Rządowa eskadra obsługuje najważniejsze osoby w państwie, zapewniając im transport. Ma też służyć do ewakuacji Polaków z zapalnych rejonów świata. Z tymi zadaniami radzi sobie całkiem dobrze, choć do ideału brakuje jeszcze trochę.
Jeszcze przed katastrofą pod Smoleńskiem załogom 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego należała się wymiana sprzętu na nowocześniejszy. Tupolewy Tu-154M, mimo że wyprodukowane w 1990 r., były przestarzałymi maszynami. Przede wszystkim są paliwożerne i bardzo głośne. Przez hałas, jaki generują, nie mogą lądować na lotniskach w krajach UE.
Polskie rządowe maszyny, ze względu na rangę przewożonych pasażerów, były zwolnione z tych ograniczeń. Jednak zwykłe linie lotnicze musiały się zastosować do tych regulacji. Na szczęście tych maszyn jest już niewiele. Na całym świecie, zwłaszcza w Rosji i w innych krajach Azji, nadal lata ok. 35 Tu-154M.
Podobnie sprawa miała się z jakowlewami Jak-40, które woziły polityków na krótkich dystansach. Powielały wady innych poradzieckich maszyn – były głośne, awaryjne i drogie w eksploatacji. Cztery rządowe jakowlewy wycofano w 2011 r., kiedy rozwiązano specpułk. Od tamtej pory transport politykom zabezpieczały samoloty wydzierżawione od linii lotniczych LOT.
Trudne zakupy samolotów dla VIP-ów
Choć wymiana samolotów była konieczna już na początku XXI w., to żaden z rządów nie mógł się zdecydować na podjęcie niepopularnej decyzji. Opinia publiczna niezbyt przychylnie patrzyła na kupno drogich maszyn dla rządzących. W końcu na nowe maszyny zdecydował się PiS. Zrobił to jednak po swojemu – bez analizy potrzeb i z półki. Najpierw w listopadzie 2016 r. MON podpisało z firmą Gulfstream umowę na dostawę dwóch małych samolotów G550. Ponieważ kupowano z półki, w ramach pilnej potrzeby operacyjnej, pierwszy G550 trafił do Polski już w czerwcu, a drugi w lipcu 2017 r.
Problem pojawił się w przypadku zakupu większych maszyn. Najpierw 14 marca ministerstwo unieważniło z przyczyn formalnych przetarg, w którym uczestniczyło trzech różnych oferentów. Następnie z wolnej ręki wybrano dwa nowe i jeden używany samolot Boeing 737-800, płacąc za nie 2,5 mld zł. Już wówczas Krajowa Izba Odwoławcza stwierdziła, że odbyło się to z naruszeniem procedur. Nim jednak wydano wyrok, Izba wydała zgodę na podpisanie umowy z Boeingiem. Było to związane z informacją, jaką MON przekazał KIO, że 540 mln zł przeznaczone na zakup samolotów przepadnie, jeśli nie zostanie wydane do końca marca.
Okazało się, że ówczesny minister obrony Antoni Macierewicz okłamał sędziów KIO. Pieniądze nie przepadłyby, a „zgromadzony materiał dowodowy wskazuje na to, że środki te są alokowane w ramach programu przechodząc na kolejne lata finansowania” — napisała KIO w orzeczeniu.
Mimo orzeczenia KIO zawarta 31 marca umowa z Boeingiem była ważna, a politycy PiS nie poczuwali się do winy. Ówczesny wiceminister obrony Bartosz Kownacki twierdził, że analizy wskazały, iż tylko określony model Boeinga spełniał wymagania, dotyczące np. liczby pasażerów, zasięgu i specjalnego wyposażenia. Dodał, że wybrano taki, a nie inny typ, ponieważ nowsze konstrukcje „obarczone chorobą wieku dziecięcego” nie mogły być uwzględniane ze względów bezpieczeństwa.
Wówczas były szef MON Tomasz Siemoniak twierdził, że sposób zakupu Boeingów, to „jedna z największych afer ostatnich lat”. Jak się okazało, była to jedynie przygrywka do kolejnych niezbyt prawidłowo przeprowadzonych zakupów. Jak informowała PAP, wysokość kontraktu z Gulfstreamem wyniosła nieco ponad 538 mln zł brutto, a wartość umowy z Boeingiem ok. 2,5 mld zł brutto.
Co kupiono? Co jest potrzebne?
W sprawie zakupu G550 nie można mieć wielu wątpliwości. Można mieć jedynie obiekcje co do tego, że kupiono je bez systemów samoobrony. Co od niemal dwóch dekad jest normą w przypadku samolotów przewożących najważniejsze osoby w państwie. Również pierwszy Boeing 737-800NG przyleciał w wersji pasażerskiej. PiS-owi zależało przede wszystkim na czasie. Dopiero po dwóch latach, w 2021 r. trafił do Francji, gdzie otrzymał wyposażenie tożsame z kolejnymi maszynami.
