Prof. Agnieszka Legucka: – Z pewnością nie musiałby, gdyby nie niepowodzenie ukraińskiej kontrofensywy. Niespełnione nadzieje i oczekiwania – nie tylko Ukraińców, ale całego świata zachodniego – zrodziły poczucie frustracji. W momencie, gdy przychodzą porażki, szukamy winnych tych porażek. W międzyczasie wyszły na jaw liczne nieporozumienia na linii Zełenski-Załużny, które narastały od samego początku wojny, a wynikały z innego podejścia do działań sił zbrojnych Ukrainy na konkretnych odcinkach.
– Chodzi zwłaszcza o Bachmut. Ukraina straciła to miasto, a poświęciła na jego obronę ogromną liczbę ludzi i sprzętu. Władze w Kijowie nie chciały zrobić pół kroku w tył, z kolei Załużnemu zależało nie na konkretnym mieście, tylko na wyciągnięciu Rosjan z okopów. Decyzja władz centralnych pozwoliła utrzymać się Rosjanom na zdobytych wcześniej pozycjach. Generał Załużny nie chciał narażać żołnierzy na niebezpieczeństwa i ryzyka działań ofensywnych. Od jakiegoś czasu krążyły opinie, że postawił na taktykę rozciągniętego frontu i nieryzykowanie nadmiernie życiem ukraińskich żołnierzy. To niekoniecznie przekładało się na zwycięstwa na poszczególnych odcinkach.
„Ukraińska Prawda” określiła go jako dowódcę „dla którego wykonanie zadań jest ważniejsze od liczby poświęconych dla tego ludzkich istnień”.
– Tak właśnie jest. To ryzykowny ruch ze strony Zełenskiego. Mam wrażenie, że łapie się ostatnich sposobów na przełamanie rosyjskiego oporu na froncie. Jednocześnie stawia na zaskoczenie wroga, bo właśnie z powodu chęci chronienia swoich żołnierzy przez Załużnego siły ukraińskie były dla Rosjan przewidywalne.
Ukraiński prezydent wykonał taki ruch, bo widzi, że to ostatni moment, żeby przechylić szalę na froncie na stronę Ukrainy? Lada moment ukraińska armia może stracić na dobre pomoc ze strony Stanów Zjednoczonych, a wtedy upadek i porażka będą wyłącznie kwestią czasu.
– To jedna z przyczyn tej decyzji. Jednak kluczową motywacją były kwestie wewnętrzne. Z jednej strony, sympatia społeczeństwa dla prezydenta Zełenskiego topnieje w oczach, z drugiej – notowania generała Załużnego szybko rosną. Dzisiaj Załużny jest już politycznym konkurentem Zełenskiego. I to konkurentem, którego Ukraińcy lubią coraz bardziej.
Nie jest tajemnicą, że Zełenski od dawna obawiał się politycznych ambicji Załużnego. Słusznie?
– To na pewno jeden z kluczowych argumentów za tym, że Zełenski pozbył się Załużnego. Drugim jest to, że generał postawił się prezydentowi w kwestii strategii i nie chciał zmieniać sposobu działania wojsk ukraińskich na froncie. Załużny nie chciał na froncie ryzyka, tylko utrzymania już zajmowanych pozycji. To z kolei nie w smak prezydentowi, który potrzebuje dużego zwycięstwa przynajmniej na jednym odcinku frontu. Tak, żeby w razie czego móc położyć coś konkretnego na stole negocjacyjnym z Putinem. Trzeci element to przerzucanie odpowiedzialności. Z jednej strony Zełenskiemu odpowiadało to, że główna odpowiedzialność za działania na froncie spada na głównodowodzącego sił ukraińskich. Z drugiej, Załużny odchodzi w korzystnym dla siebie momencie, jeśli zechce kontynuować karierę polityczną, ponieważ nie położy się na nim cieniem ewentualna porażka na froncie. Ona ewentualnie pójdzie już na konto generała Syrskiego.
Odczytuję to jako wyraz słabości i strachu przed tym, co nadciąga w stronę Ukrainy
~ prof. Agnieszka Legucka, analityczka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych
Załużny chce mieć polityczną przyszłość?
