Donald Tusk jest w Białym Domu spalony, dlatego tym większą rolę ma do odegrania Radosław Sikorski. – W kontaktach z Amerykanami trzeba lawirować – słyszymy w kręgach MSZ.

Aleja Szucha, ósma rano. Przed wejściem do gmachu MSZ Radosław Sikorski wita szefa ukraińskiej dyplomacji Andrija Sybihę, który kilka godzin wcześniej negocjował z Amerykanami w saudyjskiej Dżuddzie. Chce przekazać efekt tych rozmów polskiemu rządowi.

– Jesteśmy w stałym kontakcie, ale nie ma to, jak bezpośrednia rozmowa – mówi po spotkaniu Sikorski. I dodaje, że Polska jest usatysfakcjonowana nowymi propozycjami rozwiązania konfliktu, który trzy lata temu rozpoczął Putin.

To ich kolejna rozmowa w ciągu kilkudziesięciu godzin, bo dzwonili do siebie przed amerykańsko-ukraińskim spotkaniem. Z Sikorskim kontaktował się też przed wyjazdem do Dżuddy Keith Kellogg, specjalny wysłannik Donalda Trumpa do spraw Ukrainy i Rosji.

– Jedyne, czego się obawiamy – słyszymy nieoficjalnie od wysokich przedstawicieli polskiej dyplomacji – to tego, że Marco Rubio i Mike Waltz uzgodnili coś z Ukraińcami, ale może to nie przypaść do gustu Donaldowi Trumpowi, mówiąc wprost. Oczywiście przekazali im to, czego oczekuje amerykański prezydent, ale być może w łagodniejszej formie, w trochę bardziej cywilizowany sposób i z trochę większą chęcią do prawdziwych negocjacji.

Sikorski od tygodni jest w stałym kontakcie z otoczeniem Trumpa. Rozmawiał wielokrotnie z Kelloggiem, sekretarzem stanu Markiem Rubio, doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Mikiem Waltzem. Znaczna część tych rozmów nie jest podawana do wiadomości publicznej.

– W tej chwili w kontakcie z Trumpem i jego administracją najważniejsze to zachować godność, nie dać się za bardzo poobijać, no i załatwić parę swoich interesów – mówi polski dyplomata znający obecne układy w Waszyngtonie.

– Minister Radosław Sikorski jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu i we właściwym czasie – mówi były minister spraw zagranicznych Adam Daniel Rotfeld. – W obecnej sytuacji najważniejsza jest umiejętność poruszania się w polityce z takimi partnerami. A on zna ludzi, mówi po angielsku właściwie jak po polsku.

Polska dyplomacja – wbrew narracji narzucanej przez PiS – jest jeśli nie w centrum wydarzeń, to blisko centrum, a na pewno ma pełną wiedzę o działaniach po wszystkich stronach barykady. Nie ma co jednak ukrywać, że jest kilka problemów, które nie znikną z dnia na dzień.

Donald Trump, delikatnie mówiąc, nie ma chemii z Donaldem Tuskiem i raczej mieć nie będzie. Szef rządu z realną władzą w Polsce nie może porozumieć się z niemal wszechwładnym prezydentem największego mocarstwa i naszego sojusznika.

– To jest głupsze, niż się niektórym wydaje – gorzko śmieje się nasz rozmówca z kręgów dyplomacji. – Amerykanie trochę nie ogarniają polskiej konstytucji. Dla nich prezydent to prezydent i ciężko im zrozumieć, że Andrzej Duda mógł im wszystko załatwić, póki był rząd PiS, a teraz wszystkie karty trzyma Tusk. Oczywiście te karty, na których Amerykanom zależy, czyli kontrakty na ich broń i budowę przez nich w Polsce elektrowni atomowych. Na szczęście już wiedzą, że Duda odchodzi, i trochę czekają na nowego prezydenta, ale też powoli dociera do nich, że interesy ubija się z rządem.

Dla Amerykanów biznes jest najważniejszy, a biznes zbrojeniowy szczególnie. Pytanie tylko, czy moc przekonywania lobby militarnego USA jest większa niż chaos, który wywołał Trump w pierwszych tygodniach swojej władzy.

