Wydaje się, że zamordowanie człowieka to – nawet dla służb specjalnych – kwestia trudna moralnie. Nic bardziej mylnego. Morderstwo to w Rosji jedynie „ostateczny” sposób walki z niewygodną osobą. Ta lekkość w zabijaniu mnie przeraża.

Siergiej Lebiediew: Na temat odejścia Nawalnego można toczyć długie dywagacje. Zadawać sobie retoryczne pytania: Czy został on otruty? Czy zlikwidowano go w inny sposób? Jednego jestem pewien: nie można tej śmierci wytłumaczyć faktem długiego pobytu w karcerze, w którym panowały złe warunki. Jestem pewien, że Nawalny został zamordowany. On sam dobierał słowa w sposób niezwykle delikatny, będąc w więzieniu, mówił że jest „podtruwany”. Być może proces prowadzący do jego śmierci rzeczywiście został rozłożony w czasie.

W tworzeniu fabuły książki pomogła mi praca w archiwach KGB – litewskich i ukraińskich, niestety materiałów zdeponowanych w Rosji (m.in. na Łubiance) nigdy nie udostępniono naukowcom i dziennikarzom. Przez krótki czas wybrani mogli prowadzić kwerendy dotyczące okresu stalinowskiego, ale o okresie późniejszego ZSRR niczego się nie dowiedzieliśmy. Służby pilnie strzegą swoich tajemnic.

W „Debiutancie” do mieszkającego w Berlinie Kalitina – który po upadku ZSRR uciekł z Rosji w obawie o swoje bezpieczeństwo – wysłanych zostaje z Moskwy dwóch oficerów służb specjalnych. Grebieniuk i Szerszniew w walizce ukryli środek, którym planują otruć naukowca-zbiega. Ironia losu polega na tym, że ową trucizną jest tytułowy Debiutant – broń biologiczna stworzona przez samego Kalitina kilkanaście lat wcześniej. Dzieło jego życia, największe osiągnięcie. W czasie pracy nad fabułą z pomocą przyszły mi fakty. Otóż: w latach 80. ub. w., na Litwie działał bardzo charyzmatyczny ksiądz-opozycjonista. Duchowny z racji swojego ideowego zaangażowania przez bardzo długi czas znajdował się pod obserwacją KGB. Służby robiły wszystko, by wyeliminować go z życia publicznego. Wtrącono go do więzienia, próbowano otruć. W 1985 r. ksiądz zginął w bardzo tajemniczych okolicznościach. Studiowałem akta jego sprawy. Co mnie w nich głęboko poruszyło? Po piętnastu latach prześladowana duchownego, funkcjonariusze KGB, oświadczyli, że są „już zmęczeni” jego sprawą. Na ręce swoich mocodawców skierowali pismo, w którym zwrócili się z prośbą o zezwolenie na użycie broni biologicznej, czyli de facto morderstwo. Ze specjalnym środkiem przyleciało z Moskwy do Wilna dwóch oficerów KGB. Laikom wydaje się, że zamordowanie człowieka to, nawet dla służb specjalnych kwestia trudna moralnie. Nic bardziej mylnego. Morderstwo nie jest dla oficerów – niegdyś KGB, współcześnie FSB – niczym wyjątkowym. To jedynie „ostateczny” sposób walki z wrogiem. Łatwo przechodzi się od szantażu do zabójstwa. W „Debiutancie” pierwowzorem litewskiego duchownego jest pastor Trawniczek, w komunistycznym systemie także zaangażowany w walkę z systemem.

„Debiutant” ma kilka płaszczyzn interpretacyjnych. Okrucieństwa, których dopuściła się ludzkość w XX w., posiadają swoją symbolikę. W słowie „cyklon B” kryje się skojarzenie z Auschwitz, w słowie „napalm” ukryte jest skojarzenie z wojną w Wietnamie, a słowo „Nowiczok” niesie konotacje z konkretną epoką w Rosji. W owej epoce doszło do wypowiedzenia Ukrainie pełnozakresowej wojny i zupełnego zastraszenia „ludzi myślących inaczej”. W tym celu użyto m.in. broni biologicznej. Nowiczoki to grupa środków bojowych opracowanych w ZSRR, niosą „sekretną śmierć”. To przy ich użyciu próbowano otruć Siergieja Skripala – byłego agenta rosyjskich służb specjalnych współpracującego z brytyjskim wywiadem. To je podano Aleksiejowi Nawalnemu. „Debiutant” to także opowieść o ogromnej namiętności, która w ZSRR zrodziła się pomiędzy ludźmi nauki i władzy. To naukowcy którzy – przez lata – w położonych za drutem kolczastym „zamkniętych miastach”, do którego broniono dostępu osobom postronnym i dla bezpieczeństwa nie umieszczano nawet ich nazw na mapie, opracowywali i udoskonalali broń biologiczną. Szukali środka, za pomocą którego uśmiercać będzie można szybko i po ciuchu.

