Donald Tusk mógł nie przystać na propozycję Andrzeja Dudy. Jednak – ku zdziwieniu i oburzeniu środowiska sędziowskiego – zgodził się, by sędzia Wesołowski został komisarzem. To tzw. neosędzia, który trafił do SN za sprawą upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa. Warto przypomnieć, że jej legalność podważana była m.in. przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Po kilku godzinach milczenia Prezes Rady Ministrów zabrał głos. Podczas briefingu prasowego przyznał, że „zdarzył się błąd”. – Jak państwo się orientujecie, zadaniem premiera jest podpisywanie setek dokumentów. Urzędnik odpowiedzialny za przygotowanie do podpisywania nie dostrzegł polityczności dokumentu, który stanowił o nominacji dla neosędziego przez prezydenta – wyjaśnił. Dodał, że „konsekwencje są, więcej taka sytuacja nie może się powtórzyć”.
Bodnar o niczym nie wiedział?
Sędziowie, oburzeni decyzją, która zapadła 17 sierpnia (jednak dopiero 27 sierpnia dokument został upubliczniony w Monitorze Polskim), wskazywali na rzekomy układ między prezydentem a premierem. Przywoływali oni sierpniowe spotkanie Tuska i Dudy, do którego doszło na okręcie w Trójmieście. Prezydent wyraził wówczas zgodę, by Piotr Serafin został polskim kandydatem na komisarza UE. Jeden z ważniejszych polityków PO – niewymieniony z imienia i nazwiska – podkreśla jednak, że między rządem a prezydent nie ma „żadnego układu”. Potwierdza to także kolejny rozmówca z Platformy Obywatelskiej.
W całej sprawie należy uwzględnić także wątek Adama Bodnara. Onet podaje, że prokurator generalny i minister sprawiedliwości miał jednak nic nie wiedzieć o ruchu premiera. Jeden z urzędników przypomina, że choć szef MS nie ma uprawnień, by złożyć podpis pod takim postanowieniem, to jednak „odpowiada za politykę kadrową i relacje ze środowiskami sędziowskimi”, więc decyzja ta „uderza również w niego”.
Źródło wskazuje też inny szczegół – na postanowieniu widnieje data 17 sierpnia – a wtedy premier Tusk przebywał na urlopie.
„Czujemy niesmak”
Kolejny rozmówca Onetu uważa, że decyzja Tuska i tak niczego by nie zmieniła, bo wybory muszą zostać przeprowadzone do końca września, a jeśli się to nie uda, to obowiązki przejmie najstarszy stażem, którym jest tzw. neosędzia. Inni twierdzą natomiast, że ten ruch to symboliczne usankcjonowanie równego statusu sędziów powołanych przez KRS.
Na swoje głębokie niezadowolenie w rozmowie z Onetem wskazał m.in. były rzecznik Sądu Najwyższego i były prezes Izby Karnej SN. – Czujemy niesmak i oburzenie. (…) My, czyli legalni, tzw. starzy sędziowie, od długiego czasu prowadzimy rodzaj jakiegoś ruchu oporu wobec zmian wprowadzonych przez Zjednoczoną Prawicę i pana prezydenta, którzy próbowali i próbują przejąć SN – mówi sędzia Michał laskowski.