Politycy PiS wspierali Trumpa w jego kampanii, wozili nawet za ocean krytyczne wobec Trumpa cytaty z Tuska czy Anne Applebaum (żony Sikorskiego), przekonując, że polski rząd nie będzie godnym partnerem dla amerykańskiego prezydenta. Ważniejsze jest ponoć to, że Trump nie może wybaczyć Tuskowi zdjęcia sprzed lat, na którym Polak mierzy palcem w plecy Amerykanina jak pistoletem. Tak czy siak, polski premier jest na razie w Białym Domu spalony, dlatego tym większą rolę ma do odegrania Sikorski.

– To była wtedy inna partia, a trumpiści to nie republikanie Busha czy Reagana, ale Radek wciąż ma wiele kontaktów w konserwatywnej części amerykańskiej polityki – twierdzi nasz rozmówca.

– Doskonale również wie, jak jest ważna dla Amerykanów polityka gestów. Kilka tygodni temu „The Wall Street Journal” opisał, jak zestrzelony nad Ukrainą irański dron Shahed 136 trafił samolotem polskich sił zbrojnych do USA i Sikorski zaprezentował go na CPAC – zlocie amerykańskich konserwatystów. Szef MSZ miał to zaplanować ze swoim znajomym Markiem Wallace’em, obecnie szefem United Against Nuclear Iran. Gościem CPAC był Trump, który spotkał się tam na krótko z Andrzejem Dudą. – Jednego dnia chwalili Radka, drugiego dnia polskiego prezydenta. I tak powinno być – mówią polscy dyplomaci.

Nasi rozmówcy twierdzą, że w tej chwili polityka międzynarodowa została podzielona między kancelarię premiera, MON i MSZ i to zaskakująco dobrze działa. Panowie się podobno nieźle uzupełniają i na razie przynajmniej nie wchodzą sobie w paradę.

– Tusk ogarnia to na poziomie dużej polityki spinającej interesy Unii, Radek na poziomie naszej polityki atlantyckiej, Władek Kosiniak-Kamysz nawiązuje swoje kontakty z Amerykanami w sprawach współpracy militarnej, minister ds. europejskich Adam Szłapka zarządza naszą prezydencją w Unii na poziomie technicznym. Gdyby jeszcze Andrzej Duda współpracował, naprawdę byłby to majstersztyk – twierdzą rozmówcy z koalicji rządzącej.

Dyplomaci mówią, że jest powiedzenie, iż każda amerykańska dyplomacja uczy się Europy na nowo, i tym razem jest ono wyjątkowo prawdziwe.

– W kontaktach z Amerykanami trzeba lawirować. Ich stosunek do świata zawsze opierał się na przekonaniu o własnej wielkości i potęgi ich biznesu, ale zachowywali kurtuazję. Pod rządami Trumpa uznali, że czas kurtuazji się skończył, i pokazali wszystkim, jakimi potrafią być chamami, szokując swoich rozmówców – słyszymy w kręgach MSZ. – Duńczycy nam opowiadali, że gdy ich premier była w Mar-a-Lago [rezydencji Trumpa – red.], wszystko było super, a dziesięć dni później Trump mówi: „oddaj Grenlandię”.

Nasi dyplomaci uważają to za element nowej amerykańskiej taktyki i trzeba na to spokojnie odpowiedzieć. – Kanada się postawiła, Meksyk się postawił, Europa zaczyna grać swoje i powoli do Amerykanów dociera, że chociaż są potężnym graczem, to nie są w stanie grać przeciwko wszystkim. Widzą już, że ta taktyka się nie sprawdza, i będą szukać innej, ale to oczywiście chwilę potrwa – opowiada nasz rozmówca.

– Amerykanie oczekują nie tylko rozmowy, ale też podporządkowania, i to nie tylko od Polski. W tym samym tonie rozmawiają z Wielką Brytanią, Francją czy Niemcami – twierdzi Adam Rotfeld. – Trudno sobie wyobrazić inną osobę, która byłaby tak asertywna w kontaktach z USA jak minister Sikorski. Kto odpowiadałby tak krótko i celnie, i w tonie podobnym do tego używanego przez amerykańskich partnerów.

