Marcin Mastalerek przyszedł i powiedział: „Andrzej, to jest ten moment, żebyś pokazał jaja – jak masz cojones, to musisz zawetować, bo jak nie zawetujesz, to już cię kompletnie zjedzą” – opowiada jeden z prezydenckich w nowej książce Jacka Gądka „Duduś. Prezydent we mgle. Kulisy Pałacu Andrzeja Dudy”. I Andrzej Duda się zbuntował.

PiS i minister Zbigniew Ziobro od początku swoich rządów parli do przeorania systemu sądowniczego. Sejm uchwalił więc trzy ustawy, które były opcją atomową wymierzoną w Krajową Radę Sądownictwa, a także Sąd Najwyższy. 24 lipca 2017 roku prezydent ogłosił: stawia weto wobec tych dwóch ustaw. Podpisał natomiast trzecią ustawę: Prawo o ustroju sądów powszechnych.

Tak rozpętało się piekło w obozie Zjednoczonej Prawicy. Największe od początku rządów PiS.

W jaki sposób narodził się bunt Andrzeja Dudy wobec politycznego ojca, Jarosława Kaczyńskiego?

Doradca: – Była granica tego upadlania Dudy przez Kaczyńskiego. Przekroczył ją właśnie w 2017 roku.

Urzędniczka: – W pałacu prezydenckim współpracownicy mówili Dudzie, że będzie długopisem, jeśli podpisze ustawy sądowe PiS podsunięte przez ministra Ziobrę.

Minister: Od dawna był gigantyczny konflikt pomiędzy Dudą a środowiskiem ministra Ziobry, Solidarną Polską, a potem już Suwerenną Polską. Obaj są z Krakowa, rywalizują i szczerze się nie znoszą. Gdyby Ziobro mógł się pozbyć jakiegoś polityka z życia publicznego, to na pewno bez zawahania zażyczyłby sobie, żeby to Duda zniknął. Moim zdaniem Ziobro po prostu nienawidzi Dudy – również za te weta z 2017 r. do jego ustaw. Przecież to były legislacyjne dzieci Ziobry, jego wielka reforma sądownictwa.

Zaufany współpracownik prezydenta: – Masowe protesty na ulicach w oczywisty sposób unaoczniły Dudzie, że jak podpisze ustawy Ziobry, to nastąpi jeszcze większy społeczny wybuch. W pałacu prezydenckim w tamtym czasie była pewność, że podpis pod ustawami doprowadzi do potężnych zamieszek wewnętrznych. Duda bał się, że na ulicach poleje się krew.

Wiele osób mówiło wtedy, że podpis doprowadzi do zamieszek i z pewnością siły zewnętrzne będą robiły wszystko, żeby się polała krew. To przecież żadna tajemnica, że Rosjanie tylko czekali na jakąś okazję, by podsycać zamieszki.

Współpracownik prezydenta: – Agata Duda mówiła Andrzejowi, że tak nie może być, aby – jak to było w projektach uchwalonych przez PiS – prokurator wybierał sobie sędziów w Sądzie Najwyższym. Mówiła, że to tak, jakby dyrektor szkoły weryfikował wszystkich nauczycieli w szkole, decydując, kogo sobie zostawi, a resztę zwolni bez żadnych obiektywnych kryteriów, tylko dlatego, że ma takie widzimisię.

Współpracownik: – Duda mówił, że trzeba podjąć twardą decyzję i nie może być tak, że ktoś będzie naruszał jego prezydenckie prerogatywy, odwołując wszystkich sędziów z Sądu Najwyższego, a do tego jeszcze będzie narażał państwo na destabilizację.

Doradca: – Były w pałacu prezydenckim dyskusje o tym, że Rosjanie mogą próbować się wmieszać i wykorzystać protesty, ale nie mieliśmy twardych raportów, że takie ryzyko jest.

