Trump nie przekonał Putina do zawieszenia broni. Zamiast przełomu mamy amerykańską klapę, a pokój w Ukrainie nadal jest daleko.
Na rezultat tej rozmowy telefonicznej czekał cały świat – miała być wstępem do negocjacji pokojowych. Oczekiwania rozbudził sam Donald Trump, ślepo wierzący w swój geniusz i umiejętność zawierania świetnych porozumień. Nie było to dobrą strategią. Putin doskonale wie, jak bardzo zależy prezydentowi USA na szybkim sukcesie, więc sięgnął po słuchawkę z pozycji silniejszego. Podobno kazał chwilę poczekać Trumpowi na rozmowę (tak ja wcześniej jego wysłannikowi Steve’owi Witkoffowi), co wskazywałoby, że wraca do formy. W ciągu ostatnich trzech lat zdarzało się przecież, że to Putin musiał czekać na spotkania z liderami.
Marne „konkrety”
Rozmowa trwała półtorej godziny. Podobno przebiegała w dobrej atmosferze, ale w odróżnieniu od poprzedniej rozmowy telefonicznej sprzed kilku tygodni, Trump osobiście tego nie obwieścił. Pierwszym sygnałem, że nie poszło tak, jakby sobie tego życzył, było długie milczenie w sprawie szczegółów. Godzinę po zakończeniu rozmowy w świat poszedł się suchy komunikat Białego Domu. Wynika z niego, że przywódcy rozmawiali nie tylko o pokoju w Ukrainie, ale wzajemnych relacjach USA-Rosja i „zgodzili się, że przyszłość z lepszymi relacjami dwustronnymi pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Rosją ma wielkie zalety (…) obejmuje to ogromne umowy gospodarcze i stabilność geopolityczną, gdy osiągnięty zostanie pokój”. Kolejnym tematem były wydarzeniach na Bliskim Wschodzie.
Jedyny konkret dotyczy przerwania ostrzału elektrowni, tras przesyłowych i rafinerii. W komunikacie zapisano to ezopowym językiem: „Przywódcy zgodzili się, że ruch w stronę pokoju rozpocznie się od zawieszenia broni w energetyce i infrastrukturze oraz technicznych negocjacji w sprawie wprowadzenia w życie morskiego zawieszenia broni na Morzu Czarnym, pełnego zawieszenia broni i trwałego pokoju. Te negocjacje rozpoczną się natychmiast na Bliskim Wschodzie”.
Wcale bym się nie zdziwił jednak, gdyby do takiego częściowe zawieszenia broni nie doszło, bo Rosjanie dopuszczą się jakieś prowokacji a potem oskarżą o złamanie go Ukraińców. „Techniczne negocjacje” w sprawie całkowitego zawieszenia broni mogą przeciągać się w nieskończoność, gdyż jak wiadomo Putin zgłosił wcześniej wiele zastrzeżeń i będzie mógł teraz sam sterować tempem rozmów.
O innym z „konkretów” — zgodzie przywódców na turniej hokeja między drużynami Rosji a USA, który miałby się odbyć za oceanem – doniósł Kreml. Ma to przypominać dyplomację pingpongową z epoki Kissingera, tyle że czasy się zmieniły, zaś rosyjski sport jest formą imperialnej polityki Kremla.
Sukces Putina
Podsumowując: uważam, że rozmowa telefoniczna między prezydentami USA i Rosji była sukcesem tego drugiego. I to z trzech powodów.
Po pierwsze Putin zyskał na czasie, a na tym mu zależało
Po drugie to prezydent Rosji rozdaje teraz karty a nie Trump, bo to od Kremla zależeć będzie tempo negocjacji
Po trzecie Trump okazał się słabym negocjatorem – udało mu się przeczołgać w sprawie zawieszania broni będącego pod murem Zełenskiego, ale Putina do tego nie przekonał.
Ameryka będzie znów wielka, ale dopiero wtedy, kiedy Donald Trump zakończy drugą kadencję i nie załatwi sobie trzeciej. Wielkości nie mierzy się słowami czy obietnicami, ale osiągnięciami. Na razie jedynym „osiągnięciem” prezydenta USA jest legitymizacja zbrodniarza wojennego z Kremla, z którym do niedawna nikt na Zachodzie nie chciał rozmawiać i przygotowanie gruntu do „normalizacji” stosunków z Rosją, która jest największym zagrożeniem dla Zachodu. Mówią o tym dziś już nie tylko Putinversteherzy w rodzaju Gerharda Schroedera, ale również sekretarz generalny NATO Mark Rutte.