Trzecia Droga miała wielkie kłopoty ze skompletowaniem list wyborczych. Wszystko przez to, że Polska 2050 chce rozgrywać. Tylko że nie ma kim. Na dłuższą metę takie podejście do struktur może Szymona Hołownię dużo kosztować.
Wybory samorządowe w tym roku mają wagę jeszcze większą niż zwykle. Każda z partii tworzących rząd chce je wykorzystać do poprawienia swojej pozycji we władzy centralnej. PSL jest bardzo spokojny, bo wybory do samorządów są mocną stroną stronnictwa. Jedyny kłopot ludowców to Polska 2050, bo na najniższym poziomie partię Szymona Hołowni gnębią poważne problemy.
– Tym razem, inaczej niż przed wyborami parlamentarnymi, to im najbardziej zależało na układzie z PSL-em – mówi nam polityk rządzącej koalicji obserwujący z boku Trzecią Drogę. – Wiadomo, że ludowcy są najsilniejsi w małych samorządach, mają tam działaczy, mają know-how. Wiedzą, gdzie pójść i gdzie plakaty wywiesić. Ludzie od Hołowni nie wiedzą niczego, a w samorządach jest jeszcze gorzej, niż było w wyborach do Sejmu.
I odpada jeden element, którego nie można nie doceniać. W zeszłorocznej kampanii na korzyść Trzeciej Drogi działało wszystko. Donald Tusk namawiający do głosowania na przyszłych koalicjantów. Regularne doniesienia o tym, że zjazd Trzeciej Drogi w sondażach poniżej 8 procent oznacza trzecią kadencję PiS-u. Działania samego PiS-u, który wybrał Trzeciej Drogi na cel politycznych ataków, mobilizując w ten sposób część niepewnego elektoratu TD. To zrobiło swoje – bardzo wielu wyborców zagłosowało rozumem, a nie sercem i stąd ponad 14 proc. Trzeciej Drogi.
Trudna sytuacja partii Szymona Hołowni
Teraz będzie inaczej. Wybory samorządowe będą w pewien sposób korektą kursu wszystkich partii. Idą co prawda w takim układzie, w jakim szły w wyborach 15 października, ale zapewne frekwencja będzie mniejsza. Udział w głosowaniu deklaruje zaledwie 52 proc. uprawnionych. Ci, którzy zagłosują 7 kwietnia, będą też nieco inni – wyborcy w wyborach samorządowych myślą bardziej lokalnie. A to uwypukla problem Polski 2050 – ma bardzo wyrazistego i dobrze ocenianego lidera i nic poza tym. Żadnych aktywów, które dałoby się dobrze — politycznie oczywiście — sprzedać w samorządzie.
— Hołownia ma jedną perspektywę i żadna inna go tak naprawdę nie obchodzi — mówi nam polityk Trzeciej Drogi — on myśli wyłącznie o wyborach prezydenckich. Wszyscy politycy, których miał, poszli do resortów. W regionach zostali ludzie z łapanki i bez doświadczenia.
W dodatku – jak twierdzą politycy PSL-u – kiedy brakuje szabel, koalicjant sięga po dawne zasoby PiS-u.
— We wszystkich regionach PiS-owcy szukają szalup ratunkowych. U Hołowni najłatwiej, bo ci od Hołowni nikogo nie znają, ani ich nikt nie zna. W paru miejscach musieliśmy interweniować — mówią ludowi koalicjanci.
Problemy były nawet w administracji rządowej. Przez półtora miesiąca nie można było obsadzić stanowisk wicewojewodów na Pomorzu, bo Polska 2050 nie była w stanie przedstawić swojego kandydata. Podobnie jest w ministerstwie sportu, gdzie wciąż brakuje wiceministra od Hołowni, bo minister sportu poprosił o wytypowanie kobiety, a Polska 2050 nie jest w stanie w swoich szeregach znaleźć żadnej, która by się nadawała.
Nastawienie Szymona Hołowni wyłącznie na wybory prezydenckie może kosztować Polskę 2050 bardzo dużo. Do tej pory jej struktury są zbieraniną lokalnych aktywistów i działaczy społecznych, którzy z polityką mają niewiele wspólnego. To raczej się nie zmieni.
Zwycięstwo Hołowni niekorzystne dla partii Hołowni…
Wobec tego polityczna przyszłość Hołowni może się potoczyć według dwóch scenariuszy. Pierwszy to udana kampania prezydencka, wejście Szymona Hołowni do drugiej tury, a nawet wygrana w wyborach 2025 r. Dla lidera to scenariusz wymarzony, ale dla partii będzie oznaczał porażkę, bo wszystkie siły i środki (także finansowe) zostaną zainwestowane w to starcie.