Asertywność Sikorskiego była tematem, który rozgrzał ostatnio polską politykę. Gdy Elon Musk, szara eminencja Białego Domu, napisał na portalu X, że bez jego łączności satelitarnej Ukraina będzie bez szans w wojnie, szef polskiego MSZ odpowiedział: „Starlinki dla Ukrainy są opłacane przez polskie Ministerstwo Cyfryzacji kosztem około 50 mln dol. rocznie. Abstrahując od etyki grożenia ofierze agresji, jeśli SpaceX okaże się niewiarygodnym dostawcą, będziemy zmuszeni szukać innych dostawców”.

„Zamilcz, mały człowieczku” – skomentował Musk. A Marco Rubio kazał dziękować, że Rosjanie nie stoją jeszcze na granicy z Polską.

Sikorski, który słynie z gorących palców na klawiaturze („do stu powinien policzyć, zanim coś zatweetuje” – radzi jeden z dyplomatów), nie dał się sprowokować miliarderowi, a sekretarzowi stanu odpowiedział dyplomatycznie: „Dziękuję, Marco, za potwierdzenie, że dzielni ukraińscy żołnierze mogą liczyć na niezbędną usługę internetową świadczoną wspólnie przez USA i Polskę. Europa i Stany Zjednoczone wspólnie mogą pomóc Ukrainie osiągnąć sprawiedliwy pokój”.

– Służyłem z polskimi żołnierzami, byłem w Polsce i nie znam kraju, który byłby bardziej proamerykański niż Polska – mówił w CNN republikański kongresman Don Bacon. – Dlaczego urzędnik Białego Domu, który nawet nie został wybrany, poniża polskiego ministra spraw zagranicznych? Potrzebujemy więcej dyscypliny w Białym Domu. Polska jest naszym przyjacielem. Jeśli masz z nimi problem, zadzwoń do nich i porozmawiaj, ale powstrzymaj się od publicznego krytykowania naszych przyjaciół w świecie, w którym mamy prawdziwe zagrożenia ze strony Chin, Rosji i Iranu.

Polscy dyplomaci tylko rozkładają ręce. – W polityce, także amerykańskiej, jest tak, że albo występuje się w roli biznesmena, albo polityka, a Musk odgrywa obie jednocześnie, a na dokładkę jest internetowym trollem na olbrzymią skalę. Można spodziewać się właściwie wszystkiego.

PiS tylko czekało na taką awanturę. „Dla dobra polskiej dyplomacji – może niech jednak ktoś zabierze Sikorskiemu ­Twittera? Najlepiej zanim doprowadzi do tego, że USA wycofają żołnierzy z Polski” – alarmował były wiceszef MSZ Paweł Jabłoński. A potem dodawał: „Drodzy obrońcy dyplomatołka Sikorskiego. Przypomnijcie sobie, jak przez ostatnie lata skakaliście z radości na każdą zagraniczną krytykę Polski. Jak skomleliście u nogawek w Brukseli i Berlinie, żeby tej krytyki było więcej. Jak żebraliście – niestety skutecznie – o sankcje przeciwko Polsce. Teraz płaczecie, że nie popieramy durnego wpisu i pustych pogróżek Sikorskiego pod adresem USA?”.

Katarzyna Sójka, była ministra zdrowia, rozbrajająco szczerze wyznała: „Thank You Elon”.

PiS zaczęło lamentować, że to kompletny upadek polskiej dyplomacji i załamanie się wzajemnych stosunków Warszawy z Waszyngtonem. Powtarzają, że to zaplanowana akcja wypychania Stanów Zjednoczonych z NATO i Europy rękami Tuska i Sikorskiego. Uprawniona jest nawet teza, że Amerykanie opuszczą Pakt Północnoatlantycki tylko dlatego, że Sikorski napisał tweeta.

– Gdyby Radek nie był dyplomatyczny, toby po prostu napisał: „Panie Musk, życzymy powodzenia w drodze na Marsa” – śmieje się jeden z naszych rozmówców.

– Ale jaka scysja z Muskiem? Dajmy spokój – wzrusza ramionami osoba z otoczenia Sikorskiego. – Po pierwsze, minister nie wdał się w przepychankę z Muskiem, tylko napisał, kto płaci za Starlinki, zgodnie z prawdą. Po drugie, dostaliśmy odłamkiem, bo akurat dzień wcześniej była karczemna awantura między Rubio i Muskiem, i sekretarz, który wie, kto jest ważniejszy dla Trumpa, postanowił trochę mu się podlizać i dlatego zaatakował Radka.

