PiS buduje narrację partii pokrzywdzonej, podczas gdy przez osiem lat była to partia kartelowa, która budżet państwa traktowała jako kroplówkę pod dużym ciśnieniem. Broniąc Marcina Romanowskiego, partia strzela sobie w stopę – mówi prof. Danuta Plecka, politolożka. Czy ostatnie wydarzenia doprowadzą do ruchów tektonicznych w partii Kaczyńskiego?
„Newsweek”: Czy Marcin Romanowski zapewnił właśnie Polakom temat do politycznych rozmów przy świątecznym stole?
Prof. Danuta Plecka: Z pewnością sprawą ucieczki Romanowskiego na Węgry będziemy żyli przez najbliższy czas. To jest sprawa bez precedensu w najnowszej historii Polski, żeby czynny poseł zbiegł do innego państwa i jeszcze prosił o azyl polityczny. I to będąc oskarżonym w sprawach czysto kryminalnych, co jest bardzo istotne w tej opowieści.
Jak duży będzie z tego problem dla jego partii, którą to przecież od czasu połączenia z ziobrystami jest Prawo i Sprawiedliwość? Na razie politycy PiS bronią decyzji Romanowskiego. Nie odbije im się to czkawką?
Moim zdaniem to jest strzał w stopę Prawa i Sprawiedliwości. Przed chwilą wysłuchałam, co mówi Jarosław Kaczyński na ten temat. Wypowiadał się o torturowaniu więźniów w Polsce. O nielegalnej władzy, która — przypomnijmy — została wybrana w legalnych wyborach w październiku 2023 r. O źle działającym wymiarze sprawiedliwości.
Przez osiem lat wymiarem sprawiedliwości w Polsce zarządzała partia Kaczyńskiego. A to co w tej chwili się dzieje, to pokłosie ich rządów i utrudnień, do jakich doprowadza w sprawie praworządności w Polsce prezydent Andrzej Duda. W mojej ocenie ta sytuacja na pewno odbije się PiS-owi czkawką, dlatego że ruch Romanowskiego jest nie do obrony.
Nawet ci, którzy są wyznawcami partii, powinni być na tyle zorientowani w sytuacji, by wiedzieć, że Romanowski nie uciekł przed represjami politycznymi, tylko przed oskarżeniami natury karnej, kryminalnej. Proszę też spojrzeć na jeszcze jedną rzecz. Romanowski uciekł przed wymiarem sprawiedliwości z państwa, w którym mamy do momentu prawomocnego wyroku domniemanie niewinności. Czyli tym samym de facto przyznał się do zarzucanych mu czynów.
PiS przez lata utrzymywał ciepłe relacje z Węgrami i z Victorem Orbanem, ale od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę ta przyjaźń stała się nieco bardziej szorstka. Prawo i Sprawiedliwość prezentowało się jako partia antyrosyjska, a Orban jest otwartym sojusznikiem Putina. W tej chwili wychodzi na to, że PiS będzie musiał, chcąc bronić Romanowskiego, ponownie przykleić się do Węgier.
PiS odcinał się od Orbana tylko w narracji dla swoich wyborców, natomiast ta współpraca między nimi cały czas funkcjonowała. Przypomnijmy choćby o obecności Daniela Obajtka w kręgach zbliżonych do Orbana i jego spotkaniach pewnie z samym premierem Węgier. Natomiast jeżeli spojrzymy na to szerzej, to faktycznie Victor Orban sprzyja Putinowi, nie ukrywa, że z nim rozmawia. Jego kraj jest państwem, które wyłamuje się z takiej ogólnej narracji państw wchodzących w skład Unii Europejskiej. I teraz trzeba to podkreślać, że Prawo i Sprawiedliwość podejmuje działanie prorosyjskie i proputinowskie, polegające na łączeniu się z Orbanem i przyklaskiwaniu Romanowskiemu w jego działaniach.
Ale sytuacja na świecie lada moment zmieni się w dość istotny sposób. Otóż w Białym Domu będzie teraz rządził ktoś, kto uważa, że Victor Orban jest wspaniałym przywódcą. W tym sensie PiS może czuć, że ma jakiś atut w ręku, a jest nim Donald Trump.
