Mateusz Morawiecki wybrał się do Waszyngtonu na inaugurację drugiej kadencji Donalda Trumpa. Pojechał tam nie tylko jako były premier, ale także jako lider Europejskich Konserwatystów i Reformatorów – rodziny politycznej patrzącej z nadzieją na zmiany władzy za oceanem.
Jeśli jednak były premier liczył, że dzięki wizycie odwróci uwagę od swoich problemów z immunitetem, wyborami pocztowymi i aferą RARS, przedstawiając się jako polityk o poważnej pozycji w świecie, to chyba się przeliczył. Wizyta zamiast wizerunkowym sukcesem Morawieckiego okazała się głównie źródłem memów i wypowiedzi w mediach społecznościowych, które mogą się jeszcze bardzo źle zestarzeć.
Zagubiony w Waszyngtonie
Wizyta zaczęła się od wyjątkowo niekorzystnego dla byłego premiera wirala w social mediach: wrzuconego na portal X filmu ukraińsko-amerykańskiej dziennikarki , na którym Morawiecki wyglądał, jakby nie był w stanie wejść na wiec Trumpa i tłumaczył żołnierzom Gwardii Narodowej, kim jest, powołując się na swoją stronę na Wikipedii.
Media społecznościowe zalały wyśmiewające się z Morawieckiego wpisy i memy. Głównie autorstwa przeciwników PiS. Złośliwości nie mógł sobie odmówić Radek Sikorski, który napisał na portalu X: „Informuję polityków opozycji, że w odróżnieniu od czasów minionych, polskie placówki dyplomatyczne służą także wam. Zamiast «donosić na Polskę» lepiej zgłosić swój pobyt w MSZ i uzyskać informacje o warunkach bezpieczeństwa oraz wsparcie przy udziale w wydarzeniach”. Nie wymienił z nazwiska Morawieckiego, ale nietrudno zgadnąć, kogo miał na myśli.
Sytuacja byłego premiera została też włączona do sporu dwóch prawicowych imperiów medialnych: braci Karnowskich i Tomasza Sakiewicza. To ostatnie zaprosiło Morawieckiego do Stanów, co lider drugiego, Michał Karnowski, skomentował na portalu X: „Stacja, która zaprosiła premiera do USA, postawiła go w bardzo niezręcznej sytuacji. Sami w luksusach, na bankietach, a goście bez opieki. Tak się nie robi! Wiecie, że tak samo chcieli «gościć» Karola Nawrockiego? Ktoś tu gra na nową partię — starych liderów trzeba «spalić»”.
Morawiecki tłumaczył później, że film wcale nie przedstawia tego, jak służby nie pozwalają mu wejść na wiec Trumpa, tylko zupełnie inną sytuację. Morawiecki miał zmierzać piechotą na umówiony wywiad, najwyraźniej bez wiedzy, które ulice amerykańskiej stolicy zostały zamknięte. Wizerunkowe mleko się już jednak rozlało, a nawet przyjmując wyjaśnienia byłego premiera, trudno uznać, że jego wizyta była dobrze zorganizowana – polityk tej rangi powinien w miarę możliwości unikać sytuacji, które mogą się stać punktem wyjścia do filmików, z których trzeba się potem tłumaczyć.
Selfie z Trumpem w kółeczku
Były polski premier dotarł za to szczęśliwie na inaugurację drugiej kadencji Trumpa, co udokumentował licznymi zdjęciami na swoim koncie na portalu X. Na jednym z nich widzimy autoportret Morawieckiego na tle sceny, na której w otoczeniu kilku osób przemawia Trump.
Zdjęcie byłoby w porządku, gdyby nie nadgorliwość ludzi Morawieckiego. Paweł Jabłoński, były wiceminister spraw zagranicznych, wrzucił je na swój profil na X z podpisem: „A tak, drodzy Państwo, wygląda premier niewpuszczony na przyjęcie inauguracyjne Donalda Trumpa. Samego Donalda Trumpa również nie wpuścili – na zdjęciu widać właśnie, jak mówi o tym ze sceny”. By nikt nie miał wątpliwości, który to Trump Jabłoński zaznaczył go kółeczkiem.
