„W moim świecie mówi się wprost: seks albo bzykanie, penis albo kutas, w zależności od okoliczności i ilości wypitego wina”.

O wiele łatwiej jest seks uprawiać, niż o nim rozmawiać. Przede wszystkim dlatego, że nie ma się gdzie tego nauczyć. W większości polskich domów rodzice wolą straszyć niechcianą ciążą i chorobami przenoszonymi drogą płciową. Czasem wręczają nastoletnim dzieciom prezerwatywę i potem tylko dopytują, czy się na pewno zabezpieczają. Na szkołę też liczyć nie można: edukacji seksualnej nie ma, a na pewno nie jest nią przedmiot o nazwie „Wychowanie do życia w rodzinie”.

– Wszyscy gadają tylko o seksie. I robią to – odkrywa Natalia, bohaterka ośmioodcinkowej komedii obyczajowej „Sexify”, którą można oglądać na Netflixie.

Natalia jest studentką informatyki, chce stworzyć aplikację o kobiecym orgazmie. Jest tylko jeden problem: nic o tym nie wie. Prosi więc o pomoc koleżanki i razem odkrywają świat seksu. Ich doświadczenia są różne: Natalia jest dziewicą, jej przyjaciółka katoliczka uprawia seks z narzeczonym, ale się z tego spowiada, a koleżanka z akademika często zmienia partnerów.

– Każda bohaterka postępuje według innych zasad, ma inne motywy i czym innym jest dla niej stosunek. Odzwierciedlają prawdziwe postawy Polek wobec seksualności – mówi Kaja Wesołek, która na planie „Sexify” była koordynatorką intymności, dbała o poczucie bezpieczeństwa aktorów podczas kręcenia scen seksu.

– Im więcej takich filmów, tym lepiej – cieszy się Katarzyna Kucewicz, psycholożka i psychoterapeutka. – One normalizują naszą seksualność. Mówią: nie ma nic dziwnego w tym, że interesuje cię seks, nie ma słów ani tematów tabu. Uczą, że mówienie o seksie nie musi być podszyte zdenerwowaniem, uśmieszkami i zawstydzonym chichotaniem, bo to jest wulgarne czy niestosowne – tłumaczy.

Zobacz też: Mniej scen seksu, pocałunków i statystów na planie. Tak się kręci filmy w czasach pandemii

Młodzi szukają partnera na Tinderze, Badoo, Bumble czy oldskulowej Sympatii, umawiają się na ONS (one night stand, czyli jednorazowy seks), kupują w sieci wibratory i korki analne, ale nadal nie potrafią o tym swobodnie mówić, nawet z najbliższymi.

Kiedy Emilia była jeszcze w liceum, jedna z jej przyjaciółek napisała do pozostałych: „Orzeł wylądował”. Nie zrozumiały. I dopiero później okazało się, że chodziło o to, że po raz pierwszy uprawiała seks, tylko nie umiała o tym wprost powiedzieć. – Od tamtej pory, kiedy idziemy z kimś do łóżka, mówimy, że orzeł wylądował – śmieje się 20-letnia studentka.

Teraz wszystkie są na studiach, ale pierwszą szczerą rozmowę o seksie odbyły dopiero w ostatnie wakacje. – Siedziałyśmy w nocy na tarasie, piłyśmy wino i któraś stwierdziła, że czas pogadać o masturbacji. Bo widzi, że to w naszej grupie temat tabu. Znamy się od przedszkola, a nigdy go nie poruszyłyśmy, jakby nie istniał – opowiada Emilia. Tamtego wieczoru przyznały się nie tylko do masturbacji, ale też oglądania filmów pornograficznych. Szczegółów nie było, a i tak trzy z nich milczały, speszone.

– Trudno jest dziewczynom dobierać odpowiednie słowa, bo albo są wulgarne, albo zmedykalizowane. Seks jest wrażliwą, delikatną i subtelną płaszczyzną i dlatego nie mamy swobody w mówieniu o nim. Boimy się krytyki, wyśmiania, niewybrednego komentarza. Jeśli młoda dziewczyna przyzna się koleżankom do uprawiania seksu, a one zareagują śmiechem, to poczuje się upokorzona.

I stąd się bierze ten wstyd – tłumaczy Katarzyna Kucewicz, psycholożka i seksuolożka.

Dla niej też seks był długo tematem tabu, poszła na seksuologię, żeby nauczyć się o nim mówić. – Zobaczyłam, ile tracili moi pacjenci tylko dlatego, że mnie było trudno pytać ich wprost. Dzisiaj jestem w stanie zapytać o wszystko, ale kiedyś słowo „erekcja” było dla mnie trudne. Wcześniej, chociaż seks jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu, pacjentki bardzo rzadko mi o nim opowiadały. I dopiero kiedy się dowiedziały, że jestem także seksuologiem, ośmieliły się. To było dla mnie ważne, bo można się dużo dowiedzieć o kobiecie, kiedy się rozmawia o jej seksualności – mówi.

