Związek dwojga ludzi to nie jest relacja jak każda inna. Potrzebuje jasnych granic – zarówno zewnętrznych, które chronią parę jako wspólnotę, jak i wewnętrznych, które każdemu z partnerów zapewnią równowagę między „my” a „ja”. Jak je wyznaczać, by służyły, a nie przeszkadzały?

Bycie w związku to decyzja. Decyzja, która zmienia nasze życie. Z jednej strony pragniemy bliskości, wsparcia i współdzielenia codzienności z kimś wyjątkowym. Z drugiej – wielu z nas obawia się utraty niezależności, zatracenia siebie w relacji lub konieczności rezygnacji z osobistych aspiracji. I w pewnym sensie związek jest ograniczeniem naszej wolności. Wolności rozumianej jako pełna swoboda i niezależność. Nie da się być w związku i prowadzić życie singla. Rezygnujemy w nim z pełnej autonomii na rzecz budowania wspólnego życia. Czy jednak te ograniczenia muszą oznaczać coś negatywnego? Czy nie są one właśnie narzędziem, które pozwala nam zdefiniować siebie w relacji i jednocześnie chronić naszą indywidualność? I jak właściwie wyznaczać granice w związku, które służą partnerom i ich wspierają, a nie kojarzą się z ograniczeniami?

Związek dwojga ludzi można porównać do unii między dwoma niezależnymi państwami. Każde z tych państw ma swoją historię, zasady i kulturę – własną tożsamość, którą wnosi do wspólnoty. Zawarcie unii to nie tylko deklaracja miłości czy bliskości, ale także decyzja o współpracy, która wymaga wzajemnego szacunku, negocjacji i jasno zarysowanych granic – zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Granice zewnętrzne stoją na straży autonomii związku – chronią, by osoby trzecie (rodzina, przyjaciele, społeczeństwo) nie ingerowały w sprawy związku. Granice wewnętrzne z kolei potrzebne są, by każdy z partnerów miał przestrzeń na własną indywidualność i osobisty rozwój, nawet w ramach wspólnoty.

W zdrowym związku granice działają jak delikatna struktura, która zapewnia równowagę między „my” a „ja”. To dzięki nim możemy zarówno budować bliskość, jak i zachować przestrzeń na osobisty rozwój. Jednak brak granic – lub ich niewłaściwe wyznaczenie – może prowadzić do frustracji, konfliktów, a nawet poczucia osaczenia. Każda para musi znaleźć swoje miejsce na kontinuum pomiędzy totalnym stopieniem się a sztywnym odcięciem. Bycie pomiędzy tymi dwoma biegunami pozwala na dobre funkcjonowanie związku. Najlepiej gdy granice, zarówno te wewnętrzne, jak i zewnętrzne, są wyraźne i przepuszczalne.

Relacja między partnerami musi się jasno odróżniać od wszystkich innych związków. Partnerzy powinni czuć się parą i świat zewnętrzny też powinien postrzegać ich jako parę. Stąd wszelkie ukryte romanse nie są związkiem jako takim, ponieważ pomimo intensywnych uczuć łączących kochanków nie funkcjonują oni jako para dla świata zewnętrznego. Partnerzy powinni mieć własną wspólną przestrzeń i czas dla siebie, a także prowadzić wspólne życie. Granice zewnętrzne muszą być jasno określone nie tylko wobec znajomych i przyjaciół, ale również wobec rodziców i własnych dzieci. Jeśli tworzymy stały związek, to musimy uświadomić rodzicom, dla których nie zawsze będzie to takie oczywiste, że teraz związek z partnerem jest ważniejszy od relacji z nimi. Rodzice muszą wiedzieć, że w razie sporu opowiemy się za partnerem, a nie za nimi. W ramach granic zewnętrznych to partner powinien być pierwszym punktem odniesienia. Jeśli te granice są jasno ustalone, relacje z rodzicami będą się układać dużo bardziej harmonijnie, niż kiedy ci będą mogli wtrącać się do naszych spraw, wywierając naciski czy służąc „dobrą radą”. Dlatego na przykład omawianie problemów związkowych z matką zamiast z partnerem będzie naruszeniem granic zewnętrznych związku i raczej mu nie pomoże. Jeśli partnerzy nie są zgodni co do tego, gdzie kończy się ich przestrzeń, a zaczyna ingerencja z zewnątrz, może to prowadzić do napięć.

