To nie była brutalna imperialistyczna armia, ale „horda kryminalistów, gwałcicieli, sadystycznych zabójców” – pisze Jonathan Littell o masakrze w Buczy. Jego „Kłopotliwe miejsce” to wstrząsająca książka o masowych zbrodniach na ukraińskiej ziemi.

W marcu minie trzecia rocznica rzezi w Buczy, mieście nieopodal Kijowa, gdzie rosyjscy żołnierze wymordowali w okrutny sposób kilkuset mieszkańców. Zbrodnie w Buczy, Iziumie, Irpieniu i wiele innych przejawów barbarzyństwa najeźdźców zaszokowały Europę, ale najwyraźniej powoli odchodzą w niepamięć. Trudno pojąć, dlaczego w Europie jest coraz więcej sympatii dla putinizmu, choć wiemy tak wiele o rosyjskich zbrodniach w Ukrainie. A w wielu krajach rządzą ostentacyjni zwolennicy zbrodniarza z Kremla.

***

Światową sławę przyniosła Jonathanowi Littellowi powieść „Łaskawe”, ale jego zainteresowanie nieludzkim obliczem wojny przybiera głównie formę reportaży bądź historycznej non-fiction. Napisał książki o wojnach w Czeczenii i w Syrii oraz dokumentalną opowieść o Léonie Degrelle, przywódcy kolaboracyjnego Legionu Walońskiego na usługach III Rzeszy, który później przekształcił się w walońską dywizję Waffen SS. Littell jednak nie pisał wyłącznie zza biurka. Karierę rozpoczynał jako pracownik organizacji humanitarnej i jeździł z pomocą do Bośni, Konga, Syrii. Widział horror wojny oraz cierpienie ludzi na własne oczy.

Littell, penetrując w swojej twórczości najmroczniejsze zakamarki ludzkiej duszy, często ocierał się o pornografię śmierci. Widać też w jego książkach fascynację nietypowym seksem. Słynna scena stosunku analnego esesmana Maxa Aue z konarem drzewa przeszła do historii literatury, podobnie jak porównanie kobiecych organów płciowych do Gorgony. Skłonność pisarza do perwersji docenili jurorzy cyklicznej nagrody Bad Sex in Fiction dla najgorszej sceny erotycznej roku przyznawanej przez brytyjskie pismo „Literary Review” i uhonorowali Littella. W finale pokonał takich autorów jak Philip Roth i Nick Cave.

Littell może się obraził, ale na pewno nie zraził. W powieści „Stara historia. Nowa wersja” zajmował się już wyłącznie połączeniem płynnych tożsamości seksualnych z radykalną wojenną przemocą. Sam pisarz tłumaczył, że interesują go fundamentalne ludzkie emocje, do których zalicza właśnie seks i przemoc, nierozerwalnie ze sobą związane, jako że każda międzyludzka relacja opiera się na władzy – ktoś musi dominować, a ktoś ulegać.

***

„Kłopotliwe miejsce”, książka o Ukrainie jako ziemi naznaczonej przemocą, jest logiczną konsekwencją poprzednich dzieł Littella. Zajmuje się masowymi mordami bezbronnych cywilów – przede wszystkim w Babim Jarze w 1941 r. oraz w Buczy w roku 2022. W mniejszym stopniu Hołodomorem, czyli wywołanym sztucznie przez Stalina wielkim głodem w Ukrainie na początku lat 30., czy rzezią wołyńską dokonaną przez UPA na Polakach. Littella Ukraina interesuje nie tyle jako bohaterski kraj odpierający agresję Putina, ile jako miejsce ludobójstwa.

