Starsi nie wytrzymują 15 lat pracy do emerytury, młodzi odchodzą po paru miesiącach. Są zmęczeni fizycznie i psychicznie, ale boją się iść do psychologa. I mają dość polityki.
Początki są obiecujące. – Nie masz co ze sobą zrobić, składasz papiery, po pierwszym miesiącu przychodzi przelew na pięć tysi i czujesz, jakbyś Pana Boga za nogi złapał – mówi Tomek, który w policji spędził 23 lata.
Służył w komendach powiatowych i głównej. Odszedł przed pandemią.
– Jesteś panem na dzielnicy, porobisz parę lat i przelew rośnie do 7 tys. Łapiesz bandytów, jeździsz do prokuratorów i sądów, przekroczysz prędkość, wyciągasz „szmatę” [legitymację – red.], koledzy cię puszczają. Czujesz się kimś. Więc o co – pytasz siebie – k***, chodzi? Dlaczego wszyscy mówią, że policja to bagno?
Zostawał po godzinach jak wszyscy. Zaczęli mu się śnić przestępcy. Przelew przestał rosnąć. Tomek doszedł do ściany. Poprosił naczelnika, żeby wysłali go na jakiś kurs.
– Naczelnik się wk*** i dał do zrozumienia, że mam być robolem, a nie się rozwijać. Kiedy o coś prosisz, zaczynają zbierać haki, żeby nie dać premii i udowodnić, że wyżej nie podskoczysz. Podzieliłem los kolegów – wspomina Tomek i opowiada dalej. – Mijają lata, frustracja rośnie wykładniczo, przelew symbolicznie, przestajesz się kontrolować, głośno się żalisz, komendant to słyszy, ale cię nie zwolni, bo z policji praktycznie nie można wylecieć, chyba że się upijesz na służbie albo umyślnie popełnisz przestępstwo, poza tym ma z ciebie pożytek. Chciałbyś zmienić wydział, ale słyszysz, że „nie podbieramy sobie ludzi”; pójść do innych służb, ale nie wiesz, jak tam trafić. Słyszałeś, że tylko po znajomości. Jeśli masz dość oleju w głowie, to odchodzisz, zanim zrobisz się za stary na inną robotę – mówi Tomek.
Nikt nie chce tu pracować?
Na początku roku brakowało dokładnie 11 715 policjantów. W 2024 r. do służby przyjęto 6411, odeszło 5920. Rok wcześniej odejść było prawie 9,5 tys., przyjęć trochę ponad 5 tys.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji chwali się rekordową liczbą podań do pracy i dodatnim saldem przyjęć. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Policjantów (NSZZP) twierdzi natomiast, że całej tej kilkusetosobowej nadwyżki już nie ma, bo mniej więcej tylu nowych policjantów odeszło ze służby zaraz po przyjęciu. Powód? Ich wyobrażenia legły w gruzach już na etapie szkolenia podstawowego.
Z informacji związku wynika również, że w styczniu i lutym policję opuści ok. 4 tys. najbardziej doświadczonych ludzi.
– Przychodzi 6,5 tys. żółtodziobów, odchodzi 6 tys. wyjadaczy. Tragiczny bilans ukazujący problem z zapewnieniem bezpieczeństwa w państwie – mówi Karol, który odszedł po 24 latach służby.
Pracował w różnych wydziałach, kierował dużą komórką organizacyjną, a także jednostkami na terenie kraju, aż się wypalił. Powrotu sobie nie wyobraża.
Związki zawodowe rozmawiają z ministerstwem od miesięcy. Niezadowoleni z wyników negocjacji policjanci strajkowali. W listopadzie na „psią grypę” w ramach akcji „Lucyna” zapadło ponad 10 tys. funkcjonariuszy, czyli ok. 10 proc. wszystkich. Jeśli nic się nie zmieni, zapowiadają kolejne manifestacje.
Żądają powiązania budżetu policji z PKB, tak jak w wojsku. Dodatków mieszkaniowych, wyższych dodatków wakacyjnych, modernizacji sprzętu. Chcieli 15 proc. podwyżki, rząd zgodził się na 5 proc. – To tyle, ile wynosi inflacja – komentuje Sławomir Koniuszy z NSZZP.
