Auta używane kojarzymy zazwyczaj z zakupem za gotówkę, a realne wydatki mylimy z ceną z ogłoszenia. Może wzięcie kredytu lub leasingu byłoby bardziej sensowne?
Ale najpierw… zaczniemy od naszkicowania sytuacji na polskim wtórnym rynku motoryzacyjnym. Bo realny wydatek na samochód używany raczej nie skończy się na jego cenie z ogłoszenia. Zaraz wyjaśnimy, dlaczego i podpowiemy, kiedy warto myśleć o alternatywnym dla gotówki finansowaniu, a także na czym ono dokładnie polega.
Przed spotkaniem z polskim rynkiem samochodów używanych warto uzbroić się w wiedzę i cierpliwość. To dlatego, że jeżeli ktoś się z nim jeszcze nie zderzył, to niewiele rzeczy okaże się takimi, jakimi wydawały się podczas przeglądania lśniących aut w ogłoszeniach.
Po pierwsze, auta oferowane na polskim rynku wtórnym z reguły są w fatalnym stanie technicznym, wbrew temu, co mówią opisy. Oczywiście, nie chcemy tego generalizować, ale szczególnie w przypadku popularnych aut, na które jest duży popyt na rynku, coś takiego jak etyka sprzedaży samochodów używanych w Polsce jest pojęciem równie abstrakcyjnym, co kamień filozoficzny. To oznacza, że mimo zachowania należytej prewencji przedzakupowej bardzo trudno nabyć naprawdę zadbany samochód. Oczywiście, wiele zależy od Was samych, od Waszego podejścia i zaangażowania podczas zakupu samochodu używanego. Im większe, tym lepiej – np. w kwestii stanu technicznego obowiązkowe jest sprawdzanie samochodów w autoryzowanej stacji obsługi danej marki lub odwiedziny zaufanego niezależnego mechanika specjalizującego się w danej marce. Pamiętajcie, że znakomita większość aut (nawet jeśli są zadbane) wymaga dodatkowego wkładu finansowego po zakupie. I tu przechodzimy do punktów drugiego i trzeciego.
Pamiętaj o pakiecie startowym!
Po drugie więc, zawsze, ale to absolutnie zawsze warto zostawić sobie rezerwę finansową na naprawy zakupionego auta. Polska kultura techniczna i dbałość o samochody są niestety niskie, a to oznacza, że właściciele jeżdżą swoimi autami w modelu „minimum kosztów i inwestowania w naprawy”, dopóki uznają to za opłacalne (chociaż samochód zawsze stanowi koszt). Kiedy dojdzie do kumulacji usterek, sprzedają auto jako „absolutnie niewymagające wkładu finansowego” – a nabywca musi się z tym zmierzyć.
I tu bardzo ważna uwaga. To nie ma znaczenia, czy auto będzie miało pięć, czy piętnaście lat – w razie zaniedbań poprzedniego właściciela naprawy mogą kosztować podobne pieniądze. To z kolei powoduje, że o ile w kilkuletnim aucie na serwisowy pakiet pozakupowy wydamy 10, 20 czy 30 procent jego ceny rynkowej, o tyle w samochodzie kilkunastoletnim może to być wielokrotność wartości całego pojazdu. Żeby posłużyć się konkretnymi liczbami, załóżmy, że kupujemy auto używane za 60 tys. zł. Dokładamy 10-15 tys. zł i usterki oraz zaniedbania poprzednich właścicieli mamy ogarnięte, oczywiście o ile mamy szczęście. Kupując 20-letnie auto, wydamy na nie 5 tys. zł, co kojarzy się okazją, bo dostaniemy za to duży, pakowny i bardzo funkcjonalny samochód, bez zbędnych „wodotrysków”, jednak kwotowy wkład finansowy w pakiet naprawczy może być podobny lub nawet większy niż w kilkuletnim pojeździe.
Do Polski cały czas wjeżdża ogromna ilość uzdatnionego do jazdy przez nieuczciwych handlarzy zagranicznego złomu na czterech kółkach
Mimo pokusy wzięcia auta w leasing lub kredyt warto przed zakupem zrobić chłodną kalkulację i zastanowić się, czy domowy lub firmowy budżet uniesie nowe obciążenie w postaci regularnych rat
Czyli samochód za 5 tys. zł w rzeczywistości wymagać może wydania 15-20 tys. zł, jeżeli chcemy doprowadzić go do stanu wolnego od usterek. To jest kilkaset procent wartości auta. Właśnie dlatego procentowe ujęcie rezerwy serwisowej ma niewielki sens, ale kwotowe – jak najbardziej tak. Myślicie, że to zawyżone kwoty?
Naprawy są coraz droższe
Zupełnie nie. Ceny usług w serwisach samochodowych nigdy nie były niskie (szczególnie w ASO), a w ostatnim czasie wzrosły jeszcze bardziej. Nawet jeżeli skorzystamy z tanich zamienników części, to robocizna zrobi swoje i na pewno nie będzie tanio. Tak, zakup auta używanego wymaga rezerwy finansowej. Jeżeli ktoś liczy na to, że nowy samochód będzie miał mniej usterek i dzięki temu jego naprawa będzie tańsza, to warto ochłonąć z tego optymizmu. Dlaczego?