Choć autor nie unika opisów ukraińskich zbrodni wobec Żydów i Polaków w czasie II wojny światowej, to odrzuca rosyjskie oskarżenia, że w dzisiejszej Ukrainie panuje faszyzm. Brednie Putina o koniecznej denazyfikacji Ukrainy to jedno, ale o wiele gorsze jest to, że rosyjska propaganda zatrutymi kroplami drąży skałę zachodniej opinii publicznej, zmęczonej już wojną i coraz mniej chętnej do pomagania Ukraińcom. W Polsce z kolei wraca kwestia rzezi wołyńskiej – to dziś nie pomoże ani Polsce, ani Ukrainie, a przysłuży się jedynie Rosji.

Zanim ktoś zacznie mówić o faszyzmie w Ukrainie, niech popatrzy na popularność AfD w Niemczech, Zjednoczenia Narodowego we Francji czy FPÖ w Austrii – mówi Littell. To w Europie Zachodniej odradza się faszyzm, a nie w Ukrainie. Dzisiejsi Ukraińcy nie mają nic wspólnego z tymi z czasów Stalina i Hitlera – dodaje. A jeśli gdzieś pojawiają się flagi UPA, to wyłącznie jako symbol antyrosyjski.

Littell zadaje pytanie fundamentalne: „Co musiałoby się przydarzyć Rosji, by okazała skruchę z powodu swojego nazizmu, nowoczesnego rosyjskiego nazizmu? Nie umiem sobie tego wyobrazić”. I nikt nie powinien sobie tego wyobrażać. Nie wolno się łudzić, że z Putinem można się dogadać, że Rosję trzeba zrozumieć, że może Rosja ma jakieś argumenty, które należy wziąć pod uwagę. Takie myślenie tylko sprzyja Putinowi i podsyca coraz silniejsze nastroje antyukraińskie.

***

Pierwotnie książka Littella miała być poświęcona wyłącznie zbrodni w podkijowskim wąwozie Babi Jar, gdzie na przełomie września i października 1941 r. Einsatzgruppen z udziałem Wehrmachtu, batalionów Ordnungspolizei oraz Ukraińskiej Policji Pomocniczej rozstrzelały ponad 30 tys. obywateli Związku Sowieckiego, głównie Żydów, ale też Romów i jeńców radzieckich. Masowe egzekucje trwały przez cały czas niemieckiej okupacji ziem ukraińskich, aż do momentu odbicia Kijowa przez Armię Czerwoną. W tym czasie w Babim Jarze mogło ponieść śmierć nawet do 150 tys. osób.

Już w „Łaskawych” Littell dał przerażający literacki opis masakry w Babim Jarze. W „Kłopotliwym miejscu” pisze o swojej wizycie w tym miejscu i opowiada o wymazywaniu tej zbrodni z radzieckiej historii. Masowy mord radzieckich Żydów stał się w ZSRR tabu. Babi Jar nie funkcjonował w oficjalnej historii, a gdy w latach 70. zaczęto w ograniczony sposób upamiętniać ofiary, to wyłącznie radzieckich jeńców, o Żydach zaś milczano. Swoją rolę odegrał państwowy antysemityzm, ale także to, że kilkanaście tysięcy policjantów ukraińskich, a więc obywateli ZSRR, pomagało Niemcom dokonać tej zbrodni, a bez nich skala mordu nie mogłaby być aż tak wielka. Jednak najważniejsze było to, że dla Stalina Holokaust nie istniał – według niego na terenach ZSRR nie ginęli Żydzi, tylko „ludzie radzieccy”.

Jakiekolwiek próby upamiętnienia zbrodni w Babim Jarze były przez sowiecką władzę torpedowane jako „przejaw żydowskiego szowinizmu, który może wywołać antysemickie demonstracje”. Ta zbrodnia stała się niewygodna zarówno dla Stalina i jego następców, jak i Ukraińców.

Littell nie pomija problemów Ukraińców z własną historią – w Babim Jarze rozstrzelana została np. Ołena Teliha, poetka związana z organizacją ukraińskich nacjonalistów (OUN), zagorzała wielbiciela Hitlera, co nie uchroniło jej przed śmiercią z rąk hitlerowców. I wystarczyło, by została ukraińską bohaterką narodową. „Jedyna ulica Kijowa, której nazwa jest gestem w stronę ofiary Babiego Jaru i która przebiega ponad miejscem masakry, oddaje cześć faszyzującej kolaborantce i antysemitce” – pisze Littell.