Krzysztof Balcer, przewodniczący związku w Łodzi, w rozmowie z TOK FM: – Przestaniemy jeździć na granicę, szkolić żołnierzy i strażników granicznych z naszej taktyki, jak sobie radzić z tłumem, który znajduje się po drugiej stronie i obrzuca nas kamieniami.
Dodał, że policjanci zaczną się też przyglądać, gdzie parlamentarzyści jeżdżą na zakupy i czy parkują zgodnie z przepisami. – Posła nie można ukarać, bo immunitet, ale można mówić dziennikarzom o tym, że parkuje bezkarnie – deklarował Balcer.
– Postępy w negocjacjach są mizerne – ocenia Koniuszy. – A to, co zostało wprowadzone, jeśli już, to przyniesie korzyści za parę lat, i to pod warunkiem, że policja odbuduje swoją pozycję na rynku pracy. Chodzi o program rozbudowy klas o profilu mundurowym.
Kolejną wprowadzoną zmianą jest złagodzenie kryteriów powrotu do służby. Byli policjanci, którzy wracają przed upływem pięciu lat lub służyli w randze co najmniej oficera młodszego, nie muszą przechodzić testu sprawności fizycznej ani badania psychologicznego. Policjanci wracający po pięciu latach muszą udowodnić sprawność fizyczną, ale omija ich badanie psychologiczne.
Koniuszy ocenia, że pomysł złagodzenia kryteriów powrotu nie przyniósł dotychczas wymiernych korzyści. – To rozwiązanie tylko pozoruje naprawianie wszystkiego, co w policji funkcjonuje źle. Skoro ktoś już zdjął mundur, to zapewne znalazł sobie lepsze zajęcie – wolne od stresu, przeciążeń i przede wszystkim dające czas na normalne funkcjonowanie w rodzinie – uważa Koniuszy.
W rozmowach z resortem widać dobrą wolę, jednak nie idą za nią żadne gwarancje w postaci projektów ustaw. – Politycy z panem premierem na czele podkreślają, jak bezcenne jest bezpieczeństwo, ale do tej pory nie udało nam się podpisać porozumienia gwarantującego wprowadzenie rozwiązań, które to bezpieczeństwo rzeczywiście poprawią. W naszej ocenie bezpieczeństwo Polski jest kulawe. Opiera się tylko na jednej zdrowej nodze, czyli armii. Drugą nogą jesteśmy my. I ta noga jest chora.
Kiedy trafiasz do „Drogówki”
Znasz trzy języki, naoglądałeś się amerykańskich filmów, marzysz o pracy w wydziale współpracy międzynarodowej. – A na dzień dobry okazuje się, że trafiasz do realiów „Drogówki” Smarzowskiego – opowiada Karol. – W trakcie rekrutacji mówisz psychologowi, że chciałbyś rozpracowywać gangi. Przełożony odpowiada, że zgodnie z potrzebą służby kieruje cię do drogówki. Na przywitanie dostajesz w mordę. Potrzeba służby to fraza wytrych, która jest odpowiedzią na wszystko.
Chcesz iść na szkolenie? – Nie teraz, potrzeba służby. Szef może cię nawet lubić, ale nie może sobie pozwolić, żebyś przy niedoborach wypadł mu na trzyletnie studia, bo każdy przełożony ma swojego przełożonego i ten go ochrzani. Hierarchiczny system zaczyna cię mielić – mówi Karol.
Chcesz się przenieść do innego wydziału? – Potrzeba służby, zrozum, brakuje ludzi. Przyjdź, kiedy będą, wtedy pogadamy. Tylko że to kiedyś się nie wydarza. Jedni pękają szybciej, innym trochę to zajmuje – dodaje Karol.
Jego kolega wytrzymał trzy lata. Miał małe dziecko, drugie w drodze. – Jechał z pracy do domu zadowolony, że ma wolne, a tu dzwoni przełożony i mówi: „Wracaj, potrzeba służby”. Taka potrzeba potrafi się ciągnąć 30 godzin. Krótka przerwa i kolejne 30. Niczego nie możesz zaplanować. Kolega był wrakiem człowieka i odszedł. W policji spotyka to tysiące osób. Nadgodzin nie odbierzesz, bo brakuje ludzi. Przełożony będzie cię przekonywał, że lepiej ci je po prostu wypłaci – mówi Karol.