Moim zdaniem to nie jest żaden atut. Trzeba patrzeć na Donalda Trumpa z perspektywy człowieka, który przede wszystkim jest biznesmenem, a dopiero potem politykiem. Dla niego sprawowanie urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych będzie ewidentnie połączone z realizacją interesów.
Dopóki Trump będzie miał interes we wskazywaniu na Orbana jako wzoru polityka europejskiego, to faktycznie będzie to wygodne dla PiS, ale problem dla Kaczyńskiego jest taki, że ten czas może się szybko skończyć. Prezydent USA z dnia na dzień może zmienić narrację i zacząć opowiadać, że Węgry nie dokładają tylu pieniędzy do NATO co Polska, a Polska jest w tej ważnej dla Trumpa dziedzinie wzorem do naśladowania. Wszystko rozbija się finalnie o pieniądze. Więc liczenie, że przychylny prezydent USA pomoże Prawu i Sprawiedliwości jest myśleniem krótkowzrocznym.
Rok temu Prawo i Sprawiedliwość oddało władzę i przeszło do opozycji. Bardzo wiele osób wieściło wtedy rychły koniec tej partii. Tymczasem kończy się 2024 r. i PiS wciąż trzyma się mocno, ba, w niektórych sondażach wraca na pozycję lidera. Dlaczego tak się dzieje?
Jesteśmy bardzo silnie spolaryzowanym społeczeństwem, choć oczywiście nie jesteśmy w tej dziedzinie wyjątkiem ani w Europie, ani na świecie, o czym trzeba pamiętać. Ale tak naprawdę gdyby pojawił się trzeci gracz na polskiej scenie politycznej, taki o wyraźnych rysach socjalnych, czyli zbliżony w swojej narracji do PiS, ale bez obciążeń aferalnych, to myślę że mielibyśmy odpływ elektoratu PiS do tej trzeciej partii.
Takiego gracza nie ma. Póki co jest dwóch silnych zawodników, czyli Koalicja Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość. Ale czy można powiedzieć, że PiS się zwija? Poczekajmy do wyborów prezydenckich. Bo jeżeli PiS je przegra, to ta nadzieja, która teraz wstąpiła w szeregi tej partii i jej wyborców, przeminie. I wtedy zaczną się ruchy tektoniczne w samej partii, bo wiemy, że tam zgody nie ma. Są różne frakcje i między innymi wskazanie na Karola Nawrockiego jako kandydata miało te frakcje w Prawie i Sprawiedliwości uspokoić. Przecież w grze był i Czarnek, i Morawiecki, i tak dalej.
Czyli dlatego tak wielka para idzie teraz w promowanie Karola Nawrockiego, bo te wybory prezydenckie są po prostu być albo nie być dla PiS-u? Albo być albo nie być prezesa Kaczyńskiego?
Być albo nie być prezesa, zdecydowanie. Musimy cały czas pamiętać, że to jest człowiek, który zawsze marzył o stworzeniu wielkiej formacji politycznej, która niekoniecznie będzie chciała rządzić, ale żeby miała wpływ na nasze dusze i umysły. O to chodzi prezesowi. I dlatego teraz zrobi absolutnie wszystko, żeby ta partia trwała. Ruchy tektoniczne zaczną się, jeżeli Nawrocki wygra w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Wtedy PiS będzie trwał, będzie miał wiatr w żaglu i będzie liczył na wcześniejsze wybory i wygranie tych wcześniejszych wyborów. Jeżeli Nawrocki przegra, to partia się podzieli. Moim zdaniem Morawiecki stworzy swoje ugrupowanie.
To trzecie, o którym wspomniała pani wcześniej? PiS 2.0?
Cały problem w Prawie i Sprawiedliwości w tej chwili to kwestia pokoleniowa. Pokolenie 40-50 latków, które jest rzutkie, które ma pomysły na kampanię wyborczą, cały czas musi liczyć się z ostatecznym zdaniem prezesa, a oni chcieliby wreszcie liczyć się z własnym zdaniem. I tu jest szansa na stworzenie nowoczesnej konserwatywno-socjalnej partii, jeżeli weźmiemy pod uwagę zmianę pokoleniową. Moim zdaniem Mateusz Morawiecki w tej chwili pracuje nie tyle na rzecz Nawrockiego, ile na rzecz budowania struktur, które ruszą „w teren” po ewentualnej porażce Nawrockiego.
