Sąd Najwyższy zdecydował, że praca wykonywana przez nauczyciela ponad normę czasu pracy z Karty nauczyciela, to jest ponad 40 godzin pracy w tygodniu, jest pracą w godzinach nadliczbowych w rozumieniu Kodeksu pracy. I należy się za nią wynagrodzenie.

Wszystko za sprawą nauczycielki – anglistki z Gryfic, która była koordynatorką projektu wymiany zagranicznej uczniów. Pozwała liceum za pracę w godzinach nadliczbowych. Jej walka o dodatkowe wynagrodzenie trwała 14 lat i zakończyła się w lutym – to wtedy SN wydał w sprawie uchwałę.

Nauczycielkę w sądach reprezentował prawnik Związku Nauczycielstwa Polskiego. Teraz, idąc za ciosem, ZNP przygotował gotowy wzór dokumentu – przedsądowego wezwania do zapłaty wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych. I zachęca nauczycieli do wystosowania tego pisma do dyrektora zatrudniającej ich szkoły.

– Po rozstrzygnięciu Sądu Najwyższego jest otwarta droga do walki. Nauczyciele nie otrzymywali wynagrodzenia za godziny nadliczbowe, czyli za pracę podczas kilkudniowych wycieczek, zielonych szkół, czy też zawodów sportowych odbywających się w weekendy. Za wszystko to, co zleca pracodawca, należy się zapłata – komentuje Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka prasowa ZNP. Dochodzić można wynagrodzenia za okres do trzech lat wstecz.

Namawia do kontaktu ze związkiem zawodowym. – Pomożemy przeprowadzić przez ten proces wypełniania i składania dokumentu. Jeśli trzeba wskażemy, jak wyliczyć te nadgodziny i jak złożyć wezwanie – dodaje.

Związkowcy oferują też pomoc prawną na dalszych etapach. – Jeśli pracodawca po otrzymaniu pisma nie zareaguje w ciągu siedmiu dni, ZNP zaoferuje nauczycielowi prawnika i reprezentowanie przed sądem. Choć liczymy na to, że to nie będzie potrzebne – podkreśliła rzeczniczka ZNP.

Danych co do tego, ilu nauczycieli pobrało wniosek i będzie walczyć o dodatkowe pieniądze, ZNP jeszcze nie ma. – Sprawa jest nowa, potrzebny jest czas – komentuje Magdalena Kaszulanis.

Nauczyciele nie chcą walczyć. „Zmęczeni, zniechęceni”

– Uchwała Sądu Najwyższego jest prawnym potwierdzeniem faktu, że nauczyciele nie są rozliczani należycie za wykonywaną pracę i wiele czynności wykonują bez wynagrodzenia, co od lat podkreślamy. – komentuje w rozmowie z Interią Anna Schmidt-Fic, jedna z liderek nauczycielskiej inicjatywy Protest z Wykrzyknikiem. – Robią to z poczucia obowiązku, żeby powierzoną pracę wykonywać jak najlepiej. A państwo z tego bez skrupułów korzysta – ocenia.

I dodaje: – Nie powinno być tak, że nauczyciele są zmuszeni do walki w sądzie o należne wynagrodzenie. Pamiętajmy, że nauczyciele są zmęczeni, zniechęceni i mimo otwartej furtki do dochodzenia swoich pieniędzy, mogą nie mieć sił do walki z systemem, a niełatwy i kosztowny pod wieloma względami proces z pewnością jest okolicznością mrożącą.

Grupa liczy też, że związki zawodowe „będą bardziej odważnie i skutecznie wspierać nauczycieli w podejmowaniu działań”. – Z pewnością przydałaby się też kampania informacyjna, bo być może nie wszyscy nauczyciele mają wiedzę dotyczącą tego wyroku. W grę wchodzą nie tylko nierozliczone godziny pracy z trzech ostatnich lat, ale także te, które wypracowują na bieżąco. Podkreślę – mowa o pieniądzach niewypłaconych przez pracodawcę – podsumowuje.

„Nikt się nie przymierza”

I tak, jak wspomniała Anna Schmidt-Fic, nauczyciele wcale nie są tak chętni do sądzenia się z pracodawcą. I zajmowania w ogóle tym tematem. W rozmowie z Interią wymieniają powody, jest ich kilka.

