Gdyby ten świat był filmem, dawno wyszłabym z kina. Te intrygi są szyte nićmi zdecydowanie zbyt grubymi dla mojego wyrobionego gustu.

Ja lubię półcienie i wątpliwości, a tu jestem traktowana niczym grubo ciosana deska, na dodatek z sękami. Wszystko jest bardzo wprost, świat pękł na pół, dookoła mnie same mocno zarysowane, a nawet przerysowane postaci, działające wedle zasad, które najprawdopodobniej można odnaleźć w jakimś podręczniku scenopisarstwa w weekend, wydanym przez niszowe polonijne wydawnictwo w 1991 r. Poradnik nie okazał się bestsellerem, sprzedało się zaledwie kilka egzemplarzy, chociaż – fun fact! – to właśnie w oparciu o niego Władysław Pasikowski nakręcił „Demony wojny według Goi”. Kilkadziesiąt lat później tandetną publikację ktoś odnalazł i postanowił przetestować.

Jedyna poprawna odpowiedź na pytanie o to, czy należysz do mafii, brzmi: „Nie ma żadnej mafii”.

Wyobrażam sobie, że musiało być jakoś tak:

Każdy wie, że najciemniej jest pod latarnią, więc jeśli w naszym scenariuszu ma się pojawić zorganizowana grupa przestępcza, to umieścimy ją w…? Tak jest, w Ministerstwie Sprawiedliwości! Niech na jej czele stanie sam minister, na tyle jednakowoż ogarnięty, żeby niczego szemranego nie podpisywać. Zresztą od tego ma się w takich organizacjach wiernych żołnierzy, którzy dzięki sygnowaniu lepkich kartek stają się jeszcze wierniejsi. Głupi nie są, wiedzą, że jak to się wszystko zawali, to oni pójdą siedzieć. Młodzi podpisują więc w najlepszej wierze kwity na – napisałabym „kradzieże”, ale staram się unikać rymów wewnętrznych, więc napiszę – przewały. A skąd najlepiej kraść? Poczekajcie, jest taka historia o zbójniku, on się nazywał Janosik, to jest taka polska wersja angielskiej opowieści o Robin Hoodzie. On zabierał jednym, żeby dać innym. Bogatych okradał i dzielił się z biednymi. No tak, fajne, ale nam nie do końca o to chodzi. Spróbujmy to jakoś odwrócić: zabierajmy biednym i bierzmy sobie! Czekaj, ale jak? Ludzi mamy na ulicy napadać? Zasadzki w wąwozach robić? To, ile nazbieramy w taki sposób? Jakieś nędzne grosze, bo biedni są, kurczę, przecież biedni. Może lepiej znajdziemy sobie jakąś kasę dla nich, gdzie forsy jest więcej?

Latarnia, latarnia, najciemniej… Mam! To od początku było oczywiste. Skoro jesteśmy w Ministerstwie Sprawiedliwości, to muszą tu mieć również Fundusz Sprawiedliwości. Ktoś to fajnie wymyślił, żeby tę całą kasę, którą różni złole wpłacają z wyroków sądów na zadośćuczynienia, trzymać w jednym miejscu. I super, my tę kasę sobie powyjmujemy, pokupujemy za nią głosy. Oczywiście niebezpośrednio, bo ludzie mogą nie skojarzyć, o co chodzi, więc lepiej kupić wóz strażacki, toster albo dać taki wielki papierowy czek, że niby na coś konkretnego. Plakat sobie można wydrukować większy i bardziej kolorowy. Można zrobić długopis albo notesik. Ofiary przestępstw? Oj, weź, one i tak mają przerąbane. A, jeszcze będziemy z tego Funduszu Sprawiedliwości przelewać naszym ziomeczkom, bo oni się z nami podzielą. Lubisz salceson? No pewnie, to dodamy księdza z salcesonem i niech jemu dadzą hajsy. „Duży hajsik na niezły szajsik”, czy jakoś tak.

Scenograficznie rozegramy to prosto. Niech działają pokój w pokój. Niech mają wspólną kuchenkę i jedną toaletę. Niech jedzą w tej samej stołówce. Wyobrażam sobie, jak przy jednym stoliku koleś mówi: „Kurczę, szef chce, żeby w piątek odpalić ten konkurs. Teraz pytanie. Recław, Pospieszalski, Lisicki, Rydzyk i prawicowy feminizm. Da się to zrobić w jednym?”. A jak drugi ma wątpliwości, to ten pierwszy niech powie coś w stylu: „To się ogarnie, tylko trzeba narrację sprzedać jakąś”.

I jeszcze taki świetny tekst: „Jak cię złapią za rękę, powiedz, że to nie twoja ręka”. Przecież jedyna poprawna odpowiedź na pytanie o to, czy należysz do mafii, brzmi: „Nie ma żadnej mafii”. Jeśli będą drążyć, pójdź w zaparte. Możesz pytać, co to w ogóle jest mafia. Próbuj ich ośmieszyć, że się za dużo filmów naoglądali. Żartuj, cytuj „Ojca chrzestnego”, zrób minę Marlona Brando. Powiedz śmieszny dowcip, że „mafia” to nazwa konsoli do gier, którą masz gdzieś na strychu. Bądź bezczelny. Kłam, ile powietrza w płucach. I nie bój się. Przecież za czynienie dobra nie wsadzają.

Na koniec wrzucimy jeszcze list od superprezesa, żeby lepiej uważali, bo jak się za bardzo rozpędzą, to mogą być kłopoty. Finał niech będzie komediowy: jak tego prezesa później zapytają, czemu tego nie zgłosił do prokuratury, skoro wiedział, co się dzieje, to niech on powie, że przecież napisał do prokuratora generalnego!

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version