W nadchodzących tygodniach Rosjanie będą chcieli posuwać się naprzód tak szybko, jak to tylko możliwe – mówi Keir Giles, autor książki „Rosja przeciw wszystkim” i ekspert ośrodka Chatham House.
„Newsweek”: Jak pan ocenia sytuację w Ukrainie? Rosja robi postępy w wielu miejscach. I choć na razie nie mają one strategicznego znaczenia, analitycy są zgodni, że realia są ponure dla ukraińskiej armii.
Keir Giles: Cóż, ta sytuacja nie jest niespodzianką. Wiedzieliśmy, że jeśli USA przerwą pomoc dla Ukrainy, a Europa nie zwiększy dostaw, aby zrekompensować ten brak, Ukraina będzie miała poważne trudności. Przez siedem miesięcy Republikanie blokowali pakiet dla Ukrainy. I dziś nie jest możliwe cofnięcie szkód, jakie wyrządzono przez ten czas, nie wspominając o terenach, które straciła i ludziach, którzy zginęli. To było nieuniknione, że Rosja będzie miała silniejszą pozycję. Ale teraz czas działa przeciwko Władimirowi Putinowi.
Wcześniej Rosja mogła czekać mając nadzieję, że w listopadzie Donald Trump zostanie prezydentem, co znacznie ułatwi zadanie Rosji. A po co ciężko pracować na coś, co później zostanie podane na talerzu? Jednak teraz, gdy amerykańska pomoc powraca, Rosja chce osiągnąć maksymalne korzyści, zanim wznowienie dostaw na Ukrainę będzie odczuwalne na linii frontu. Jest to jeden z powodów, dla których obserwujemy wyraźne nasilenie rosyjskich działań ofensywnych na linii frontu. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że Putin nakazał, aby do 9 maja, czyli do Dnia Zwycięstwa, rosyjskie wojsko odniosło znaczący sukces. Trochę w to wątpię. Taka prognoza pojawia się co rok od początku wojny. Nie ma jednak wątpliwości, że w nadchodzących tygodniach Rosjanie będą chcieli posuwać się naprzód tak szybko, jak to tylko możliwe.
A gdybym spytał pana o prognozę: czy Ukrainie w najbliższych tygodniach zagraża porażka na znacznie większą skalę?
– Nie chciałbym niczego przesądzać. Słyszeliśmy od Ołeksandra Syrskiego, dowódcy ukraińskiej armii, że choć sytuacja nieuchronnie stanie się jeszcze trudniejsza, nie ma ryzyka powszechnego załamania. Nie powinniśmy zakładać, że obecna sytuacja musi zakończyć się katastrofą. Choć prawdą jest, że Partia Republikańska blokując pakiet, doprowadziła do sytuacji, w której ryzyko przegrania wojny przez Ukrainę, a tym samym zagrożenie dla Europy, jest większe niż kiedykolwiek od pierwszych tygodni wojny.
Co wniesie amerykański pakiet pomocowy? Zmieni znacząco równowagę sił na korzyść Ukrainy? Czy jedynie pozwoli kupić jej czas?
– Szkód wywołanych opóźnieniem pomocy nie da się cofnąć. I od dawna zdawano sobie sprawę, że wywołane tym osłabienie Ukrainy sprawi, że trudno jej będzie posuwać się naprzód, sprawić, by odzyskanie okupowanych terytoriów na większą skalę było możliwe w ciągu 2024 r. Możemy raczej liczyć na to, że Ukraina utrzyma pozycje, będzie cierpliwa do czasu, gdy wewnętrzne sprzeczności i ograniczenia sprawią, że Rosja zacznie mieć zasadnicze problemy z odbudową swojej armii. Na razie nie ma co liczyć na przesunięcie linii frontu na rzecz Ukrainy. Ale Ukraina robi wiele innych rzeczy. Odnosi sukcesy na morzu oraz prowadzi kampanię sabotażu przeciwko rosyjskiej infrastrukturze.
Amerykański pakiet pomocy nie rozwiązuje problemu braku żołnierzy. Dziś przeciętny wiek żołnierza na froncie to ponad 40 lat. Wołodymyr Zełenski po wielu miesiącach zwłoki podpisał nową ustawę o mobilizacji. Ale zmiany nie są zbyt wielkie, np. obniżenie wieku obowiązkowej służby z 27 do 25 lat.
