassion Focused Therapy) i EMDR (Eye Movement Desensitization and Reprocessing). Posiada certyfikat terapeuty schematów nadany przez ISST (The International Society Of Schema Therapy). Współtworzy Ośrodek Psychoterapii i Coachingu INNER GARDEN w Warszawie

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version