Kiedy granice zewnętrzne są naruszane, partnerzy często czują, że ich związek nie jest autonomiczną przestrzenią, ale „polem walki”, na którym ścierają się różne opinie i wartości. Taka sytuacja osłabia więź i prowadzi do konfliktów.

Granice zewnętrzne definiują, ile przestrzeni pozwalamy innym osobom (rodzinie, przyjaciołom, współpracownikom) zajmować w naszym związku. Z jednej strony nadmierna otwartość pary na ingerencję zewnętrzną może osłabić jej spójność i prowadzić do konfliktów. Z drugiej – całkowite odizolowanie się od świata zewnętrznego również jest ryzykowne. Para, która zamyka się w swojej bańce, traci możliwość uczenia się od innych i zdrowego wsparcia emocjonalnego w trudnych chwilach. Dlatego wyznaczenie elastycznych granic zewnętrznych jest kluczowe. Partnerzy powinni wspólnie zdecydować, ile przestrzeni oddają innym, a ile rezerwują wyłącznie dla siebie.

Granice wewnętrzne odnoszą się do przestrzeni osobistej każdego z partnerów. Na ile można zbliżyć się do siebie, nie rezygnując z własnej osoby? Nawet w najbardziej bliskiej relacji każdy człowiek ma prawo do swojego „ja” – swoich myśli, emocji, pasji czy czasu spędzonego w samotności. Partnerzy, którzy nie respektują granic wewnętrznych, mogą nieświadomie powodować w związku napięcia i poczucie osaczenia. Jednak nadmierne akcentowanie indywidualizmu i ignorowanie wspólnych potrzeb również nie sprzyja relacji. Wyjątkiem, kiedy partnerzy tworzą symbiotyczną jedność i nie ma w tym nic niepokojącego, jest moment zakochania. Wówczas zazwyczaj partnerzy pragną stać się całkowitą jednością, należeć do siebie bez reszty i dzielić ze sobą wszystko. Żeby jednak związek mógł się rozwijać, musi z fazy symbiozy przejść do fazy różnicowania. Wówczas zaczynają ujawniać się pierwsze różnice między partnerami, pierwsze kłótnie i nieporozumienia. Wszystko po to, by w ramach pary pozostać jednak sobą. Nie jest to łatwy proces, ponieważ różnice najczęściej nas przestraszają. Często słyszę od par skargę, że nie mają wspólnej pasji albo że lubią w zupełnie inny sposób spędzać czas. Tak jakby stało za tym założenie, że udany związek może być tylko wtedy, kiedy mamy tak samo. I oczywiście coś musi nas łączyć, żebyśmy w ogóle chcieli być razem. Ale to, co nawet bardziej determinuje szeroko rozumiane szczęście w związku, to zdolność partnerów do zawierania różnic. Żaden z partnerów nie powinien czuć, że musi się zawsze podporządkować czy rezygnować z siebie.

Zdrowe granice wewnętrzne pozwalają partnerom na rozwój osobisty, jednocześnie budując przestrzeń do wzajemnego wsparcia. Zasada jest prosta: mogę być blisko ciebie, ale nie tracę siebie. Granice wewnętrzne to przestrzeń, której każdy człowiek potrzebuje, aby rozwijać swoje pasje, odpoczywać i pielęgnować tożsamość. W związkach, gdzie te granice są regularnie naruszane, jedna z osób może poczuć, że traci siebie – swoje wartości, marzenia czy potrzeby. Długofalowym skutkiem takich naruszeń jest frustracja i wypalenie emocjonalne. Osoba, która czuje, że jej przestrzeń jest nieustannie przekraczana, może zacząć oddalać się emocjonalnie od partnera lub stać się bardziej drażliwa i wycofana.

