Agnieszka Niesłuchowska „Wprost”: Firma YES zyskała rozgłos dzięki przełomowym, bezkompromisowym kampaniom, takim jak „Jestem Kobietą”, czy „Portret kobiecy”, które głośno walczyły o prawo kobiet do samoakceptacji i życia na własnych zasadach. Jak godziliście to z potencjalnym ryzykiem biznesowym i społecznym, które niosą ze sobą tak odważne komunikaty? Uodporniła się pani na krytykę?
Maria Magdalena Kwiatkiewicz: Kiedyś powiedziałam, że jak już odejdę z tego świata, będę dumna nie z tego, że stworzyliśmy dużą firmę, lecz z tego, że dołożyła ona cegiełkę do tworzenia lepszego świata dla kobiet. Kobiety zawsze były dla mnie priorytetem, choć mówienie o naszych sprawach nie zawsze jest łatwe. W pewnym momencie sytuacja w Polsce na tyle się zagęściła, że musieliśmy mówić o tym głośno i dobitnie.
W Pani spotach pojawiały się m.in. kobiety plus size, kobiety w zaawansowanym wieku ze zmarszczkami czy w zaawansowanej ciąży, a także pary jednopłciowe. Czy były chwile, w których obawiała się Pani, jak zostaną odebrane społecznie te kampanie?


