Nową kuratorkę oświaty z Krakowa liberalni rodzice oskarżyli o „celowe ogłupianie” dzieci. Za to wsparła ją aktywistka Ratuj maluchy – konserwatywnego ruchu, który niemal wywrócił poprzedni rząd Donalda Tuska.

Kolejna już kuratorka oświaty z Krakowa wzbudza kontrowersje. Poprzednia – Barbara Nowak, jako gorliwa żołnierka PiS-u, zasłynęła homofobicznym językiem i tropieniem „tęczowej ideologii”. Żadną miarą nie da się do Nowak porównać jej następczyni z nadania PO. Gabriela Olszowska jest miła, ustępliwa i stara się z nikim nie zadzierać. A jednak już rozpętała się wokół niej burza. Wystarczyła odezwa do przedszkolanek i mamy kolejną narodową wojnę. Rodzice boksują się z nauczycielami, spierają się eksperci, kuratorka od kilku dni odpiera nieustanne ataki, naraziła się tym również ministrze Nowackiej.

Poszło o naukę pisania literek.

Onet zacytował rodziców i nauczycieli oburzonych nowym ponoć pomysłem kurator Olszowskiej. „W rozpoczętym roku szkolnym część dzieci uczęszczających do „zerówki” nie będzie się uczyć pisać (…) nauczyciele z przedszkoli dostali zakaz nauczania o literach od Małopolskiej Kurator Oświaty Gabrieli Olszowskiej’ – napisał Onet.

Nauczycielki przedszkoli powoływały się na pisemne „zalecenia” kuratorki. Mówiły dziennikarzowi, że wyjdzie z tego „celowe ogłupianie nowego pokolenia” i że będą teraz musiały uprawiać „edukacyjną partyzantkę” – czyli uczyć dzieci pisać po kryjomu. „Mam nad sobą taką panią dyrektor, która dokument z kuratorium potraktowała bardzo rygorystycznie i zakazała nam zamawiania dla dzieci podręczników i jakiegokolwiek ćwiczenia z nimi pisania liter” – zwierzyła się dziennikarzowi jedna z przedszkolanek. Inna martwiła się, że jak dzieci „nie złapią na spokojnie podstaw pisania, to w pierwszej klasie nauczyciel z programem będzie tak pędził, że dla części z nich będzie zbyt mało czasu, by to oswoić”.

Cytowani w Onecie rodzice rzucali z kolei oskarżenia o to, że „na maluchach znów robi się eksperymenty”. „Jak tylko do władzy wróciła Platforma Obywatelska, to znów zaczęło się mieszanie w życiu naszych dzieci” – powiedział jeden z ojców.

Temat podchwyciły inne media, a „Do Rzeczy” pod tytułem „Rodzice wściekli na decyzję nominat Nowackiej” ogłosiło: „Gabriela Olszowska wprowadziła zakaz nauczania o literach”.

Awantura jako żywo przypomina tę z 2008 r. kiedy pierwszy rząd Donalda Tuska wprowadzał reformę obniżającą wiek szkolny z siedmiu do sześciu lat. Wtedy rodzice skrzyknęli się przeciw zbyt wczesnemu obowiązkowi szkolnemu. Pod hasłem prawa do sielskiego dzieciństwa walczyli przeciw trzymaniu maluchów w szkolnych ławkach i przyspieszonej nauce czytania i pisania. Przyparte do muru kolejne ministry edukacji – Hall, Szumilas i Kluzik-Rostkowska – zalecały szkołom kolejne udogodnienia dla maluchów: w klasach miały być kolorowe dywany do zabaw, każda szkoła miała postawić plac zabaw jak w przedszkolu, a przez kwadrans dziennie maluchy miały biegać na boisku, zamiast w bezruchu tkwić nad podręcznikami.