– O Boże! Czy te dziewczyny mają dwadzieścia lat, czy siedemdziesiąt? – śmieje się Paulina, gdy słyszy hasło „orzeł wylądował”. – W moim świecie mówi się wprost: seks albo bzykanie, penis albo kutas, w zależności od okoliczności i ilości wypitego wina – tłumaczy.

Ma 28 lat, jest menedżerką ds. komunikacji w firmie medycznej i nie wstydzi się rozmawiać o seksie. – Mam fajny krąg dziewczyn wokół siebie i żyję w dużym mieście. Poza tym pracuję w branży, która jest związana z ludzką seksualnością – mówi.

Ewelinę koleżanki uświadomiły. To dzięki nim, kiedy w wieku 19 lat pierwszy raz poszła z chłopakiem do łóżka, wiedziała, czego się spodziewać. – Nie miałam orgazmu i wcale mnie to nie zdziwiło – śmieje się.

Czytaj też: Seks nudny i smutny. Krzysztof Varga o przygodach polskiego kina z seksem

Dziś Ewelina ma 30 lat i narzeczonego. – Gdy się poznaliśmy, to najchętniej nie wychodzilibyśmy z łóżka. Rozumieliśmy się bez słów. I przez to, że na początku było tak super i nie trzeba było gadać, to jak się później zaczęło coś psuć, nie potrafiliśmy tego nazwać i omówić – tłumaczy.

Od początku pandemii ma blokadę, nie potrafi się odciąć od stresu związanego z pracą, więc nie ma z seksu przyjemności. – Z jednej strony mój chłopak to rozumie, ale z drugiej jest jednak typowym facetem i uważa, że mój brak orgazmu to jego wina. Dla niego to ważne, żebym szczytowała, w ten sposób się sprawdza chyba jako mężczyzna – dziwi się Ewelina.

Paulina ma wrażenie, że o takich sprawach trzeba z mężczyznami rozmawiać bardzo delikatnie.

– Łatwo ich urazić, a wtedy zamykają się w sobie. Bo stereotyp jest taki, że facet wszystko o seksie wie i to on powinien dominować. I że zawsze musi być w łóżku wspaniale, trzeba mieć trzynaście orgazmów – uśmiecha się.

Kiedyś wydawało jej się, że trzeba orgazm udawać, ale już się z tego wyleczyła. Kiedy partner pyta, jak było, to mu szczerze odpowiada. Reakcja jest zwykle podobna: kamienna twarz. – Jakby nie chciał tego słyszeć. Jakby wolał, żeby skłamała dla jego spokoju i satysfakcji.

– Seksualność młodych Polek, tych między 25. a 40. rokiem życia, jest niejednowymiarowa – mówi Katarzyna Kucewicz. – Są dziewczyny bardzo uświadomione, wyedukowane, czerpiące wiedzę z różnych źródeł naukowych. Ale jest też bardzo wiele takich, które absolutnie nie chcą dotykać tego tematu. Spychają go na margines, uważają, że rozmowa o seksie jest w złym tonie – tłumaczy.

Jej zdaniem milenialsi wciąż jeszcze mają dość tradycyjne spojrzenie na seks i seksualność. – Z moich obserwacji wynika, że kobiety w wieku 35 plus rzadko opowiadają o seksie w pozytywnym kontekście, raczej dopiero wtedy, kiedy jest z nim jakiś problem. Wciąż mają w głowie schematy wbite im w rodzinnych domach: że seksem interesują się wyłącznie dziewczyny, które mają jakieś zaburzenia, są nimfomankami albo są niewyżyte – mówi.

Młodsze dziewczyny – dodaje – są bardziej otwarte, swobodniejsze. – Opowiadają o swoim życiu erotycznym, dzielą się doświadczeniami, chwalą się, że mają szafkę pełną zabawek. Przychodzą do mojego gabinetu i mówią: wie pani, kupiłam nowy wibrator, wydałam na niego dużo kasy, a on nie działa tak, jak powinien. Dowiadują się wielu rzeczy o seksie nie tylko ze specjalistycznych stron i mądrych książek, ale także z Instagrama, np. od Kasi Koczułap czy z sexedpl. Zaczynają się z seksem oswajać, interesować nim w zdrowym sensie – tłumaczy.