Dlatego że z reguły im nowsze auto, tym jego budowa jest bardziej skomplikowana, wymagająca wiedzy fachowej i odpowiednich urządzeń zarówno do diagnozy potencjalnych problemów, jak i ich usunięcia. Idąc tym torem myślenia, tam, gdzie w starszym samochodzie wystarczy wymienić np. jakiś czujnik za 100 zł, w nowszym będzie on wymagał wymiany całego podzespołu, modułu, elektroniki, za wielokrotnie wyższą kwotę, która nierzadko sięga tysięcy złotych.
Po trzecie wreszcie, w przypadku każdego modelu samochodu można bez większego trudu – jeżeli ktoś biegle odnajduje się w rynku polskich ogłoszeń motoryzacyjnych – wskazać pewną granicę wieku lub przebiegu, powyżej której zakup przestaje mieć sens ze względu na trwałość podzespołów auta. Zazwyczaj auta, które już taką granicę przekroczyły, wymagają bardzo znacznego wkładu finansowego lub nie nadają się do naprawy ze względu na np. korozję elementów nośnych karoserii. I wtedy jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest podniesienie budżetu zakupowego, który pozwoli na celowanie w młodsze roczniki z niższym przebiegiem. Takie, które od swoich właścicieli nie wymagały jeszcze rozległych napraw, więc jest szansa na przyzwoity stan techniczny.
Uwaga na okazje!
No i po czwarte – musimy to powiedzieć, chociaż sformułowanie będzie raczej brutalne – do Polski cały czas wjeżdża ogromna ilość uzdatnionego do jazdy przez nieuczciwych handlarzy zagranicznego złomu na czterech kółkach. Owszem, liczba skrajnie zajeżdżonych i zaniedbanych aut z importu nie jest tak duża jak przed laty, ale nadal takich nie brakuje i trzeba o tym pamiętać. Przecież każdemu może się zdarzyć, że zauroczy go piękne auto marzeń i zapomni o krokach prewencyjnych – po prostu je kupi. Potem okaże się, że pojazd uczestniczył w licznych kolizjach drogowych, a do tego wymaga szerokiej interwencji mechanika, żeby nadawał się do bezpiecznej jazdy. Nazwijmy to przypadkiem losowym – a regułą polskich ogłoszeń – taka sytuacja może się zdarzyć i również oznacza dodatkowe wydatki.
Powyższe przypadki i sytuacje są zupełnie realne na polskim rynku samochodów używanych, wszystkie one wymagają poduszki finansowej. Jeżeli nie mamy na to gotówki, to warto tak zorganizować zakup, żeby suma posiadanej gotówki i pozyskanego finansowania była odpowiednio wyższa od ceny zakupu auta. W skrajnym przypadku zostawiamy sto procent gotówki na ewentualne naprawy, a staramy się o kredyt na sfinansowanie zakupu samochodu.
Jest jeszcze opcja najbardziej trywialna – poszukiwanie dofinansowania, bo chcemy lepszego i droższego auta. Ale nawet jeżeli kupimy je z teoretycznie pewnego źródła, czyli np. w jednym z programów dilerskich, oferujących młode używane samochody, to za wszelką cenę unikajmy wydawania na samochód wszystkich pieniędzy.
Po tym – naprawdę niezbędnym – ostrzegawczym wstępie, wiedząc, że zakup samochodu używanego to tak naprawdę pakiet „auto plus naprawy”, możemy przejść do omówienia opcji finansowania.
Jak sfinansować zakup auta?
Leasing i kredyt na samochód mają różne atuty, które dobrze jest poznać przed podjęciem decyzji. Kluczem jest analiza naszej sytuacji finansowej oraz wybór opcji, która spełni cele i oczekiwania. W ramach umowy leasingowej leasingodawca przekazuje leasingobiorcy prawo do korzystania z pojazdu na określony czas. W praktyce firma leasingowa daje takie prawo przedsiębiorstwu lub osobie prywatnej. Leasingobiorca płaci raty leasingowe w regularnych odstępach czasu, a po zakończeniu umowy może wykupić auto za konkretną kwotę – mówimy wtedy o leasingu operacyjnym.
Dla kogo leasing może być atrakcyjny? To elastyczne finansowanie, dogodne dla kierowców często zmieniających pojazdy i poszukujących korzyści podatkowych przy jak najniższych kosztach, w tym kosztach początkowych. Zachętą do leasingu jest także stosunkowo łatwa jego dostępność przy minimum formalności oraz możliwość odliczenia rat od kosztu uzyskania przychodu.
