Pięć lat temu Rafała Trzaskowski w Końskich, choć go tam nawet nie było, pozwolił sobie wymalować piętno polityka bez cojones, człowieka bez woli walki. Dziś stara się — jak dotąd sprawnie — to piętno zmyć, właśnie w Końskich, w miejscu symbolicznym. PiS razem z TV Republiką Trzaskowskiemu jednak nie odpuszczają.
Zmycie z siebie tego piętna to jedno z najtrudniejszych i najważniejszych wyzwań stojących przed Rafałem Trzaskowskim w jego kampanii życia. Najważniejszej.
W Końskich się przegrywa
Rafał Trzaskowski ma piętno debaty w Końskich, w miasteczka w środkowej Polsce, do którego TVP pod wodzą Jacka Kurskiego w 2020 r. zaprosiła Trzaskowskiego w celu politycznego zlinczowania.
Wówczas prezydent Warszawy nie przyjechał, choć wejście do tej „jaskini” mogło mu dać wygraną w wyborach prezydenckich już pięć lat temu. Takie wówczas były opinie w sztabie Andrzeja Dudy i PiS: wystarczy, że Trzaskowski przyjedzie i będzie triumfował. Ale prezydent Warszawy nie przyjechał, wybrał bardzo asekuracyjną opcję. Można próbować zrozumieć tamtą decyzję, kandydował, zastępując Małgorzatę Kidawę-Błońską, nie był dobrze przygotowany do tej kampanii, wszystko działo się w szalonym tempie, a przeciwko sobie miał całą machinę państwa pod wodzą PiS.
Pięć lat temu Trzaskowski miał też dokąd wracać po przegranych wyborach i nikt nie miał do niego większych pretensji, że przegrał, bo i tak uzyskał bardzo wysoki wynik i uratował cały obóz antypisowski.
Trzaskowski tym razem chce w Końskich wygrać
Dziś jest kompletnie inaczej. Trzaskowski szykował się latami do tej kampanii, chciał startować, jest przygotowany do niej, wszyscy w jego obozie żądają od niego tylko wygranej, a w razie porażki, nie będzie miał gdzie wracać, choć pozostanie upadającym prezydentem stolicy. By wygrać, powinien zmyć piętno człowieka bez cojones, piętno polityka uciekającego przed konkurentem.
Dziś to Trzaskowski narzuca konkurentowi — kandydatowi PiS Karolowi Nawrockiemu — warunki walki w Końskich. Trzaskowski w publicznej świadomości jest tym, który wzywa do debaty, żąda jej, rzuca rękawicę Nawrockiemu, by ten przyjechał na debatę do Końskich. W rzeczywistości to jednak Nawrocki już 27 marca wzywał Trzaskowskiego, by ten przyjechał do Końskich na starcie organizowane przez Telewizję Republika. Udział w debacie Republiki (planowanej na najbliższy poniedziałek) potwierdził nawet marszałek Szymon Hołownia, Sławomir Mentzen również, ale Trzaskowski już nie. Prezydent Warszawy byłby wielkim nieobecnym, szykowała się powtórką z Końskich z 2020 r.
Sztab Trzaskowskiego wyrwał PiS-owi z rąk narrację o starciu w Końskich
Sztab Trzaskowskiego bardzo sprawnie jednak przejął narrację wokół debaty w Końskich, nawet nie tyle broniąc się przez drugim piętnem Końskich, co wręcz już zmywając to piętno z siebie.
Sztabowcy Rafała Trzaskowskiego mówią to publicznie: trzeba odczarować Końskie. I jak dotąd idzie im sprawnie, choć jest w tym wiele improwizacji. Sztabowcy, we współpracy z trzema telewizjami: TVP, TVN, Polsat, organizują debatę w hali sportowej w Końskich. I postawili Nawrockiego pod ścianą: albo przyjeżdżasz na naszych warunkach, albo wyjdziesz na tchórza. To sztab Trzaskowskiego zawładnął narracją wokół Końskich, nawet jeśli to Nawrocki i PiS pierwsi do niej wzywali.
Republika przychodzi z odsieczą
Strona Nawrockiego i telewizji ideowo bliskich PiS — Telewizji Republika i wPolsce24 — nie idzie jednak jak potulne baranki. Republika (na jej udział w debacie o godz. 20 nie było zgody sztabu KO i przynajmniej dwóch z trzech telewizji) organizuje o 18:50 na rynku w Końskich swoją debatę, na którą zaproszono Trzaskowskiego i Nawrockiego.
Na debatę na rynku naprędce organizowaną przez Republikę, Trzaskowski nie ma interesu iść, bo byłoby to bardzo duże ryzyko. Trzaskowski wraca do Końskich, ale już na własnych warunkach.