Co oczywiście jest wodą na młyn rosyjskiej propagandy w stylu: „Ukraińcy kolaborowali, zatem są nazistami, więc należy ich denazyfikować”. Dla Putina każdy Ukrainiec, który nie rozumie, że jest Rosjaninem, i nie chce, by Ukraina stała się częścią Rosji, to nazista. A skoro nie chce być Rosjaninem, to trzeba go zlikwidować. A przecież miliony ukraińskich żołnierzy walczyło w szeregach Armii Czerwonej przeciwko III Rzeszy. Z kolei byli Rosjanie, którzy służyli w niemieckich mundurach w kolaboracyjnych jednostkach, np. w oddziałach gen. Własowa, uczestniczyli też w pacyfikowaniu powstania warszawskiego. Pomijając już to, że do czerwca 1941 r. oficjalnym sprzymierzeńcem Adolfa Hitlera był Józef Stalin.

***

Littell pojechał do Babiego Jaru w kwietniu 2021 r., na niemal rok przed rosyjską agresją. Zdawało się, że na tym zakończy się jego praca, ale gdy nastąpiła inwazja w lutym 2022 r. i pojawiły się pierwsze informacje o zbrodniach na ludności cywilnej, wrócił do Ukrainy, tym razem z towarzyszeniem fotografa Antoine’a d’Agaty. D’Agata robił zdjęcia między kwietniem 2021 a lutym 2023 r. Wybór tych zdjęć zamieszczono w książce, niektóre są porażające.

Relacja Littella z Buczy, gdzie odwiedzał miejsca zbrodni, wizytował prosektoria, szczegółowo rekonstruował śmierć kolejnych ofiar, opiera się także na dokumentach, nagraniach kamer miejskich, a także wspomnieniach ludzi, którzy przeżyli, i zeznaniach ukraińskich prokuratorów prowadzących śledztwo w sprawie ludobójstwa. Masakra w Buczy jest najlepiej udokumentowaną zbrodnią tej wojny, a zebrane świadectwa mogą służyć za akt oskarżenia przeciw znanym z nazwiska żołnierzom armii rosyjskiej.

Bucza została zajęta na początku marca 2022 r. i w czasie trwającej miesiąc okupacji Rosjanie dokonywali tam zaplanowanej eksterminacji narodu ukraińskiego. Mordowali głównie żołnierze 234. Pułku Spadochronowego z 76. Gwardyjskiej Dywizji Powietrznodesantowej. A zatem profesjonaliści z elitarnej jednostki, nie zaś wyciągnięci z więzień kryminaliści, którzy poszli na front w zamian za anulowanie wyroku. Później do mordowania włączyli się żołnierze z 64. Samodzielnej Brygady Strzelców Zmotoryzowanych, składającej się z mężczyzn pochodzących ze skrajnie ubogich rejonów wschodniej Syberii – zarówno Rosjan, jak i przedstawicieli mniejszości etnicznych, stąd przekonanie Ukraińców, że mordują ich „Buriaci”.

Spadochroniarze z 234. pułku zabijali głównie z nienawiści wobec „nazistów”. Piechota z 64. brygady marzyła głównie o łupach. Gdyby nie było to tak straszne, mogłoby być zabawne, gdy Littell opisuje reakcję żołnierza z 64. brygady na widok słoika nutelli w zdobycznej lodówce. Dla biedaka z Syberii był to luksus, na który Ukraińcy nie zasłużyli, i trzeba ich za to ukarać. Najeźdźcy nie mogli wyjść ze zdumienia, że w domach jest bieżąca woda, a ulice są asfaltowe. Pamiętamy te obrazki Rosjan kradnących telewizory, pralki, komputery, nawet muszle klozetowe i niezwykle nas to bawiło, mimo potwornego kontekstu tych kradzieży. Początek wojny to także ujawnione przez ukraiński wywiad nagrania rozmów rosyjskich żołnierzy z matkami i żonami, które domagały się przywiezienia telewizora czy odkurzacza. Ci przybyli z dalekiego wschodu mordercy konfrontowali się ze światem, którego wcześniej nigdy nie widzieli. I to doprowadziło ich do szału zabijania i ekstazy grabienia wszystkiego, czego w swoich zapadłych wsiach nie mieli ani o czym może nawet nie marzyli.

