Obrażony prezydent Donald Trump całkowicie wstrzymał pomoc militarną dla Ukrainy. Zatrzymana ma zostać również dostawa sprzętu, który już został wysłany. Czy Kijów poradzi sobie bez amerykańskiej pomocy? Nie będzie łatwo.
Wiedząc, że prorosyjski Trump już podczas kampanii wyborczej zapowiadał odcięcie Ukrainy od pomocy militarnej, poprzedni prezydent USA, Joe Biden, zapewnił, że jego administracja zrobi wszystko, aby do końca kadencji wysłać jak najwięcej sprzętu i wyposażenia, a tuż przed opuszczeniem Białego Domu zagwarantował kolejny pakiet pomocy. W ostatnim pakiecie 9 stycznia Stany Zjednoczone przyznały Ukrainie pomoc sprzętową o wartości 500 mln dol. Amerykanie m.in. odwołali planowane dostawy rakiet przechwytujących do innych krajów i planowali przekierować je na Ukrainę. Na wschód miały też dotrzeć transportery opancerzone, bomby lotnicze czy amunicja precyzyjna dla artyleryjskich systemów rakietowych. Ten sprzęt już nie dotrze na Ukrainę, choć Kongres zagwarantował dostawy.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy Kijów będzie musiał radzić sobie bez amerykańskiej pomocy. Od grudnia 2022 r. przez kolejne cztery miesiące republikańscy kongresmeni torpedowali próby przyznania Ukrainie kolejnej puli pomocy. Wówczas to był kluczowy okres, ponieważ w tamtym czasie Amerykanie dostarczali więcej pomocy militarnej niż wszyscy pozostali sojusznicy razem wzięci. Po zawieszeniu pomocy Ukraińcy musieli ograniczyć działania głównie ze względu na zbyt wąski strumień dostaw efektorów. Zarówno do systemów przeciwlotniczych, jak i artylerii lufowej i rakietowej. Zwłaszcza dotyczy to pocisków precyzyjnych, które jeszcze niedawno bardzo skutecznie paraliżowały rosyjską logistykę. Od tamtej pory sporo się zmieniło.
Kłamstwo Trumpa
Między bajki można wsadzić twierdzenia Trumpa, że amerykańska pomoc wyniosła ok. 300-350 mld dol. Trump świadomie kłamie, manipulując opinią publiczną, zrzucając na Ukrainę winę za niektóre wewnętrzne problemy Stanów Zjednoczonych. Powtarza przy tym propagandę Kremla. Różnica jest taka, że ma większe zasięgi i możliwości niż komputerowe trolle z Olgino. Dotychczas dostarczono uzbrojenie o wartości 132,3 mld euro, a kolejne dostawy o wartości 115,1 mld euro już zaplanowano. Oznacza to, że kraje Unii Europejskiej przekazały Ukrainie ponad 20 mld euro więcej niż USA.
Waszyngton dotychczas dostarczył pomoc o wartości 114,2 mld dol. A ostatni zaplanowany pakiet wart 500 mln dol. został zawieszony. Jednak nadal większość wykorzystywanego na Ukrainie sprzętu pochodzi z amerykańskich fabryk, a to oznacza, że Kongres Stanów Zjednoczonych musi wyrazić zgodę, aby został przekazany krajowi trzeciemu.
Dotyczy to m.in. wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych M142 HIMARS i M270 MLRS i pocisków GMLRS, czy systemów przeciwlotniczych Patriot i pocisków do nich. Problemem może okazać się przekazanie przez Zachód kolejnych samolotów wielozadaniowych F-16, czy używanych transporterów M113, które są obecnie podstawowym wyposażeniem kilkunastu brygad zmechanizowanych. Europa niemal nie posiada zapasów własnych konstrukcji tej klasy. F-16 mogą uzupełnić europejskie konstrukcje. Spośród nowoczesnych konstrukcji na razie Francuzi przekazali sześć samolotów Dassault Mirage 2000-5, a M113 mogą zostać przede wszystkim zastąpione przez poradzieckie wozy z rodziny BWP. Produkcja nowoczesnych pojazdów nadal jest niewystarczająca. Co innego kwestie amunicji i systemów artyleryjskich.
Europa się rozpędza
Unia Europejska długo się zbierała, aby wzmocnić zardzewiały przemysł zbrojeniowy. Dopiero pod koniec 2023 r. na poważnie zabrano się za wspólne programy zbrojeniowe. W marcu zeszłego roku weszła w życie Europejska Strategia Przemysłu Obronnego. Dokument wyznacza cele przemysłu obronnego do 2035 r. Ma on pomóc w realizacji celu wyznaczonego jeszcze w 2007 r., który zakładał, że 33 proc. wyposażenia będzie produkowane przez kraje Unii. Obecnie jest to zaledwie 18 proc.
Jednym z jej elementów jest EDIRPA (European Defence Industry Reinforcement through common Procurement Act), instrument uruchomiony jeszcze jesienią 2023 r. ma wzmocnić europejski przemysł. Obecne założenia zakładają, że aż 50 proc. nakładów na zbrojenia ma trafiać do europejskiego przemysłu, a 40 proc. nowych produktów ma pochodzić ze współpracy krajów unijnych.
Pozwoliło to m.in. Niemcom i Litwinom rozpoczęcie budowy fabryki amunicji w Bejsagole, która ma być otwarta do 2027 r. Podobna fabryka powstaje we współpracy z Duńczykami w Unterlüss. Na Ukrainie już ruszyła fabryka amunicji. W zakładach w większości państw europejskich i ich fabrykach w RPA i Australii już zwiększono produkcję precyzyjnej amunicji i ładunków nośnych. Największym producentem amunicji jest Rheinmetall, który 2022 r. produkował tylko 70 tys. pocisków artyleryjskich. Dziś to już 700 tys., a po uruchomieniu kolejnych fabryk za dwa lata ma to być ok. 1,4 mln. Ponadto pozostałe europejskie państwa NATO produkują ponad milion pocisków rocznie.