PiS jako opozycja najskuteczniej radzi sobie, wytykając rządowi Donalda Tuska zarzucenie planów aspiracyjnych. W atomie, CPK, bezpieczeństwie energetycznym PiS czuje się nieźle. I o tym najlepiej mówią właśnie ci młodsi politycy.
Bo tym można przekonać do siebie młodych ludzi. Proszę zauważyć: dlaczego młodzi ludzie poszli hurtowo zagłosować na koalicję demokratyczną w wyborach 15 października 2023 r.? Bo już nie chcą słuchać o przeszłości. Już nie chcą tej narracji historycznej, chcą budować jakąś przyszłość. Młodzi są rozczarowani tym, co ich spotyka. Są rozczarowani jakością edukacji, jakością usług publicznych. Oni chcą zbudować przyszłość, bo to są ludzie, którzy już zupełnie inaczej myślą i oddają się innym wartościom, niż osoby z pokolenia chociażby Jarosława Kaczyńskiego. I tu jest właśnie przestrzeń dla tych 40-50 latków z Prawa i Sprawiedliwości na to, aby tę przyszłość zbudować. I to jest właśnie ta narracja o przyszłości, nadziei, stawianiu na nowe technologie, na rozwój, szybką komunikację, na to, żeby Polska nie była pariasem na świecie, tylko weszła do pierwszej ligi i tak dalej. To jest coś, co być może legnie u podstaw założonego w przyszłości ugrupowania.
Ale wróćmy do szarej teraźniejszości PiS-u. Jest to, wsłuchując się w ich przekaz, teraźniejszość bez pieniędzy. Prawo i Sprawiedliwość kreuje się na ofiarę, próbuje zbić na tym polityczny kapitał, dość udanie mobilizuje dzięki temu swój elektorat. Pytanie, ile czasu bez tych pieniędzy będą w stanie funkcjonować?
Postawmy sprawę jasno: Prawo i Sprawiedliwość po ośmiu latach rządzenia jest najbogatszą partią w Polsce. Kropka. Owszem, buduje narrację partii pokrzywdzonej, potraktowanej niesprawiedliwie, w ogóle nie wspominając o tym, że przez osiem lat była to partia kartelowa, która budżet państwa traktowała jako kroplówkę pod dużym ciśnieniem.
Prawo i Sprawiedliwość odpowiada w tej chwili za to, że wykorzystywało pieniądze budżetowe do celów partyjnych i o tym trzeba głośno mówić. To nie jest partia pokrzywdzonych, tylko budująca narrację partii pokrzywdzonych, a to są zasadnicze różnice. Natomiast widać po zbiórkach społecznych, że wyborcy, zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości dają się złapać na ten haczyk.
Jest też inna, nowa narracja, powiązana z utratą partyjnej subwencji. Chodzi o kwestię nieuznawania przez Państwową Komisję Wyborczą orzekającej o ważności wyborów Izby Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego. PiS ogłosił z tej okazji koniec demokracji w Polsce i zaczął mówić, że wybory prezydenckie zostaną sfingowane.
Zgadzam się, tylko wie pan co mnie najbardziej irytuje w tej sytuacji? To, że kapitał potrzebny do wygrania wyborów jest istotniejszy niż budowanie pomostowego kapitału społecznego, który jest nieodzownym elementem rozwoju każdego społeczeństwa. Jeżeli my nie będziemy mieli zaufania społecznego i zaufania do instytucji państwa, to za jakiś czas przestaniemy w ogóle funkcjonować jako społeczeństwo. Przestaniemy chodzić na wybory, przestaniemy uznawać ich prawomocność.
Proszę zobaczyć, jak to zostało „fantastycznie” rozmontowane, cały system społeczny, prawny, przez osiem lat rządzenia jednej formacji politycznej. To jest aż nieprawdopodobne, bo my w tej chwili jesteśmy w takim chaosie prawnym, że trudno stwierdzić w jaki sposób moglibyśmy wyjść z tego węzła gordyjskiego.
Prof. Danuta Plecka jest politolożką i wykładowczynią w Instytucie Politologii na Uniwersytecie Gdańskim