Te zostały zamówione od razu w docelowej wersji 737-800NG BBJ2, które zostały wyposażone w kodowane systemy łączności, łącznością w standardzie wojskowym oraz wojskowymi systemami nawigacji TACAN i identyfikacji IFF. Zostały również wyposażone w systemy samoobrony J-MUSIC i IR-PAWS, które chronią samoloty przed ostrzelaniem przez ręczne wyrzutnie kierowanych pocisków przeciwlotniczych.
Maszyny w wersji BBJ2 dotarły z ponadrocznym opóźnieniem, ponieważ miały choroby wieku dziecięcego, które według Kownackiego wyeliminowały konkurencję. Tymczasem w 2019 r. media donosiły, że w maszynach znaleziono ponad 400 usterek, które należało wyeliminować przed przekazaniem maszyn odbiorcy.
Państwo otrzymało ostatecznie trzy salonki z układem, gdzie za kabiną pilotów znajduje się kabina dla czterech VIP-ów, potem kolejna dwuosobowa i dwie większe — dwunastoosobowa i czterdziestoośmioosobowa. Na końcu umieszczona została sypialnia dla załogi. Już w momencie zakupu eksperci i niektórzy wojskowi sugerowali, że zamiast trzeciej maszyny VIP-owskiej, która zwykle stoi na lotnisku, lepszym rozwiązaniem byłby zakup uniwersalnego samolotu transportowego klasy MRTT. Rozwiązywałoby to kwestię wsparcia logistycznego, gdyż Siły Powietrzne do dziś nie mają latającego tankowca, czy samolotu ewakuacji medycznej, który byłby zdolny ewakuować Polaków z zapalnych rejonów świata.
Taką maszyną jest właśnie MRTT — Multi Role Tanker Transport, który może wykonywać różnorodne zadania, ponieważ konfiguracja maszyny może być szybko zmieniana, a dodatkowo wyposażenie pozwala im latać również w rejony niebezpieczne. Przykładem może być ostatnia ewakuacja Polaków z Izraela, gdzie prócz rządowych Boeingów, kiedy sytuacja się zaogniła, zostały wysłane transportowe C-130 Hercules.
Śmigłowce
Po rozwiązaniu specpułku i utworzeniu na jego zgliszczach 1. Bazy Lotnictwa Transportowego, nowej jednostce w spadku pozostały śmigłowce W-3 Sokół i Mi-8 w wersji salonki. Oba wojskowe śmigłowce zostały dostosowane do przewożenia VIP-ów. Kabiny zostały wygłuszone, pojawiły się najnowsze systemy nawigacyjne i łączności oraz radary pogodowe.
W sumie lotnicy mają do dyspozycji siedem Sokołów w wersji W-3WA VIP. Pięć z nich trafiło do 1. BLT w wyniku umowy z 2011 r. Ostatni dostarczono w grudniu 2013 r. Mogą przewozić osiem osób. Prócz nich w Bazie stacjonują jeszcze śmigłowce w zwykłej wersji transportowo-pasażerskiej.
Ostatnim śmigłowcem jest ciężki Mi-8S, któremu należy się już emerytura. Został wyprodukowany w 1977 r. Co prawda przeszedł modyfikacje pozwalające na polepszenie komfortu pracy i ma możliwość przewożenia nawet 20 pasażerów, to dobrym rozwiązaniem byłoby kupienie nowej maszyny tej wielkości.
Problemy
O ile zakup śmigłowców miał zagwarantowane zabezpieczenie serwisu i najważniejszych części, tak już samoloty ze względu na tryb zakupu niekoniecznie. W 2021 r. 1. BLT udało się zakończyć sześć zamówień spośród 19, jakie prowadzono. Kupiono części zamienne dla Mi-8 i Sokołów. Nie udało się kupić części dla samolotów.
Okazało się, że choć oferty były składane, to postępowanie zostało unieważnione ze względu na zbyt wysoki koszt, przekraczający budżet, albo ze względów formalnych na podstawie ustawy o zamówieniach publicznych. Problemy te wyniknęły, ponieważ Antoni Macierewicz nie zadbał o długoletnie zabezpieczenie obsługi maszyn. W ten sposób wygenerował dodatkowe koszty i spowodował problem dla następców.
Jednostka otrzymała nowoczesne maszyny, które w większości są wyposażone we wszystkie systemy, zapewniające podstawowe bezpieczeństwo nawet w niezbyt bezpiecznych miejscach. Nadal jednak szwankują procedury, a politycy dość często je łamią, traktując załogi, jak szoferów.