A równocześnie wiele młodych dziewczyn uprawia coś, co same nazywają kultem dziewictwa. – Nawet nie jest to chęć czekania z seksem do ślubu, tylko presja, że ten pierwszy raz jest najważniejszy. Można uprawiać seks oralny, bo się nie liczy. Prawdziwy jest tylko wtedy, gdy jest mistyczne przebicie błony dziewiczej – mów 21-letnia studentka Rozalia.

23-letnia Barbara Grabowska, studentka psychoseksuologii na Uniwersytecie Gdańskim i przewodnicząca Naukowego Koła Seksuologii Ars Amandi, nazywa to „jarzmem dziewictwa”. – Pierwszy partner to musi być miłość do grobowej deski albo chociaż dłuższy związek – tłumaczy. Ma znajome w swoim wieku, które chciałyby już prowadzić aktywne życie seksualne, a nie mogą, bo uważają, że pierwszy raz musi być absolutnie wyjątkowy i koniecznie z osobą, do której coś czują. – Czekają, aż w końcu stracą dziewictwo, bo wtedy hulaj dusza, można umawiać się na Tinderze, spotykać na ONS – mówi. Jest przekonana, że to bardzo frustruje te dziewczyny, bo chcą uprawiać seks, a czują, że muszą z tym czekać.

Katarzyna Kucewicz uważa, że wiele Polek jest od dzieciństwa pacyfikowanych przez rodziców, szkołę, lekcje religii. – Często to nie są bezpośrednie komunikaty, a raczej komentowanie rzeczywistości. „Sama jest sobie winna, po co się tak ubrała?”, „Te dziewczyny dzisiaj wstydu nie mają”. To nie jest tak, że rodzice siadają i wkładają córce do głowy, że powinna być istotą aseksualną, ale takie pragnienie gdzieś podskórnie jest, nie jako bezpośredni przekaz, bo w polskich domach raczej się o seksie nie rozmawia. Jest za to dużo zgryźliwego komentowania, więc młode dziewczyny nabierają przekonania, że seks to coś złego, nie wypada go uprawiać.

Olbrzymim tabu jest masturbacja. – Raczej kojarzy się z czynnością typowo męską, to oni się masturbują, a my nie. Dziewczyny rzadko są otwarte na rozmowy o zaspokajaniu się. Kiedy podczas terapii seksuologicznej rozmawiam z pacjentkami o seksie, to bywają otwarte, ale jak pytam o masturbację, zapada krępująca cisza. Potem zazwyczaj odpowiadają: eee, czasami. I rośnie mur milczenia, szybka zmiana tematu. Ale z drugiej strony, kiedy na moim Instagramie pokazuję różne zabawki, masażery, womanizery, zawsze te relacje mają największe powodzenie. Oglądają je tysiące osób i dostaję mnóstwo pytań, kobiety są gadżetami do masturbacji bardzo zainteresowane. A mimo wszystko wstydzą się o niej rozmawiać – mówi Katarzyna Kucewicz.

Sara Tylka, psycholożka i seksuolożka, zapytała kiedyś obserwujących jej profil na Instagramie, co sądzą o masturbacji w związku.

– Dostałam dużo głosów, że to nie jest do końca OK. Wiele osób czuje się zagubionych, zastanawiają się: dlaczego mój partner czy partnerka się masturbuje, skoro jest ze mną? Czy ja już nie wystarczam? Czy ze mną jest coś nie tak? – opowiada. Ona też cieszy się, że w Polsce można oglądać coraz więcej seriali, w których pokazana jest różnorodność: orientacji czy tożsamości seksualnych, kolorów skóry czy wyznania.

– Oglądamy „Sex Education, „Masters of Sex”, a teraz „Sexify” i zaczynamy przechodzić wielką zmianę w postrzeganiu swojego ciała i zachowań seksualnych. Te filmy pokazują nastolatkom, że seks nie jest straszny, a ciała wcale nie są grzeszne, jak nam przez lata mówiono – dodaje Barbara Grabowska.

Bohaterki „Sexify” cały czas o nim rozmawiają: „Członek to może być kółka wędkarskiego. Oni mają kutasy” – poucza jedna. Druga dzieli się przemyśleniem: „Jak kobieta uprawia seks, jest kurwą. Jak nie – jest niewydymana”.

Kiedy na planie serialu pojawiły się koordynatorki intymności, aktorzy nie byli zachwyceni. Pytali z obawą: „Co będziemy robić?”. Nigdy wcześniej nie troszczono się o ich komfort podczas kręcenia erotycznych scen. I dopiero kiedy uwierzyli, że reżyserom i producentom naprawdę o to chodzi, odetchnęli z ulgą.

Współpraca Natalia Fabisiak

Czytaj też: Roztaczają miłosny zapach przez wiele dni, przynoszą prezenty, budują imponujące gniazda. Wszystko po to, aby zasłużyć na seks

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version