Zachód jako wspólnota wartości przestał istnieć. Polska stanęła przed egzystencjalnym wyborem – Unia Europejska albo Europa Orbanów? Czas pogodzić się z tym, że Ameryka Trumpa nie jest już sojusznikiem Europy.

  • Więcej ciekawych historii przeczytasz na stronie głównej „Newsweeka”

Radosław Sikorski wysłał Elona Muska na Marsa. To była błyskotliwa riposta na wpis miliardera, który wzywał do rozwiązania UE, za co pochwalił go zresztą były prezydent Rosji Dimitrij Mediwediew.

Szef polskiego MSZ jest politykiem światowego formatu, który zdecydowanie wyrasta ponad polską scenę polityczną i widzi świat znacznie szerzej. Myślę jednak, że wbrew temu, co sądzi liberalna bańka, reakcja Sikorskiego była raczej wyrazem bezsilności niż pewności siebie.

Problem w tym, że podobnie jak Musk myślą o Unii Europejskiej J.D. Vance i zastępca sekretarza stanu USA Christopher Landau. A tych polityków nawet sam Sikorski nie odważy się wysłać na Marsa. Co więcej, zjednoczonej Europy nie znosi Donald Trump. W kwietniu w Białym Domu mówił bez ogródek, że „Unia Europejska nas okrada”. Bezlitośnie skrytykował Wspólnotę w swym kuriozalnym wrześniowym wystąpieniu przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ w Nowym Jorku. Ostrzegł wtedy m.in. państwa członkowskie UE, że jeśli nie zmienią swej polityki migracyjnej, to „pójdą do piekła”.

Trudno się więc dziwić, że wszystkie te antyunijne resentymenty zostały ujęte w nowej Narodowej Strategii Bezpieczeństwa USA. W dokumencie znalazł się m.in. ustęp, w którym UE została uznana za jeden z głównych problemów Europy: „Do ważnych problemów stojących przez Europą należą działania UE i innych organizacji międzynarodowych, które podważają wolność polityczną i suwerenność; polityka migracyjna, która zmienia kontynent i wywołuje konflikty; cenzura wolności słowa; tłumienie opozycji politycznej; spadający wskaźnik urodzeń; utrata tożsamości narodowej. Jeśli obecne trendy się utrzymają, kontynent będzie nie do poznania za 20 lat lub krócej. W związku z tym nie jest oczywiste, czy niektóre kraje europejskie będą miał wystarczająco silną gospodarkę i armię, by pozostać wiarygodnymi sojusznikami”.

Ze strategii wynika, że administracja Donalda Trumpa już teraz nie postrzega Unii Europejskiej jako partnera. W sposób jeszcze bardziej klarowny wykłada to w głośnym wpisie na „X” Christipher Landau: „Albo wielkie narody Europy są naszymi partnerami w ochronie zachodniej cywilizacji, którą od nich odziedziczyliśmy, albo nie są. Nie możemy jednak udawać, że jesteśmy partnerami, podczas gdy te narody pozwalają niewybranej, niedemokratycznej i niereprezentatywnej biurokracji UE w Brukseli realizować politykę samobójczą dla [zachodniej – red.] cywilizacji”. Zastępca Marco Rubio wymienia w też rzekome winy UE: ” …cenzurę, gospodarcze samobójstwo/fanatyzm klimatyczny, otwarte granice, pogardę dla suwerenności narodowej/promowanie wielostronnego zarządzania i opodatkowania, wsparcie dla komunistycznej Kuby itp.”

Europejscy publicyści i komentatorzy zwracają uwagę na fakt, że strategiczny dokument wygląda tak, jakby był manifestem programowym ruchu MAGA i nawet napisany został specyficznym „magańskim” angielskim.

Jeden z najbardziej kuriozalnych fragmentów strategii mówi o tym, że amerykańska administracja będzie dążyła do „umożliwienia Europie stanięcia na własnych nogach i funkcjonowania jako grupa zbieżnych, suwerennych państw, w tym poprzez przejęcie podstawowej odpowiedzialności za własną obronę; otwarcia europejskich rynków na amerykańskie towary i usługi; zakończenia „postrzegania NATO jako sojuszu permanentnie rozszerzającego się”. Słowo „suwerennych” jest tu kluczowe, gdyż w interesie obecnej administracji jest osłabienie, podzielenie i w konsekwencji rozpad Unii Europejskiej, która rzekomo suwerenność tę odbiera. Państwa narodowe łatwiej będzie bowiem zwasalizować gospodarczo, podporządkować i w konsekwencji wcisnąć im amerykańskie towary i usługi bez żadnych ograniczeń i regulacji.

Przełomowość amerykańskiej strategii polega na tym, że do czasów drugiej kadencji Trumpa Stany Zjednoczone wspierały UE. Zjednoczona Europa była najbardziej udanym projektem pokojowym na świecie, najlepszą z punktu widzenia Ameryki odpowiedzią na dwie światowe wojny, w której ginęli także amerykańscy żołnierze. Do tej pory do rozbicia UE dążyła tylko Rosja, z równie pragmatycznych co dziś administracja Trumpa, pobudek. Kiedy sojusznik zaczyna zachowywać się tak samo, jak wróg, należy poważnie zastanowić się nad tym, czy można jeszcze na niego liczyć? Polska, jako jeden z najbardziej proamerykańskich krajów w UE stoi przed największym dylematem od czasu uzyskania pełni suwerenności w 1989 roku. Albo stajemy twardo po stronie UE, członkostwu, której zawdzięczamy cywilizacyjny skok, albo słuchamy syreniego śpiewu Lundau’ów i Musków i stajemy w rozkroku pomiędzy UE a USA, łudząc się, że sojusz transatlantycki da się jeszcze uratować.