Pierwszy: po prostu nie jest to w kręgu spraw, którymi są zainteresowani. Boją się też dyrekcji.

Renata, polonistka z Poznania: – W mojej szkole nie ma tego tematu. Ludzie oczywiście wiedzą, czytają, ale na razie nikt się nie przymierza do składania pozwu.

Lidia, anglistka w liceum, woj. mazowieckie: – Znam temat, ale raczej nie mówi się o tym u nas. Nie słyszałam, żeby ktoś miał takie plany. Myślę, że to też przez strach – przed dyrekcją i ewentualnym „odgryzaniem się”.

„Nie czuję się pokrzywdzona”

Drugi powód: nie czują się pokrzywdzeni.

Lidia kontynuuje: – Ja raczej nie będę tego wezwania do zapłaty dyrekcji wysyłać. A jestem z tych „roszczeniowych”, więc nie spodziewam się, że ci mniej waleczni pójdą na noże z dyrekcją. Zwyczajnie nie czuję się pokrzywdzona. Jeździłam na wycieczki dla uczniów i na prośbę rodziców. Wydaje się, że na bieżąco raczej rzadko przekraczałam te magiczne 40h pracy tygodniowo. Przecież ani rady, ani szkolenia, czy wywiadówki, czy wycieczki nie są co tydzień. Czasem są gorące tygodnie, ale są i luźniejsze, więc w głowie mi się to dotychczas wyrównywało.

Magdalena, uczy w szkole podstawowej w Warszawie, mówi tak: – Znam temat tego wyroku, w mojej szkole nie wywołał on dyskusji, a przynajmniej ja w takich dyskusjach nie uczestniczyłam. Myślę, że mimo wszystko środowisko nauczycielskie nie będzie gromadnie wysyłać takich przedsądowych wezwań. Ja nie będę takiego pisma wysyłać, ale jestem pracującą emerytką i nie jestem wykorzystywana w szkole – matematyków brakuje, więc jak trafi się ktoś taki, jak ja, jest „noszony na rękach”.

Jak policzyć godziny nadliczbowe? To problem

Trzeci powód, dla którego nauczyciele tych wezwań do zapłaty masowo nie wyślą? Nie do końca wiedzą, jak godziny nadliczbowe policzyć.

Lidia zaznacza, że nauczycielom powtarzało się wielokrotnie: etat to 40 godzin tygodniowo. – Nie sądzę, żeby ktokolwiek w mojej placówce dokumentował, ile czasu poza „tablicą” poświęca na pracę. Trzeba byłoby prowadzić jakąś ewidencję, a nie sądzę, żeby ktokolwiek z moich współpracowników to robił. Ja też tego nigdy nie robiłam – wskazuje.

Łukasz, nauczyciel z Lublina, komentuje: – Trzeba byłoby wykazać tygodniowo, co do godziny, co się robiło i że to były te godziny nadliczbowe. Jak to policzyć, jeśli nie robiło się na bieżąco żadnej „ewidencji”?

I dodaje: – MEN musi najpierw doprecyzować, co to w naszym przypadku oznacza.

Ministerstwo Edukacji Narodowej sprawie się przygląda. „MEN przeanalizuje uchwałę Sądu Najwyższego w powyższej sprawie, w tym uzasadnienie i zdecyduje o ewentualnych zmianach przepisów ustawowych” – informował resort pod koniec lutego w komunikacie.

Spytaliśmy, na jakim etapie są te prace. „Jeszcze trwa analiza. MEN będzie komunikować decyzję w najbliższym czasie” – odpowiedział Interii Wydział Informacyjno-Prasowy MEN.

Rozmawiamy jeszcze z dyrektorką z Kalisza. Zdradza, że na razie żaden nauczyciel nie zwrócił się do niej w tej sprawie. Czeka na przepisy lub decyzję organu prowadzącego, bo – jak podkreśla – bez tego nic nie może zrobić. – Obowiązuje mnie dyscyplina budżetowa, a wydatki mają być oparte na regulacjach prawnych – wskazuje.

Jak słyszymy, w wieku szkołach wycieczki są planowane jak zwykle. I nie mówi się nic o dodatkowym wynagrodzeniu za nie.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version