Minister: – Głównym czynnikiem wet było to, że ustawy odbierają prezydentowi kompetencje. To w ogóle jest leitmotiv całej prezydentury Dudy: nie można sobie dać odebrać choć skrawka kompetencji. Był absolutnie przeczulony na tym punkcie. Wręcz przeciwnie: trzeba poszerzać kompetencje prezydenta, czego najlepszym przykładem była ustawa kompetencyjna z 2023 roku.

Doradca: – Duda myślał tak: nie dość, że mam tylko niewielkie kompetencje, to jeszcze wszyscy mnie chcą z nich oskubać, Kaczyński też chce mnie oskubać. Nie chciał przejść do historii jako prezydent, który dał się oskubać z uprawnień. Zwłaszcza że cały czas królowała krytyka prezydenta przedstawianego jako człowiek niesamodzielny, długopis, człowiek oddany Kaczyńskiemu czy wręcz jego poddany. To poczucie zagrożenia, że może przejść do historii jako ośmieszony prezydent, było bardzo silne u Dudy.

Człowiek z otoczenia prezydenta: – Duda pojechał do Częstochowy, by się pomodlić przed decyzją, czy wetować te ustawy. I jeszcze rozmawiał ze swoim ojcem.

Inny współpracownik: – Trzeba pamiętać, że w tamtym momencie, w 2017 r., to był już szczyt lekceważenia przez PiS pozycji Dudy jako głowy państwa. W PiS uważali wtedy, a już zwłaszcza Kaczyński, że Duda ma wszystko podpisywać i nie robić żadnej łaski. To były czasy, kiedy narodził się „prezydent długopis” i „Adrian”. PiS przyczyniło się do powstania potężnego przemysłu lekceważenia głowy państwa.

Doradca: – Zwłaszcza Marcin Mastalerek, który miał osobiste rachunki z prezesem PiS, popychał Dudę do samodzielności i stawania w kontrze do Nowogrodzkiej – zwłaszcza w drugiej kadencji.

Jak wyglądał dzień przed wetami?

– Marcin Mastalerek przyszedł i powiedział: „Andrzej, to jest ten moment, żebyś pokazał jaja – jak masz cojones, to musisz zawetować, bo jak nie zawetujesz, to już cię kompletnie zjedzą”. Mastalerek będzie się tego teraz wypierał i mówił, że nie ma w tym żadnego udziału.

Mastalerek był już wtedy „wiceprezydentem”?

– Nie. Przez długi czas od wyborów prezydenckich był obrażony, że Duda nie wziął go do pałacu prezydenckiego.

Właśnie Mastalerek wymyślił, żeby Duda, publicznie uzasadniając weta, powołał się na autorytet Zofii Romaszewskiej, bardzo szanowanej w obozie PiS i generalnie w politycznym światku. Żeby podparł się Romaszewską, w którą przecież nikt publicznie nie odważy się uderzyć. Romaszewska była kimś naprawdę bliskim także dla samego prezesa Kaczyńskiego.

Duda chciał się nią osłonić przed ostrzem krytyki ze strony PiS i samego Kaczyńskiego. Zrobił z kobiety tarczę?

– Polityka. Duda już wiedział, że zawetuje ustawy sądowe, ale poprosił Zofię Romaszewską, która była jego doradczynią, o rozmowę. To było bardzo cwane zagranie. Oczywiście, pani Zofia powiedziała: musi być weto. Według niej ustawa o Sądzie Najwyższym autorstwa Ziobry to było jak powrót do PRL. Na konferencji prasowej Duda przytaczał jej słowa jako decydujące dla decyzji o wetach. Mówił, jak mocno go te słowa Romaszewskiej uderzyły. Ściemniał, proszenie jej o radę to był tylko sprytny trik „Mastala”.

Zofia Romaszewska spisała choć tę opinię i dostarczyła?