– W Ukrainie toczyły się długie i bolesne debaty na temat obniżenia wieku mobilizacyjnego do 25 lat. Co w praktyce światowej jest wyjątkowe, ponieważ zwykle wciela się do sił zbrojnych ludzi znacznie młodszych. Można się zastanawiać, dlaczego zrobiono tylko tyle, zamiast wykorzystać całą pulę, czyli osoby w wieku od 18 do 25 lat. Rozumiem, że Ukraina chce zadbać o swoją przyszłość, oszczędzając zasoby demograficzne, ale nie ma wyboru. Ukraińcy muszą walczyć, a niektórzy muszą umrzeć, ponieważ doświadczenie okupowanych terytoriów pokazuje, że alternatywa jest znacznie gorsza.
Do Europy powraca kwestia Nuclear Sharing, przekazywania broni jądrowej w ramach NATO. Toczy się na ten temat debata w Polsce. Po deklaracjach prezydenta Andrzeja Dudy. Prezydent Emmanuel Macron chce rozmawiać o tym w jaki sposób francuskie głowice jądrowe mogą stać się częścią wiarygodnego systemu obrony UE.
– Ruch w kierunku Nuclear Sharing, a raczej większe nim zainteresowanie, jest normalną i naturalną reakcją na obecną sytuację. Stany Zjednoczone pokazały, że można je szantażować. Groźby nuklearne Putina to jeden z powodów, dla których Waszyngton nie zdecydował się na bezpośrednie wsparcie Kijowa. Ukraina zrezygnowała z broni nuklearnej i dziś widać bezpośredni związek między tą decyzją, a tym, że jest ofiarą agresji. Dlatego nie dziwi mnie, że państwa europejskie szukają sposobów zabezpieczenia się przed szantażem nuklearnym Rosji. Jednym z nich jest budowa rozszerzonego odstraszania nuklearnego. Oznacza to oczywiście przede wszystkim udział USA, ponieważ brytyjskie i francuskie arsenały nuklearne nie mają wielkiej skali, a także są bardzo ograniczone pod względem użyteczności politycznej. Nie ma innego zabezpieczenia przed państwami uzbrojonymi w broń nuklearną, niż bycie częścią nuklearnego systemu odstraszania. Rosja oczywiście zareaguje w typowy dla siebie sposób. Dużo krzyków, dużo gróźb, dużo nuklearnej eskalacji, która wszystkich bardzo podekscytuje.
Często przywołuje się scenariusze, w których Rosja może zaatakować jedno z państw NATO – Estonię lub Polskę. Pan wymienia inne zagrożenie. Kreml nasila ataki sabotażowe w całej Europie. I będzie tylko gorzej.
– Niebezpieczeństwo związane z obecnym rosyjskim wzorcem sabotażu, czy to poprzez wojnę elektroniczną, czy bezpośrednią interwencję w terenie – w krajach Europy Środkowej – jest dwojakie. Po pierwsze, kładzie podwaliny pod przygotowanie do bezpośredniego konfliktu między Rosją a NATO. Rosja przygotowuje się do unieruchomienia Europy, tak aby posiłki NATO nie mogły przemieszczać się na Wschód. Drugim problemem, niezależnie od tego, czy dojdzie do konfliktu zbrojnego między NATO a Rosją, jest to, że te działania stały się czymś normalnym. Poprzez brak reakcji, kraje europejskie dały Moskwie do zrozumienia, że zaakceptują szkody, zakłócenia i koszty. Dlatego następnym logicznym krokiem dla Rosji może być próba zakłócenia usług nawigacyjnych GPS na wielką skalę. Co przy powszechnym uzależnieniu od GPS w usługach logistycznych i ruchu osób prywatnych, spowodowałoby ogromny chaos w całej Europie. Nie stosuje się żadnego środka odstraszającego wobec Rosji. Dlaczego więc miałaby tego nie zrobić? Skoro widzi w tym korzyść.
Pan kolejna książka będzie zatytułowana „Kto obroni Europę?” To kto ją obroni?
– Polska i Finlandia. Tylko Polska reaguje odpowiednio pod względem zwiększania wydatków na obronę i uznaje potrzebę bycia gotową na wojnę. Natomiast Finlandia zwiększa również odporność cywili, masowo ich szkoląc. Analizuje lekcje z Ukrainy, np. z czego ludność cywilna musi zdawać sobie sprawę przed konfliktem. Tak więc kandydatami do wzorów do naśladowania w Europie są dziś Polska pod względem obrony konwencjonalnej oraz Finlandia pod względem odporności cywilnej i starań, aby w warunkach agresji kraj nadal dobrze funkcjonował.