– Trudno to jeszcze dzisiaj jednoznacznie ocenić. Na pewno jest w Ukrainie legendą, na pewno ma nieposzlakowaną opinię generała, który chroni swoich ludzi, swoich żołnierzy. W momencie, gdy Zełenski będzie tracić poparcie – jest to bardzo mocno powiązane z sytuacją na froncie; w razie sukcesów, zacznie poparcie zyskiwać – Załużny ujawni swoje ambicje polityczne. To jest legenda. A legenda, jeśli nie zostanie zbrukana, jest potężną kartą w politycznej rozgrywce w przyszłości.
Odwołując Załużnego Zełenski napisał, że zaproponował mu „pozostanie w zespole”. To kurtuazja i chęć trzymania groźnego rywala możliwie blisko czy są realne szanse, że generał taką propozycję przyjmie?
– Myślę, że Załużnemu też zależy na sukcesie armii i Ukrainy, ponieważ walka ma charakter egzystencjalny dla całego państwa. Dlatego obaj zdecydowali się grać wspólnie, ale z nowo ustawionymi pionkami.
O losie Zełenskiego może zdecydować kwestia powszechnej mobilizacji, która była jednym z głównych punktów spornych między nim a Załużnym. Mowa o 450-500 tys. ludzi. Dochodziło do łapanek ludzi w miejscach publicznych. Społeczeństwo ukraińskie bardzo źle zapowiedź tej mobilizacji przyjęło. Ma dość wojny, ale pytanie, czy już odwraca się od władzy?
– Tak, Ukraińcy odwracają się od władzy. Tutaj zachodzą zresztą dwie kwestie. Z jednej strony, jest sprawa potrzeb armii na froncie. Wielu żołnierzy, którzy służą w ukraińskiej armii, ma żal do młodych Ukraińców, którzy bawią się na Zachodzie czy w Kijowie, a kwalifikowaliby się do wysłania na front. Czują się przez nich oszukani i zdradzeni. Sama słyszałam od ukraińskich znajomych, że wśród wojskowych rodzin wzbiera poczucie frustracji i niesprawiedliwości, ponieważ jedni uciekli z kraju albo nie chcą iść na front, a największy ciężar spadł na tych, którzy poszli do armii w pierwszym rzucie. Żeby utrzymać linię frontu, bo nie mówimy już nawet o nowych zdobyczach, powszechna mobilizacja jest konieczna.
– Druga kwestia to zbliżające się wielkimi krokami wybory prezydenckie w Rosji. Słowo „wybory” należy tu wziąć w duży cudzysłów, aczkolwiek do tego czasu Putin nie odważy się ryzykować na froncie ani przeprowadzać nowych mobilizacji do armii. Tyle że tego czasu względnego spokoju pozostało bardzo mało.
Kreml mobilizację przeprowadził już dwukrotnie od początku wojny. Kijów chce to zrobić po raz pierwszy.
– Zgadza się. Jednak Zełenski chce uciec do przodu. Wie, że bardzo szybko kończy mu się czas. Zeszły rok dawał największe szanse na odzyskanie zdolności operacyjnej i zdobycie wyraźnej przewagi na froncie. Nie udało się. Teraz jest ostatni moment dla Kijowa, żeby osiągnąć coś dużego, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że amerykańskie wsparcie materialne i wojskowe może skończyć się lada moment. Gdyby do władzy wrócił Donald Trump, sytuacja Ukrainy stałaby się trudna. Zełenski ma prawo się tego obawiać i musi kalkulować kolejne ruchy uwzględniając te zmienne. Do tej pory na arenie międzynarodowej grał rolę męża stanu pozyskującego dla Ukrainy poparcie polityczne i wymierne wsparcie militarne oraz finansowe od kolejnych państw. Teraz będzie mu o to coraz trudniej, a Ukrainie coraz trudniejutrzymać swoje pozycje na froncie.
Jak w takim razie oceniać decyzję Zełenskiego o dymisji Załużnego? To jeszcze pokaz siły słabnącego przywódcy czy już wyraz jego słabości i strachu?
