Szukając byłego ministra Marcina Romanowskiego, policjanci odwiedzili prałaturę Opus Dei przy ulicy Górnośląskiej w Warszawie oraz mazowieckie oddziały organizacji – potwierdził „Newsweek”. Teraz policja wystąpiła do prokuratury o wydanie listu gończego wobec polityka Suwerennej Polski.

Przypomnijmy. W poniedziałek sąd zadecydował, że Romanowski – podejrzany w śledztwie dotyczącym Funduszu Sprawiedliwości – ma trafić na trzy miesiące do aresztu. Dokumenty zostały niezwłocznie przekazane policji, od dwóch dni funkcjonariusze sprawdzają wszystkie adresy, pod którymi mogliby zastać byłego wiceministra. Po polityku Suwerennej Polski nie ma śladu, ale Romanowski jest obecny w mediach społecznościowych, gdzie na bieżąco komentuje sytuację polityczną w kraju.

W czwartek rano Komenda Stołeczna Policji wystąpiła do Prokuratury Krajowej z wnioskiem o wydanie listu gończego wobec byłego wiceministra sprawiedliwości – poinformował rzecznik MSWiA Jacek Dobrzyński. „Istnieje uzasadnione podejrzenie, że poseł ukrywa się, stąd konieczność wydania listu gończego” – dodawał.

Jak ustalił „Newsweek”, Romanowskiego szukano już w siedzibie oraz mazowieckich ośrodkach należących do Opus Dei, którego Romanowski jest numerariuszem. Policjanci mieli odwiedzić między innymi prałaturę organizacji znajdującą się przy ulicy Górnośląskiej 43 w Warszawie i ośrodki Opus Dei przy Filtrowej w Warszawie oraz w podwarszawskim Józefowie. Wcześniej policja sprawdzała domy oraz mieszkania w stolicy i na Lubelszczyźnie.

Sugestię, że Marcin Romanowski będzie chciał się ukrywać, zawarto jeszcze przedwczoraj (czyli we wtorek) w artykule zamieszonym na portalu braci Karnowskich. Jak informowały źródła wPolityce.pl, były wiceminister sprawiedliwości miałby podjąć próbę „obywatelskiego sprzeciwu” wobec wymierzonej wobec siebie „politycznej nagonki”.

— Nie wykluczam, że Romanowski będzie teraz próbował robić z siebie polityczną ofiarę. Nie ma rodziny i zobowiązań, zaangażowanie w Opus Dei oraz polityka, to coś, co go napędza. Na miejscu policji szukałbym w innych miastach, w których działa organizacja: Krakowie, Poznaniu czy Szczecinie – mówi „Newsweekowi” osoba związana ze sprawą.

Z prośbą o komentarz zwróciliśmy się do wikariusza warszawskiej prałatury Opus Dei, ale – jak nas poinformowano – przebywa właśnie poza biurem. Komentarz organizacji dołączymy, gdy tylko uda się nam z nim skontaktować.

Informacji na temat miejsca pobytu Romanowskiego nie chce komentować pełnomocnik polityka, mecenas Bartosz Lewandowski. – Nie mam żadnej wiedzy, żeby mój klient się ukrywał. (…) Nie wiem, co tak naprawdę policja zrobiła, żeby ustalić miejsce pobytu mojego klienta. Tak, jak informowałem, jego stan zdrowia nie był najlepszy. Nie jest to chyba jakiś problem w zlokalizowaniu miejsca, gdzie jakaś osoba ewentualnie przebywa – powiedział w rozmowie z radiem RMF.

Politycy Suwerennej Polski jak na razie stoją murem za Romanowskim. Całe śledztwo dotyczące FS nazywają „polityczną ustawką” oraz „zemstą polityczną przy życiu prokuratury”. Sam Romanowski przekonywał wcześniej, że śledztwo dotyczące jego osoby to „polityczne represje”.

Prokuratura zarzuca posłowi między innymi ustawianie konkursów na wielomilionowe dotacje z Funduszu Sprawiedliwości, za nadzór nad którym był odpowiedzialny. Jak mówił mediom prowadzący postępowanie prokurator Piotr Woźniak, w poniedziałek sąd zgodził się z wnioskiem prokuratury, że podstawami do tymczasowego aresztowania są obawa matactwa oraz kwestie związane z „realną groźbą wymierzenia surowej kary” Romanowskiemu, to jest nawet do 25 lat pozbawienia wolności.

Ewentualna ucieczka może pogorszyć sytuację oskarżonego. — Taka okoliczność może wpływać następczo na decyzje sądu w postępowaniu karnym — tytułem przykładu obawa ukrycia czy ucieczki może być podstawą przedłużania czasu trwania tymczasowego aresztowania. (…) Ponadto na wypadek skazania, takie zachowanie, może wpływać na wymiar kary, jako że jedną z dyrektyw wskazanych w art. 53 Kodeksu karnego jest zachowanie oskarżonego po popełnieniu przestępstwa – powiedział w rozmowie z „Faktem” prawnik dr Mateusz Mickiewicz.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version