Alkohol, narkotyki, seksualna przemoc, stres, jadłowstręt. Życie męskiego modela to nie jest bajka. – Większość osób ze szczytów szmacianego biznesu dawno przeszła odwyk – mówi „Newsweekowi Polska” Gosh, która sprzedaje bywalcom nowojorskich klubów przeróżne środki. Ale uzależnienia to tylko jeden problem. Do tego dochodzą szalone wymagania pracodawców, marne szanse na sukces i wielkie wyrzeczenia. – Najgorszy jest Paryż – opowiada model Sam Homan. – Mierzą, czy masz łydkę tej samej grubości, co przedramię, i jeśli okaże się, że nie, odsyłają cię, piep***** świry, do domu.
Wizerunek panów zarabiających na atrakcyjnym wyglądzie ukształtowała komedia „Zoolander” Bena Stillera, w której otoczeni świtami dworzan głupieją do kwadratu, ćpają, urządzają wyrafinowane orgie, a misję pobrania danych z komputera rozumieją dosłownie i rozbijają go na kawałki. Film ośmieszał narcyzm, arogancję, pozerstwo, ptasie móżdżki bohaterów niczym trwający półtorej godziny kawał o blondynkach czy raczej zbitka takich kawałów.
Rzeczywistość jest mniej zabawna. Modele, podobnie jak ich koleżanki po fachu, zmagają się z uzależnieniami, anoreksją, bulimią, seksualnym nękaniem, a sukces osiągają rzadko.
Opioidy są dla proli
Organizowany wiosną i jesienią Nowojorski Tydzień Mody (NYFW) to jedna z najważniejszych imprez branżowych. Przybywają słynni projektanci, najpiękniejsi ludzie świata, gwiazdy popkultury, celebryci bez konkretnego zajęcia, influencerzy. Miasto zarabia miliard dolarów, projektanci wyprzedają na pniu całe kolekcje, handlarze narkotyków – zapasy.
Jakiś czas temu w środowisku krążyła opowieść o nerwówce towarzyszącej pokazowi nowych ciuchów Versace. Miał się zacząć o godz. 18, miejsca na widowni zajęli m.in. Elton John, Lady Gaga, Woody Allen, Elizabeth Hurley, tymczasem brakowało jednego z modeli. Donatella wrzeszczała, że marzy, by w końcu ktoś skonstruował ruchome manekiny, którymi da się sterować przy użyciu pilota. Ostatecznie, klnąc na czym świat stoi, zarządziła przegrupowanie szeregów. Pokaz się odbył, modela wciąż nie było.
Choć był za młody, by po tej stronie Atlantyku samemu kupić alkohol, urwał mu się film i leżał w studiu zaprzyjaźnionego fotografa przy Spring Street. Przedawkował kilka substancji, m.in. GHB (kwas 4-hydroksybutanowy) – silny antydepresant używany dawniej jako anestetyk, później lek dla alkoholików i narkoleptyków. Poprawia nastrój, ułatwia nawiązywanie kontaktów towarzyskich, relaksuje, zwiększa libido oraz intensywność doznań seksualnych. W nadmiarze powoduje mdłości, wymioty, zawroty głowy, senność, drgawki, utratę świadomości, amnezję.
– Większość osób ze szczytów szmacianego biznesu dawno przeszła odwyk – mówi „Newsweekowi Polska” Gosh, która sprzedaje bywalcom nowojorskich klubów ekstazę, ketaminę i kokainę. – Jak masz 52 lata i jesteś wart 300 mln dol., nie możesz dłużej zgrywać ćpuna. Co innego małolaty – wyjaśnia. Gosh nigdy nie handlowała GHB. – To syf, pigułka gwałtu. Rzadko pojawia się na rynku, nie ma zapotrzebowania. Był moment, że to chodziło, jak ludzie się wystraszyli fentanylu. Zresztą przez fenta totalnie wyszła z mody heroina, nawet wciąganie do nosa. Opioidy są dla proli – uważa Gosh.
Podobną opinię wyraża rozmówca magazynu „Vice” – Manny, który poza reprezentowaniem modeli sprzedaje im marihuanę. Jego kolega jechał kiedyś na urlop i zostawił mu cały zapas emki (krystaliczna ekstaza). Towar okazał się tak chodliwy, że Manny nie potrafił zrezygnować z ekstrazarobków przez dwa lata. W tym czasie obsługiwał m.in. NYFW. – Tak zwane stereotypy dotyczące świata mody to po prostu fakty – ujawnia. – Koks przewala się kilogramami. Ja sam spuściłem przez tydzień funt (453 g), nie licząc emki, która była nawet popularniejsza za sprawą hip-hopowców, bo właśnie oni narzucają trendy.