– Odczytuję to jako wyraz słabości i strachu przed tym, co nadciąga w stronę Ukrainy. Wszystko przemawia za tym, że nie zmienia się koni w trakcie jazdy, zwłaszcza jeśli te konie dają sobie radę. Zatrzymanie Załużnego na stanowisku dawało Ukraińcom realne przekonanie, że skoro on dowodzi, to sytuacja nie jest jeszcze przegrana. Komunikacyjnie naród odbierze decyzję Zełenskiego bardzo źle. W szczególności, że następcą jest osobą, która nie żałuje żołnierskiej krwi w imię wyznaczonych celów. To może spowodować jeszcze większy exodus młodych z Ukrainy i jeszcze większy opór społeczeństwa przed powszechną mobilizacją.
Generał Syrski jest też dowódcą niespecjalnie popularnym w ukraińskiej armii. Analitycy wojskowi i sami żołnierze wypominają mu zwłaszcza krwawą bitwę o Bachmut, która kosztowała Ukrainę bardzo drogo, a miasto i tak trafiło w ręce Rosjan.
– Zgadza się. A niedługo możemy mieć powtórkę z historii, bo na mapie działań wojennych znalazło się bardzo podobne miejsce – Awdijiwka w obwodzie donieckim. To pokazuje, że polityka zaczyna triumfować na froncie – Kijów idzie w scenariusz utrzymania wszystkiego, co tylko można utrzymać, nawet za cenę życia bardzo wielu swoich żołnierzy. To nie jest dobry sygnał, który pokazywałby siłę prezydenta Zełenskiego. Wręcz przeciwnie.
W momencie, gdy Zełenski będzie tracić poparcie Załużny ujawni swoje ambicje polityczne. To jest legenda
~ prof. Agnieszka Legucka, analityczka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych
Zełenski traci kontrolę nad wydarzeniami na froncie i nad sytuacją w swoim otoczeniu?
– W Polsce mylnie postrzegamy Zełenskiego. Wydaje nam się, że to taki człowiek-orkiestra, polityk, który nadaje się do wszystkiego. Natomiast już przed początkiem pełnoskalowej wojny był człowiekiem, który w swoich działaniach był mało otwarty na opinie najbliższego otoczenia, w związku z czym pojawiały się różnego rodzaju napięcia. Zełenski nie lubi sprzeciwu, niezwykle często działa pod wpływem emocji. W początkowej fazie wojny to bardzo się sprawdzało – umiejętność koordynacji wszystkiego z pozycji lidera, rozdzielanie obowiązków, jednoosobowa kontrola nad wszystkim. W sytuacji porażki powinien raczej nastawić się na pozyskiwanie sojuszników wewnętrznych, a nie antagonizowaniu ludzi.
Ilu mu tych sojuszników zostało?
– Oni wciąż są. Ukraina nie ma zresztą specjalnej możliwości zmiany swojej polityki. Jestem daleka od stwierdzenia, że teraz Zełenski zasiądzie do rozmów z Rosją czy podda Ukrainę. Społeczeństwo ukraińskie nie jest jeszcze na takie ruchy gotowe, nie zgodzi się na nie. Czeka nas bardzo wyboisty czas – zarówno dalsza część tego roku, jak i zwłaszcza 2025 rok.
Jak na zmianę głównodowodzącego wojsk ukraińskich zareaguje Zachód? Stany Zjednoczone nie chciały się mieszać i zostawiły tę decyzję Kijowowi. Jednak i na Ukrainie, i na Zachodzie Załużny miał status jeśli nie legendy, to co najmniej wielkiego autorytetu. Był symbolem ukraińskiej siły – wojnę, która miała potrwać kilka dni, skutecznie prowadził przez dwa lata. To może się odbić na determinacji Zachodu w pomocy Ukrainie?
– Niezależnie od zmian personalnych przeprowadzonych przez prezydenta Zełenskiego – nawet gdyby wybrał kogoś jeszcze lepszego od Załużnego – nie zmieni to niekorzystnej dla Ukrainy trajektorii działań, a więc zmniejszenia wsparcia militarnego z Zachodu. Głównym czynnikiem jest tutaj kampania wyborcza w Stanach Zjednoczonych, sprzęgnięcie kwestii ukraińskiej z bieżącą amerykańską polityką, i granie kartą ukraińską tak przez demokratów, jak i republikanów. Postać głównodowodzącego ukraińskiej armii to w tej sytuacji didaskalia.