Mało wygodną prawdą jest fakt, że najczęściej to my sami naruszamy własne granice, obarczając za to partnera/partnerkę.

Od dziecka jesteśmy uczeni, że powinniśmy dbać o dobrostan innych. „Zjedz jeszcze jedną łyżeczkę, żeby mamusi nie było przykro”, „Zadzwoń do dziadka, żeby mu było miło”, „Zachowuj się dobrze w szkole, żeby tatuś się nie wstydził”, „Musisz ochrzcić dziecko, bo babcia tego nie przeżyje”. Koncentracja na tym, żeby innym nie było przykro z powodu naszych poczynań, najczęściej prowadzi do tego, że naruszamy własne granice. Nic więc dziwnego, że kiedy wchodzimy w związek, powielamy tę lekcję. Jedną z najczęstszych przyczyn, dla których nie stawiamy granic partnerowi, nie jest niewiedza, gdzie one przebiegają, ale nasza niemożność wytrzymania frustracji oraz niezadowolenia drugiej strony. Zgadzamy się na rzeczy, z którymi nam nie po drodze, bo boimy się, że gdy postawimy granicę, partner w najlepszym razie będzie niezadowolony, w najgorszym nas zostawi. Wiele związków latami funkcjonuje w układzie, gdzie jedna ze stron (lub czasem obie) nigdy nie stawia granic, tylko się podporządkowuje i zatraca siebie. To są pary, które często z nieskrywaną dumą mówią: „My się nie kłócimy”. Oczywiście nie ma nic przyjemnego w samym kłóceniu się. Jednocześnie jest psychologicznie niemożliwe, żeby w związku z drugą osobą nie doświadczać różnic i frustracji, a co za tym idzie – nie toczyć sporów. Brak kłótni może oczywiście również oznaczać, że stali się sobie tak obojętni, że już nawet na siebie nie reagują. Ale wówczas mówimy już o bardzo poważnym kryzysie w relacji. Związek, w którym brakuje jasno określonych granic, szybko staje się relacją pełną napięcia i obciążenia. Partnerzy, którzy nie mają odwagi lub umiejętności wyznaczania granic, często odczuwają frustrację, wynikającą z ciągłego dostosowywania się do potrzeb drugiej osoby. Taka sytuacja prowadzi do wypalenia emocjonalnego – człowiek zaczyna czuć, że daje z siebie zbyt wiele, nie otrzymując w zamian tego, czego potrzebuje. Osoba, która zawsze ustępuje w obawie przed konfliktem, może z czasem poczuć się wykorzystana i zaniedbana. Wyznaczanie granic jest więc nie tylko aktem ochrony siebie, ale także sposobem na budowanie zdrowej równowagi w związku.

Granice w związku odgrywają fundamentalną rolę, zapewniając równowagę między wspólnotą a autonomią. Są jak linia na mapie relacji – wyznaczają, gdzie kończy się przestrzeń jednego partnera, a zaczyna drugiego. Choć mogą się kojarzyć z barierą, w rzeczywistości są narzędziem pomagającym zarówno chronić indywidualność, jak i budować bliskość. Wyznaczanie granic – wewnętrznych i zewnętrznych – to fundament każdej zdrowej relacji.

Matylda Porębska — psycholożka, certyfikowana psychoterapeutka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, prowadzi terapię par i terapię indywidualną w Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie. Od wielu lat prowadzi też stacjonarne warsztaty dla par. Jest autorką gier i narzędzi psychologicznych wspierających budowanie bliskości w związkach. Wydała dwie gry: „Otwarcie” oraz „Razem”

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version