Pełnomocnikiem rządu ds. odbudowy Ukrainy został Paweł Kowal. Polskim przedsiębiorcom nie spieszy się jednak na Ukrainę. Obawiają się oligarchów i Rosji, ale przede wszystkim korupcji.
Towary produkowane w Ukrainie przez zachodnie koncerny trafią, podobnie jak zboże, na polski rynek. Żeby z nimi konkurować, rodzime firmy potrzebują wsparcia organizacyjnego i finansowego na poziomie zbliżonym do tego, jakie otrzymują firmy zagraniczne od swoich rządów – mówi Konrad Machula, prezes działającej na Ukrainie firmy BMI Polska, producenta pokryć dachowych.
„Newsweek”: W Polsce co kilka miesięcy, a ostatnio nawet co kilka tygodni, organizowane są konferencje poświęcone powojennej odbudowie Ukrainy. Nie ma Pan wrażenia, że zainteresowanie polskich przedsiębiorców tym tematem jest nad wyraz umiarkowane jak na kraj mocno zaangażowany we wspieranie Ukraińców w wojnie z Rosją?
Konrad Machula: Z racji wieloletniej obecności na ukraińskim rynku materiałów budowlanych regularnie bywam na tego typu spotkaniach. Na listopadowych targach w Warszawie pojawili się przedstawiciele biznesu z kilkudziesięciu krajów, gołym okiem widać, że na świecie temat odbudowy Ukrainy budzi wielkie zainteresowanie. Rzeczywiście polskie firmy nie są przesadnie aktywne na tym polu, polski pawilon na wspomnianej konferencji był dość skromny.
Z czego to wynika?
– Powodów jak zwykle jest kilka. Po pierwsze całkiem możliwe, że polski biznes przez ostatnie osiem lat odwykł od inwestowania, widać to po wydatkach sektora prywatnego na środki trwałe, które w relacji do PKB zauważalnie zmalały. Po drugie, można spekulować, że polskie firmy z racji bliskości geograficznej mają już pewne rozeznanie na rynku ukraińskim i w przeciwieństwie do inwestorów z Zachodu znają jego specyfikę.
Ma Pan na myśli powszechną korupcję? Jeden z polskich przedsiębiorców, który na długo przed wojną inwestował na Ukrainie, wspominał, że przy okazji wyjazdów do tego kraju częściej poznawał kolejnych polityków różnych szczebli niż potencjalnych partnerów biznesowych…
– Nie tylko. Mam na myśli także oligarchów. Trwa wojna, najbogatsi ludzie na Ukrainie trzymają się obecnie w cieniu. Ale nie ma żadnej gwarancji, że kiedy sytuacja się uspokoi, znów nie zaczną odgrywać pierwszoplanowej roli w ukraińskim biznesie. A to oznacza ryzyko przejmowania konkurencyjnych przedsiębiorstw na różnych, niekoniecznie przyjaznych zasadach. Poza wszystkim: nadal nie wiadomo kiedy zakończy się wojna. Joe Bidena czekają w przyszłym roku wybory, potrzebuje sukcesu na Ukrainie albo przynajmniej czasowego wygaszenia konfliktu zbrojnego.
Ale jednak zainteresowanie świata tematem odbudowy jest ogromne.
– Firmy z szeroko rozumianego Zachodu mają silne wsparcie organizacyjne i finansowe rządów swoich państw. W Polsce KUKE, rządowa agencja zajmująca się promowaniem eksportu, dopiero w sierpniu otrzymała zielone światło na ubezpieczanie do 55 proc. wartości rodzimych inwestycji na Ukrainie. Przewaga, jaką mają w tej sprawie, zagraniczne korporacje rodzi dla Polski pewne ryzyka.
Jakie?
– Załóżmy, że polskie firmy słabiej wspierane przez państwo niż korporacje z Francji czy Niemiec w zabiegach o uchwycenie przyczółków na Ukrainie zostaną w tyle. Na Ukrainie zaczną powstawać przedstawicielstwa firm z krajów starej UE, ruszą z produkcją stosunkowo prostych towarów korzystając z taniej ukraińskiej siły roboczej i niskich kosztów energii nieobciążonej systemem ETS. Te towary, choćby ze względów geograficznych, w drugiej kolejności trafią do Polski tak jak ukraińskie zboże. Polska gospodarka z jednej strony będzie konkurować z bardziej zaawansowanymi towarami z Zachodu a z drugiej z tanimi produktami z Ukrainy.
Ale to raczej dopiero po wejściu Ukrainy do UE, a to jednak odległa perspektywa?
– Wejście do Unii, kiedykolwiek ono nastąpi, będzie oznaczało, że Ukraina przyjęła unijne standardy i regulacje. Najtrudniejszy dla naszej gospodarki będzie moim zdaniem okres przejściowy, przed akcesją. Ukraina będzie korzystać ze wsparcia UE, także w zakresie wybiórczego otwarcia unijnego rynku na ukraińskie towary, które będą produkowane niekoniecznie według reguł i przepisów obowiązujących kraje członkowskie. Jeśli ten przejściowy okres przypadnie na czas prosperity polskiej gospodarki, to będziemy w stanie sobie z tą tanią konkurencją poradzić. W przeciwnym wypadku koszty związane z napływem tanich dóbr z Ukrainy mogą się dla polskiej gospodarki okazać nadspodziewanie wysokie. Potencjał gospodarczy Ukrainy jest ogromny, nie tylko w rolnictwie.
Niemniej sam proces odbudowy ukraińskiej infrastruktury, dróg, domów czy zakładów przemysłowych może być okresem żniw dla polskich firm z sektora budowlanego. Kwoty, jakie mają zostać przeznaczone na ten cel, są gigantyczne.
– Mowa jest o sumach rzędu 400-600 mld dol.
Te pieniądze są, czy raczej wszystkim się wydaje, że są, ale na razie nie wiadomo, kto konkretnie miałby je wyłożyć? Konfiskata wartych setki miliardów dolarów zajętych po wybuchu wojny rosyjskich aktywów to na razie mglista perspektywa.
– Raczej to drugie. Panuje powszechne przekonanie, że z pieniędzmi na odbudowę Ukrainy nie będzie problemu, wyłożą je kraje i instytucje zachodu.
Czego w takim razie polscy przedsiębiorcy rozważający inwestycje na Ukrainie oczekują od rządu?
– Wsparcia organizacyjnego i finansowego na poziomie zbliżonym do tego, co otrzymują firmy zagraniczne. Tylko wtedy konkurowanie z nimi na Ukrainie będzie możliwe i skuteczne. Proszę zwrócić uwagę, jaką politykę prowadzi w zakresie promowania eksportu Rosja. Firmy dostarczające surowce do przedsiębiorstw produkujących na eksport mogą korzystać z 20 proc. upustów. Rząd Rosji współfinansuje koszty transportu rosyjskich towarów na Zachód. To przemyślana strategia obliczona na zdobycie zagranicznych rynków.
Firma, którą Pan kieruje działa w sektorze budowlanym. Na rynku ukraińskim obecna jest od kilkunastu lat. Jak teraz wygląda koniunktura w ukraińskiej budowlance?
– Wciąż to jest niewielka część sprzedaży w porównaniu do poziomów sprzed wojny. Mniej więcej 25 proc. Popyt pozostaje ograniczony, także koordynacja działalności naszej filii na Ukrainie jest skomplikowana z powodu zakazu opuszczana kraju dla ukraińskich mężczyzn. Obserwujemy sytuację, ale na pewno nie będziemy inwestować „na hurra”. Na inwestycje w moce produkcyjne na Ukrainie przyjdzie czas.