Od jakiegoś czasu dostępny jest również leasing konsumencki, przeznaczony dla osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej. Co istotne, wzięcie auta w leasing nie obniża zdolności kredytowej, a krótki staż prowadzenia firmy nie musi stanowić przeszkody w jego uzyskaniu. Jeżeli zatem komuś nie przeszkadza fakt, że auto nie będzie jego własnością i nie przeszkadzają mu ograniczenia w swobodzie użytkowania auta (ujęte w umowie), to leasing może być dobrą opcją. Koszt, z którym trzeba się liczyć – leasingowane auto będzie trzeba ubezpieczyć (AC), a jego sprzedaż udokumentować fakturą.
W przypadku kredytu samochodowego mówimy o pożyczce celowej – na zakup nowego pojazdu, który trzeba wskazać w umowie kredytowej. Zabezpieczenie dla kredytu stanowi nabywany samochód, a to oznacza, że w razie braku spłaty zobowiązań kredytobiorcy bank może przejąć auto i je zlicytować. Kupując auto na kredyt samochodowy, stajemy się jego właścicielem od momentu zakupu, a zobowiązania możemy spłacić wcześniej niż przyznany okres finansowania.
Za dokument zakupowy wystarczy umowa kupna-sprzedaży, a użytkowanie pojazdu nie jest obwarowane precyzyjnymi ograniczeniami (jak przy leasingu), dotyczącymi np. miesięcznych przebiegów. Oferta kredytów samochodowych jest szeroka, z różnymi wariantami spłat (np. kredyt 50/50), istnieje także możliwość sfinansowania ubezpieczenia. W odróżnieniu od leasingu kredyt samochodowy obniża zdolność kredytową, która jest badana przed jego przyznaniem i wymaga dokumentów potwierdzających stały dochód. Oprocentowanie może też zależeć od wieku samochodu.
Kredyt gotówkowy
Jeżeli potrzebujemy większej elastyczności co do kwoty kredytu, a także jesteśmy skłonni pogodzić się z wyższym oprocentowaniem, to wygodniejszą opcją może być kredyt gotówkowy. Możemy go przeznaczyć na dowolny cel – auto, jego naprawy, paliwo, ubezpieczenie. Ten rodzaj kredytu nie wymaga zabezpieczenia, a wyższe oprocentowanie związane jest z większym ryzykiem, ponoszonym przez bank. Do tego ryzyka dostosowane są również procedury i kryteria przyznawania zdolności kredytowej.
Przy wyborze między kredytem a leasingiem sprawa jest raczej prosta, chociaż każdy przypadek wart jest analizy finansowej i oceny dalekosiężnych celów indywidualnych, rodziny czy firmy, związanych z posiadaniem samochodu lub samochodów. Firmy mogą korzystać z leasingu, zapewniającego uproszczone procedury formalne oraz szybkość uzyskania finansowania.
Kluczowe są tutaj korzyści podatkowe, stąd nawet niewielkim firmom opłaca się płacić raty leasingowe zamiast wyższych podatków, a do tego zaciągnięcie leasingu nie obniża zdolności kredytowej. Ale nie każde auto używane można sfinansować leasingiem, a ograniczeniem jest wiek samochodu. Dodatkowo umowy leasingowe na samochody używane mogą mieć wyższe raty lub krótszy okres finansowania.
A może leasing konsumencki?
Leasing konsumencki, który zazwyczaj generuje niższe koszty początkowe niż kredyt, również nie obniża zdolności kredytowej, ale przy zakupie samochodu z rynku wtórnego trzeba pamiętać o wymogu zakupu pojazdu na fakturę VAT. Ubezpieczenie OC jest obowiązkowe.
Jeżeli przywiązujemy wagę do własności auta i pełnej swobody w dysponowaniu własnym już samochodem, to naturalnym rozwiązaniem w przypadku braku odpowiedniej ilości gotówki (z rezerwą na pozakupowy pakiet serwisowy) jest kredyt. Zapewnia on również z reguły dłuższy maksymalny okres finansowania. Dla kogoś, kto planuje długoterminowe użytkowanie samochodu i ma pieniądze na wkład własny (z reguły wymagany), kredyt może być lepszym rozwiązaniem.
Gdybyśmy mieli odpowiedzieć na pytanie, co się bardziej opłaca, to dla młodych samochodów byłby to leasing. W miarę wzrostu wieku pojazdu (kredyt można uzyskać nawet na kilkunastoletnie auta) przewaga finansowa leasingu maleje lub przestaje być on w ogóle dostępny, a rosną atuty kredytu, który dla starszych aut jest bardziej elastyczny, a dla najstarszych może stanowić jedyną dostępną opcję.
Mimo pokusy wzięcia auta w leasing lub kredyt warto przed zakupem zrobić chłodną kalkulację i zastanowić się, czy domowy lub firmowy budżet na pewno uniesie nowe obciążenie w postaci regularnych rat. W takich kalkulacjach zawsze bierzemy pod uwagę naprawdę wszystkie planowane wydatki, żeby nie musieć korzystać z kolejnych produktów finansowych na spłatę już zaciągniętych zobowiązań. To – z pewnością – byłoby najmniej opłacalnym rozwiązaniem.