W kontekście wojny w Ukrainie każdego dnia myślę o rakietach – ponaddźwiękowych, balistycznych – które z Rosji lecą w stronę ukraińskich miast. Zaprojektowali je radzieccy uczeni, ich imiona do dziś noszą rosyjskie, białoruskie, a niekiedy i ukraińskie ulice. Wszyscy oni wykorzystali swój geniusz, by służyć zbrodniczemu systemowi. W powieści chciałem podkreślić znaczenie ludzi nauki także w budowie putinizmu. Uczeni wspierają współcześnie Putina np. w wojnie hybrydowej. Nasz totalitaryzm jest nowoczesny i potrafi wykorzystywać zdobycze technologiczne. I ostatnia kwestia – pani interpretacja „Debiutanta” jest słuszna. Wszystkie morderstwa polityczne, do których doszło poza granicami Rosji, jak i w niej samej, są symbolem odradzającego się nad Wołgą totalitaryzmu. Jeśliby stworzyć listę ludzi zamordowanych (z motywów politycznych w latach 90. XX wieku i w latach 2000.) to szybko zdalibyśmy sobie sprawę, że jest ona niezwykle długa. Ów zbrodniczy system nigdzie nie odszedł. Może przez chwilę „tkwił w przyczajeniu”.

Postać Kalitina związana jest z zagadkowym człowiekiem, którego poznałem jako chłopiec. Moje dzieciństwo przypadło na lata 80. XX w, dorastałem w Moskwie. Moi rodzice mieli swój mały krąg znajomych. W owym kręgu znajdował się bardzo tajemniczy człowiek, wujek Igor – pierwowzór książkowego Igora, który wprowadzi Kalitina w świat „nauki”. Miał duże mieszkanie w centrum miasta – nikt inny, ze znanych mi ludzi, nie posiadał takiego lokum. Znajdowała się w nim ogromna biblioteka, kolekcja płyt z muzyka zagraniczną, piękne meble. Wydawało mi się, że owo mieszkanie jest przeniesione z innej rzeczywistości, nie było radzieckie, wszystko w nim budziło mój zachwyt. I także ów człowiek nie był radziecki. Miał inny styl ubierania się, inne maniery, nawet mówił w inny sposób, choć oczywiście posługiwał się nienagannym językiem rosyjskim. Nie powiedziałbym, że jego sposób bycia był zachodni, ale na pewno nie był też radziecki. Miałem poczucie, że ów człowiek oddycha jakimś innym powietrzem, w porównaniu z nami był po prostu wolny. Jaki jest twój sekret, wujku Igorze? – zastanawiałem się. Czym się zajmujesz? Nikt w towarzystwie rodziców nigdy nic na temat jego pracy nie mówił. Jako siedmiolatek byłem więc przekonany, że jest on pisarzem, czy też reżyserem teatralnym bądź filmowym. W pewnym momencie moja rodzina straciła z nim kontakt. Po upadku ZSRR zagadnęła mnie przypadkiem spotkana na ulicy znajoma. „A wiesz kim był wujek Igor?” – zapytała. Odpowiedziałem, że nie mam pojęcia. Wyjaśniła mi, że był generałem-majorem służby medycznej i zajmował się stworzeniem broni biologicznej. Jego praca stanowiła najpilniej strzeżoną tajemnicę. Człowiek ten oddał reżimowi swój talent i wiedzę, za co otrzymał od państwa gwarancję bezpieczeństwa i przywileje. Gdyby Związek Radziecki się nie rozpadł, a ja spotkałbym wujka Igora gdzieś na ulicy, zapytałbym zapewne: „Na czym polega pana sekret?”. „Chciałbym być kimś takim jak pan” – wyznałbym.

Zapamiętałem te uczucia z dzieciństwa. Wypełniał mnie niepomierny zachwyt. I to wciąż powracające pytanie: „Co jest sekretem wolności tego człowieka? Do głowy mi nie przychodziło, że wykorzystuje on swój talent naukowca w służbie tak ogromnemu złu. Że w zamian za swoją uprzywilejowaną zobowiązał się do stworzenia potwora, czyli śmiercionośnej broni.

Jedni oprawcy, jak Kalitin, wyjechali, inni zostali. Władimir Władimirowicz Putin nie potrzebował szukać bezpieczeństwa za granicami kraju. Losy radzieckich naukowców potoczyły się ciekawie. Spośród zespołu, który brał udział w stworzeniu Nowiczoka, tylko jeden chemik – Wił Mirzajanow – zrozumiał, jak haniebną podjął pracę. W 1992 r. upublicznił istnienie Nowiczoka, za co wtrącono go do więzienia Lefortowo (obok Butyrek jednego z cieszących się najgorszą sławą zakładów karnych w Moskwie), następnie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Na temat swojej pracy napisał książkę, która jest jednym wielkim rachunkiem sumienia. Po upublicznieniu informacji o próbach otrucia Nawalnego wystosował do opozycjonisty list, w którym go przeprosił. W przypadku Mirzajanowa mówić można o wielkiej wewnętrznej transformacji. Poza nim i akademikiem Andriej Sacharowem, który z kolei pracował nad stworzeniem bomby wodorowej, chyba nikt inny podobnej przemiany nie przeszedł. Sacharow resztę życia poświęcił walce ze złem, zaangażował się w politykę, stał się zwolennikiem rozbrojenia i demokratyzacji Rosji. Był twórcą ruchu obrony praw człowieka.