Zdaniem Manny’ego podczas NYFW obroty dealerów rosną przynajmniej czterokrotnie. – Jeden bardzo znany projektant postawił na afterparty wielki kościelny kielich pełen koksu. Dzieciaki biorą emkę, żeby się znieczulić, odchodzi mnóstwo szemranych akcji. Generalnie jako menago jestem po to, żeby ratować im d***, pomóc przetrwać ten kołowrót 24/7 – opowiadał.
Rozrywkowy tryb życia sprawia, że modele sami zaczynają handlować narkotykami i nierzadko trafiają za kraty. Pecha mieli dwaj nowojorczycy: reklamujący marki Rocawear oraz Diesel Christopher Wetmore i ambasador Quest Joseph DeNormandie. Wpadli, sprzedając tajniakom „znaczną ilość” kokainy, a konkretnie 25 g za 2,5 tys. dol. Peruwiańscy celnicy zatrzymali Brytyjczyka Modou Adamsa przy próbie przemytu 3 kg koksu. Według tamtejszych władz nie był pierwszym aresztowanym modelem. Zaś Sudańczyk Anei Dut poszedł na całość – usiłował przewieźć do Australii biały proszek wart 105 mln dol.
Nutka swawoli
Stanowiące tajemnicę poliszynela molestowanie modeli zyskało twarz lubieżnego dziadersa, gdy pod koniec zeszłego roku FBI aresztowało Mike’a Jeffriesa, legendarnego dyrektora generalnego Abercrombie & Fitch. Z przynoszącej straty firmy, która szyła odzież dla myśliwych, wędkarzy i miłośników pieszych wędrówek, zrobił osiągającego przychód 3,7 mld dol. rocznie giganta wyspecjalizowanego w modzie młodzieżowej. Głównie dzięki reklamom zahaczającym o miękkie porno. „Odwołujemy się do koleżeńskich więzi, męskiej przyjaźni z nutką swawoli” – tłumaczył. Duże niedopowiedzenie.
Eksdyrektor, jego partner Matt Smith i zwany łowcą talentów stręczyciel James Jacobson usłyszeli zarzuty handlu żywym towarem, wymuszania czynności seksualnych i nadużywania stosunku zależności. Mówiąc prościej: panowie organizowali w Nowym Jorku, Londynie, Wenecji orgie z udziałem chłopaków zwabionych obietnicami zawrotnej kariery. Dziesiątkom ofiar, niemal wyłącznie heteroseksualnym, podawali narkotyki, nakłaniali do seksu lub gwałcili. Nieposłusznym grozili, że trafią na czarną listę i już nigdy nie znajdą pracy w branży. Według prokuratury, „wykorzystując do handlu ludźmi zasoby firmy, uczynili z niej de facto organizację przestępczą”.
Nieco wcześniej miarka przebrała się dla fotografa Bruce’a Webera, który realizował kampanie promocyjne rzeczonego A&F i marki Calvin Klein – również epatującej klientelę męską golizną. Zwłaszcza sześciopakiem i genitaliami efektownie rozpychającymi gatki. Według kilkunastu osób oskarżających Webera o molestowanie fotograf kazał im się rozbierać i wykonywać „ćwiczenia terapeutyczne”. Polegały na obustronnym wykrywaniu dłonią źródeł energii, która najsilniej okazywała się emanować w okolicach krocza.
Jednemu z najsłynniejszych mistrzów obiektywu Mario Testino nadużycia seksualne zarzucili modele i asystenci, z którymi pracował przez minione trzy dekady. Obmacywał ich, całował, nakłaniał do wspólnej masturbacji. Wybór był prosty: udział w lukratywnych sesjach zdjęciowych, poparcie u projektantów albo zerwanie współpracy i rozpowszechniane pocztą pantoflową oszczerstwa kończące karierę. – Facetów traktuje się w tym biznesie jak śmieci – narzeka były model Robyn Sinclair. – Robisz wszystko, co ci każą, a jak zaczniesz się stawiać, fora ze dwora.
Wtóruje mu były agent Gene Kogan. – Nieoficjalnie dawało się chłopakom cynk, że taki a taki fotograf ma określone upodobania. Jednak kiedy odmówisz pracy z Bruce’em Weberem czy Mario Testino, równie dobrze możesz od razu spakować manatki i szukać szczęścia w innym zawodzie – opowiada. Obu fotografów wybronili najlepsi amerykańscy adwokaci. W przypadku pierwszego sąd uznał, że powodowie z własnej woli słali mistrzowi nagie fotki. Ponieważ – jak każdy drapieżnik – umiał się zabezpieczyć i prosił o seksualne przysługi wyłącznie w cztery oczy. Wyszło niemal na to, że piękni młodzieńcy nękali jego.