– Po tej wymianie zdań Kellogg dzwonił do Radka, żeby porozmawiać o negocjacjach w Arabii Saudyjskiej, i nie było o tym w ogóle mowy – opowiada nam osoba znająca kulisy kontaktów szefa polskiej dyplomacji z Amerykanami. – Oni zupełnie inaczej oceniają ruchy w dyplomacji, niż to się odbywa na naszym podwórku. Panowie „dali sobie po razie” i idziemy dalej. Po prostu już wiedzą, że Radek nie będzie biernie stać i przyjmować ciosów. Poza tym muszą się z nim liczyć, bo niezależnie od narracji w Polsce jest on bardzo poważnym graczem w Europie. Współpracuje blisko z szefową unijnej dyplomacji Kają Kallas, część rozmów prowadzi jako jej przedstawiciel, ma doskonałe kontakty w Kijowie – wyliczają moi ­rozmówcy.

Polscy dyplomaci nie ukrywają jednak, że o ile są w stanie zdiagnozować, jak ułożyć sobie kontakty z amerykańską administracją, o tyle ktoś taki jak Musk nie mieści im się w głowach. W rozmowach pojawia się co chwila zdanie „no, tego to nikt się nie spodziewał” albo „ale że to będzie aż tak, to jednak zdziwienie”.

„PiS, atakując Sikorskiego, który spokojnie wykłada politykom innego państwa polską rację stanu, traci właśnie resztki narodowej godności. Polityczni i moralni bankruci” – ocenił Donald Tusk.

– Dobrze wyszło. Kierownik zadowolony, to najważniejsze – śmieje się mój kolejny rozmówca z kręgów rządowych.

Zadowolony powinien być też Sikorski.

Po X-owym starciu z Muskiem pojawiły się dwa sondaże. W jednym badaniu zadano pytanie, czy Elon Musk powinien przeprosić Radosława Sikorskiego. 64 proc. badanych odpowiedziało, że tak. Drugie badanie dotyczyło oceny jego pracy w resorcie spraw zagranicznych. Ponad 44 proc. oceniło ją dobrze, 27 proc. – źle, ponad 20 proc. nie miało zdania. To oznacza tyle, że Polakom – także tym, którzy nie głosują na KO ani inne partie koalicji 15 października – nie spodobało się stawianie naszego ministra do kąta.

Popularność Sikorskiego sprawia, że część polityków KO zaczęła bardzo żałować, że to nie „Radek” jest ich kandydatem na prezydenta. – Jest teraz wszędzie, jest o nim głośno, kojarzy się z bezpieczeństwem, a jednocześnie w oczach wielu jest „twardzielem” – zachwyca się nasz rozmówca. Ponownie padają też argumenty, że dla wyborców konserwatywnych szef MSZ byłby bardziej do przełknięcia niż prezydent Warszawy.

– Wie pani, ile osób z partii teraz do Radka dzwoni? Na kawkę zaprasza, zapewnia o poparciu? – śmieją się osoby z otoczenia ­Sikorskiego.

Ale większość pyta natychmiast: „A kto zamiast niego?”. Chodzi oczywiście o fotel w MSZ. Jak słyszymy, plan Sikorskiego był taki, że gdyby dostał nominację od partii, to pracowałby w resorcie do końca lutego i wtedy zaczął kampanię na polskim podwórku. Ale pod koniec lutego Donald Trump dopiero zaczął się rozkręcać w swoich ekstrawagancjach, a w szeregach Platformy naprawdę trudno szukać kogoś, kto mógłby wejść z marszu w niezwykle skomplikowany w tej chwili globalny układ.

– Może Rafał – zastanawiają się niektórzy, ale to oczywiście żart i prawdziwe political fiction. Trzaskowski, jeśli zostanie prezydentem, będzie musiał ułożyć sobie stosunki z rosnącym w siłę niedawnym rywalem w prezydenckich prawyborach. I pamiętać o tym, co szef MSZ z lubością przypomina Andrzejowi Dudzie: prezydent reprezentuje Polskę na arenie międzynarodowej, ale polską politykę zagraniczną kształtuje rząd.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version