– Nawet nie miała jej w pisemnej formie. Romaszewska po prostu krótko rozmawiała z prezydentem. Nikogo to zresztą nie interesowało, czy powie, czy napisze, że radzi prezydentowi weto. Ważne było tylko to, aby Duda mógł powiedzieć: „Zofia Romaszewska doradza weto”. Ona sama zresztą potem mówiła, że poczuła się zażenowana, kiedy Duda wymienił ją jako decydujący głos.

I bez tego teatru z Romaszewską, i bez tych protestów skończyłoby się na wetach. Ale one bardzo ułatwiły sprawę i nadały też wetom większą wagę.

Doradca: – Rozmowa z Zofią Romaszewska decydująca? Ha, ha, ha… no bez jaj. To nie miało żadnego znaczenia, nawet jeśli Duda mówił, że to było kluczowe.

Minister: – Najważniejsze było to, że w tych ustawach znajdowały się zapisy bezpośrednio naruszające kompetencje prezydenta. Dla obserwatorów z zewnątrz, zwłaszcza dla krytyków PiS i Dudy, były to rzeczy wręcz niezauważalne, bo co to niby za różnica, czy o losie sędziów Sądu Najwyższego zdecyduje Duda, czy Ziobro? Ale prezydent jest absolutnie przeczulony na punkcie swoich prerogatyw.

Rozmówca z pałacu: – Mówimy o kilku elementach, które składały się na weta. Wśród nich jest też taki: prezydent Lech Kaczyński, a więc profesor prawa pracy, nigdy nie zgodziłby się na zwolnienie ustawą wszystkich pracowników danej instytucji, a decyzji o ich przyjęciu do pracy nie zostawiłby w gestii ministra sprawiedliwości. No wyobraża pan sobie, żeby Lech Kaczyński podpisał taką ustawę? To kompletny absurd. A Duda bardzo często się właśnie do jego dorobku odwołuje.

Współpracownik: – Było w pałacu prezydenckim spore zaskoczenie po wetach do ustaw sądowych w 2017 roku. Przynajmniej na średnim i niższym szczeblu pracowników. W pałacu nie było żołnierzy Nowogrodzkiej, ale ludzie z obozu PiS bądź sympatyzujący z tą partią byli przekonani, że Duda i PiS to jest jednak cały czas jeden duży prawicowy obóz polityczny. A tu nagle jest rozłam, to wywołało reakcję: „Wow! Co się tu dzieje!? Co ten Duda zrobił?”.

Bliski współpracownik Andrzeja Dudy: – Kaczyński po raz pierwszy spotkał się z taką sytuacją, że Duda wetuje mu ustawy, które były jednymi z najważniejszych dla rządu PiS. Był, tak jak i inni na Nowogrodzkiej, skrajnie zaskoczony. Zwłaszcza że Duda wziął ich z zaskoczenia. Na zwołanej ad hoc konferencji prasowej po przydługim wywodzie prezydent powiedział w końcu: weto, weto. Na Nowogrodzkiej jeden z najbliższych ludzi Kaczyńskiego podobno aż narobił w gacie z przerażenia.

Minister: – Kaczyński zaczął przyjeżdżać do Belwederu na rozmowy z Dudą i naszymi ministrami. Był taki cykl wymuszonych spotkań. Najpierw jednak tuż po wetach Kaczyński wysłał do prezydenta delegację, która zażądała cofnięcia tych wet. Przyjechali jeszcze tego samego dnia, w którym Duda ogłosił weta. To był kompletny absurd.

Rozmówca z pałacu prezydenckiego: – Najpierw zadzwonili, że chcą się z prezydentem spotkać. To jest oczywiste, że odpowiedział pozytywnie, bardzo dobrze się znał z wszystkimi w tej delegacji PiS. Potem przyjechali: marszałek Sejmu Elżbieta Witek, marszałek Senatu Stanisław Karczewski i premier Beata Szydło. Ale podkreślali, że są tu w imieniu Jarosława Kaczyńskiego.

