Kolejne, wychodzące na jaw fakty, pozostawiają coraz mniej wątpliwości co do tego, do czego potrzebna była Antoniemu Macierewiczowi i PiS podkomisja smoleńska.

„Prokuratura przekazała podkomisji Macierewicza 23 elementy Tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem. Dowody przyjęto bez żadnego protokołu oraz sprawozdania. Te części zostały zdeponowane w podkomisji. Pięć z tych elementów wysłano do badań. Wiecie, co się stało? Te części zostały zniszczone” – takie wręcz szokujące informacje przekazał w Sejmie wiceminister obrony Cezary Tomczyk, który nadzoruje audyt prowadzony w podkomisji smoleńskiej kierowanej w ostatnich latach przez Antoniego Macierewicza.

Do zniszczenia części samolotu doszło podczas badań w Wojskowej Akademii Technicznej. Ale na tym nie koniec, bo jak się okazuje, pozostałe 18 dowodów zginęło. Macierewicz miał zaś o wszystkim wiedzieć, co zresztą samo szybko potwierdził.

„Gdy dowiedziałem się o tej sprawie, podjąłem działania mające wyjaśnić, co się stało z tymi materiałami” – zapewniał, przy czym nie czuł się odpowiedzialny tym, co się stało. „To zdarzyło się wtedy, kiedy byłem szefem MON i nie byłem członkiem podkomisji” – powiedział, zarzekając się, że do zniszczenia dowodów wcale nie doszło. Tyle że – jak z kolei ujawnił wiceminister Tomczyk – prokuratura kilkukrotnie domagała się zwrotu dowodów i to w czasie, gdy Macierewicz przejął kierownictwo podkomisji. Ten jednak nie odpowiadał.

Tomczyk ujawnił kolejne zdumiewające fakty z tym związane. Okazuje się, że prokuratura rozważała nawet dokonanie przeszukania pomieszczeń podkomisji z pomocą Żandarmerii Wojskowej. Ostatecznie do tego nie doszło. Nie wiadomo dlaczego, ale nietrudno się domyślić. Takie działanie musiałoby nie tylko wywołać ostrą reakcję Macierewicza, wiceprezesa PiS, który teoriami smoleńskimi karmił się latami, ale też podkopałoby wizerunek partii w oczach wyborców. Po raz kolejny wyszło więc na jaw, że interes „sekty smoleńskiej” zwyciężył nad interesem państwa. Pytanie, czy i tym razem winni nie poniosą odpowiedzialności tak, jak było to w 2013 r., gdy prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie nadużyć przy przygotowywaniu przez tego samego Antoniego Macierewicza raportu z weryfikacji WSI.

Ale nie tylko on powinien ponieść konsekwencje. Do tej listy trzeba dopisać prokuratorów, którzy zgodzili się na bezprawne, jak się wydaje, przekazanie szczątków Tupolewa oraz innych członków podkomisji, którzy za nie odpowiadali. Cezary Tomczyk już na szczęście zapowiedział, że skandal – nie wahajmy się użyć tego słowa – będzie przedmiotem śledztwa.

Pora najwyższa, bo nie jest to pierwszy skandal z udziałem Macierewicza i jego podkomisji. Mają oni na koncie przecież zniszczenie wartego kilkadziesiąt milionów złotych drugiego tupolewa, który z powodu „eksperymentów” ludzi Macierewicza stracił jakąkolwiek wartość jako statek powietrzny, stając się co najwyżej eksponatem muzealnym. Obciążają ich również manipulacje raportem przygotowanym przez amerykańskich ekspertów, który potwierdzał, że bezpośrednią przyczyną katastrofy mogło być zderzenie z brzozą i utrata części skrzydła. Ponieważ dla Macierewicza było to nie do przyjęcia, potraktował raport wybiórczo, by wyszło co innego.

Coraz wyraźniej więc widać, że podkomisja nie miała czegokolwiek wyjaśnić, ale raczej zaciemnić, namieszać ludziom w głowach, skłócić ich ze sobą i zbudować mit, który wyniósł do władzy Prawo i Sprawiedliwość. Mit, którego jednym z fundamentów była narracja o wielkim kłamstwie, zawierającym rzekome ukrywanie dowodów zamachu, czy wręcz niszczenie dowodów m.in. przez cięcie wraku.

I ostatnia rzecz – koszt siedmiu lat „prac” podkomisji, która nigdy nie przygotowała raportu końcowego to 33 mln zł.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version