Po wyzwoleniu Buczy przez armię ukraińską w kwietniu 2022 r. znajdowano nie tylko ciała zamordowanych cywilów, ale także martwych agresorów. Opis zabitego rosyjskiego żołnierza, przy którym znaleziono 30 tubek pasty do zębów zrabowanych z supermarketu, to metafora zderzenia cywilizacji, jakie nastąpiło w Buczy.

Wszystkie te zbrodnie były impulsywne, chaotyczne, z elementami tortur, zabijania przypadkowych przechodniów, strzelania do każdego cywila. Rosyjscy żołnierze wiedzieli, że oczekuje się od nich eksterminacji Ukraińców, ale jeśli chodzi o metody, to dostali wolną rękę. O ile zabijanie przez Niemców w Babim Jarze było pracą (jakkolwiek strasznie to brzmi), o tyle zabijanie przez Rosjan stanowiło rodzaj sadystycznej zabawy i karnawału zemsty.

***

Porównanie ludobójstwa w Babim Jarze i w Buczy 80 lat później pokazuje, że obie zbrodnie zostały zaplanowane i miały być elementem anihilacji narodu żydowskiego (w Babim Jarze) i ukraińskiego (w Buczy). Różnica sprowadza się do skali, ale przede wszystkim sposobu dokonania mordu. Choć może się zdawać, że mordy w ukraińskich miastach przyjęły formę samowolki, to jednak sposób wykonania został zaplanowany – zauważa Littell. Pozorny „bardak” miał swój cel: takie zastraszenie społeczności zdobytych miast, by sparaliżowana strachem nie była w stanie stawić jakiegokolwiek oporu. Wszak tutaj mógł zginąć każdy, bo rozkazy były jasne: zabijać, jak leci i kogo chcecie. Bez względu na to, czy to kobiety, starcy, czy jeńcy wojenni – jeśli można przy tym ich wcześniej bić, gwałcić, upokarzać, tym lepiej. Sam Putin niedługo potem uhonorował 64. brygadę tytułem „gwardyjska” w uznaniu jej „wielkiej odwagi i bohaterstwa” oraz profesjonalizmu.

Zaplanowanie tych zbrodni przez rosyjską władzę nie zmienia jednak tego, że jak – pisze Littell – „nie mieliśmy już do czynienia z brutalną i pozbawioną skrupułów imperialistyczną armią, ale z hordą kryminalistów, gwałcicieli, sadystycznych zabójców”. Jak zwyrodniałe były to zachowania, dowodzą opisy śmierci mieszkańców Buczy. To najbardziej porażająca część książki i trzeba mieć nadzieję, że dotrze ona do jak najszerszej rzeszy obywateli Europy.

Głównym powodem państwowego terroryzmu, jaki uprawia w Ukrainie armia rosyjska, nie jest skrajna bieda żołnierzy z zapadłych syberyjskich wsi ani zaczadzenie propagandą kremlowską, ale to, że system stalinowski nie został nigdy zniszczony. Ani też do końca napiętnowany. W Rosji nigdy nie nastąpił „ekwiwalent defaszyzacji”, jak to nazywa Littell.

Reżim Putina czerpie ze stalinizmu nie tylko elementy ideologii (doprawiając to imperialnymi ornamentami z czasów carskich), ale też metody rozprawiania się z tymi, których uznaje się za wrogów.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version