Człowiek prezydenta: – Duda wydał już formalne postanowienie o zwróceniu ustaw do Sejmu celem ich ponownego rozpatrzenia, a oni przyjechali. Była taka rozmowa: „Słuchaj, Andrzej, Jarosław żąda, żebyś cofnął decyzję o wetach”. Duda mówi: „Jesteście poważni? Jak może żądać?”. „Żąda, żebyś cofnął decyzję”. On: „Nic nie będę cofał, decyzję podjąłem, jestem poważnym człowiekiem, jestem prezydentem i koniec, decyzja została podjęta”.

Krótko rozmawiali – pół godziny. Oczywiście, że były duże emocje. Byli na Dudę wściekli, a Kaczyński jeszcze bardziej. Ale klamka zapadła – Duda nie mógł się wycofać, boby się ośmieszył.

Minister: – Wysłannicy Kaczyńskiego mówili, że Duda wywróci cały obóz, a to jest taki moment, w którym trzeba docisnąć, bo nasi wyborcy tego żądają, by doprowadzić do końca reformę sądownictwa.

Mówili: „Andrzej, to nam może wszystko zabić, spuści powietrze z całego obozu Zjednoczonej Prawicy”. Różne takie argumenty padały: i polityczne, i publicystyczne. Ale wszystkie sprowadzały się do żądania cofnięcia decyzji. Kaczyński obawiał się, że decyzja Dudy to będzie koniec PiS.

Doradca: – Kaczyński nie przyjechał osobiście, bo żył w przekonaniu, że Duda jest graczem nieistotnym, pomijalnym. Bardzo się pomylił.

Dopiero później prezes PiS przyjeżdżał do Belwederu, bo nie miał już wyjścia – Duda postawił go w sytuacji: albo będziesz ze mną rozmawiał, albo zacznę już grać we w pełni własną grę. I Kaczyński doszedł do wniosku, że w tamtym momencie mu się jednak opłacało rozmawiać z prezydentem.

Polityk PiS bliski Nowogrodzkiej: – Kaczyński finalnie podejmuje decyzje po twardej analizie. Wyszło mu, że musi się pojawić u prezydenta, bo było takie oczekiwanie całego obozu Zjednoczonej Prawicy: bo jak to może być, że mamy swojego prezydenta, a wielki Jarosław Kaczyński nie jest nawet w stanie do niego podjechać, by się jakoś pogadać?!

Te nowe ustawy sądowe, wynegocjowane przez Dudę i Kaczyńskiego, faktycznie były zbliżone do tego, co prezydent wcześniej zawetował. Ale bez tych wątków, z którymi Andrzej się nie zgadzał, czyli na przykład hurtowego wywalania sędziów i wszystkich pracowników Sądu Najwyższego.

Bliski współpracownik: – Duda słucha doradców, różne osoby mu coś sugerują i przedstawiają argumenty. Ale on zawsze mówił: „Na końcu jestem sam ze swoją decyzją i biorę za nią pełną odpowiedzialność”. W sprawie ustaw sądowych z 2017 roku bardzo długo się zastanawiał i rozważał wszystkie za i przeciw.

Człowiek z PiS: – Kaczyński winił Mastalerka o te weta. Na PKP PiS po wetach Kaczyński powiedział: „Mastalerek zapłaci za weta, macie zadzwonić do Wojciecha Jasińskiego, żeby wyrzucił go z Orlenu”.

Doradca: – Po wetach Duda zaproponował Mastalerkowi stanowisko w Kancelarii Prezydenta. Ale „Mastal” poszedł do Ekstraklasy SA, w czym pomógł mu premier Mateusz Morawiecki. A prezydentowi Marcin od tego momentu doradzał, ale nieoficjalnie.

Książkę Jacka Gądka „Duduś. Prezydent we mgle. Kulisy Pałacu Andrzeja Dudy” można kupić tu.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version