Niezależnie od tego, kto jest akurat przy władzy, III RP ma gdzieś sportowców i sportsmenki. Co nie przeszkadza kolejnym rządom topić w sporcie setek milionów złotych.

Przy wejściu do muzeum Rafy Nadala na Majorce wisi poprzeczka. Nad nią przelatuje manekin, obok przytwierdzono tabliczkę z wynikiem „245 cm” i napisem „World Record”. Innych rekordów w muzeum nie ma, nie wiadomo, dlaczego wybitny tenisista (w Paryżu pożegna się z igrzyskami) wybrał akurat osiągnięcie Kubańczyka Javiera Sotomayora. Nieważne. Ważne jest to, że widząc tę poprzeczkę, zdajesz sobie sprawę, jak to jest wysoko. Wstań, Szanowna Czytelniczko i Szanowny Czytelniku, podnieś rękę najwyżej, jak umiesz i wyobraź sobie, że ktoś przelatuje nad twoimi palcami i co najwyżej lekko dotyka ich tyłkiem – to właśnie jest 245 cm.

Człowiek jest zdolny do niesamowitych wyczynów i przez najbliższe dwa tygodnie będziemy obserwować w Paryżu niesamowite wyczyny. Nie tylko o rekordy świata chodzi. Dla zdecydowanej większości uczestników i uczestniczek igrzysk olimpijskich granica możliwości jest wyznaczona niżej. Nie każdy może wrócić z Francji obwieszony medalami jak choinka — inne cele ma najmłodsza w polskiej ekipie biegaczka na 400 m Anastazja Kuś, inne faworytka do medalu na tym dystansie Natalia Kaczmarek.

Cel, plan i ambicje powinna mieć też III RP. W igrzyskach od dawna nie chodzi bowiem o same fikołki, sport to doskonałe narzędzie dyplomatycznej soft power. Banał? To zobaczcie, co wynika z partyjnych zapowiedzi spisanych przed jesiennymi wyborami.

W programie Konfederacji słowo „sport” nie występuje.

W programie Nowej Lewicy „sportu” także nie ma.

W programie Trzeciej Drogi autorzy zachęcają, by sprawdzić „co na interesujący Cię temat mamy Ci do zaproponowania”. I co wyskakuje po wpisaniu słowa „sport”? „Transport”.

W programie Platformy Obywatelskiej — legendarnych już 100 konkretach — „sport” występuje raz. Ale wygląda, jakby je ktoś tam przypadkiem wsadził (pisownia oryginalna): „Przeznaczymy dodatkowe pieniądze na zajęcia rozwijające zdolności uczniów i wyrównujące szanse, sport, rozwijanie zainteresowań”.

Tylko w programie partii Jarosława Kaczyńskiego słowo „sport” występuje wielokrotnie, a to dlatego, że duża część „Bezpiecznej przyszłości Polaków” to wyliczenie „osiągnięć” z lat 2015-2023.

Gdyby przecedzić te słowa przez wykrywacz kłamstw, okazałoby się, że PiS „zarządzało” sportem jak wszystkim. Szczytem organizacyjnej wirtuozerii tej formacji było dolewanie pieniędzy chochlą. I to tak, by coś po boku skapnęło dla swoich. Za milionami rzucanymi to tu, to tam nie stał żaden namysł. Gdyby w 2015 r. wystartował jakiś program olimpijski, w Paryżu oglądalibyśmy jego efekty.

To naprawdę nie jest trudne. Brytyjczycy w 1996 r. skończyli igrzyska w Atlancie z ledwie 15 medalami (tylko jednym złotym). Na ostatnich IO w Tokio mieli 64 medale, w 2016 r. w Rio – 67. Od klęski do sukcesu poprowadziły wyspiarzy pieniądze (rządowa UK Sport zaczęła dostawać miliony funtów od National Lottery), know-how (importowali wiedzę z zagranicy) i system, w którym sport został sprowadzony wyłącznie do wyniku. Ten system sprowadza się do hasła: jeśli – korpomowa jest tu uzasadniona – dowozisz, niczego ci nie zabraknie. Ale jeśli do celów postawionych przez urzędników zabraknie ci centymetra, dziesiątej sekundy (to nie hiperbola) albo 500 gramów, tracisz stypendium.

Nie stawiam Wielkiej Brytanii za wzór, przywołuję jako przykład. Jako społeczeństwo możemy inaczej odpowiedzieć na pytania niż Brytyjczycy, ale może w końcu powinniśmy je postawić. Inwestujemy w sport powszechny czy wyczynowy? W jakich dyscyplinach chcemy być silni? Bierzemy udział w wyścigu o rekordy, medale itd.? A może zależy nam na tym, by wysyłać reprezentantów w jak największej liczbie dyscyplin?

Pomysły mogą być różne, Polska wybrała chaos. A to za setki milionów złotych postawimy stadiony piłkarskie, do których potem trzeba dokładać, bo wypełniają się tylko podczas wizyt uzdrowicieli, a to rzucimy 100 mln zł na welodrom, który doprowadzi do bankructwa związek kolarski, a to zorganizujemy szóstorzędne Igrzyska Europejskie, których wcześniej poza dyktaturami nikt gościć nie chciał. Pieniądze od dawna nie są problemem (PiS chwaliło się, że budżet Ministerstwa Sportu w 2023 r. doszedł do rekordowych 3,5 mld zł), problemem jest to, jak nimi szastamy.

Obawiam się, że ostatnie zdanie pasuje w Polsce nie tylko sportu.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version