Swój dług wobec USA już spłaciliśmy. Polscy żołnierze przelali krew w dwóch „amerykańskich wojnach” w Iraku i Afganistanie. Wydaliśmy setki miliardów dolarów na zakup amerykańskiej broni. Na dobre i złe wiążąc się z takimi amerykańskimi koncernami jak Boeing, Lockheed Martin, Raytheon. Byliśmy wiernym sojusznikiem USA i dobrym klientem. Pytanie, czy chcemy być wasalem Ameryki Trumpa?

Oczywiście można grać na czas, zakładając, że ponure czasy miną, bo kadencja Trumpa skończy się w 2028 r., zaś wybory mogą wygrać Demokraci. Można też próbować przekonywać obecnego prezydenta USA do tego, by zmienił swoją politykę. Myślę, że właśnie taką strategię na przeczekanie obrał polski rząd. „Drodzy amerykańscy przyjaciele, Europa jest waszym najbliższym sojusznikiem, a nie waszym problemem. Mamy wspólnych wrogów. Przynajmniej tak było przez ostatnie 80 lat. Musimy się tego trzymać, to jedyna rozsądna strategia naszego wspólnego bezpieczeństwa. Chyba że coś się zmieniło” – napisał w sobotę na platformie „X” premier Donald Tusk.

Panie premierze, owszem „zmieniło się” i to wszystko. Rząd musi traktować amerykańskie groźby poważnie. Wirus Elon Musk gotów jest zainwestować miliony dolarów w rozbicie UE, zaś z doświadczenia Brexitu wiemy, że media społecznościowe są jednym z najważniejszych frontów współczesnej polityki. Administracja Trumpa wspierać będzie antyeuropejskie partie suwerenistyczne w rodzaju Konfederacji czy Konfederacji Korony Polskiej, które według listopadowego sondażu Ogólnopolskiej Grupy Badawczej mogą liczyć na 23 proc. głosów. Nie można zapominać, że w Polsce mamy prezydenta, który uważa Trumpa za swego protektora i stylizuje się na lidera polskiego MAGA. Na Karola Nawrockiego zagłosowało ponad 10 mln Polaków. Rośnie poparcie dla Polexitu – jedna czwarta Polaków nie widziałaby nic złego w wyjściu z UE.

Grozę sytuacji rozumie były prezydent Estonii, Toomas Hendrik Ilves, który dorastał i kształcił się w Stanach Zjednoczonych. W sarkastycznym wpisie na „X” polityk ów stawia zasadnicze pytania, na które powinni odpowiedzieć sobie rządzący w Polsce: „Po opublikowaniu amerykańskiej strategii bezpieczeństwa narodowego wszyscy wiemy już, że Europa jest postrzegana jako główny wróg Ameryki. Żadna inna część świata nie została w niej potraktowana z tak jawną wrogością i wojowniczymi groźbami „zmiany reżimu”. Czy następnym razem, gdy przywódcy krajów UE udadzą się na kolejną pielgrzymkę [do Białego Domu – red.] by przekonać Waszyngton, że prezydent USA nadal jest 'Wielkim Tatą’, będą to robić ze świadomością, że to właśnie oni są tymi centrystami, których administracja amerykańska nie znosi i chce zastąpić prawicowymi ekstremistami? Czy celem USA jest stworzenie kontynentu Węgier? [Przemiana państw UE na wzór – red.] nietolerancyjnego, państwa wasala Rosji, opanowanego przez skorumpowaną oligarchię? Przedwojenną mozaikę krajów, zbyt słabych, by stawić czoła jakimkolwiek zagrożeniom gospodarczym lub bezpieczeństwa? Łatwych do zastraszania, najeżdżania i przejmowania? Ponieważ wspólne korzenie Europy i Stanów Zjednoczonych z okresu oświecenia celowo pomijane jest w Narodowej Strategii Bezpieczeństwa, być może UE potrzebuje bardziej biblijnego odniesienia, aby zrozumieć, czym jesteśmy dzisiaj.” Swój wpis b. prezydent Estonii kończy cytatem z Biblii, z Księgi Izajasza: „Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich”.

Rozumiem wstrzemięźliwość Tuska i Sikorskiego – w interesie Polski nie leżało antagonizowanie Trumpa i jego administracji. Problem w tym, że przymykanie oczu na rosnącą wrogość USA wobec UE i obojętność wobec NATO to strategia baranka prowadzonego na rzeź. Od pamiętnego wystąpienia J.D Vance’a na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium zadaję na łamach „Newsweeka” pytania, czy polski rząd jest gotów przedefiniować relacje z USA? W marcu zapytałem o to wprost samego Sikorskiego: – Nie zamierzamy zmienić polityki wobec Stanów Zjednoczonych – odpowiedział mi wówczas szef MSZ. – Pierwszym filarem strategii bezpieczeństwa jest nadal transatlantyckie NATO, a drugim Unia Europejska. Nie chcemy wybierać między mamą a tatą. Nowa strategia bezpieczeństwa narodowego administracji Trumpa nie pozostawia złudzeń – Ameryka nie jest już po stronie Europy, zaś NATO transatlantyckie pozostaje tylko na papierze. Wcześniej czy później trzeba będzie wybrać.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version