Grzesiek, 12 lat służby, dziś w powiecie, wcześniej siedem lat w Warszawie: – W stolicy robiłem średnio 50 nadgodzin w miesiącu. Teraz średnia może wynosić nawet i 130, ale cieszę się, że uciekłem do powiatu. Jest bezpieczniej, szanują mnie, za 8 tys. na rękę żyję przyzwoicie. Duże miasta to maszynka do mięsa.
W grudniu we Wrocławiu było 1,2 tys. wakatów, w Katowicach 1,6 tys. Najwięcej policjantów, bo 2,5 tys., brakowało w Warszawie, mimo że stolica przyciąga specjalnym dodatkiem w wysokości 658 zł.
Karol: – Na co ci te pieniądze, skoro nie masz gdzie mieszkać? W mieście znajdziesz lepszą pracę. Tu bez pleców kariery nie zrobisz. Jesteś młody i kalkulujesz sobie, że ochrona ludzkiego życia w trybie non stop za 6 tys. na rękę to słaby interes. Więc odchodzisz.
Joanna przepracowała kilkanaście lat w korpusie służby cywilnej Komendy Głównej Policji. Zajmowała się m.in. współpracą międzynarodową. – Niektórzy w mojej komórce nie znali angielskiego i musiałam odwalać za nich robotę – wspomina. – Inni znaleźli się tam, bo byli pociotkami osób na wysokich stanowiskach, szybko skończyli szkołę policyjną i dostali robotę. Wołaliśmy na nich „pampersy”. Starszy kolega wytłumaczył mi kiedyś przy wódce, że w policji musisz wiecznie uważać, bo nigdy nie wiesz, kto jest z kim zapięty. Możesz być uczciwy do szpiku kości, a i tak nic nie osiągniesz. Deprymujące.
Przekleństwo „potrzeby służby”
Problemy, mówi Karol, zaczynają się już na samym początku.
Wypełniasz test, który ma wydobyć twoje dobre i złe cechy. To baza dla psychologa, który w trakcie rozmowy ma cię sprofilować i przydzielić w miejsce, w którym będziesz czuł się najlepiej i pracował najefektywniej. – Ale to się nigdy nie wydarza, ponieważ kluczem przydziału jest, uwaga, potrzeba służby. Zasypują tobą dziurę – Karol tłumaczy, że dziury są tam, gdzie wskaże ministerstwo.
– A ministerstwo w przypadku policji od zawsze zajmowało się PR, niezależnie kto rządził – uważa Karol. – Choćbyś znał trzy języki i rozumiał prawo międzynarodowe, to i tak dostaniesz pałkę i pojedziesz zabezpieczać kiboli, bo takich policjantów pokazuje się w telewizji. Jeszcze pół biedy, jeśli jesteś dobrze wyszkolony – mówi.
Z tym bywa dziś różnie, bo policję spustoszył covid. – Wiele szkoleń odbywało się online lub w trybie hybrydowym. Jakim cudem ktoś nauczy się przez internet, jak zachować się w sytuacji zagrożenia? W efekcie braki w wyszkoleniu ma kilkanaście tysięcy osób przyjętych wtedy do pracy – twierdzi Karol.
Grzesiek: – Na patrole wysyłają czasem dwóch żółtodziobów, bo doświadczonego nie ma. Gorzej, jeśli mają przy sobie broń.
Karol: – Ani ci policjanci nie będą z tą bronią bezpieczni, ani społeczeństwo.
Tomek, ten, który przesłużył 23 lata: – Pracując w policji, boisz się broni.
Przez ostatnie cztery lata służby w ogóle nie strzelał. Schował pistolet do szafy i zastanawiał się, czy gdyby zaszła potrzeba, potrafiłby go odbezpieczyć. – Nie ćwiczymy na strzelnicach, bo nie ma pieniędzy na amunicję. Kontakt z bronią dla 90 proc. policjantów ogranicza się do tego, że raz do roku ją przeczyszczą i zwrócą do magazynu – mówi Tomek. – Wyobraź sobie, że biegnie na ciebie bandyta. Jeśli jesteś rozsądny, to albo używasz pałki, albo sp****, bo jeśli źle strzelisz, to masz problem. Prokurator powie, że przecież się szkoliłeś i wiesz, żeby najpierw ładować w powietrze, a potem w mięśnie. Przecież mu nie wytłumaczysz, że zabiłeś, bo nie ćwiczyłeś.