Choć odważyli się powiedzieć prawdę w okresie największych sukcesów #MeToo, nie zyskali wsparcia opinii publicznej jak ofiary Harveya Weinsteina i jemu podobnych. Ot, specyfika branży – znacznie bardziej hermetycznej, zhierarchizowanej, przemocowej niż Hollywood. O pozycji aktora bądź aktorki do pewnego stopnia decyduje uroda, ale przede wszystkim talent, a status gwiazdy daje realną władzę. Model według jednego z moich rozmówców „jest kawałkiem mięsa krótkotrwałego użytku”. Sprawa Webera skończyła się wypłatą drobnych odszkodowań i podpisaniem przez strony umowy o poufności.
Najgorszy jest Paryż
Monitorujący rynek pracy portal Glassdoor wylicza, że uznany nowojorski model zarabia ok. 40 tys. dol. rocznie, czyli sporo poniżej średniej krajowej, która wynosi 66,6 tys. Innymi słowy: pozowanie do zdjęć i spacery po wybiegach to jedna z niewielu profesji, w której panie otrzymują zdecydowanie większe wynagrodzenia niż panowie. Tak jak przedstawicielom innych wolnych zawodów fucha trafia im się od przypadku do przypadku.
U szczytu kariery Gisele Bündchen zarabiała 47 mln dol. rocznie – dwa razy więcej niż jej równie słynny małżonek, futbolista Tom Brady. Obecnie prym wiedzie ambasadorka Estée Lauder – Kendall Jenner (40 mln), choć Bündchen wciąż wyciąga 33 mln. Jeśli chodzi o mężczyzn, rekord należy do Amerykanina Seana O’Pry’ego (1,5 mln), drugi na liście Brytyjczyk David Gandy w 2024 r. dostał 1,4 mln, Kanadyjczyk Simon Nessman – 1,1 mln, Rosjanin Arthur Kulkov – 900 tys., rodak Nessmana Noah Mills – 740 tys. 40 razy mniej niż piąta w zestawieniu pań Brazylijka Adriana Lima (30 mln). Jednak pogromcy płciowych stereotypów jakoś nie protestują przeciwko takim dysproporcjom płacowym.
Bycie modelem to dla faceta ciężki kawałek chleba, jednak znacznie większym szacunkiem darzymy sportowców, którzy też zarabiają dzięki swoim warunkom fizycznym. Porównanie jest nieprzypadkowe, bo modele muszą dbać o formę, stosując nie mniej drastyczne metody, a przy tym bardziej niezdrowe. Codziennie siłownia, dieta oparta na mikroskopijnych porcjach brokułów, szpinaku, piersi kurczaka. Tłumienie apetytu ułatwiają papierosy, posiłki zastępuje często alkohol. Ma tyle kalorii, że jak się napijesz, nie możesz już nic zjeść.
– Najgorszy jest Paryż – opowiada rezydujący w Nowym Jorku Irlandczyk Sam Homan. – Mierzą, czy masz łydkę tej samej grubości, co przedramię, i jeśli okaże się, że nie, odsyłają cię, piep***** świry, do domu. Przestałem tam jeździć.
Najbardziej doskwiera Homanowi samotność. – Poznajesz mnóstwo ludzi, ale z nikim się nie przyjaźnisz. Za ostra rywalizacja – wyjaśnia. Przebił się do czołówki, co oznacza, że za dzień zdjęciowy w USA dostaje 1 tys. dol., na Wyspach – dwa razy tyle (1500 funtów), w Dublinie – jedną czwartą (250 euro).
– Dziewczyny mają lepiej – powiada 24-letni Giorgio Costa. – Wywalczyły sobie przyzwolenie na bardziej naturalne kształty. Nie wierzysz? A widziałeś kiedyś modela rozmiaru plus? – pyta. Poza wyimaginowanym otłuszczeniem problemem jest też wiek. Modele startują na etapie szkoły średniej, Giorgio wciąż kisi się w wynajętym przez agencję czteropokojowym mieszkaniu z 13 kolegami, którzy nie przepadają za higieną osobistą. Zresztą łazienka jest tylko jedna. Śpią na piętrowych łóżkach, wyczekując wielkiej szansy. – Nawet gdy codziennie trafisz na casting, każdy angaż okupujesz 50 porażkami – ocenia Costa.