Tymczasem wszystkie amerykańskie zakłady w tym roku, po zwiększeniu mocy produkcyjnych, planują wyprodukować 1 mln pocisków. Podobnie wygląda kwestia produkcji artyleryjskich pocisków rakietowych, pocisków powietrze-ziemia i pocisków do większości systemów przeciwlotniczych, w tym przeciwdronowych, które obecnie okazują się być kluczowymi w perspektywie zwiększenia częstotliwości ataków przy wykorzystaniu systemów Shahed/Geran.
To nie tylko efekt słów Trumpa, ale też jego zbliżenia z Rosją, na które Europejczycy patrzą z poważną obawą i reagują zwiększeniem nakładów na zbrojenia. Pomagają przy tym wspólne programy Unii Europejskiej — Europejska Strategia Bezpieczeństwa, czy Europejska Strategia Przemysłu Obronnego. Ich finansowanie również przekłada się na wzrost europejskich nakładów na bezpieczeństwo. Jednak nie wszędzie jest tak różowo.
Braki na lądzie
O ile Europa jest w stanie zastąpić dostawy amunicji artyleryjskiej, pocisków do broni ręcznej i lotniczych pocisków rakietowych np. SCALP/Storm Shadow. Również brak dostaw pocisków przeciwlotniczych do Patriotów można zastąpić francusko-włoskim SAMP/T, niemieckimi IRIS-T czy norweskimi NASAMS. Niestety pod warunkiem, że przekaże Ukrainie bieżącą produkcję.
Gorzej z sytuacją na lądzie. O ile dostawy czogłów Abrams były wręcz homeopatyczne i nie miały znaczącego wpływu na przebieg walk, tak dostawy pond 900 gąsienicowych transporterów opancerzonych M113, ponad 300 bojowych wozów piechoty Bradley, ponad 400 transporterów opancerzonych Stryker, 1000 pojazdów MRAP, czy ponad 5 tys. wielozadaniowych pojazdów kołowych o wysokiej mobilności, były kluczowe dla tworzenia nowych brygad i uzupełniania strat w walczących od początku wojny. Z zastąpieniem tego typu pomocy europejskie państwa NATO mogą mieć problem. Przekazano już niemal wszystkie dostępne i możliwe do przekazania pojazdy. Magazyny rezerw dość mocno zostały przetrzebione i jest coraz mniej dostępnych zmagazynowanych M113, czy wozów z rodziny BWP.
Z kolei aktualne moce produkcyjne europejskich zakładów nie są wystarczające. Brytyjczycy i Francuzi są w stanie produkować po ok. 100 kołowych transporterów opancerzonych rocznie. Niemcy ok. 150 sztuk, Polska do 100 Rosomaków rocznie. Na powolną modernizację jest to wystarczające, na potrzeby powstrzymania Rosji niezbyt. Biorąc pod uwagę niewielkie rezerwy pancerne, jakie posiada NATO i zapotrzebowanie Ukrainy na nowe wozy, to odbudowa zdolności produkcyjnych byłaby najrozsądniejszym krokiem. Tymczasem nawet nie podjęto poważnego dyskursu. W tej kwestii Kijów może mieć dość poważne problemy. Rozwiązaniem mogą być zakupy w Chinach, czy Korei Południowej. Kijów już zapowiedział, że planowane są rozmowy z Chińczykami ws. współpracy wojskowej. Pekin ma bowiem duże nadwyżki sprzętowe. W tym przypadku jedynym problemem może być brak pieniędzy.
W tym roku Ukraina planuje wydać na obronę i bezpieczeństwo 50 mld euro, czyli ok. 26 proc. swojego PKB. W tym przypadku Europa może pomóc dotacjami, czy pożyczkami. To byłby jeden z najrozsądniejszych kroków.
Brak czasu
Ukraina już przetrwała niemal pół roku bez amerykańskiej pomocy i z ograniczonymi możliwościami Europy. Spowodowało to znaczny spadek ukraińskich zdolności zaczepnych i było jednym z powodów, które wpłynęły na zatrzymanie ukraińskiej kontrofensywy na Zaporożu. Tak też może być i teraz. Europejska pomoc jest wystarczająca, aby się bronić, ale już może być niewystarczająca, aby Ukraińcy mogli przejąć inicjatywę, choćby na poziomie operacyjnym. Trzeba również wziąć pod uwagę, że Kijowowi zaczyna krytycznie brakować ludzi, którzy byliby zdolni walczyć na froncie. Już teraz zmobilizowanych jest niemal 5 proc. Ukraińców. To więcej niż Polska zmobilizowała w 1939 r.
Kolejną kwestią jest brak czasu, jaki mają Ukraińcy, aby zastąpić amerykańską pomoc. Przy obecnej intensywności walk i prowadzeniu operacji zaczepnych bez szybkiego zwiększenia pomocy Ukraińcy dość szybko wyczerpie swoje siły. W najgorszym wypadku nawet w ciągu pół roku. Europa musi dość pilnie wzmocnić własne możliwości produkcyjne ciężkiego sprzętu i wszelkiego rodzaju sprzętu oraz szukać sojuszników poza Europą. Chiny i Korea Południowa wydają się w tym przypadku najbardziej naturalnymi. Na pewno w tym momencie można się spodziewać trudnych najbliższych miesięcy dla Ukraińców.