Z takimi politycznymi sojusznikami jak Jabłoński, były premier Morawiecki nie potrzebuje wrogów. Zdjęcie podane w takiej formie zamiast z pamiątki z ważnego wydarzenia zmienia się w dość desperacką próbę przekonania opinii publicznej, że Morawiecki jest istotną osobą w około-trumpowskiej międzynarodówki i kimś, kto się liczy. Dość mało przekonującą, bo na zdjęciu nie widzimy rozmowy Morawieckiego z Trumpem czy choćby uścisku dłoni tylko dystans, jaki dzieli polskiego byłego premiera od amerykańskiego prezydenta.
I tyle byłoby z prawicą socjalną?
Morawiecki na swoim profilu na portalu X zamieścił za to zdjęcia z rozmowy z inną głową państwa: prezydentem Argentyny Javierem Milei. Trudno chyba o bardziej kontrowersyjnego partnera, nawet wśród politycznych przyjaciół Trumpa.
Milei poddaje właśnie Argentynie gospodarczej „terapii szokowej”, przy której ta polska z początku lat 90. wydaje się bardzo łagodną kuracją. Reformom Milei udało się co prawda zbić inflację i osiągnąć nadwyżki budżetowe, ale kosztem wzrostu bezrobocia i rekordowych poziomów ubóstwa.
PiS odnosił największe sukcesy, gdy przedstawiał się jako „prawica socjalna”, upominająca się o Polaków, których kolejne liberalne rządy traktowały – jak przekonywała propaganda partii – jako „konieczne koszty reform”. Zdjęcia z Mileim skłaniają do złośliwych komentarzy typu „i tyle zostało z socjalnego PiS”? Bo przy argentyńskim prezydencie, który jest jak Mentzen i Korwin razem wzięci na sterydach, nawet Leszek Balcerowicz może uchodzić za socjaldemokratę.
Politycy lewicy – jak Adrian Zandberg – już pytają Morawieckiego na portalu X czy marzy się mu w Polsce druga terapia szokowa. Biorąc pod uwagę przeszłość Morawieckiego jako prezesa wielkiego banku i jego nagrane na jednej z taśm słowa o „pracowaniu za miskę ryżu” nie są to korzystne pytania dla byłego premiera. Ani dla całej jego formacji, która jak można się spodziewać, będzie atakować „antyspołeczy” rząd Tuska, przeciwstawiając jego polityce hojny socjal z czasów Szydło i Morawieckiego.
Oczywiście, wspólne zdjęcia z Mileim nie muszą oznaczać wspólnoty poglądów. Po co je jednak wrzucać i narażać się na podobne kontrowersje? Albo na pytania, czy nikt inny nie chciał rozmawiać z polskim byłym premierem?
W czyje żagle dmie ten wiatr
Relacjonując w swoich mediach społecznościowych inaugurację, Morawiecki zachwycał się deklaracjami Trumpa o odejściu od Zielonego Ładu i powrotu do paliw kopalnych. Co w przypadku polityka z państwa, które nie ma ani ropy, ani gazu, a złoża węgla, które posiada, są wyjątkowo drogie w eksploatacji, jest niezbyt zrozumiałe – zielona energia i atom to jedyna szansa na rozwojowy impuls dla polskiej gospodarki.
Morawiecki zachwycał się też „wiatrem zmian”, jaki wieje z Waszyngtonu. Czuje go cały świat, druga kadencja Trumpa może okazać się głęboko transformacyjna dla polityki światowej. Morawiecki i jego partia wierzą, że ten wiatr dmie w ich żagle i dzięki niemu wrócą do władzy. „Trumpowski wiatr” jest jednak tak nieprzewidywalny, że równie dobrze może rzucić Polskę na bardzo nieprzyjazne, pełne mielizn wody – posty Morawieckiego mogą się naprawdę źle zestarzeć. Jeśli Morawiecki chce się przedstawić opinii publicznej jako ktoś prawdziwie liderskiego formatu, to zamiast wchodzić w rolę fanboya amerykańskiego prezydenta, powinien przynajmniej zasygnalizować – dyskretnie, tak by nie zrazić Amerykanów — że rozumie też ryzyka związane z jego drugą kadencją. Bo może okazać się, że interesy Warszawy ewentualnie rządzonej kiedyś przez PiS i Waszyngtonu Trumpa wcale nie będą zgodne.