W Pałacu Prezydenckim oczywiście znajdzie się jeszcze kilka miejsc dla kolegów, ale to wszystko. Partia zostanie bez wyrazistego przywódcy i bez Sejmfliksu, bo rola głowy państwa w polskim systemie jest zupełnie inna niż marszałka Sejmu. Prezydent nie włącza się w aż takim stopniu w polityczne utarczki i nie może tak błyskotliwie rozdawać politycznych ciosów. Po prostu znika w cieniu Pałacu, zamiast świecić w centralnym miejscu Sejmu. Partia zostanie sierotą.
Z tych między innymi powodów i Donald Tusk, i Jarosław Kaczyński wystawiają do walki o najważniejszy urząd w państwie innych. Załóżmy, że za półtora roku Szymon Hołownia przeniesie się na Krakowskie Przedmieście. Czy w Polsce 2050 jest „drugi po Bogu”? Na razie nie ma nikogo takiego. Michał Kobosko od kilku miesięcy jest w konflikcie z liderem (chociaż w rozmowie z „Newsweekiem” zaprzeczał). Nie wszedł do rządu, choć był przymierzany i do ministerstwa spraw zagranicznych i do funduszy regionalnych. Pozostali liderzy Polski 2050 są kompletnie niewidoczni w nowym rządzie i szerzej nieznani. Bez struktur i bez lidera partia nie ma szans przetrwać.
— Większość posłów Polski 2050 będzie szukała sobie miejsca albo u nas, albo w Koalicji Obywatelskiej — mówi nam polityk PSL. — Te ruchy zaczną się może nie od razu po wyborach prezydenckich, ale na koniec przyszłego roku będzie okno transferowe.
Może nie aż tak szybko, ale na rok przed wyborami do parlamentu należy się spodziewać pewnych ruchów i przepływów między koalicjantami. O ile koalicja przetrwa. I o ile ucieczki nie zaczną się niebawem, bo dla niektórych — zwłaszcza posłanek — bardzo konserwatywne stanowisko Hołowni w sprawie aborcji może być trudne do zniesienia.
— Na razie my mamy umowę, że sobie nie podbieramy ludzi w ramach koalicji. Ale wie pani – umowy mają to do siebie, że można je zmieniać, czasem obowiązują, czasem obowiązywać przestają. No a poza tym, jak ktoś sam przychodzi, to nie jest podbieranie — śmieje się polityk partii koalicyjnej.
Niedawno dotarły do nas informacje o tym, że Koalicja Obywatelska prowadzi rozmowy o przejściu z jednym z posłów od Hołowni.
— My nawet byśmy chcieli, bo to jest wartościowy gość, dość sprawny w regionie, i ma tam problemy ze swoją partią, ale Kierownik nam zabronił — tłumaczy nam szef regionu.
… ale porażka Hołowni to scenariusz niemal równie zły
Jest też scenariusz numer dwa, który poza meritum nie różni się wiele od tego pierwszego. Jeśli Szymon Hołownia przegra wybory prezydenckie, to właściwie dla partii oznacza to samo. Może poza początkową trwającą kilka miesięcy euforią, która miałaby miejsce po zwycięstwie. Na mocy umowy koalicyjnej Hołownia przestanie być marszałkiem Sejmu i ma ustąpić miejsca Włodzimierzowi Czarzastemu. Przestanie być postacią centralną polskiego Sejmu i w ciągu paru miesięcy straci zainteresowanie mediów i widzów. Ale — co akurat jest dla partii korzystniejsze niż w scenariuszu numer jeden — będzie miał czas, żeby wykonać żmudną partyjną pracę, budować struktury i przygotowywać się do następnych wyborów parlamentarnych. Nie będzie miał wyjścia i będzie musiał zmienić swoje osobiste cele, na czym Polska 2050 skorzysta. Pytanie, czy do tego czasu wiele z partii zostanie.
Szymon Hołownia ma ogromne osobiste ambicje polityczne i traktuje partię wyłącznie jako narzędzie do ich realizacji. Partia ma jeszcze czas, żeby przed kolejnymi wyborami do parlamentu się zbudować i wyszkolić lokalnych liderów, którzy będą mogli za trzy lata wystartować na Wiejską. O ile oczywiście lider na to pozwoli.