Grzesiek: – W służbie przygotowawczej, czyli przez pierwsze trzy lata, policjant w ogóle nie powinien mieć broni. Tym bardziej że kryteria rekrutacyjne są coraz niższe.
MSWiA przygotowało projekt rozporządzenia zmieniającego wymogi sprawnościowe na policjanta. Z testu znikają: skok przez płotki i skrzynię, przewroty na materacu, przenoszenie 28-kilogramowego manekina. Łatwiej będzie rzucić piłką lekarską (już nie pięcio-, ale trzykilogramową) i usiąść z pozycji leżącej (zniknie obciążenie dwukilogramową piłką trzymaną za głową).
Dotąd niezdanego testu nie można było od razu poprawić. Po zmianach już tak. Także test psychologiczny będzie można powtórzyć, jeśli zechce tego przyszły przełożony.
MSWiA tłumaczy, że zmiany wynikają ze spadku aktywności fizycznej u młodzieży.
Idziesz do psychologa – zabierają ci broń
Przyjeżdżasz do wypadku, na asfalcie urwana głowa, reszta ciała jeszcze dymi. Wchodzisz do mieszkania, matka płacze i trzyma martwe dziecko, które przed chwilą udusiła. Chciałbyś z kimś pogadać, idziesz do policyjnego psychologa. Następnego dnia odbierają ci broń i wysyłają na przymusowy urlop.
Karol: – Przełożony ci powie, że nie ma wyjścia, bo możesz zrobić sobie krzywdę albo kogoś odpalić. Zabiera ci broń za to, że miałeś odwagę pójść do psychologa, który cię zgłosił, bo nie chciał wziąć odpowiedzialności. To dziesiątki przypadków rocznie, nie spotkałem się z ani jednym, który skończyłby się inaczej.
Tomek: – Miałem chłopaka w zespole. Trząsł się, chodził podk*****, widać było, że napięcie rośnie. Wysłałem go do psychologa. Naczelnik się dowiedział i kazał zabrać mu broń. Chłopaka to złamało i już się nie pozbierał.
Karol: – Zdarza się, że ludzie nie wytrzymują i się wieszają.
Brak broni ciągnie się za tobą – bardzo trudno ją odzyskać, a bez niej trudno awansować.
Policja za PiS
W niedzielę stoisz pod pomnikiem katastrofy smoleńskiej i wynosisz starszą kobietę za nogi, a potem wlepiasz jej kolejny mandat, nawet już nie pamiętasz który. Za tydzień już nie musisz, bo zmieniła się władza. Ale nie prawo, więc czujesz rozdwojenie jaźni.
Karol: – Za PiS wielu funkcjonariuszy straciło samokontrolę. Bywali nadaktywni w wypełnianiu obowiązków, bo chcieli się przypodobać i w końcu awansować. Wykonywali rozkazy, choć wiedzieli, że są idiotyczne.
Grzesiek: – Jesteśmy wykorzystywani politycznie przez kolejne władze i żadna nie chce tego zmienić, bo jej to na rękę. Tylko że młodzi policjanci to dziś już często wykształceni ludzie, nie mają ochoty być marionetkami.
Sławomir Koniuszy z NSZPP mówi, że związek od lat postuluje wprowadzenie kadencyjności najważniejszych stanowisk. – Jeśli nie komendanci wojewódzcy, to niech przynajmniej komendant główny będzie powoływany na pięcioletnią kadencję. Żadna władza nie chciała się na to zgodzić.
Tomek: – Policjanci nie cierpieli poprzedniej władzy, ale zagłosowali za nią, bo coś im w końcu dała. Jak dla mnie to mógł rządzić nawet Kaczor Donald, byleby kasa się zgadzała. Tak samo myśli wiele osób, które nigdy nie odejdą ani się nie sprzeciwią, bo może to toksyczny pracodawca, ale przynajmniej regularnie płaci.
Imiona zmienione na prośbę rozmówców