Co tak naprawdę stało się w Krakowie? Olszowska przyznaje się jedynie do tego, że podczas poprzedzających rok szkolny konferencji – serii spotkań z nauczycielami w regionie, apelowała, aby nie przyspieszać edukacji piśmiennej maluchów. Bo z tego mogą być zdrowotne problemy, np. dysleksja funkcjonalna. „Problem z pisaniem u sześciolatków od dawna dostrzegają eksperci – napisała Olszowska w oświadczeniu już po awanturze, wezwana przez ministrę Nowacką do wyjaśnień. „W tym wieku potrzebne są gry i zabawy wprowadzające elementy pisma (…). Jednak samo prowadzenie ręki po linii i pisanie liter według wzoru pisma ręcznego najczęściej bywa zbyt trudne (…)” – napisała kuratorka.

Kuratorka Olszowska przeczy, żeby wysyłała do szkół czy przedszkoli jakikolwiek komunikat, czy wytyczne. – Nie ma żadnego dokumentu, to jest wyssane z palca – mówi mi. – Przypomniałam jedynie zapisy podstawy programowej – mówi.

W oficjalnym stanowisku dla Onetu MEN również podkreśliła, że nie ma i nie będzie żadnego zakazu pisania w zerówkach a nauczyciel może wprowadzać ćwiczenia z nauki pisania, „jako zajęcia dodatkowe”.

W narodowej kłótni o to, czy sześciolatki są już gotowe na naukę i w jakiej formie zataczamy właśnie koło. Bo związaną z PO małopolską kuratorkę Olszowską wsparła wśród innych pedagogów, również Dorota Dziamska. Dziamska była w 2008 r. jedną z inicjatorek i aktywistek ruchu Ratuj maluchy sprzeciwiającemu się posyłaniu sześciolatków do szkół. Dziamska była w zasadzie merytorycznym i pedagogicznym fundamentem tego ruchu. Teraz zasiada w 13-osobowej Radzie do spraw Rodziny, Edukacji i Wychowania przy Prezydencie RP, powołana przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Jaka jest prawda o nauce literek? „Tłuczemy się o to, co nieistotne”

Dzisiaj w zerówkach uczą się z powrotem sześciolatki. Zgodnie z przyjętą przez MEN tzw. podstawą programową, powinny jedynie rozpoznawać litery i odczytywać krótkie wyrazy, ewentualnie wykonywać „eksperymenty graficzne”, w których będą umiały „odkryć” fragmenty liter. Bo nikt nie jest w stanie wyznaczyć jednej dla całej populacji granicy, od której dziecko jest już gotowe przystąpić do regularnej nauki pisania. Nauka wyznacza ją umownie – pomiędzy szóstym a siódmym rokiem życia. To kwestia indywidualnego rozwoju.

„Jeżeli dzieci w sposób naturalny są zainteresowane zabawami prowadzącymi do ćwiczeń czynności złożonych, takich jak liczenie, czytanie, a nawet pisanie, nauczyciel przygotowuje dzieci do wykonywania tychże czynności zgodnie z fizjologią i naturą pojawiania się tychże procesów” – głosi jednak ministerialny dokument. To znaczy, że dzieci nie muszą, ale mogą uczyć się pisania już przedszkolu. Mało kto jednak do tego dokumentu zagląda. To dlatego teraz Olszowska gęsto musi się tłumaczyć ze swojego wystąpienia.

Już podczas reformy 6-latków MEN pilnowało, aby w zerówkach nie uczyć dzieci pisania (do zerówek wchodziły dzieci pięcioletnie). Ale i wtedy poszła plotka, że ministerstwo ogranicza nauczycieli i niektórzy dyrektorzy zakazywali maluchom dawać do ręki długopisy.

Teraz mamy powtórkę z rozrywki, tylko że na wspak – małopolska kuratorka apeluje, żeby nauczyciele zwolnili, a rodzice chcą, żeby przyspieszać.

I tak kolejne pokolenia idą do szkoły zorganizowanej według przestarzałych reguł, a my nadal tłuczemy się o to, co nieistotne. Zamiast w kółko przeciągać linę i przesuwać granicę, po której każde dziecko będzie mogło chwycić za pióro, warto by zmienić szkołę tak, żeby każde mogło rozwijać się we własnym tempie.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version