Prototypem „zamkniętego miasta”, które opisuje w książce, było miejsce, w którym pracowano nad stworzeniem broni jądrowej. Mój bliski przyjaciel przyszedł w nim na świat. W doskonały sposób wprowadził mnie w jego atmosferę. Opowiadał, że pracowali w nim doskonali naukowcy, byli zdolni lekarze, do szkół przydzielono najlepszych nauczycieli. Sklepy były świetnie zaopatrzone. Dla miejscowej społeczności – posiadającej przestronne domy otoczone gęstymi lasami – życie było więc wręcz doskonałe. Nie mieli poczucia, że wraz z ludźmi radzieckimi należą do jednego narodu. Czuli się wybrani. „Zamknięte miasto” jest bowiem pojęciem psychologicznym. Wiąże się pewnym mistycyzmem, z tajemnicą. Ludzi je zasiedlających cechuje pewien rodzaj wolności. A z drugiej strony „zamknięte miasto” wygląda normalnie, są w nim – jak wszędzie – dziurawe drogi, bulwary, bloki mieszkalne, place zabaw, przedszkola, szkoły.

Oczywiście, w dzisiejszej Rosji nie spotykamy się z terrorem na tak ogromną skalę, jak miało to miejsce w czasach stalinowskich. Chce jednak podkreślić, że wojna w Ukrainie wiąże się z największym przelewem krwi, którego Rosja dokonała od czasów II wojny światowej. Wojna w Afganistanie przyniosła ok. 800 tys. ofiar. Tymczasem w Ukrainie nasza armia dokonuje regularnych czystek ludności cywilnej. I jeśli chodzi o stopień stosowanego na froncie okrucieństwa, można go zrównać z czasami stalinowskimi. Natomiast w polityce wewnętrznej królują – podobne jak za stalinizmu – kłamstwo i skrajna bezczelność. Kiedy prasa i telewizja donoszą, że „Ukraińcy nie są ludźmi”, to nasuwa się tylko jedno skojarzenie: z okrzykami rozchodzącymi się w latach 30. XX w.: „Zdrajców na szubienicę!”.

We wczesnej młodości brałem udział w ekspedycjach geologicznych do azjatyckich rejonów Rosji. Tam właśnie znajduje się wioska Charp i więzienie „Polarny wilk”, gdzie zamordowano Nawalnego. To bezkresne tereny, ziemia GUŁAG-u. To nie żadna „nieokiełznana przyroda”, „żadna Północ”, to tundra kryjąca setki tysięcy bezimiennych mogił. Pod samym Salechardem, gdzie – pod osłoną nocy – przewożono ciało Nawalnego, wiedzie droga nr 501 zwana „drogą śmierci” – ostatni z wielkich projektów Stalina. Budowano ją na kościach poległych w czasie morderczej pracy więźniów. Kiedy usłyszałem o śmierci Nawalnego, poczułem pewien dualizm. Otóż Nawalny w swoim politycznym credo podkreślał, że przeszłość nie ma znaczenia. Liczy się to, co jest tu i teraz. Twierdził, że można budować nową Rosję od zera. „My – nowe pokolenie jesteśmy pozbawieni odpowiedzialności za przeszłość, nie ciążą na nas grzechy przeszłości” – podkreślał. To straszna ironia losu, że człowiek, który starał się zawalczyć o tę „piękną Rosję przyszłości”, został zamordowany przez ludzi wywodzących się z przeszłości. Jego śmierć sprawiła, że uzmysłowiłem sobie, iż nie da się mówić o nowym początku bez rozliczenia przelewu krwi dokonanego w czasach radzieckich i nieupamiętnienia setek tysięcy bezimiennych ofiar totalitaryzmu. Ów system należy oficjalnie uznać za zbrodniczy. A moim obowiązkiem jako pisarza jest donosić o okrucieństwach tej krwawej minionej epoki i poruszać temat okrutnej wojny toczącej się w Ukrainie, poświęcę mu najnowszą książkę.

Nie. Zdecydowanie nie. Może czasem pojawia się tęsknota za określonymi miejscami i za bliskimi mi ludźmi, którzy nie zdecydowali się na emigrację i wciąż w Rosji żyją.

Sergiej Lebiediew jest pisarzem i poetą. We wczesnej młodości pracował jako dziennikarz. Uznawany za jednego z najzdolniejszych prozaików rosyjskich. W Polsce ukazały się m.in. następujące jego książki: „Debiutant”; „Tytan” (zbiór opowiadań); „Dzieci Kronosa”; „Ludzie sierpnia”; „Granica zapomnienia”. Mieszka w Berlinie.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version